Gdy 3 września 1939 r. Wielka Brytania i Francja wypowiedziały wojnę III Rzeszy, dowódca niemieckich okrętów podwodnych, kmdr1 Karl Dönitz, zdawał sobie sprawę, że połączone siły obu sprzymierzonych flot – francuskiej i brytyjskiej, mają dużą przewagę nad niemiecką marynarką wojenną, a on sam nie dysponował we wrześniu 1939 r. wystarczającą liczbą okrętów podwodnych, by skutecznie zwalczać żeglugę przeciwnika. Z łącznie 57 jednostek jakimi dysponował, tylko 27 to były jednostki oceaniczne (typu I, VII i IX), resztę stanowiły małe okręty podwodne typu II o niedużym zasięgu, nie nadające się do długotrwałych pościgów za zespołami bojowymi i konwojami wroga na atlantyckich wodach, nie wszystkie też mógł od razu wysłać do akcji. Zdecydował więc, by w początkowym okresie wojny jak najmocniej zaszkodzić Brytyjczykom na ich wodach terytorialnych, zwłaszcza wewnątrz trzymilowego obszaru, bezpośrednio w pobliżu lądu. Swoje okręty podwodne kierował w rejony ważnych brytyjskich portów i w miejsca największego nasilenia ruchu statków przybrzeżnych, przy czym dowódcy większości niemieckich jednostek otrzymali rozkaz postawienia niewielkich, ale bardzo dokuczliwych zagród minowych w wyznaczonych miejscach, oprócz szukania dodatkowych okazji do ataków torpedowych na alianckie jednostki wychodzące z portów lub poruszające się blisko brytyjskich brzegów.
Stosując tego typu taktykę Dönitz dość mocno ryzykował. Jednostki alianckie stawiały bowiem także własne defensywne zagrody minowe, które mogły przysporzyć U-Bootom niemało strat, do tego akcje na wodach bardzo płytkich narażały załogi „Szarych Wilków” na liczne ataki ze strony patrolujących te akweny samolotów, okrętów nawodnych i pomocniczych jednostek pływających, zabierających na patrole bomby głębinowe oraz uzbrojonych w armaty przeciwlotnicze i karabiny maszynowe. Załogi niemieckich okrętów podwodnych szczególnie nie znosiły stawiania min. Same bowiem obawiały się ich mocno i uważały miny za broń „niehonorową”, do tego efektów swojej „pracy” zazwyczaj nie miały okazji ujrzeć na własne oczy (tylko komunikaty radiowe Admiralicji czy pozyskane dane z wywiadu mogły po jakimś czasie poinformować je o ewentualnych stratach wroga na stawianej zagrodzie), zdecydowanie wolały one bezpośrednie akcje przeciwko wrogim jednostkom, uwieńczone trafieniem własnych torped i zatopieniem przeciwnika. Jednak Dönitz był w kwestii stawiania min kategoryczny i żądał konsekwentnie od dowódców U-Bootów realizacji swoich rozkazów. Zatopienia powodowane minami wywoływały bowiem spory chaos, konieczność dłuższego trałowania, a nawet przejściowego zamykania ważnych portów brytyjskich na pewien czas. A to mocno opóźniało dostawy ważnych surowców i zaopatrzenia, co podczas wojny bywało bardzo istotne. Dodatkowo jednostki zaangażowane do likwidacji zagrożenia minowego nie mogły być wykorzystane przez aliantów w innym celu (np. w obronie żeglugi przed bezpośrednimi atakami U-Bootów).
Często Brytyjczycy i ich sojusznicy nie wiedzieli, czy dana jednostka zatonęła na skutek ataku torpedowego czy wybuchu miny. A połączenie działań minowych U-Bootów z akcjami minowymi niemieckich niszczycieli oraz samolotów, zrzucających z powietrza w podobnych okresach miny, np. w rejonie ujścia Tamizy i na innych wyznaczonych akwenach, ogólny chaos po stronie brytyjskiej jeszcze bardziej potęgowało. Płytkie wody utrudniały Brytyjczykom również wykorzystanie azdyku. Lepiej działał on na głębszej wodzie, blisko lądu okręt nawodny miał problem z odróżnieniem, czy wykryte echo pochodzi od zatopionego już wraku czy rzeczywiście od okrętu podwodnego, zwłaszcza jeśli ten ostatni osiadał na dnie w absolutnej ciszy.
Dönitz miał świadomość, że załogi okrętów podwodnych muszą stawiać miny na płytkiej wodzie o silnych prądach pływowych, z dużą starannością w kwestii nawigacji (dlatego często miny stawiano niedaleko latarniowców), nierzadko w bezpośrednim kontakcie z wrogimi jednostkami patrolowymi. Z tego powodu bardzo wysoko oceniał skuteczne operacje tego typu – i chętnie nagradzał swoich dowódców. O ile jemu samemu plan zaminowywania brytyjskich wód przybrzeżnych wydawał się na początku bardzo śmiały, to później stwierdził, że większość zaplanowanych w 1939 r. operacji okazała się możliwa do przeprowadzenia, bo Brytyjczycy skuteczniejsze działania defensywne wprowadzali w życie z opóźnieniem i dość powoli.
Niemiecki historyk Cajus Bekker w swoim znanym opracowaniu2 wymienił szczegółowo wszystkie typy min, jakie niemieckie okręty nawodne, podwodne i samoloty stosowały podczas operacji minowych w omawianym przez autora artykułu okresie.
W skonstruowaniu własnej miny magnetycznej prawdopodobnie pomogło Niemcom zbadanie któregoś z egzemplarzy brytyjskiej miny M, zastosowanej pod koniec I wojny światowej, ale nie mówili o tym głośno. W latach 1920-1923 prof. Adolf Bestelmayer zbudował aparaturę mierzącą na różnych głębokościach wody zmiany pola magnetycznego różnych statków i jego wpływ na igłę magnetyczną, która miała zwierać kontakt zapalnika. Pierwsze 50 egzemplarzy min magnetycznych (z 800 kg materiału wybuchowego) Niemcy wyprodukowali w 1929 r. Po sześciu kolejnych latach dysponowali już typem miny, którą mogły (przez wyrzutnie torped) stawiać okręty podwodne. Ponadto od 1930 r. pracowano nad typem lotniczej miny magnetycznej, którą zrzucano do wody na spadochronie (opadała ona z szybkością 16 m/s). Prototyp tej miny (300 kg materiału wybuchowego, ciężar całkowity 500 kg) wykonano w 1934 r., a trzy lata później – znacznie cięższej (700 kg materiału wybuchowego, ciężar całkowity – 1000 kg).
Okręty nawodne używały zarówno min kontaktowych (które wybuchały, gdy uderzał w nie kadłub okrętu lub statku) jak i min magnetycznych, które zrzucane na dno morza detonowały wówczas, gdy przepływająca nad nimi jednostka wytwarzała wertykalne pole magnetyczne i uruchamiała zapalnik miny (bez bezpośredniego kontaktu z kadłubem). W przypadku detonacji bezpośrednio pod statkiem, wybuch często łamał kil i posyłał jednostkę na dno, zdarzały się jednak detonacje nieco bardziej odległe od burty, powodujące tylko uszkodzenia.
Miny kontaktowe stawiane przez niemieckie okręty nawodne należały do typu EMC (typowe z wózkiem kotwicznym utrzymującym je na miejscu za pomocą minliny i na określonej głębokości), przy czym ich stawianie było dla jednostek własnych dużo bezpieczniejsze. Bowiem gdy stawiano wraz z nimi z pokładu niszczycieli również miny magnetyczne typu RMA lub RMB, niekiedy dochodziło do przedwczesnej eksplozji ich ładunków tuż po zrzuceniu na dno, co nie tylko było dość groźne dla jednostek własnych, ale mogło również zdemaskować operację minową stronie przeciwnej3. Okazało się, że tak samo jak w przypadku min typu TMB (dla okrętów podwodnych), zapalniki tych min były zbyt czułe i zatapiały jednostki bardzo małe (nie tylko większe), co pokazały wyniki jednej z operacji minowych, przeprowadzonych przez niemieckie niszczyciele w nocy z 12 na 13 grudnia 1939 r.
Miny stawiane z niemieckich okrętów podwodnych różniły się od tych stawianych przez okręty nawodne przede wszystkim kształtem (dostosowane były do stawiania z wyrzutni torped o średnicy 533 mm).
Pierwotna niemiecka mina typu TMA dla okrętów podwodnych nie miała w trakcie wojny minowej odegrać decydującej roli w działaniach u wybrzeży brytyjskich. Jej „wadą” było przede wszystkim to, że po postawieniu utrzymywała ją w miejscu ciężka kotwica i minlina, a sama mina unosiła się blisko powierzchni (w zależności od ustawionej głębokości zanurzenia). Ale taką minę było łatwiej zlikwidować alianckim jednostkom trałującym wybrane akweny. Ten typ miny miał długość 3,38 m i średnicę 533 mm, a można było ją postawić na głębokości do 270 m. Ciężar głowicy bojowej wynosił tylko 215 kg, więc dodatkowo nie był to ładunek wybuchowy wystarczająco silny, by zatapiać jednostki duże. Do wyrzutni torpedowej U-Boota można było załadować tylko dwie takie miny, więc samo postawione pole minowe byłoby niewielkie – złożone z zaledwie kilku min.
Dlatego ta mina dość szybko w początku wojny została wyparta przez ulepszoną magnetyczną minę typu TMB (długość 2,3 m, średnica 533 mm, ładunek wybuchowy miny ważył 580 kg, całkowity jej ciężar wynosił 746 kg). Mina TMB była stawiana w ten sposób, że osiadała na dnie morskim (na głębokości do 20 m) i nie posiadała liny jak TMA, dlatego była trudniejsza do zlokalizowania i zniszczenia. Była to mina wybuchająca w chwili, gdy kadłub przepływającego blisko okrętu lub statku wchodził w zasięg jej pola magnetycznego. Często w wyniku jej detonacji mogło dojść do złamania stępki i zatonięcia (bądź ciężkiego uszkodzenia) pechowej jednostki. Do wyrzutni torpedowej U-Boota można było załadować trzy miny typu TMB.
Wadą tej miny była nadmierna czułość zapalników, przez co niekiedy zatapiały one również jednostki bardzo małe, zamiast większe. Dlatego po ujawnieniu tego faktu podczas kampanii minowej skupiono się na poprawie tej wady, do tego na rozkaz dowódcy U-Bootów – kadm. Karla Dönitza, skonstruowano najcięższą dla U-Bootów minę typu TMC. Miała długość 3,4 m, wagę materiału wybuchowego powiększono do 935 kg, a ciężar całkowity do 1115 kg, by była w stanie zatopić nawet pancernik, ale mały niemiecki okręt podwodny typu II był w stanie zabrać i postawić zaledwie dwie tak duże miny (oceaniczny typ VII zabierał osiem min typu TMC). Dönitz w swoich wspomnieniach podawał, że minę TMC stawiano do głębokości 35 m4.
Prócz tego w mniejszej skali zastosowano miny lotnicze zrzucane na spadochronach do morza5 (typy LMA i LMB), głównie z tego powodu, że Niemcy nie posiadali ich wystarczającej ilości (zaledwie po kilkaset sztuk każdego typu). Stawianie min przez samoloty też miało swoją wadę – nie było zbyt precyzyjne nawigacyjnie. Do ostatecznej porażki Niemców w wojnie minowej miała się przyczynić właśnie mina lotnicza, a właściwie dwa jej egzemplarze, zrzucone przypadkiem niezbyt precyzyjnie na płyciznę, przez co nie uległy samodestrukcji (tak by się stało, gdyby trafiły w „twardy” ląd). Odnaleziona przez Brytyjczyków mina została rozbrojona i starannie zbadana, co pozwoliło opracować skuteczne środki zaradcze (metody jej trałowania i instalacje demagnetyzacyjne dla alianckich jednostek), o czym będzie jeszcze mowa.
W późniejszej fazie wojny rozpoczęto używać również akustycznych min dennych, ale nie stosowano ich w okresie do marca 1940 r.
Część historyków była zdania, że Niemcy powinni byli zaczekać ze stawianiem najgroźniejszych min magnetycznych do czasu, aż będą ich posiadać znacznie więcej6 i zastosują je na większą skalę, bo należało się z tym liczyć, że strona aliancka zapozna się w pewnym momencie z działaniem tej miny i zastosuje skuteczne przeciwśrodki7. Jednak w sytuacji, gdy strona aliancka (floty brytyjska i francuska) posiadała znaczną przewagę ilościową nad flotą niemiecką, dowództwo Kriegsmarine uznało, że najlepszą obroną będzie w miarę szybki atak na szlaki żeglugowe i rejony najważniejszych wrogich baz morskich i portów handlowych. I jeśli miano zepchnąć stronę aliancką do defensywy, niemieckie okręty nawodne, podwodne i samoloty musiały nasilić działania jak najszybciej i w jak największej liczbie miejsc. Zmuszało to załogi zwłaszcza okrętów podwodnych do olbrzymiego wysiłku i sporego ryzyka na wodach płytkich, ale uznano je za konieczne, podobnie jak użycie min w takiej liczbie, jaką na razie posiadano.
Miny miały również, poza wyrządzanymi realnymi stratami, wywołać pewien efekt psychologiczny i w jakimś stopniu zniechęcić jednostki neutralnych bander zwłaszcza do handlu z Wielką Brytanią i zawijania do jej portów, dopóki w ich rejonach brytyjskie siły trałowe swoją pracą nie zagwarantują im wystarczającego bezpieczeństwa, a to wymagało sporo czasu8. Liczono również na pewne zamieszanie – nie zawsze strona aliancka mogła od razu wiedzieć, czy dana jednostka pływająca padła ofiarą ataku miny czy torpedy okrętu podwodnego.
Dönitz nakazał zabranie min w rejs wyznaczonym U-Bootom jeszcze zanim doszło do wojny z Wielką Brytanią, bo do akcji minowania miały one przystąpić już w pierwszych dniach walki. Większe okręty podwodne otrzymały rozkaz postawienia min w Kanale Bristolskim i w rejonie Portland, mniejsze okręty typu II przy portach u wschodnich wybrzeży brytyjskich.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu