Jeden z najzdolniejszych niemieckich dowódców z okresu drugiej wojny światowej feldmarszałek Erich von Manstein w swoich wspomnieniach „Stracone zwycięstwa” napisał: Jest trudno zorientować się w zamiarze polskiego planu operacyjnego, gdyby nie żywione pragnienie „osłonięcia wszystkiego”, czy być może bardziej właściwsze określenie, nie oddawania niczego dobrowolnie. Życzenie, któremu ulega słabszy, prowadzi z reguły do klęski. (…) Może tak być, że polski plan poza życzeniem „nie oddawania niczego za darmo” w ogóle nie posiadał żadnej jasnej myśli, lecz przedstawiał sobą kompromis między koniecznością przejścia do obrony w obliczu przeważającego przeciwnika a wcześniejszymi ambicjami ofensywnymi. (…) Rozmieszczenie polskich wojsk w 1939 r. usiłujących obronić wszystko, włącznie z rejonem „korytarza” i wysuniętą Wielkopolską, wobec wcześniej ukształtowanych możliwości oskrzydlających Niemiec i ich przewagi, mogło doprowadzić tylko do klęski Polski.
Zwróćmy uwagę, że feldmarszałek Erich von Manstein wskazuje szczególnie dwie armie: Armię „Pomorze” gen. dyw. Władysława Bortnowskiego oraz Armię „Poznań” gen. dyw. Tadeusza Kutrzeby jako te, których rozmieszczenie było najmniej sensowne. Od razu na samym początku ulokowano je w rejonach, gdzie mogły najszybciej zostać okrążone i odcięte, w dodatku tam, gdzie Niemcy nie zamierzali nacierać, bo i po co?
Patrząc na mapę łatwo można ocenić, skąd Niemcy wyprowadzą główne natarcia, bo wyprowadzili je tam, gdzie były najdogodniejsze do tego warunki. Główne uderzenie – z Dolnego Śląska przez Radomsko, Piotrków Trybunalski, Mszczonów w kierunku Warszawy, prowadziło wzdłuż otwartych terenów równinnych i tzw. szosy piotrkowskiej, która wówczas była utwardzoną drogą bitą nadającą się do ruchu kołowego. Równolegle biegła linia tzw. kolei warszawsko-wiedeńskiej, ułatwiająca zaopatrywanie wojsk. Na drodze niemieckich wojsk nie było tu większych przeszkód wodnych do pokonania, poza Wartą w jej górnym biegu.
Główną siłą uderzeniową na tym kierunku była najsilniejsza 10. Armia (dowódca: gen. artylerii Walter von Reichenau), składająca się z pięciu korpusów, w tym trzech zmotoryzowanych. Najsilniejszy, XIV Korpus Zmotoryzowany (gen. piechoty Gustav von Wietersheim) miał 4. DPanc, 13. DZmot i 29. DZmot. Ówczesne niemieckie dywizje zmotoryzowane, poza transportem kołowym dla całego składu dywizji, niczym się nie różniły od zwykłych dywizji piechoty. Nieco słabszy był XVI Korpus Zmotoryzowany (gen. kawalerii Erich Hoepner), z 1. DPanc i dwoma zwykłymi dywizjami piechoty: 14. DP i 31. DP. I wreszcie XV Korpus Zmotoryzowany (gen. piechoty Hermann Hoth) składał się 2. i 3. Dywizji Lekkiej, czyli dywizji podobnych do dywizji pancernych, ale z większą ilością piechoty zmotoryzowanej i z jednym tylko batalionem pancernym. Ponadto w armii były: IV Korpus Armijny (gen. piechoty Viktor von Schwedler, 4. i 46. DP) oraz XI Korpus Armijny (gen. artylerii Emil Leeb; 18. i 19. DP).
Lewe skrzydło 10. Armii zabezpieczała znacznie słabsza 8. Armia, dowodzona przez gen. płk. Johannesa Blaskowitza. Miała ona cztery dywizje piechoty w dwóch korpusach armijnych: w X Korpusie (gen. artylerii Wilhelm Ulex) była 24. i 30. DP, w XIII Korpusie (gen. artylerii Herbert Osterkamp) zaś była 10. i 17. DP. To właśnie 8. Armia była głównym przeciwnikiem wojsk polskich w Bitwie nad Bzurą, dlatego warto zwrócić na nią uwagę.
Do wzmocnienia tej armii skierowano dwie dywizje piechoty z odwodu Grupy Armii „Południe”: 213. DP (gen. por. Rene l’Homme de Courbiere) i 221. DP (gen. por. Johann Pflugbeil). Pierwsza z nich została sformowana dopiero pod koniec sierpnia w Głogowie w ramach tzw. III Fali Mobilizacyjnej. Druga też była formowana w końcu sierpnia, ale we Wrocławiu. Obie dywizje były co prawda kompletne, miały trzy pułki piechoty, pułk artylerii, batalion rozpoznawczy, łączności i saperów, ale były znacznie gorzej wyszkolone i w większości zapełnione świeżymi rezerwistami.
Od południa 10. Armię osłaniała 14. Armia dowodzona przez gen. płk. Wilhelma Lista. Miała ona w swoim składzie trzy korpusy armijne, łącznie dwie dywizje pancerne, dywizja lekka, sześć dywizji piechoty i dywizja piechoty górskiej. Jednakże 14. Armia nacierała na wschód i północny wschód z terenów niemieckiej części Górnego Śląska i z Moraw, wiążąc walkami najpierw Armię „Kraków” w Małopolsce, a następnie Armię „Karpaty” na Rzeszowszczyźnie, nacierając w kierunku na Lwów. Z oczywistych względów armia ta nie miała nic wspólnego z Bitwą nad Bzurą.
Drugie główne niemieckie natarcie zostało wyprowadzone z Prus Wschodnich, z okolic Olsztyna przez Mławę, Pułtusk w kierunku Warszawy, do której od granicy Prus Wschodnich było tylko około 120 km, prowadziła je 3. Armia (gen. artylerii Georg von Küchler). Natarcie to było wspomagane kolejnym, przecinającym korytarz pomorski na pół, na osi Chojnice – Grudziądz, czyli nieco na północ od Bydgoszczy i Torunia. Tu z kolei nacierała 4. Armia (gen. artylerii Günther von Kluge), która po połączeniu sił z 3. Armią nacierała na jej prawym skrzydle, wzdłuż wschodniego brzegu Wisły, w kierunku na Warszawę. W związku z takim rozmieszczeniem niemieckich wojsk i równomiernym rozmieszczeniem Wojska Polskiego wzdłuż granic kraju doszło do sytuacji, w której zgrupowaniom uderzeniowym Wehrmachtu na głównych kierunkach natarcia mogła przeciwstawić się tylko część sił polskich.
W pierwszej fazie konfliktu, w tzw. bitwie granicznej, wśród wojsk które przyjęły główne niemieckie uderzenia były: Armia „Łódź” i Armia „Kraków” na południu oraz Armia „Modlin” na północy. Armia „Pomorze” zmagała się z natarciem w wąskim pasie na osi Chojnice – Grudziądz.
Mimo to w składzie Armii „Pomorze” wciąż pozostawało pięć dywizji piechoty (4. Toruńska DP z Torunia, 15. Wielkopolska DP z Bydgoszczy, 16. Pomorska DP z Grudziądza, 26. DP ze Skierniewic i 27. DP z Kowla na Wołyniu i dwie brygady kawalerii, Pomorska BK z Bydgoszczy i Podolska BK ze Stanisławowa. Podobnie było z Samodzielną Grupą Operacyjną „Narew”, która także walczyła tylko częścią sił, jako że na jej kierunku obrony, poza lewym, zachodnim skrzydłem, przeciwnik większych działań nie prowadził.
Z kolei Armia „Karpaty” musiała czekać na swoją kolej, aż niemiecka 14. Armia zepchnęła wykrwawioną już Armię „Kraków” w jej pas obrony, a jednocześnie do Polski wtargnęły siły słowackie – Slovenská Poľná Armádna skupina „Bernolák”, czyli słowacka Grupa Armijna „Bernolák” pod dowództwem gen. por. Ferdinanda Čatloša.
Spośród nie walczących w bitwie granicznej polskich związków operacyjnych szczególne miejsce zajmuje Armia „Poznań” rozmieszczona na obszarze Wielkopolski wcinającym się w terytorium III Rzeszy, którego poza dywersantami, nie było przed kim bronić, bo nikt Wielkopolski nie atakował. Armia „Poznań” musiała się wycofać bez walki na wschód, w obliczu groźby okrążenia i odcięcia od pozostałego terytorium Polski.
Armia „Pomorze”, podobnie jak wszystkie pięć armii pierwszego rzutu („Modlin”, „Pomorze”, „Poznań”, „Łódź” i „Kraków”), wraz z Samodzielną Grupą Operacyjną (SGO) „Narew”, powstała w marcu 1939 r. Szóstą, Armię „Karpaty”, sformowano dopiero w lipcu 1939 r. Razem stanowiły one pierwszy rzut wojsk polskich, poza siódmą armią odwodową – Armią „Prusy” utworzoną w czerwcu 1939 r., która koncentrowała się tworząc dwa zgrupowania: północne w rejonie Skierniewice – Koluszki – Piotrków Trybunalski – Tomaszów Mazowiecki oraz południowe, w rejonie Końskie – Kielce – Iłża.
Pierwsza odprawa dowództwa Armii „Pomorze” miała miejsce 26 marca 1939 r. w Toruniu, gdzie znajdował się sztab Okręgu-Korpusu VIII (gen. bryg. Michał Tokarzewski-Karaszewicz) i gdzie urzędował wyznaczony na dowódcę Armii „Pomorze” dotychczas służący w toruńskim oddziale Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych, gen. dyw. Władysław Bortnowski.
Władysław Bortnowski (1891-1966) był uważany za jednego z najzdolniejszych polskich generałów. W 1939 r. miał tylko 48 lat, wciąż był więc energiczny i sprawny. Były student medycyny, w 1914 r. wstąpił do Legionów Polskich, w 5. Pułku Legionów jako dowódca batalionu walczył w wojnie polsko-ukraińskiej, a następnie polsko-bolszewickiej. W latach 1920-1922 studiował w Wyższej Szkole Wojennej w Paryżu, a w latach 1925-1926 był dowódcą 37. Pułku Piechoty w Kutnie. W 1931 r. został dowódcą 3. Dywizji Piechoty Legionów w Zamościu i awansowany na generała brygady. W 1935 r. trafił do Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych, czyli wszedł w wojenny tor dowodzenia. Dopiero 19 marca 1939 r. został Inspektorem Armii i generałem dywizji, a kilka dni później mianowano go dowódcą Armii „Pomorze”.
Szefem sztabu Armii „Pomorze” został płk dr Ignacy Izdebski (1892-1957), który pracę doktorską obronił w 1919 r. na wydziale prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, a w latach 1921-1923 studiował w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie, zostając oficerem. W latach 1932-1935 był zastępcą dowódcy 64. Pułku Piechoty w Grudziądzu, a w latach 1935-1938 dowódcą tego pułku. Później trafił do Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych, do oddziału w Toruniu. Duet ten, gen. dyw. Bortnowski i płk Izdebski, współpracował już na stanowisku dowódcy i szefa sztabu Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Śląsk”, która w 1938 r. zajęła czeskie dotąd Zaolzie.
Oficerem rozpoznania sztabu (szefem Oddziału II) został ppłk dypl. Antoni Rosner, pracujący wcześniej w Komisariacie Rządu w Wolnym Mieście Gdańsk, a oficerem operacyjnym (szefem Oddziału III) dotychczasowy oficer Sztabu Głównego, ppłk dypl. Aleksander Aleksandrowicz. Sztab Armii „Pomorze” był kompletowany do ostatnich dni przed wojną i w niektórych przypadkach oficerowie w ogóle się nie znali. Niektórzy oficerowie nie znali też specyfiki rejonu działań i możliwości podległych jednostek.
Sztab nie odbył żadnych wspólnych ćwiczeń, nie przeprowadzono również żadnej gry wojennej na mapach mającej na celu przećwiczenie wariantów działań mających na celu przeciwstawienie się wysoce prawdopodobnej niemieckiej agresji. Dlatego faktyczne działania wojenne Armii „Pomorze” były wielką improwizacją w obliczu dynamicznie zmieniającej się sytuacji.
W skład Armii „Pomorze” weszły związki taktyczne stacjonujące na terenie Pomorza: 4. Toruńska DP z Torunia (14. pp „Żbików” z Włocławka, 63. pp z Torunia, 67. pp z Brodnicy i 14. Pułk Artylerii Lekkiej z Inowrocławia), 15. Wielkopolska DP z Bydgoszczy (59. pp z Inowrocławia, 61. pp, 62. pp i 15. pal – wszystkie z Bydgoszczy), 16. Pomorska DP z Grudziądza (66. pp z Chełmna, 64. pp, 65. pp i 16. pal – wszystkie z Grudziądza) i Pomorska Brygada Kawalerii z Bydgoszczy (2. Pułk Szwoleżerów z Starogardu, 16. Pułk Ułanów Wielkopolskich z Bydgoszczy, 18. Pułk Ułanów Pomorskich z Grudziądza, 8. Pułk Strzelców Konnych z Chełmna, 11. Dywizjon Artylerii Konnej z Bydgoszczy). Siły te wzmocniono dwoma dywizjami piechoty spoza terenów Pomorza. Była to 9. DP z Siedlec (22. pp i 9. pal z Siedlec, 34. pp z Białej Podlaskiej i 35. pp z Brześcia) oraz 27. DP z Kowla (50. pp z Kowla, 23. pp i 27. pal z Włodzimierza, 24. pp z Łucka).
Poza wymienionymi wielkimi jednostkami regularnymi, w skład Armii „Pomorze” włączono dwie brygady Obrony Narodowej (ON). Formację tą utworzono w grudniu 1936 r., a pierwsze oddziały zaczęto formować w 1936 r. Było to coś w rodzaju współczesnych Wojsk Obrony Terytorialnej. Zaciąg do tych jednostek opartych o zasady terytorialne, był początkowo ochotniczy, dopiero latem 1939 r. w momencie mobilizacji, zaciąg do jednostek ON odbył się na zasadzie przymusowego poboru.
Zasada była taka, że rezerwiści (najczęściej ci, którzy nie mieli przydziału mobilizacyjnego do jednostek regularnych ze względu na zbyt młody lub zbyt stary wiek), mieszkali nie dalej niż 6 km od miejsca stacjonowania sztabu swojej kompanii. Tylko wyższe stanowiska oficerskie zajmowali oficerowie zawodowi, młodsze – oficerowie rezerwy. Oczywiście bataliony ON były nieco gorzej wyposażone i uzbrojone niż bataliony regularne. Szczególnie formacjom ON brakowało artylerii, polowej jak i przeciwpancernej.
Dwie brygady ON w składzie Armii „Pomorze” to Pomorska Brygada ON ze Świecia (bataliony: tucholski, starogardzki, czerski, kościerski, koronowski i świecki) oraz Chełmińska Brygada ON z Chełmna (bataliony: kcyński, nakielski, brodnicki, bydgoski, jabłonowski, wągrowiecki i żniński).
Z jakiś względów gen. dyw. Bortnowski uznał, że nie jest w stanie bezpośrednio dowodzić wszystkimi podległymi związkami taktycznymi i jednostkami, dlatego postanowił wprowadzić improwizowany szczebel pośredni – grupę operacyjną. Z jednostek rozlokowanych na wschodnim brzegu Wisły, mających walczyć z niemieckimi wojskami nacierającymi z Prus Wschodnich, utworzono GO „Wschód” (4. i 16. DP), na czele której stanął gen. bryg. Mikołaj Bołtuć, dowódca 4. DP. Dlatego dowództwo 4. DP objął jego zastępca, płk dypl. Tadeusz Lubicz-Niezabitowski. Jednak 3 września został on zdjęty ze stanowiska przez gen. Bołtucia i nowym dowódcą 4. DP został płk dypl. Mieczysław Rawicz-Mysłowski.
Jednostkami na zachód od Wisły, gdzie jak przewidywał gen. Bortnowski miało nastąpić główne niemieckie uderzenie, zamierzał on dowodzić osobiście. Jednak tuż przed wojną zmienił zdanie i sformował dowództwo GO „Czersk” pod dowództwem gen. bryg. Stanisława Grzmot-Skotnickiego, w skład której weszła Pomorska BK wzmocniona trzema batalionami ON (Czersk, Kościerzyna i Tuchola) i samodzielnym 2. Batalionem Strzelców z Tczewa. W skład GO „Czersk” ostatecznie miały też wejść dywizje piechoty z zachodniego brzegu Wisły (9., 15. i 27. DP), ale w kolejnych dniach pozostały one w bezpośredniej podległości Armii „Pomorze”.
W pierwszych dniach działań wojennych 9. Dywizja Piechoty została całkowicie rozbita, dlatego Armia „Pomorze” wycofała się w kierunku południowo-wschodnim, przy czym 15. i 27. DP oraz Pomorska BK wycofywały się zachodnim brzegiem Wisły, w kierunku na Włocławek i Kutno, Grupa Operacyjna „Wschód” zaś wycofywała się wschodnim brzegiem Wisły do Włocławka, gdzie obie dywizje GO „Wschód” przeszły na zachodni brzeg Wisły i połączyły się z pozostałą częścią armii, dalej cofając się już wspólnie. Wieczorem 5 września Armii „Pomorze” podporządkowano też 26. DP z Armii „Poznań”, która wycofywała się znad Noteci przez Inowrocław i znalazła się w pasie odwrotu Armii „Pomorze”. 26. DP ze Skierniewic (18. pp i 26. pal ze Skierniewic, 10. pp z Łowicza i 37. pp z Kutna) była dowodzona przez płk. dypl. Adama Brzechwa-Ajdukiewicza.
W Armii „Pomorze” była jedna kompania tankietek – 81. Kompania Czołgów Rozpoznawczych z 13 wozami TK-3, przydzielona do 15. DP. Pomorska BK miała 81. Dywizjon Pancerny (8 samochodów pancernych wz. 34 i 13 tankietek TKS).
Armia „Poznań” również powstała 23 marca 1939 r., a jej dowódcą wyznaczono gen. dyw. Tadeusza Kutrzebę, który również 19 marca został mianowany Inspektorem Armii z jednoczesnym awansem na generała dywizji. Z jednej strony Tadeusz Kutrzeba (1886-1947) był świetnie wykształcony i doskonale przygotowany teoretycznie, z drugiej jednak nie miał żadnej praktyki dowódczej w dowodzeniu związkami taktycznymi i operacyjnymi.
Według płk. dypl. Stefana Roweckiego, ostatni raz gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba dowodził austriackim plutonem saperów w 1914 r. W istocie ukończył on austriacką Wojskową Akademię Techniczną w Mödling pod Wiedniem w 1906 r., a następnie w latach 1910-1913 ukończył Akademię Sztabu Generalnego w Wiedniu. Po wstąpieniu do Wojska Polskiego był oficerem sztabowym, brakowało nam bowiem wykształconych oficerów. Był szefem sztabu 1. Dywizji Piechoty Legionów, a później szefem sztabu grupy operacyjnej gen. bryg. Edwarda Śmigłego-Rydza, w stopniu majora.
Po wojnie służył w Sztabie Generalnym WP, od 1921 r. pułkownik. W 1927 r. awansował na generała brygady, dalej służąc w Sztabie Generalnym WP (od 1928 r. – Sztab Główny WP). W 1928 r. został komendantem Wyższej Szkoły Wojennej w Warszawie. W 1935 r. został generałem do prac przy Generalnym Inspektorze Sił Zbrojnych. Największym problemem była pewna miękkość charakteru gen. dyw. Tadeusza Kutrzeby, która nie zawsze pozwalała mu na stanowcze egzekwowanie wykonania rozkazów od podwładnych.
Począwszy od końca marca stopniowo kompletowano sztab armii, ale na rozkaz marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba pozostał w Warszawie, by stąd planować i organizować obronę Wielkopolski. Dlaczego tak uczyniono – nie wiadomo, w każdym razie marsz. Śmigły-Rydz chciał mieć gen. dyw. Kutrzebę przy sobie, z którego rad przy planowaniu obrony Polski okresowo korzystał.
Szefem sztabu Armii „Poznań” został początkowo ppłk dypl. Stefan Mossor, ale kiedy w sierpniu 1939 r. wyznaczono go na dowódcę pułku w Kresowej Brygadzie Kawalerii, na jego miejsce wyznaczono płk. dypl. Stanisława Lityńskiego. Szefem Oddziału II (rozpoznanie) został ppłk dypl. Józef Gryglaszewski, a szefem oddziału III (operacyjnego) – ppłk dypl. Feliks Robakiewicz. I znów sztab armii kompletowano do ostatnich dni przed wojną, co uniemożliwiło zgranie sztabu i przeprowadzenie ćwiczeń oraz gier wojennych na mapach. Większość oficerów sztabu rekrutowała się jednak spośród wykładowców Wyższej Szkoły Wojennej, była więc gen. Kutrzebie dobrze znana. Sztab armii ulokowano w końcu sierpnia 1939 r. w Gnieźnie.
W składzie armii znalazły się wielkie jednostki stacjonujące na terenie VII Okręgu-Korpusu (gen. bryg. Edmund Knoll-Kownacki). Były wśród nich: 14. Wielkopolska DP z Poznania (57. pp, 58. pp i 14. pal – Poznań, 55. pp – Leszno), 17. Wielkopolska DP z Gniezna (69. pp i 17. pal z Gniezna, 68. pp z Wrześni i 70. pp z Pleszewa), 25. DP z Kalisza (29. Pułk Strzelców Kaniowskich, 25. pal z Kalisza, 56. pp z Krotoszyna, 60. pp z Ostrowa Wielkopolskiego) oraz Wielkopolska BK z Poznania (15. Pułk Ułanów Poznańskich i 7. dak – Poznań, 7. Pułk Strzelców Konnych Wielkopolskich – Biedrusko, 17. Pułk Ułanów Wielkopolskich – Leszno).
Powyższy skład uzupełniono jednostkami stacjonującymi w głębi kraju, w tym wymienioną już wcześniej 26. DP ze Skierniewic oraz Podolską BK ze Stanisławowa (6. Pułk Ułanów Kaniowskich i 6. dak ze Stanisławowa, 9. Pułk Ułanów Małopolskich z Trembowli i 14. Pułk Ułanów Jazłowieckich z Lwowa).
W składzie Armii „Poznań” była też Poznańska Brygada ON, którą przydzielono do składu 14. Wielkopolskiej DP (bataliony: Poznań I, Poznań II, Obornicki, Opalenicki i Szamotulski) oraz Kaliska Brygady ON (bataliony: Kępiński, Koźmiński, Krotoszyński, Ostrowski i Ostrzeszowski). Dwa z tych batalionów, Ostrowski i Krotoszyński, wraz z dowództwem Kaliskiej Brygady ON, przydzielono do 25. DP. Bataliony: Koźmiński i trzy bataliony z Wielkopolskiej Brygady ON, Kościeński, Leszczyński i Rawicki, przydzielono do Wielkopolskiej BK. Bataliony Ostrzeszowski i Kępiński przekazano Armii „Łódź”.
W składzie Armii „Poznań” znalazł się też 7. Pułk Artylerii Ciężkiej, mający dwa dywizjony po 12 dział: jeden dywizjon armat kal. 105 mm i jeden dywizjon haubic kal. 155 mm. Pułk zmobilizował też dwa dywizjony dla dywizji piechoty, 14. dac dla 14. DP i 25. dac dla 25. DP. Oba miały po trzy armaty kal. 105 mm i trzy haubice kal. 155 mm.
W Armii „Poznań” były też cztery kompanie tankietek TK-3 i TKS po 13 wozów, przydzielono je do dywizji piechoty: 14. DP – 71. kcz, 17. DP – 72. kcz, 25. DP – 31. kcz i 26. DP – 81. kcz. Wielkopolska BK miała 71. Dywizjon Pancerny (8 samochodów pancernych wz. 34 i 13 tankietek TKS), a Podolska BK – 62. Dywizjon Pancerny o identycznym składzie. Ponadto w składzie Armii „Poznań” znalazły się dwa pociągi pancerne, nr 11 Danuta i nr 12 Poznańczyk.
Przeciwnikiem Armii „Poznań” były wyłącznie pułki Grenzschutzu (straży granicznej) i Landwehry (czyli niemieckiego odpowiednika jednostek Obrony Narodowej). Poza działalnością dywersyjną, prowadzoną po części planowo, a po części w sposób spontaniczny przez niemiecką mniejszość w Wielkopolsce, Armia „Poznań” w zasadzie nie była atakowana przez nieprzyjaciela.
Armia „Pomorze” prowadziła ciężkie walki północną i środkową częścią swojego ugrupowania, tracąc bezpowrotnie 9. DP i kilka mniejszych pododdziałów. Odwrót pozostałej części Armii „Pomorze” zaczął się 4 września 1939 r., głównie przejściem przez Bydgoszcz na południowy wschód, w kierunku Włocławka. 4. Armia z Prus Zachodnich podjęła natarcie w kierunku Warszawy po obu stronach Wisły, na prawo (na południe) od 3. Armii, która nacierała na Armię „Modlin” od północy, kierując się w rejon na wschód od Warszawy. Odwrót Armii „Pomorze” był prowadzony w miarę zorganizowany sposób, choć niektóre jednostki były na granicy całkowitego rozbicia, jak na przykład Pomorska Brygada Kawalerii.
Fatalny był natomiast stan taborów (zaopatrzenia) jednostek armii. Niekończące się kolumny transportowe, złożone często ze zwykłych cywilnych wozów konnych zarekwirowanych rolnikom, utrudniały wycofanie się oddziałów bojowych. Zresztą nastąpiło w nich spore obniżenie dyscypliny. Pojawiło się wielu maruderów oderwanych od macierzystych jednostek, było też sporo przypadków dezercji, szczególnie w jednostkach mobilizowanych na wschodzie, gdzie w ich składzie pojawiło się sporo rekrutów niepolskiej narodowości. Wielu z maruderów nadużywało alkoholu i dopuszczało się różnych ekscesów.
W końcu gen. dyw. Bortnowski musiał utworzyć specjalne pododdziały zaporowe, których zadaniem było zbieranie maruderów i wcielanie ich do jednostek w celu uzupełnienia strat oraz powstrzymania dalszego spadku morale. W swoim rozkazie generał napisał: stwierdziłem nieopisaną dezorganizację i wielką ilość zbłąkanych, której nikt nie przeciwdziała, jakby to był naturalny i konieczny objaw wojny.
Już 5 września wieczorem do sztabu Armii „Pomorze” w fortach na toruńskim Pogórzu (dzielnica po południowej stronie Wisły, tam gdzie znajduje się dworzec kolejowy Toruń Główny, forty są jeszcze bardziej na południe) przybył gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba, by uzgodnić kwestię utrzymania kontaktu skrzydłami armii w czasie wycofania Armii „Pomorze”. Obie armie otrzymały bowiem rozkaz Naczelnego Dowództwa WP wspólnego wycofania się w kierunku Warszawy.
6 września nad ranem 4. DP przeszła przez mosty w Toruniu, na lewy brzeg Wisły. 16. DP natomiast ruszyła dalej na południowy wschód prawym brzegiem rzeki. Tego dnia prowadzono też odtwarzanie mocno przetrzebionej 27. DP, włączając do niej maruderów z różnych jednostek. W 24. Pułku Piechoty z trzech osłabionych batalionów odtworzono dwa, jako trzeci batalion włączono w skład pułku batalion ON „Starogard”. 23. pp udało się odtworzyć w miarę w całości, ale jako trzeci pułk do dywizji włączono zbiorczy oddział pod dowództwem płk. Tadeusza Majewskiego, złożony z resztek batalionów ON uzupełnionych maruderami. Wszystkie trzy pułki były pozbawione artylerii polowej i przeciwpancernej i miały stosunkowo mało ciężkich karabinów maszynowych – efekt wcześniej poniesionych strat i szybkiego wyjścia z możliwego okrążenia. Udało się natomiast odtworzyć 27. Pułk Artylerii Lekkiej dywizji, choć kosztem włączenia do niego dwóch armijnych
dywizjonów artylerii lekkiej.
6 września opuszczono północną część Torunia, przechodząc na południowy brzeg Wisły. Tego dnia wieczorem sztab armii został przeniesiony do Brześcia Kujawskiego. 6 września dowódca armii otrzymał rozkaz odesłania dywizjonu myśliwskiego (141. i 142. Eskadra) oraz 42. Eskadry Rozpoznawczej na samolotach PZL-23 Karaś w głąb kraju, w armii pozostały jedynie 43. i 46. Eskadra Obserwacyjna, w tym momencie mające łącznie 9 samolotów R-XIIID. W nocy Armia „Pomorze”, w trzech grupach rozpoczęła wycofanie w kierunku Włocławka i dalej do Sochaczewa. 16. DP wciąż posuwała się prawym brzegiem Wisły, choć jej pułk artylerii był już na lewym brzegu.
7 września, kiedy wycofanie Armii „Pomorze” kontynuowano poza linię Inowrocław – Ciechocinek, ponownie doszło do spotkania gen. dyw. Bortnowskiego z gen. dyw. Kutrzebą, tym razem dowódca Armii „Pomorze” udał się na stanowisko dowodzenia Armią „Poznań” pod Izbicą Kujawską (w połowie drogi między Kołem a Włocławkiem). Obie armie zaczynały się pomału „schodzić”, Armia „Poznań” bowiem wycofywała się od strony Gniezna i Kalisza w kierunku Sompolna, Konina i Turka. Tego dnia, w czasie tego spotkania, obaj dowódcy postanowili połączyć swoje siły i wspólnie kontynuować marsz na Sochaczew i dalej na Warszawę. Generał Bortnowski, jako młodszy wiekiem (choć równy stopniem i stanowiskiem) zaproponował, że podporządkuje się gen. dyw. Kutrzebie, który obejmie dowództwo sił połączonych armii, a on będzie jego zastępcą.
W tym czasie pozostała część Armii „Pomorze” przechodziła we Włocławku na lewy brzeg Wisły, w rejonie tego miasteczka znajdowała się 4. i 16. DP oraz resztki Pomorskiej BK (w sile około pułku), w rejon ten podchodziła też zreorganizowana 27. DP, natomiast 15. i 26. DP prowadziły działania opóźniające w rejonie pomiędzy Ciechocinkiem a Inowrocławiem. Jeśli chodzi o Armię „Poznań”, to jej 25. DP znajdowała się w rejonie Uniejowa, 17. DP – między Kołem a Kłodawą, 14. DP – na południe od Izbicy Kujawskiej, Podolska BK – w rejonie Sompolna i Wielkopolska BK – na wschód od Dąbia (niewielkie miasteczko na północ od Uniejowa). Scenariusz przyszłej Bitwy nad Bzurą zaczął się pomału tworzyć.
W rejonie pomiędzy Uniejowem a Włocławkiem pojawiło się dość silne zgrupowanie wojsk, złożone z częściowo osłabionej Armii „Pomorze” oraz z niemal nietkniętej Armii „Poznań”, chwilowo nie zaangażowane w żadne walki, podczas gdy na południe od niego przechodziła niemiecka 8. Armia posuwająca się na osi Sieradz – Łódź – Skierniewice, osłaniająca od północy główne siły uderzeniowe w postaci 10. Armii, która z kolei nacierała na osi Radomsko – Piotrków Trybunalski – Tomaszów Mazowiecki – Mszczonów.
Już 5 września gen. dyw. Kutrzeba otrzymał rozkaz od Naczelnego Dowództwa WP, by dla odciążenia Armii „Łódź” przeprowadził siłami 25. DP kontratak w kierunku południowym, z rejonu Dobra, wzdłuż zachodniego brzegu Warty, w kierunku na Wartę (miasteczko) i dalej na Sieradz. Gen. dyw. Kutrzeba nie był przeciwny samej idei kontruderzenia, lecz uważał, że sama 25. DP niewiele zdziała wobec sił 8. Armii złożonych z czterech dywizji oraz dywizji odwodu GA „Południe”. Mimo otrzymanego rozkazu starał się więc opóźnić natarcie, które, gdyby ruszyło w końcu 6 września, to trafiłoby w próżnię z tyłu za siły 8. Armii, która w tym czasie operowała już w rejonie Zduńskiej Woli – Widawy.
Natomiast na przecięcie szlaków komunikacyjnych 8. Armii na jej tyłach jedna dywizja piechoty nie miała szans, ponieważ do zablokowania było zbyt wiele dróg rozrzuconych na znacznym obszarze. Później rozkaz próbowano skorygować, 25. DP miała nacierać na wschód od Warty, z rejonu Dobrej na Szadek i dalej na Zduńską Wolę. Ostatecznie, do tego natarcia także nie doszło.
7 września natomiast, w porozumieniu z gen. dyw. Bortnowskim, gen. dyw. Kutrzeba przedstawił własny, o wiele ambitniejszy plan natarcia na północne, odsłonięte skrzydło niemieckiej 8. Armii. Miało w tym uderzeniu wziąć udział kilka dywizji i dostępna kawaleria.
Nie jesteśmy w stanie zrozumieć kontekstu Bitwy nad Bzurą bez poznania działań Armii „Łódź”, na którą spadło główne niemieckie uderzenie, a która nie była najlepiej dowodzona, delikatnie mówiąc. Trzeba przyznać, że armia ta nie należała do najsilniejszych. Składała się 2. DP Legionów (która jednak przybyła dopiero 3 września), 10. DP, 28. DP i 30. DP oraz Kresowej BK. Cztery dywizje piechoty i brygada kawalerii przeciwko pięciu niemieckim korpusom, w tym trzem korpusom szybkim, razem dwie dywizje pancerne, trzy dywizje lekkie, dwie dywizje zmotoryzowane i sześć dywizji piechoty. Razem trzynaście niemieckich dywizji przeciwko czterem polskim. Trudno się więc dziwić, że siły polskie już do wieczora 3 września zostały odrzucone na przedpola Piotrkowa Trybunalskiego, dalej linia obrony ciągnęła się aż do Sieradza.
Najgorsze było to, że wycofująca się Armia „Łódź” odsłoniła swoje południowe skrzydło i na przedpolach Piotrkowa znalazły się stosunkowo małe siły. A właśnie tu nacierał XVI Korpus Zmotoryzowany (gen. płk Erich Hoepner), złożony teraz z 1. DPanc i 4. DPanc oraz idącymi nieco z tyłu 14. DP i 31. DP. Dlatego właśnie w rejon Piotrkowa Trybunalskiego zdecydowano się 4 września wprowadzić część sił odwodowej Armii „Prusy”, by powstrzymać natarcie na Piotrków. O to prosił zresztą gen. dyw. Rómmel 5 września w telegramie do Naczelnego Wodza, sugerując – zupełnie nierealistycznie – przejście jego armii oraz zgrupowania północnego odwodowej Armii „Prusy” – do natarcia na Niemców. W sztabie Naczelnego Wodza nikt tej propozycji nie potraktował poważnie, dostrzeżono natomiast, że meldunki gen. dyw. Rómmla są zbyt optymistyczne i nie przedstawiają sytuacji taką, jaka jest.
W tym czasie Kresowa Brygada Kawalerii zajęła pozycje w rejonie Szadku, starając się nawiązać kontakt z południowym skrzydłem Armii „Poznań”. Pozostałe dywizje broniły się od Łasku przez Bełchatów po Piotrków Trybunalski, ale od Piotrkowa do Opoczna zaczęła pojawiać się luka, w którą trzeba było wprowadzić odwody z Armii „Prusy”.
5 września Niemcy przypuścili decydujące natarcie w celu przełamania polskiej obrony. Już rano wdarli się na wschodni brzeg Warty pod Sieradzem, spychając pododdziały 10. DP do tyłu. Drugie natarcie idzie wprost na Piotrków Trybunalski i na położoną na zachód od niego, pomiędzy Piotrkowem a Bełchatowem, wieś Borowa. Tutaj bronią się dwa pułki z 19. DP i Wileńska BK, obie z Armii „Prusy”. Po południu Niemcy odrzucili 10. DP na linię rzeki Ner, od Lutomierska do Małynia, to jest bardzo blisko Łodzi (do Lutomierska już wówczas dojeżdżał tramwaj z Łodzi). Z kolei w rejonie Piotrkowa niemiecka 1. DPanc zdołała wejść w lukę pomiędzy obroną południowo wschodniego skrzydła Armii „Łódź” a północno zachodniego skrzydła 19. DP z Armii „Prusy” i na zachód od Piotrkowa Niemcy wdarli się na tyły polskiej obrony. Po ciężkich walkach, pod wieczór nieprzyjaciel zdobywa Piotrków Trybunalski i przełamuje pozycje pod Borową.
Obrona na szosie piotrkowskiej i na kierunku na Łódź – pęka. Do kontrnatarcia pod Piotrkowem Trybunalskim miała ruszyć 29. DP z Armii „Prusy”, ale kiedy dociera za Sulejów, Piotrków jest już w rękach Niemców. Gen. dyw. Dąb-Biernacki, dowódca armii, niewłaściwie zinterpretował nowy rozkaz marszałka Śmigłego-Rydza i odwołuje natarcie.
Sytuacja na kierunku Łask – Piotrków Trybunalski – Sulejów staje się krytyczna. 6 września nad ranem pałacyk w łódzkiej dziś dzielnicy Julianów (wówczas oddzielna miejscowość między Łodzią a Zgierzem), gdzie mieści się sztab Armii „Łódź”, został zbombardowany przez niemieckie samoloty. Przerażony gen. dyw. Rómmel nakazał przeniesienie sztabu armii do Mszczonowa, 100 km na wschód. Generał praktycznie porzucił walczącą armię, w najtrudniejszym dla niej momencie, kiedy obrona zaczęła pękać i całej armii groził bezładny odwrót. Dowodzenie armią objął gen. bryg. Wiktor Thommée, dowódca Grupy Operacyjnej „Piotrków” złożonej z 30. Poleskiej DP i Wołyńskiej BK z różnymi pododdziałami wzmocnienia.
Tymczasem gen. Rómmel dotarłszy do Mszczonowa stwierdził, że nie ma łączności z jednostkami armii. No bo niby jak miałby mieć? W tej sytuacji 8 września udał się do Warszawy, na stanowisko dowodzenia Naczelnego Wodza. W zasadzie, za tak nieodpowiedzialne działanie powinien zostać oddany pod sąd, ale po pewnym czasie marszałek Śmigły-Rydz znajduje mu nowy przydział: wyznaczając go na stanowisko dowódcy improwizowanej Armii „Warszawa”, złożonej z niedobitków armii „Modlin”, „Pomorze”, „Poznań” i „Łódź”, które w drugiej połowie września przebiły się do Warszawy.
Gen. bryg. Wiktor Thommée dowodził Armią „Łódź” faktycznie od 6 września, a 7 września zostało to oficjalnie usankcjonowane przez Naczelnego Wodza. Nie miał on jednak do dyspozycji ani sztabu (który gen. dyw. Rómmel zabrał ze sobą), ani kompletu środków łączności potrzebnych do dowodzenia armią. Mimo to dowodził Armią „Łódź” efektywnie, do samej kapitulacji, w ostatnim okresie kampanii polskiej 1939 r. tworząc wraz z niedobitkami armii załogę twierdzy Modlin. Jednak nawet gen. Thommée nie był w stanie czynić cudów. W dodatku 7 września również sztab Naczelnego Wodza podjął ewakuację do Brześcia nad Bugiem, gdzie też nie było odpowiednich warunków do utrzymywania łączności z podległymi wojskami. Skuteczność dowodzenia przez Naczelnego Wodza znacznie spadła.
Po przełamaniu obrony pod Piotrkowem Trybunalskim, do obrony Tomaszowa Mazowieckiego skierowano 13. DP z Armii „Prusy”. Jednak do wieczora 6 września także i Tomaszów został zdobyty. Gen. por. Erich von Manstein, szef sztabu Grupy Armii „Południe”, słusznie ocenił: droga na Warszawę jest otwarta!
Nie było tak jednak do końca. 13. DP cofnęła się co prawda, ale pod Lubochnią (ok. 10 km na północny wschód od Tomaszowa Mazowieckiego) zorganizowała nową linię obrony. Jednak po walkach z polską piechotą, niemiecka 4. DPanc odepchnęła 13. DP do lasów w rejonie Spały, nieco na południe, od głównej osi natarcia na Rawę Mazowiecką i dalej na Mszczonów. Tymczasem Armia „Łódź”, mając tylko 30. DP w jakim takim stanie, a pozostałe jednostki bardzo poważnie osłabione, wycofuje się równolegle, ale nieco z tyłu.
7 września jednostki niemieckiej 8. Armii zdobywają Pabianice, wojska Armii „Łódź” wycofują się więc na wschód, w ogólnym kierunku na Koluszki. Przypominamy, że tego samego dnia Armia „Pomorze” jest jeszcze w rejonie Włocławka, a Armia „Poznań” – w rejonie od Uniejowa prawie po Brześć Kujawski, czyli na północny zachód i na północ od Łodzi. Niemiecki XVI Korpus Zmotoryzowany z 10. Armii, maszerując na Rawę Mazowiecką, jest teraz znacznie bliżej Warszawy, niż wszystkie trzy armie, najdalej jest Armia „Poznań”. Wszystkie polskie armie, w tym północne zgrupowanie Armii „Prusy” są w odwrocie. Tylko Armia „Poznań” jest wciąż w miarę silnym związkiem operacyjnym. Tylko jej jednostki nie ucierpiały w większym stopniu w dotychczasowych walkach.
Zaczął się wyścig z czasem. Los czterech armii („Pomorze”, „Poznań”, „Łódź” i „Prusy”) zawisł na włosku. Całe to zgrupowanie wciąż liczyło blisko 300 tys. żołnierzy i stanowiło znaczącą siłę. Co prawda połowa Armii „Prusy” (zgrupowanie południowe) była spychana przez część 10. Armii w kierunku Kielc i dalej na Radom – Puławy, ale druga połowa mogła zostać łatwo zamknięta w okrążeniu i przyparta plecami do Wisły, za którą nacierała na Warszawę niemiecka 4. Armia. Z kolei Armia „Kraków” została zepchnięta wzdłuż Wisły w kierunku na Sandomierz, a od południa zagrażała jej niemiecka 14. Armia, która dla odmiany zepchnęła Armię „Karpaty” na wschód, w kierunku na Jarosław i Przemyśl.
Znów wychodzi wada polskiego ugrupowania – równomierne rozmieszczenie, czyli nadmierne rozciągnięcie, co sprawiło, że przy szybkim wtargnięciu na wybranych kierunkach, polskie ugrupowanie zaczęło się rwać. Odepchnięcie Armii „Łódź” w rejon na południe, południowy zachód i na zachód od Łodzi, przy jednoczesnym wycofaniu się Armii „Kraków” w stronę Kielc i w rozbieżnym kierunku na Sandomierz wytworzyło śmiertelną lukę między oboma armiami pomiędzy Piotrkowem a Opocznem, w którą trzeba było wprowadzić północne zgrupowanie Armii „Prusy”, by tę dziurę choć częściowo załatać. Z kolei rozerwane ugrupowanie Armii „Kraków” wymusiło załatanie dziury pod Końskiem – Skarżysko Kamienną.
I tak stosunkowo duża odwodowa armia, która w pierwotnym zamyśle miała zostać użyta do wykonania kontruderzenia na skalę operacyjną, mającego zadać niemieckim wojskom poważne straty, a zatem opóźnić ich marsz na Warszawę, została użyta do doraźnego łatania dziur w ugrupowaniu wojsk polskich. Zupełnie bezproduktywnie. Nie dość, że jej użycie było wymuszone i mocno improwizowane, to jeszcze mało skuteczne, wprowadzana bowiem do działań pojedynczymi związkami taktycznymi, Armia „Prusy” nawet owych dziur załatać nie zdołała. Straciła tylko swoje siły w zamian tylko nieznacznie opóźniając niemiecki marsz.
8. Armia zajęła Łódź i posuwała się dalej, ścigając Armię „Łódź” – X Korpus Armijny na Sochaczew, a XIII Korpus – na Skierniewice. Na południe od niego 10. Armia minęła Mszczonów i parła na Warszawę, a pozostałe siły atakowały w kierunku na Górę Kalwarię i na Radom. Niemieccy dowódcy cieszyli się z postępów swoich wojsk. Jedynie gen. płk Walther von Brauchitsch, dowódca niemieckich Wojsk Lądowych, był zaniepokojony brakiem konkretnych informacji o Armii „Pomorze”, która nie do końca rozbita zniknęła sprzed frontu niemieckiej 4. Armii oraz o nietkniętej niemal Armii „Poznań”. Zwłaszcza, że niemieckie lotnictwo, choć działające głównie przed frontem nacierających wojsk, meldowało jednak o dużym zgrupowaniu wojsk polskich na północ od Łodzi. Okazało się, że obawy niemieckiego naczelnego dowódcy, który obserwował sytuację ze swojego stanowiska dowodzenia w Zossen pod Berlinem, były słuszne.
Rano 7 września niemiecka 30. DP z X Korpusu wysłała kolumnę zmotoryzowaną na północ, z Szadku na Poddębice i dalej na Łęczycę. Biorąc pod uwagę fakt, że w tym momencie południowe skrzydło Armii „Poznań” znajdowało się w rejonie Uniejowa, około 25 km na zachód od Poddębic, oznaczało to możliwość stopniowego odcięcia dróg odwrotu na Warszawę. Niemieckie wojska w Poddębicach oznaczały, że droga Uniejów – Poddębice – Aleksandrów Łódzki – Brzeziny – Łowicz była już przecięta, a za chwilę zostanie przecięta droga Koło – Łęczyca – Głowno – Łowicz.
7 września wieczorem gen. dyw. Kutrzeba uznał, że aby wykonać rozkaz Naczelnego Wodza wycofania się w kierunku Warszawy, trzeba będzie uderzyć z północnego zachodu na skrzydło niemieckiej 8. Armii tak, by powstrzymać na jakiś czas jej natarcie i uniemożliwić jej zagrodzenie drogi na Warszawę armiom „Poznań” i ruszającą w ślad za nią „Pomorze”. Taki zwrot zaczepny odciążyłby także Armię „Łódź”, która była ścigana przez 8. Armię.
Generalnie niemiecka 8. Armia, choć dysponująca nieco większą liczbą motorowych środków transportu co polska armia, była jednak formacją w większości pieszą, z artylerią i taborami z ciągiem konnym. Dlatego w przypadku związania 8. Armii walką nie zdołałaby ona już dogonić wycofującej się Armii „Łódź” idącej przez Sochaczew w kierunku Kazunia i Modlina.
Właśnie na wspólnej konferencji w majątku Mchówek koło Izbicy Kujawskiej, gen. dyw. Kutrzeba i gen. dyw. Bortnowski po części uzgodnili plan działania. Po części, bo pojawiły się dwa warianty działania. W myśl tzw. „małego” wariantu, który mógł być wdrożony w czasie maksymalnie dwóch dni, zgrupowanie gen. bryg. Knolla-Kownackiego (14. DP, 17. DP i 25. DP) miało nacierać przez Bzurę na południe, mając na zachodnim skrzydle Podolską BK, a na wschodnim – Wielkopolską BK. Pas natarcia miał przebiegać od Łęczycy mniej więcej do miejsca, gdzie dziś rzekę Bzura przecina autostrada A1, w kierunku na Ozorków, Stryków i Piątek.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że Bzura płynie od Zgierza, przez Ozorków do Łęczycy, gdzie skręca na wschód, przepływając na południe od Kutna i dalej do Łowicza, Sochaczewa, gdzie skręca na północ i wpada do Wisły od południa, w rejonie Wyszkowa.
Armia „Pomorze” miała, wykorzystując uderzenie Armii „Poznań”, przebijać się na wschód w kierunku Warszawy, maszerując wzdłuż lewego brzegu Wisły. Ewentualnie miała włączyć się do kontruderzenia później, nacierając przez Bzurę na wschód od Armii „Poznań”, tak by stworzyć warunki do utrzymania korytarza dla obu armii prowadzącego na północ od Kutna, Łowicza i Sochaczewa w kierunku Warszawy.
Z kolei gen. dyw. Bortnowski proponował przeprowadzenie „dużego” wariantu, czyli jednoczesnego, wspólnego uderzenia obu armii przez Bzurę na południe. Generałowie nie uzgodnili do końca planu działania, ale zgodzili się przedstawić Naczelnemu Wodzowi oba warianty tak, by to on ostatecznie zdecydował, który z nich ma zostać skierowany do realizacji.
Łączność z Naczelnym Dowództwem udało się nawiązać dopiero rano, 8 września. W tym momencie marszałka Śmigłego-Rydza już na stanowisku dowodzenia nie było, z częścią sztabu bowiem jechał do Brześcia nad Bugiem. Jednak w przeciwieństwie do uciekającego (bo inaczej tego nazwać nie można) gen. dyw. Rómmla, marszałek zostawił na dotychczasowym stanowisku dowodzenia część sztabu z szefem sztabu, gen. bryg. Wacławem Stachiewiczem upoważnionym do wydawania rozkazów w imieniu Naczelnego Wodza, do czasu zorganizowania nowego stanowiska dowodzenia w Brześciu.
Dzięki temu gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba uzyskał aprobatę dowództwa do wykonania zwrotu zaczepnego na południe, przez Bzurę na wschód od Łęczycy. Mało tego gen. bryg. Wacław Stachiewicz zaaprobował wariant „mały”, ale zmodyfikowany – tzn. by do działania natychmiast włączyć dywizje Armii „Pomorze” z chwilą ich nadejścia. Gen. bryg. Stachiewicz zasugerował nawet, by do działania włączyć też Armię „Łódź”, która zbierała się w rejonie Skierniewic, która miała uderzyć na Niemców w kierunku na zachód w momencie, gdy oni, pod wpływem ataku z północy (przez Bzurę), odwrócą się frontem na północ. Wtedy uderzenie Armii „Łódź” spadłoby na lewe skrzydło niemieckiej 8. Armii, a być może też części sił 10. Armii.
Niszczenie niemieckiej 8. Armii przez trzy polskie armie w rejonie na wschód od Łodzi z pewnością zmusiłoby o wiele silniejszą 10. Armię do skierowania części swoich sił na pomoc. A to z kolei powstrzymałoby jej natarcie na Warszawę, pozwalając na lepsze zorganizowanie obrony stolicy i na Wiśle w tym rejonie, od Modlina po Garwolin.
Niestety, ten bardzo kuszący wariant dwustronnego uderzenia na Niemców, co dało by efekt młota i kowadła, był nie do zrealizowania. Łączności z gen. bryg. Thommée nie było, bo gen. dyw. Rómmel zabrał ze sobą sztab i środki jego łączności. Mimo wysiłków gen. bryg. Thommée i prób podejmowanych przez Naczelne Dowództwo (zabrakło bardziej energicznych działań), łączności z Armią „Łódź” w decydującym czasie nawiązać się nie udało. Do dwustronnego uderzenia nigdy więc nie doszło.
Poza dowódcą armii, swój związek taktyczny porzucił także dowódca 2. DP Legionów, płk dypl. Edward Dojan-Surówka. Drugim dowódcą, który porzucił swoją dywizję, był gen. bryg. Władysław Bończa-Uzdowski, dowódca 28. DP, który 8 września pojechał do Warszawy w poszukiwaniu gen. dyw. Rómmla. W drugiej połowie września, już w Modlinie, generał na polecenie swojego przełożonego, wbrew staraniom gen. bryg. Thommée, ponownie objął dowodzenie 28. DP i walczył z nią do kapitulacji. Jednakże to samowolne oddalenie się z pola walki kładzie się głębokim cieniem na reputacji także i tego dowódcy dywizji. W tej sytuacji morale i dyscyplina w jednostkach Armii „Łódź” były niskie, a dezercja zjawiskiem bardzo częstym.
Szczegółów planu gen. dyw. Kutrzeby nie znamy, dokument ten bowiem nie zachował się. Można go jednak odtworzyć na podstawie rozkazów skierowanych do poszczególnych jednostek. Gen. dyw. Kutrzeba realizował w bitwie własny plan, mimo że marszałek Edward Śmigły-Rydz dotarłszy do Brześcia nad Bugiem 8 września wieczorem i zapoznawszy się z sytuacją, miał inny pomysł. Dowiedziawszy się o sforsowaniu Bugu w rejonie Broku (na południe od miejscowości Ostrów Mazowiecka) oraz Wisły na południe od Warszawy, marsz. Śmigły-Rydz słusznie uznał, że Warszawa zostanie okrążona i odcięta od reszty Polski. Najwyższe władze państwowe już się ze stolicy ewakuowały, kierując się na południowy wschód.
Ewakuacja Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz ambasad do Nałęczowa i Kazimierza nad Wisłą odbyła się w nocy z 4 na 5 września. Dobę później z Warszawy ewakuował się prezydent Ignacy Mościcki, który pojechał do Ołyki (między Łuckiem a Równem), a 7 września z Warszawy wyjechał rząd z premierem gen. dyw. Felicjanem Sławojem-Składkowskim. Tymczasem MSZ i misje dyplomatyczne pojechały dalej, do Krzemieńca i Wiśniowca. Rząd ostatecznie ulokował się w Łucku. Wszystkie te miejscowości: Łuck (rząd), Ołyka (prezydent) i MSZ (Krzemieniec) znajdują się na zachodniej Ukrainie.
12 września Naczelny Wódz, marszałek Śmigły-Rydz przeniósł swoją kwaterę do Młynowa, pomiędzy Łuckiem a Krzemieńcem, zaczęła ona działalność w dniu następnym. Już 14 września korpus dyplomatyczny i część rządu wyruszyła do Zaleszczyk. Jednak wbrew komunistycznej legendzie najwyższe władze państwowe nie przeszły przez granicę z Rumunią na Dniestrze w Zaleszczykach, lecz 40 km dalej na południowy zachód, Kutach na rzece Czeremosz, gdzie był most drogowy (w Zaleszczykach było przejście kolejowe). Ewakuacja większości ministrów, w tym premiera gen. dyw. Sławoja-Składkowskiego, prezydenta Mościckiego i Naczelnego Wodza marsz. Śmigłego-Rydza miała miejsce w nocy z 17 na 18 września, i miała bezpośredni związek z wkroczeniem wojsk sowieckich do Polski, co nastąpiło około 6:00 rano, 17 września 1939 r. Najważniejsze w Polsce osoby udały się do Czernowiec na terytorium Rumunii. Równocześnie udał się tu też Wacław Makowski, marszałek Sejmu i Bogusław Miedziński, marszałek Senatu.
Wracając do 8 września, to marszałek Śmigły-Rydz wobec groźby okrążenia Warszawy w której z najwyższych władz państwowych pozostał już tylko prezydent miasta Stefan Starzyński, zdecydował o wycofaniu pięciu armii („Pomorze”, „Poznań”, „Łódź”, „Prusy” i „Kraków”) do Małopolski Wschodniej, czyli do rejonu pomiędzy Lublinem, Lwowem a Rzeszowem. W tym celu formowała się Armia „Lublin” pod dowództwem gen. dyw. Tadeusza Piskora, która była jednak bardzo słaba (jej trzonem była rezerwowa 39. DP). Otrzymała ona zadanie trzymania przepraw przez Wisłę w rejonie od Puław po Sandomierz, by mogły tamtędy przejść wycofujące się, wspomniane armie. Miały one utworzyć w miarę silny bastion obronny w rejonie na południe od Lublina po Lwów.
Plan taki był jednak całkowicie nierealistyczny. Przebicie się w poprzek przez ugrupowanie bojowe silnej niemieckiej 10. Armii, przy nieuchronnym zderzeniu się później z 14. Armią, było absolutnie poza zasięgiem możliwości Wojska Polskiego. Gen. dyw. Bortnowski chciał ambitnie rozbicia o wiele słabszej 8. Armii (pięć dywizji piechoty wraz ze wzmocnieniem ze sztabu Grupy Armii „Południe”), ale miał świadomość, że więcej się nie da.
Gen. dyw. Kutrzeba myślał o wiele bardziej realistycznie – chciał jedynie zmusić 8. Armię do podjęcia walki, by porzuciła pościg za Armią „Łódź” oraz by dać czas własnym wojskom i wojskom Armii „Pomorze” na cofnięcie się do Warszawy. Generał Kutrzeba prawdopodobnie nie wiedział, że Warszawa była już tylko punktem geograficznym i symbolem, a nie stolicą kraju ze sprawnie funkcjonującymi władzami państwowymi i wojskowymi.
Kilka względów przemawiało za tym, by uderzenie podjąć dostępnymi obecnie siłami, czyli Grupą Operacyjną gen. Knolla-Kownackiego. Po pierwsze, była szansa na uzyskanie zaskoczenia, nic bowiem nie wskazywało na to, że Niemcy spodziewają się polskiego zwrotu zaczepnego. Po drugie, żołnierze Armii „Poznań” pochodzący przeważnie z Wielkopolski musieli wycofać się z niej bez walki, a to wpłynęło bardzo destrukcyjnie na ich morale. Należało dać im szansę do jak najszybszego wykazania się, uzyskania choć częściowego sukcesu, by odzyskali choć resztkę ducha bojowego. Po trzecie wreszcie, sytuacja była znana i póki co Niemcy nie byli jeszcze w stanie całkowicie odciąć drogi odwrotu na Warszawę, należało to wykorzystać. Przebijanie się przez niemiecką obronę, gdyby nieprzyjaciel usadowił się na trasie odwrotu, mogło być o wiele bardziej kosztowne.
Dlatego gen. dyw. Kutrzeba podjął decyzję: jako pierwsze ma ruszyć zgrupowanie gen. bryg. Knolla-Kownackiego, osłaniane od zachodu przez grupę kawalerii w składzie Podolska BK i resztki Pomorskiej BK, pod dowództwem gen. bryg. Stanisława Grzmota-Skotnickiego. Stworzona w ten sposób grupa operacyjna miała przejść przez zdobytą przez piechotę Łęczycę, a następnie nacierać na Poddębice. Natomiast Wielkopolska BK miała uderzyć w kierunku na Głowno. Siłom Grupy Operacyjnej gen. Knolla-Kownackiego jako wzmocnienie przydzielono 7. Pułk Artylerii Ciężkiej.
Początkowo natarcie planowano na 10 września, ale gen. dyw. Kutrzeba postanowił je przyspieszyć. Ostatecznie polski atak ruszył 9 września przed 10:00 rano. Nie było klasycznego przygotowania artyleryjskiego – brakowało amunicji. Najpierw w kierunku Łęczycy, z nieodległej Topoli Królewskiej, ruszył batalion z 69. Pułku Piechoty z 17. DP. Było to rozpoznanie walką, które pokazało, że niemieckie pozycje w Łęczycy są dość silne, dysponujące karabinami maszynowymi, moździerzami, a nawet artylerią polową. Dopiero pół godziny później ruszyło właściwe natarcie całej 25. Dywizji Piechoty, dowodzonej przez gen. bryg. Franciszka Altera.
Tym razem efektywnego wsparcia udzielił dywizji jej 25. Pułk Artylerii Lekkiej (24 armaty kal. 75 mm i 12 haubic kal. 100 mm) i 25. Dywizjon Artylerii Ciężkiej (3 armaty kal. 105 mm i 3 haubice kal. 155 mm). Pod osłoną ognia artylerii ruszyła na Łęczycę cała 25. DP, trzema pułkami w pierwszym rzucie. W mieście bronił się niemiecki 46. Pułk Piechoty z 30. DP. Mimo to walki były bardzo ciężkie i polska jednostka zdobyła Łęczycę dopiero późnym wieczorem. Oczyszczanie miasta z resztek niemieckiej obrony trwało do rana 10 września. Polacy zdobyli kilka ciężarówek wyładowanych m.in. żywnością. Ponieważ aprowizacja polskich wojsk działała słabo, była to cenna zdobycz.
Równocześnie dalej na wschód rozpoczęło się natarcie 17. Wielkopolskiej DP na Górę Świętej Małgorzaty, położoną około 7 km na wschód od Łęczycy. Tutaj bronił się niemiecki 6. Pułk Piechoty z tej samej, 30. DP. Również tutaj osiągnięto powodzenie, tym bardziej że pułk ten udało się zaskoczyć całkowicie.
Najdalej na wschód nacierała 14. Poznańska DP, posuwając się w kierunku na Piątek. Początkowo sforsowano Bzurę bez przeszkód, ale kilka kilometrów za rzeką, w rejonie wsi Czarnopole i Goślub, natrafiano na silny opór Niemców.
Kawaleria uderzyła na Niemców na skrzydłach, po tym jak piechota dokonała wstępnego przełamania niemieckich linii. Wielkopolska BK gen. bryg. Romana Abrahama nacierała z rejonu wsi Sobota w kierunku na Głowno, czyli po wschodniej stronie obecnej autostrady A1 (wtedy oczywiście nieistniejącej). Natomiast grupa kawalerii gen. bryg. Grzmota-Skotnickiego (Podolska BK i pozostałości Pomorskiej BK) nacierała z rejonu na zachód od Łęczycy, po zachodniej stronie rzeki Bzura, której nie musiała forsować. Zaczęła ona wychodzić na tyły niemieckiej 8. Armii, kierując się na Wartkowice (obecnie przebiega w pobliżu autostrada A2, tu jest zjazd na Poddębice na południe i Łęczycę na północ) i Parzęczew (na trasie Poddębice – Aleksandrów Łódzki), czyli po zachodniej i wschodniej stronie wtedy nie istniejącego lotniska Leźnica Wielka pod Łęczycą.
10 września 14. DP zbliżyła się do miejscowości Piątek i rozpoczęła szturm tego miasteczka. Jednocześnie w nocy z 9 na 10 września załamała się niemiecka obrona na Górze Świętej Małgorzaty, która również została zdobyta przez polską piechotę. Piątek został po ciężkich walkach opanowany w południe 10 września. Jednocześnie Wielkopolska BK wychodzi w rejon na południe od Piątka, zagrażając stanowiskom ogniowym znajdującej się tu niemieckiej artylerii. Ranny został dowódca 30. DP, gen. por. Kurt von Briesen, musiał zostać odwieziony do szpitala. Dowodzenie dywizją przejął płk Moritz Basler, dowódca 26. Pułku Piechoty.
Atak polski odnosi skutek i cała niemiecka dywizja, która była ugrupowana frontem na wschód, musi się nagle cofać na południe, przez Zgierz w stronę Łodzi. Przy takiej nagłej zmianie ugrupowania następuje przemieszanie pododdziałów bojowych ze służbami i taborami, które zaczynają tarasować drogę. Odwrót zauważają polskie samoloty rozpoznawcze, które krążą nad polem walki wykorzystując fakt nieobecności w tym rejonie Luftwaffe. Na zatłoczone niemieckim wojskiem drogi jest kierowany ogień polskiej artylerii. Sztab niemieckiego X Korpusu Armijnego został ewakuowany z Ozorkowa do Zgierza, podczas gdy sztab 8. Armii przenosi się z Łodzi do Brzezin, częściowo schodząc z osi polskiego natarcia.
Tego dnia 6. Pułk Ułanów Kaniowskich z Podolskiej BK w zaskakującym ataku ponownie zdobył Uniejów, przez który przebiegały szlaki zaopatrzenia niemieckiej 8. Armii. Z kolei 9. Pułk Ułanów Małopolskich i 14. Pułk Ułanów Jazłowieckich parły w kierunku na Wartkowice, i dalej na Poddębice. W Wartkowicach zaskoczono niemiecki oddział kwatermistrzowski, który podjął próbę chaotycznej obrony, zakończonej niepowodzeniem.
Wieczorem 10 września kawaleria gen. bryg. Grzmota-Skotnickiego zajęła też Parzęczew, przecinając drogę z Turka na Aleksandrów Łódzki (a stąd biegła droga do Zgierza i droga do Łodzi) w kilku miejscach. Tym samym zablokowano możliwość podejścia niemieckiej 221. DP, która szła z odsieczą dla zdezorganizowanej i wycofującej się w nieładzie 30. DP.
Aby ratować sytuację w pasie obrony 30. DP, gen. płk Johannes Blaskowitz musiał zawrócić swój XIII Korpus idący na Skierniewice, by jego dwie dywizje ruszyły do kontrataku na polskie zgrupowanie uderzeniowe. Jednocześnie gen. von Rundstedt podesłał dowódcy 8. Armii kolejną, 213. DP ze swojego odwodu.
Oddziały z nowych związków taktycznych pojawiły się przed frontem nacierających wojsk polskich już 10 września. Niemiecka 17. DP z XIII KA zablokowała podejścia na Łódź, zajmując pozycje pod Ozorkowem i położoną na wschód od niego Modlną. 10. DP z tego korpusu zatrzymała się w Skierniewicach, co umożliwiło Armii „Łódź” oderwanie się od nieprzyjaciela i wycofanie w kierunku Modlina. Z kolei 24. DP z X KA zatrzymała się w Łowiczu organizując obronę wokół tego miasta skierowaną frontem na północ – na wypadek, gdyby wojska polskie usiłowały oskrzydlić niemieckie ugrupowanie od wschodu. Tymczasem nacierająca 25. DP zaczęła walczyć o Sierpów (na drodze do Ozorkowa i dalej do Zgierza) oraz Leśmierz (na drodze do Modlnej i dalej do Strykowa). Kontratak niemieckiej 17. DP na chwilę odrzucił Polaków od tych miejscowości, ale po południu znów Sierpów i Leśmierz zaatakowała polska piechota, przy wsparciu artylerii, w tym 25. dac. Do walki wprowadzono też polską 17. DP, która nacierała na Modlną.
Tymczasem pod Sypinem polska 14. DP zaskoczyła niemiecki dywizjon artylerii z 30. DP, w ataku na dywizjon wzięła udział kawaleria dywizyjna i 72. Kompania Czołgów Rozpoznawczych. Wieczorem kompania zaatakowała dywizjon artylerii ciężkiej w lesie na północ od Giecza. Zaskoczenie Niemców było tak duże, że porzuciwszy sprzęt ratowali się ucieczką. W ręce polskie wpadło 12 armat kal. 150 mm, jaszcze z amunicją, samochody ciężarowe i motocykle. Z braku możliwości odholowania armat, zniszczono je na miejscu. Zniszczeniu uległ także jeden z dywizjonów 66. Pułku Artylerii Ciężkiej, przydzielonego ze składu 8. Armii do 30. Dywizji Piechoty.
10 września doszło też do ciężkich walk pod Chruślewicami, mniej więcej 12 km na północ od Głowna, gdzie na Wielkopolską BK spadł kontratak niemieckiej 24. DP z Łowicza. Niemcy nacierali ze wschodu na zachód, usiłując przełamać obronę zorganizowaną tu przez 17. Pułk Ułanów Wielkopolskich. Ponieważ to właśnie z tej strony zagrażało największe niebezpieczeństwo, gen. dyw. Kutrzeba chciał właśnie na wschodnim skrzydle wprowadzić do walki świeżo przybyłą Grupę Operacyjną gen. bryg. Mikołaja Bołtucia, złożoną z 4. DP i 16. DP. Obie dywizje, choć poniosły straty w dotychczasowych walkach, były w najlepszym stanie spośród sił znajdujących się w dyspozycji Armii „Pomorze”, która miała teraz zostać włączona do Bitwy nad Bzurą.
11 września 64. Pułk Piechoty z 16. DP ruszył do ataku na Łowicz (przez który przepływa rzeka Bzura). Samego miasta bronił niemiecki 102. pp z 24. DP. Teoretycznie siły były równe, ale w praktyce niemiecki oddział poniósł w dotychczasowych walkach mniejsze straty, miał silniejszą artylerię, większe zapasy amunicji, no i bronił się w oparciu o zabudowania miejskie, podczas gdy polski pułk musiał atakować przez otwarte pola. Walki o północną część Łowicza trwały cały dzień, 11 września i dopiero o zmroku polska piechota dotarła do Bzury. Walki o południową, większą część Łowicza trwały całą noc, ale nad ranem Niemcy opuścili miasto.
Tego samego dnia na odsiecz Wielkopolskiej BK, która została praktycznie odcięta od przepraw nad Bzurą, ruszyła 4. DP. Po sforsowaniu rzeki okazało się, że na południowym brzegu są Niemcy. Ponownie trzeba było zdobywać wsie, wcześniej już opanowane przez Wielkopolską BK, ale później utracone. Jednocześnie odcięta kawaleria gen. bryg. Abrahama nie zamierzała bronić się statycznie, lecz podjęła natarcie na Głowno, idąc na czele 7. Pułku Strzelców Konnych. Taki ruch zaskoczył Niemców, którzy ponieśli straty.
Na zachodzie grupa kawalerii gen. bryg. Grzmota-Skotnickiego też napotkała na trudności. Gen. dyw. Kutrzeba liczył na to, że obie brygady kawalerii wykonają głęboki rajd na tyły nieprzyjaciela aż pod Łódź, by zmusić 8. Armię do cofnięcia się na zachód w obawie odcięcia, a tymczasem Grupa Operacyjna Kawalerii zwarła się w walkach pod Wartkowicami z 221. DP i podchodzącą 213. DP. W tej sytuacji nie było mowy o posuwaniu się dalej na południe, w kierunku Poddębic i dalej do Lutomierska, bo trzeba było powstrzymać dwie niemieckie dywizje piechoty przed interwencją przeciwko Grupie Operacyjnej gen. Knolla-Kownackiego.
Na tym etapie walk zaingerował sam dowódca GA „Południe”, gen. płk Gerd von Rundstedt. Postanowił on przekazać do dyspozycji gen. płk. Blaskowitza XI Korpus ze składu 10. Armii (gen. artylerii Emil Leeb, 18. i 19. DP). Co prawda dywizje pancerne i lekkie nadal kierowały się na Warszawę, ale tempo ich natarcia zostało spowolnione.
Na 12 września gen. dyw. Kutrzeba zaplanował kontynuowanie natarcia. Grupa kawalerii gen. bryg. Grzmota-Skotnickiego miała zdobyć Wartkowice i rozwinąć powodzenie na Poddębice. Grupa Operacyjna gen. Knolla-Kownackiego miała zająć Ozorków i nacierać w kierunku na Zgierz i Stryków. Z kolei gen. bryg. Bołtuć ze swoją Grupą Operacyjną (już nie „Wschód”, lecz „Bołtuć”) miał nacierać w kierunku na Głowno, osłaniając skrzydło polskiego zgrupowania od strony Łowicza i Skierniewic.
Innych jednostek Armii „Pomorze” nie można było wykorzystać, 27. DP bowiem powstrzymywała natarcie niemieckiego III KA z 4. Armii GA „Północ” na Włocławek, czyli na tyłach nacierającego na południe zgrupowania polskiego nad Bzurą. Z kolei 26. DP została skierowana na Żychlin i dalej na Sochaczew, by nie dopuścić jednostek 4. Armii nacierającej na prawym brzegu Wisły w kierunku na Wyszogród, by przeszły one przez Wisłę na południe i przecięły Polakom drogę na Warszawę w rejonie Sochaczewa. W składzie 26. DP były trzy bataliony ON („Kcynia”, „Wągrowiec” i „Żnin”), które zostały skierowane na Sochaczew jako pierwsze.
12 września wciąż nie udało się zdobyć Głowna, gen. bryg. Bołtuć pozwolił bowiem 4. DP odpocząć i nie wprowadził jej do walki w ślad za Wielkopolską BK. Z kolei, z drugiej strony polskiego ugrupowania 25. DP ruszyła do ataku na Ozorków. Po południu udało się oskrzydlić miasto zmuszając Niemców do wycofania się i 60. Pułk Piechoty z 25. DP mógł wkroczyć do Ozorkowa. Sąsiedni, 56. Pułk Piechoty, wykorzystując ten sukces, z dużo większą łatwością zdobył Miasto-Ogród Sokolniki. Nacierająca dalej na wschód 17. DP zdołała w końcu przełamać niemiecką obronę pod Modlną i ruszyć na Stryków. Wkrótce jednak dalsze posuwanie się dywizji zostało powstrzymane przez opór niemieckiej 10. DP.
12 września polskie natarcie znacznie straciło na impecie. Co prawda zdołano wbić się na 20-25 km w głąb niemieckiego ugrupowania, ale Niemcy zdołali ściągnąć liczne jednostki i szybko zorganizowali twardą, aktywną obronę, kontratakując przy każdej okazji. Naczelne Dowództwo WP nie zrobiło nic by wesprzeć działania gen. dyw. Kutrzeby. Armia „Łódź” skorzystała z chwilowego wytchnienia i oddaliła się w kierunku na Modlin, bo drogę na Warszawę miała już odciętą. Do bardziej zdecydowanych działań nie wykorzystano też Armii „Modlin” (która wówczas trzymała też Kampinos po południowej stronie Wisły, na północny wschód od Sochaczewa), nie dokonała ona jakiegokolwiek zwrotu zaczepnego by odciągnąć część sił niemieckich.
W tej sytuacji wojska Armii „Poznań” i Armii „Pomorze” stanęły naprzeciw 8. Armii wzmocnionej odwodami GA „Południe” i na razie jednym korpusem armijnym przesuniętym z 10. Armii.
Sam gen. dyw. Kutrzeba też popełnił błędy. Po pierwsze, nie nadzorował działań Grupy Operacyjnej gen. Knolla-Kownackiego, która nacierała na zbyt szerokim froncie, a poszczególne dywizje nie udzielały sobie nawzajem wsparcia, również działając w zbyt szerokich pasach. Nie wykorzystano też 7. Pułku Artylerii Ciężkiej, który mógłby pomóc przy przełamywaniu niemieckiej obrony. Mało zdecydowanie działała kawaleria, nie wykorzystano więc szansy, by posunęła się ona dalej, oskrzydlając przeciwnika. Choć umieszczenie na skrzydłach teoretycznie szybszej od piechoty kawalerii sugerowało właśnie zamiar oskrzydlenia wroga.
12 września dowodzenie nad całością sił nacierających przez Bzurę (Grupa Kawalerii gen. Grzmota-Skotnickiego, Grupa Operacyjna gen. Knolla-Kownackiego, Wielkopolska BK, Grupa Operacyjna gen. Bołtucia) zaproponowano gen. dyw. Bortnowskiemu, który zajmował się obroną Włocławka i utrzymaniem łączności z Kampinosem, czyli osłoną zgrupowania uderzeniowego od północy. Jednakże gen. Bortnowski odmówił, nie chciał bowiem brać odpowiedzialności za całość natarcia, które pomału traciło impet w obliczu ściągania wzmocnienia przez Niemców.
Brak postępów skłonił gen. dyw. Kutrzebę do przerwania natarcia. Zdał on sobie sprawę, że kontynuowanie działań zaczepnych może tylko przynieść kolejne straty, bez istotnych zysków. Jaki bowiem sens miało by zdobycie Strykowa i Głowna? Wojsko Polskie nie miało dość sił, by osiągnąć coś więcej, zwłaszcza że grupa armii gen. dyw. Kutrzeby działała w osamotnieniu, nie pomogła jej ani Armia „Łódź”, ani Armia „Modlin”. Same były zbyt słabe, by podjąć poważniejsze działania zaczepne, ale jakakolwiek aktywność mogła przyczynić się do związania większych sił niemieckich.
To, że Naczelne Dowództwo WP mu nie pomoże, gen. dyw. Kutrzeba wiedział bardzo dobrze. Skąd? Ponieważ 12 września otrzymał z Brześcia nad Bugiem rozkaz, by nacierał na… Radom! Wojska generała miały problem ze zdobyciem Głowna i Strykowa, a tu taki rozkaz, z dużym rozmachem. Oczywiście nierealistyczny i pozbawiony w tej konkretnej sytuacji sensu.
Dlatego gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba zrozumiał, że kwatera Naczelnego Wodza znajdująca się daleko od rejonu walk, funkcjonuje w oderwaniu od rzeczywistości, w każdym razie zupełnie nie rozumie, co się dzieje. W tej sytuacji nie ma co liczyć na koordynację działań z resztą formacji Wojska Polskiego, czy jakąkolwiek pomoc.
W tej sytuacji wieczorem 12 września gen. Kutrzeba podjął decyzję o zaprzestaniu dalszego natarcia i wycofaniu się z powrotem za Bzurę. Generał uznał pierwotny zamysł za wykonany – związano siły niemieckie uniemożliwiając im skuteczne przecięcie drogi na Warszawę, umożliwiając też odejście Armii „Łódź”. W dniach 10-13 września dywizje Armii „Łódź” usiłowały przebić się na Warszawę, 2. DP Legionów przez Błonie, 28. DP przez Żyrardów – Grodzisk Mazowiecki, a 30. DP przez Puszczę Mariańską – Mszczonów.
13 września gen. bryg. Thommée zdał sobie sprawę z tego, że siły niemieckiej 10. Armii zwrócone frontem na stolicę są zbyt mocne, nawet atakowane od tyłu. Dlatego dokonano zwrotu na północ, by przez Teresin (pomiędzy Sochaczewem a Błoniem) ruszyć przez teren Puszczy Kampinoskiej do przepraw na Wiśle w rejonie Nowego Dworu Mazowieckiego. W połowie września pozostałości Armii „Łódź” dotarły do Modlina i „zabarykadowały” się w twierdzy, stawiając w Modlinie opór Niemcom.
Równolegle z polskim natarciem nad Bzurą, trwały walki o Warszawę. 4. DPanc już pod wieczór 8 września zdobyła warszawskie Okęcie i Włochy, a 1. DPanc stanęła w tym czasie pod Górą Kalwarią. Następnego dnia kontratakowali jednak Polacy wsparci kilkunastoma czołgami 7TP z armatami kal. 37 mm, niemieckie natarcie zostało więc powstrzymane na południowo zachodnich przedmieściach Warszawy. 11 września 4. DPanc musiała się wycofać do Piastowa. Nacisk niemiecki znacznie zelżał, co było spowodowane odejściem XI KA nad Bzurę, dając obrońcom Warszawy wytchnienie i czas na lepsze zorganizowanie obrony. Do Warszawy wciąż przedzierali się żołnierze pobitego zgrupowania północnego Armii „Prusy”.
Po wycofaniu Grupy Operacyjnej gen. Knolla-Kownackiego znad Bzury, co miało odbyć się pod osłoną kawalerii na skrzydłach, grupa ta miała ruszyć przez ugrupowanie gen. Bołtucia w kierunku na Sochaczew, utrzymując korytarz do Warszawy. W razie potrzeby, zgrupowanie gen. Knolla-Kownackiego miało się przebijać siłą, a za nim miała podążać reszta wojsk. Dlaczego zdecydowano się na przegrupowanie sił armii, a nie proste utrzymywanie dotychczasowego szyku – trudno powiedzieć. W każdym razie był to kolejny błąd Kutrzeby, przez który stracono czas, a ponadto zrobiło się małe zamieszanie.
Żołnierze nie rozumieli, dlaczego muszą się nagle wycofać. W ich oczach natarcie rozwijało się dobrze. Nie wiedzieli, że na północy ugrupowania armii nacisk na 27. DP pod Włocławkiem był coraz silniejszy, a ponadto Niemcy przeprawili się przez Wisłę pod Płockiem. W rejon niemieckiego przyczółka skierowano 15. DP z Armii „Pomorze”, ostatnią dostępną wielką jednostkę, ale nie zdołała ona odrzucić nieprzyjaciela z powrotem za Wisłę. Właśnie niebezpieczeństwo z północy skłoniło gen. dyw. Kutrzebę do zmiany kierunku wysiłku obu armii z południa na wschód.
W czasie gdy gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba 13 września zaczął wycofywać „swoją” Grupę Operacyjną gen. Knolla-Kownackiego (14. DP, 17. DP i 25. DP), gen. dyw. Bortnowski postanowił „swoją” Grupą Operacyjną gen. Bołtucia (4. DP i 16. DP), do której dołączono też 26. DP, nacierać przez Łowicz w kierunku Skierniewic. Ten zwrot zaczepny miał umożliwić przejście Grupy Operacyjnej gen. Knolla-Kownackiego oraz kawalerii obu armii na północ od zgrupowania gen. Bołtucia, w kierunku na Sochaczew i dalej na Błonie. Natomiast gen. dyw. Bortnowski planował spod Skierniewic marsz przez Żyrardów, Grodzisk Mazowiecki, Brwinów i Milanówek na Warszawę, osłaniając siły gen. dyw. Kutrzeby od południa. Dlatego po południu 13 września 16. DP ponownie ruszyła do natarcia na Łowicz, który przed chwilą bez walki opuściła!
14 września całe miasto zostało zdobyte, ale na południe od niego, w rejonie Bobrownik i Nieborowa, natrafiono na linie obronne niemieckiej 18. DP z XI Korpusu Armijnego 10. Armii, skierowanego do wzmocnienia 8. Armii. Również nacierająca na wschód od 16. DP polska 26. DP przekroczyła co prawda Bzurę w rejonie Bednar i na wschód od tej dużej wsi, ale zaraz za rzeką pułki dywizji natrafiły na niemiecką 19. DP, też z XI Korpusu Armijnego. Dywizja została zatrzymana jeszcze przed Bolimowem.
Nieco lepiej poszło 4. DP, która nacierała na wschód od Łowicza. Zdołała ona przebić się pod Ząbkowice Górne, walcząc z 24. DP z X Korpusu Armijnego 8. Armii. Była ona już osłabiona wcześniejszymi walkami, dlatego tutaj polska jednostka była w stanie nieco ją odepchnąć.
Przez cały dzień 14 września trwały walki o Łowicz. Dowódca niemieckiej 30. DP wprowadził do walki swoje odwody i wieczorem zdołał wypchnąć 16. DP z większej części miasta. Czasu na długie przepychanki nie było, polskie rozpoznanie lotnicze ujawniło bowiem, że drogą z Błonia na Sochaczew posuwa się duża zmotoryzowana grupa niemieckich wojsk. Pojazdy i czołgi zaobserwowano też na równoległych drogach. Gen. dyw. Bortnowski, który osobiście wysłuchał meldunku obserwatora lotniczego uznał, że w kierunku Sochaczewa maszeruje niemiecka dywizja pancerna. Dlatego trzeba się było przygotować do walki z nowym przeciwnikiem.
W nocy z 14 na 15 września wszystkie trzy dywizje zgrupowania gen. bryg. Bołtucia wycofały się ponownie na północny brzeg Bzury. Trzeba było zorganizować obronę całością sił, a nie mogła być ona przedzielona rzeką na pół. Ponadto na południe od Bzury gromadziły się coraz większe siły niemieckie, zagrażając znajdującym się tu wojskom polskim.
Gen. dyw. Kutrzeba zdecydował jednak nieco inaczej. W rejon Łowicza podchodziła Grupa Operacyjna gen. Knolla-Kownackiego, a za nią kawaleria. To właśnie ona miała zmierzyć się z nowym przeciwnikiem, a gen. bryg. Bołtuć miał znów nacierać na Skierniewice… Trzeci raz w tym samym miejscu.
Noc 14 na 15 września gen. dyw. Kutrzeba spędził nad mapą, kalkulując i rozważając wszelkie możliwości. Na pomoc gen. dyw. Bortnowskiego nie mógł liczyć, ten był bowiem całkowicie wyczerpany nerwowo, na granicy załamania.
Przede wszystkim gen. Kutrzeba postanowił uchwycić przeprawy na dolnej Bzurze. Za Sochaczewem Bzura skręcała na północ i wpadała do Wisły w rejonie Wyszogrodu. W ten sposób całkiem już pokaźna rzeka odgradzała drogę na Warszawę. Dlatego Niemcy postanowili za wszelką cenę zatrzymać polskie zgrupowanie. Już 13 września przerwano natarcie na Warszawę i skierowano XVI Korpus Zmotoryzowany w rejon między Sochaczew a Wisłę. Wchodzące w jego skład 1. DPanc i 4. DPanc były w stanie szybko się przemieścić i zorganizować silną obronę, dysponując znaczną siłą ognia.
Jako pierwsza pod Brochów w połowie drogi między Sochaczewem a Wisłą dotarła 4. DPanc. Do walki z Niemcami pod Brochowem jako pierwsza, już pod wieczór 14 września, stanęła Wielkopolska BK. Polacy zdołali uchwycić przyczółek na wschodnim brzegu rzeki zanim dotarły tu większe siły 4. DPanc. Doszło do boju spotkaniowego, a nawet do bitwy pancernej – TKS z kompanii rozpoznawczej brygady kontra niemieckie Panzer I… Jak można się było tego spodziewać, walki pod Brochowem 15 września były bardzo ciężkie.
Mimo wszystko, chyba głównie z powodu tego, że większość sił 4. DPanc została jednak skierowana na Sochaczew, 16 września Wielkopolska BK nie tylko zdobyła Brochów, ale zdołała poszerzyć przyczółek w kierunku Kampinosu. Niedługo miała nadejść Podolska BK, która miała również znaleźć się w podporządkowaniu gen. bryg. Romana Abrahama, dowódcy Wielkopolskiej BK.
Niemcy skierowali więcej sił do walk w Sochaczewie, tutaj bowiem szła grupa piechoty gen. bryg. Knolla-Kownackiego. Gdyby przeszła przez Sochaczew i gdyby polska piechota wsparta artylerią zdołała skręcić za Sochaczewem na północny wschód i dojść do Wisły, zamknęłaby niemieckie siły w Brochowie w okrążeniu. Dlatego warunkiem blokowania przejścia na Warszawę pod Brochowem było utrzymanie Sochaczewa.
Tymczasem 15-16 września trzeba było stopniowo przemieścić trzy dywizje piechoty na wschód, spod Łęczycy i z rejonu na wschód od niej w stronę Sochaczewa. Trzeba jednak było trzymać przeprawy przez Bzurę w rejonie Łęczycy, by umożliwić powrót Grupy Kawalerii gen. bryg. Grzmota-Skotnickiego (Podolska i Pomorska BK) spod Wartkowic na północny brzeg Bzury.
Trwał wyścig z czasem. Kiedy polska piechota ostrożnie odrywając się od nieprzyjaciela, ścigana przez piechotę 8. Armii, przemieszczała się na wschód, Niemcy ściągali kolejne siły pod Sochaczew i Brochów. 4. DPanc została w całości przemieszczona do Sochaczewa, podczas gdy pod Brochów ściągnięto 1. DPanc. Pod Sochaczewem był też batalion zmotoryzowany z pułku „Leibstandarte SS Adolf Hitler” (LSSAH).
Polskie natarcie na Sochaczew mogło się rozpocząć dopiero 16 września nad ranem, a mogła w nim uczestniczyć tylko 26. DP, walcząca wcześniej pod Łowiczem. Dywizja nie zaatakowała dobrze bronionego Sochaczewa, lecz usiłowała sforsować Bzurę pod Kozłowem Szlacheckim, jakieś 7-8 km w górę rzeki od Sochaczewa (na południowy zachód od miasta). Jednak do południa 16 września nie zdołała ona przełamać niemieckiej obrony.
Jakby nie dość tego, na 26. DP spadł kontratak piechoty zmotoryzowanej 1. DPanc wsparty czołgami, do walki z nimi Polacy mogli rzucić jedynie własne armaty przeciwpancerne, artylerię polową i kilka TKS-ów. Mimo, że Niemcy ponieśli stratę w postaci 16 unieruchomionych czołgów, to jednak przeszli przez ugrupowanie 26. DP i zderzyli się z pułkami podchodzącej 14. DP. Niemieckie siły zdołały porozdzielać pułki 14. DP, która w ciężkich walkach została praktycznie rozbita, jej poszczególne zgrupowania były kolejno niszczone przez przeważające siły niemieckie.
17 września pozostałości 14. DP usiłowały się przebijać w kierunku Kampinosu, obchodząc Sochaczew od północnego wschodu. Tego dnia niemiecka artyleria ciężko raniła w głowę dowódcę dywizji, gen. bryg. Franciszka Włada, który zmarł następnego dnia. Po śmierci dowódcy dywizja poszła w rozsypkę. Tylko niewielu żołnierzy 14. DP przedostało się do Kampinosu, formacja ta praktycznie przestała istnieć.
Niemcy 16 września przeszli też do natarcia 4. DPanc, z rejonu Brochowa. Natarcie spadło na 25. DP i na część 17. DP. Ta ostatnia dywizja była w stanie wysłać na Sochaczew jeden pułk, którego żołnierze wkroczyli nawet do miasta opuszczonego teraz przez Niemców. Nie miało to jednak większego znaczenia, na zachód bowiem od Sochaczewa operowały dwie niemieckie dywizje pancerne i pułk zmotoryzowany SS, więc pozycja obronna w Sochaczewie mogłaby zostać łatwo odcięta.
W tym czasie Dowództwo Obrony Warszawy (gen. bryg. Walerian Czuma) chciało odciążyć nieco walczących nad Bzurą. W nocy z 15 na 16 września płk Marian Porwit ze sztabu gen. bryg. W. Czumy zaproponował wypad z Warszawy na zachód siłami siedmiu batalionów, żeby związać część sił niemieckich. Jednak planu tego nie zatwierdził gen. dyw. Rómmel, dowódca Armii „Warszawa”.
16 września przez Bzurę zdołała się przeprawić Podolska BK i rozpoczęła ona odwrót przez Kampinos na Warszawę. Jednocześnie w rejon na północ od Brochowa dotarła 15. DP, która zdołała utrzymać ten rejon, odpierając niemieckie kontrataki. Tego samego dnia w rejonie Zduny – Niedźwiada 4. DP z Armii „Pomorze” odpierała ataki niemieckiej 24. DP z 8. Armii, która usiłowała wyjść na tyły obu polskich armii i zepchnąć je wprost na „kowadło” w postaci dywizji pancernych XVI Korpusu Zmotoryzowanego.
Cała 8. Armia nacierała teraz z linii Bzury pomiędzy Łowiczem a rejonem Piątka, w kierunku Kiernozi (miejscowości położonej około 20 km na północ od Łowicza). Z kolei spod Płocka do natarcia na 27. DP (Armia „Pomorze”) ruszyła niemiecka 3. DP z II Korpusu Armijnego z 4. Armii. W rejon zachodniej części Puszczy Kampinoskiej skierowano też XV Korpus Zmotoryzowany z 10. Armii (gen. piechoty Hermann Hoth) w składzie 2. i 3. Dywizja Lekka.
Wobec trudnego położenia wojsk polskich, gen. dyw. Kutrzeba odwołał 16 września natarcie na Sochaczew i nakazał przebijanie się do Kampinosu, przez Bzurę w Brochowie oraz na południe od tej miejscowości. Niestety, ostatecznie 15. DP nie zdołała utrzymać tzw. przedmościa na Bzurze na północ od Brochowa i została zepchnięta za rzekę, do Kampinosu. Pokiereszowana dywizja ponosząc duże straty odeszła przez Kampinos w kierunku Warszawy. Tego dnia, 16 września późnym wieczorem, Bzurę w Witkowicach, około 3 km na północ od Brochowa, przekroczyła kolumna samochodów sztabu gen. dyw. Kutrzeby.
W nocy z 16 na 17 września pozostałe dywizje Armii „Pomorze”, w tym 27. DP z Grupy Operacyjnej gen. Tokarzewskiego-Karaszewicza (gen. bryg. Michał Tokarzewski-Karaszewicz miał w swojej grupie jeszcze 15. DP, która jednak odeszła już w rejon na północ od Brochowa), 4. DP, 16. DP i 26. DP z Grupy Operacyjnej gen. Bołtucia zebrały się w rejonie Osieka i Wiejsce, około 15 km na północny zachód od Sochaczewa. Wszystkie trzy dywizje tej nocy podjęły marsz przez Iłów na Budy Stare, około 5-6 km na zachód od Brochowa nad Bzurą.
17 września forsowanie Bzury w rejonie nieco na południe od Brochowa podjęła piechota z Grupy Operacyjnej gen. Knolla-Kownackiego. Jako pierwsza przeprawy miała zająć i utrzymać 25. DP. Jednak dowódca dywizji, gen. bryg. Franciszek Alter poprosił dowódcę Grupy Operacyjnej, gen. bryg. Knolla-Kownackiego o pozwolenie na forsowanie Bzury nieco dalej na północ, w Brochowie, gdzie był most. Gen. bryg. Knoll-Kownacki, nie wiedząc, że gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba zaplanował wzajemną osłonę skrzydeł, wyraził zgodę. 25. DP przeszła więc nieco dalej na północ i zaczęła przechodzić na wschodni brzeg Bzury w Brochowie. Kiedy więc idąca za nią 17. DP doszła do wyznaczonego miejsca przeprawy, zamiast organizować normalne pokonanie rzeki, musiała dokonać krwawego forsowania walką, na drugim brzegu bowiem były niemieckie jednostki. W dodatku w rejon Brochowa zaczynały pomału docierać dywizje piechoty Armii „Pomorze”.
Na wciąż zajmowanej przez Polaków połaci ziemi między Wisłą a Brochowem i w rejonie na zachód od tego odcinka, zaczęło robić się ciasno. Na stłoczone oddziały zaczęły spadać skuteczne niemieckie uderzenia lotnicze. Aktywność niemieckiego lotnictwa, w dniach 10-13 września niemal nie zauważalna, zdecydowanie nabrała intensywności od 14-15 września, kiedy to gen. płk Rundstedt zdał sobie sprawę, jak poważna sytuacja wytworzyła się nad Bzurą. Ostatecznie przez rzekę 17 września zdołała się przeprawić tylko część 17. DP.
Dzień później, 18 września, sytuacja wojsk polskich stała się krytyczna, Niemcy zaciskali pierścień okrążenia ze wszystkich stron. Tego dnia oddziały XVI Korpusu Zmotoryzowanego coraz bardziej uszczelniały zaporę na Bzurze na północ od Sochaczewa, podczas gdy nacierająca 8. Armia osiągnęła szosę Sochaczew – Sanniki (prowadzącą dalej na Gąbin). Stopniowo znikały zwarte formacje, a pozostające jeszcze w okrążeniu pododdziały zamieniały się w luźne grupy żołnierzy, przeważnie bez broni ciężkiej, usiłujące przebijać się w kierunku Kampinosu na własną rękę.
Tego dnia, 18 września, Wielkopolska BK zaczęła docierać do Modlina, a stamtąd przez Pamiry kierowała się na Warszawę, ścierając się z niemiecką 1. Dywizją Lekką z 10. Armii. Jednocześnie 15. DP torując sobie drogę pośród niemieckich jednostek w Kampinosie (operował tu XV Korpus Zmotoryzowany z 2. i 3. DLek), dotarł do Cybulic, około 5 km od Kazunia pod Nowym Dworem Mazowieckim. Nieco dalej na południowy zachód, w Starej Dąbrowie (10 km od Kazunia) dotarła 25. DP, ale bez znacznej części swoich sił (brakowało 56. pp i połowy 60. pp oraz 25. pal). Po południu gen. bryg. Alter ruszył z tymi siłami, które miał w kierunku Modlina przez Kazuń. W nocy z 18 na 19 września udało się zebrać niemal całą 25. DP w rejonie Cybulic, ale stany poszczególnych oddziałów były niskie. Na przykład z 25. pal pozostały tylko dwie baterie.
Nie udało się natomiast przejść resztkom 27. DP, która w ciągu 19 września została rozbita w walkach z niemiecką 2. DLek w pasie otwartego terenu pomiędzy północnym lasem puszczy, a południowym (dziś tego pasa już nie ma, całość jest zalesiona). 19 września gen. dyw. Kutrzeba spotkał się w Modlinie z gen. bryg. Thommée, zbierając w pobliżu 15. DP i 25. DP; kawaleria (Wielkopolska i Podolska BK) dotarła tam już wcześniej.
W okrążeniu, na terenie o szerokości 4 km i długości 7 km pozostała jeszcze część Pomorskiej BK z gen. bryg. Grzmotem-Skotnickim, 4. DP, 16. DP i 26. DP, 14. DP bowiem została już rozbita, a pozostałości 17. DP zdołały już przejść do Kampinosu. Był tu jeszcze gen. bryg. Michał Tokarzewski-Karaszewicz, gen. bryg. Mikołaj Bołtuć, a także gen. dyw. Władysław Bortnowski ze sztabem
Armii „Pomorze”.
19 września pozostałe w okrążeniu siły podjęły próbę przebicia się w kierunku Kampinosu. Tego dnia do Witkowic nad Bzurą (niecałe 2 km na północ od Brochowa) dotarły pozostałości 4. DP, która miała utorować drogę dla pozostałych sił. Poranny atak dywizji był skuteczny i znaczna jej część zdołała się przeprawić na wschodni brzeg Bzury. Kolejne jednostki dostały się natomiast pod silny ogień niemiecki i przeprawę trzeba było przerwać. Od tego momentu dalsze przedzieranie się do Kampinosu było prowadzone w małych grupkach żołnierzy, zwarte oddziały praktycznie
przestały istnieć.
Gen. bryg. Bołtuć wydostał się z okrążenia wraz z pozostałą częścią 4. DP, ale poległ 22 września, w czasie walk pod Łomiankami, kiedy 4. DP (a raczej to co z niej zostało) przedzierała się z Modlina do Warszawy. Natomiast gen. dyw. Władysław Bortnowski pozostał z resztką swoich dywizji po zachodniej stronie Bzury i tu 21 września został wzięty do niemieckiej niewoli.
Do Warszawy dotarł natomiast gen. bryg. Michał Tokarzewski-Karaszewicz i tu 27 września został wyznaczony na komendanta obszaru Lwów Związku Walki Zbrojnej, nowo powstałej podziemnej organizacji z której wywodzi się Armia Krajowa. Z kolei gen. bryg. Grzmot Skotnicki zdołał się 18 września przedostać na wschodni brzeg Bzury, ale tuż za nią, w Tułowicach, został ciężko ranny, zmarł następnego dnia.
20 września 1939 r. gen. bryg. Roman Abraham zameldował się w Warszawie u gen. dyw. Rómmla, przyprowadzając mocno przerzedzone Podolską i Wielkopolską BK, mające mniej więcej połowę stanów. Kawaleria gen. bryg. Abrahama została skierowana do Łazienek. Do tego zgrupowania dołączyły też niewielkie pozostałości Pomorskiej BK i 23 września z całości sformowano zbiorczą Brygadę Kawalerii. Natomiast gen. dyw. Kutrzeba przyprowadził pozostałości trzech dywizji piechoty (15. DP, 17. DP i 25. DP) do których dołączyła część żołnierzy z 14. DP, którzy zdołali się wydostać za Wisłę. Tymczasem pozostałe formacje polskie na lewym brzegu Bzury zostały zlikwidowane do 21 września. Bitwa nad Bzurą zakończyła się.
W czasie największej bitwy kampanii polskiej 1939 r. Polacy stracili około 15 000 zabitych i około 40 000 rannych. Niemcy z kolei w dniach 11-18 września (włącznie) w związkach taktycznych biorących udział w walkach nad Bzurą stracili 3298 zabitych i 1333 zaginionych, a ponadto blisko 7000 rannych, a to nie licząc strat 2. DLek i 3. DLek oraz 29. DZmot. Z nich trzeba doliczyć ok. 500 zabitych, ok. 200 zaginionych i ok. 1000 rannych.
Co do liczby polskich żołnierzy, którzy dostali się do niewoli, to według niemieckich danych, ich związki operacyjne wzięły do niewoli do 20 września (czyli nie tylko w czasie walk nad Bzurą, ale także w toku wcześniejszych walk, należy jednak przyjąć, że co najmniej dwie trzecie z tych liczb to jeńcy z Bitwy nad Bzurą): X Korpus Armijny – 33 000, XIII Korpus Armijny – 17 500 i III Korpus Armijny (4. Armia) – 42 800 (w tym przypadku ponad połowa na Pomorzu, a tylko część nad Bzurą). 10. Armia do 20 września wzięła do niewoli 87 000 polskich jeńców, ale tylko ok. jednej trzeciej nad Bzurą.
Zwrot zaczepny nad Bzurą pokazał Niemcom, że żołnierz polski potrafi się nie tylko bronić i wycofywać, ale także atakować. To uderzenie spowodowało opóźnienie niemieckiego natarcia na Warszawę o niemal dwa tygodnie, co pozwoliło na sprowadzenie do stolicy wielu jednostek, choć w znacznym stopniu już osłabionych i bez ciężkiego sprzętu.
Mimo wielkiego heroizmu i poświęcenia żołnierzy bitwa została przez nas przegrana. Nie stało się to tylko z powodu liczebnej i jakościowej przewagi Niemców. Niestety górowali oni nad nami również wyszkoleniem w działaniach połączonych i umiejętnościami dowódców. Skuteczność dowodzenia była wyraźnie lepsza dzięki szerokiemu korzystaniu z łączności radiowej.
Nie do końca przemyślany był sam plan prowadzenia obrony we wrześniu 1939 r., bez wyraźnie widocznej myśli operacyjno-strategicznej, z konkretnie określonymi punktami ciężkości na jej kolejnych etapach, z wielowariantowymi rozwiązaniami, w zależności od rozwoju sytuacji. Zawiodła także łączność…
Kontruderzenie nad Bzurą byłoby o wiele skuteczniejsze, gdyby odwodowa Armia „Prusy”, zamiast łatać dziury w rozerwanym polskim ugrupowaniu obronnym, przeszła całą swoją mocą do natarcia od południa, tworząc drugie ramię kleszczy.
Oczyma wyobraźni widzimy już odcięte i okrążone pod Brwinowem i Milanówkiem niemieckie XVI i XV Korpus Zmotoryzowany, z dwoma dywizjami pancernymi, dwoma lekkimi i dwoma piechoty… Gdyby do worka trafił też XI Korpus, wówczas mielibyśmy szansę na zniszczenie ośmiu dywizji niemieckich. To by naprawdę było coś!
I w dodatku wykonalne naszymi siłami, przy odpowiednim ugrupowaniu bojowym, elastycznym i skutecznym dowodzeniu i przygotowaniu takiego manewru zawczasu, z dobrze przemyślanymi rozwiązaniami.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu