Sytuacja ciężkich okrętów Kriegsmarine stacjonujących w norweskich fiordach w 1943 r. była wyjątkowo trudna. Niepowodzenie ataku zespołu wcadm. Oskara Kummetza na konwój JW.51B w noc 31 grudnia 1942 r.1 spowodowało zawód i furię samego Hitlera, który planował nawet złomowanie większości ciężkich okrętów Kriegsmarine. Pod koniec stycznia 1943 r. zdymisjonowanego Wielkiego Admirała Ericha Raedera zastąpił na stanowisku głównodowodzącego Kriegsmarine dotychczasowy dowódca U-Bootwaffe wcadm. Karl Dönitz, awansowany od razu do rangi Wielkiego Admirała. Uratował on ciężkie okręty Kriegsmarine, bo przekonał Hitlera do tego, że muszą one nadal wiązać duże siły Home Fleet osłaniające konwoje arktyczne, by Brytyjczycy nie użyli ich na innych akwenach, a ich licznej eskorty – do walki z okrętami podwodnymi na Atlantyku. Wystarczyło, że pancerniki Tirpitz i Scharnhorst oraz krążownik ciężki Lützow pozostaną w Norwegii, nawet jeśli nie wyruszyłyby do walki przeciwko konwojom arktycznym, bo tego ostatniego Hitler wolał unikać. Czuł wielki respekt do sił floty brytyjskiej i uważał, że niemieckie okręty mają małe szanse w walce z najcięższymi okrętami Royal Navy. Choć był laikiem w sprawach wojny na morzu, sytuację oceniał w tym wypadku lepiej od niektórych admirałów Kriegsmarine.
Bitwa na Morzu Barentsa udowodniła Niemcom, że nocą w warunkach mocno ograniczonej widoczności (przez mgły, śnieżyce, deszcze) ciężkie niemieckie jednostki są bezradne wobec przewagi okrętów alianckich wyposażonych w stacje radiolokacyjne dużo lepsze od niemieckich. Krążowniki i pancerniki brytyjskie posiadały już w 1942 r. nawet kilka zestawów radiolokatorów, w tym radar artyleryjski, pozwalający prowadzić precyzyjny ogień z odległości prawie dwukrotnie większej niż Niemcy. Na niemieckich jednostkach mimo posiadania stacji radiolokacyjnej (o słabszym zasięgu i niezbyt pomocnej w celnym strzelaniu) i tak dążono do dystansu pozwalającego na użycie środków optycznych. To powodowało, że okręty brytyjskie mogły demolować bezkarnie jednostki Kriegsmarine otwierając ogień wcześniej i długo utrzymując dystans uniemożliwiający Niemcom skuteczną odpowiedź.
Można było tę przewagę w jakimś stopniu zniwelować, wysyłając okręty do akcji przeciwko arktycznym konwojom w porze letniej, bo wtedy statki konwojów nie mogły liczyć na ciemności i w razie wykrycia długo mógł je śledzić zwiad lotniczy i naprowadzać na ich pozycję okręty. Ale Brytyjczycy też zazwyczaj przydzielali tym konwojom daleką osłonę ciężkich zespołów, w których były nie tylko krążowniki, ale z reguły przynajmniej jeden pancernik i lotniskowiec. Jego samoloty były wielkim zagrożeniem dla dużych okrętów nawodnych, bo możliwego trafienia torpedami lotniczymi w Tirpitza lub Scharnhorsta Niemcy chcieli uniknąć za wszelką cenę (polowały także na Niemców brytyjskie i sowieckie okręty podwodne). Więc pierwszy brytyjski atak lotniczy zapewne zmusiłby niemieckie okręty do odwrotu. A każda wyprawa podobnego typu kosztowała okręty niemieckie zużycie sporych zapasów paliwa, które w 1943 r. Niemcy mocno oszczędzali, bo nie mieli go już zbyt wiele.
Do tej pory sukcesy ciężkich okrętów Kriegsmarine na wodach arktycznych były znikome2 i dużo lepsze efekty przyniosły w 1942 r. wyprawy zespołów samych niemieckich niszczycieli3. Z pewnością mogły więcej zdziałać np. częściej stawiając miny na szlakach konwojów bliżej sowieckich portów lub poszukując alianckich statków, lecz podobnych operacji nawet te jednostki nie realizowały często. W 1943 r. morale załóg na niemieckich ciężkich okrętach i niszczycielach stacjonujących w Norwegii znacząco podkopywały (prócz bezczynności) coraz gorsze wieści z frontu wschodniego i z przebiegu samej bitwy o Atlantyk. Bowiem na okres letni konwoje do Rosji Sowieckiej zostały zawieszone, a licznie dotąd osłaniające je okręty alianckie skierowano do walki na Północnym Atlantyku, by wreszcie osiągnąć przewagę nad groźnymi dotąd U-Bootami. Przełom w wojnie atlantyckiej dokonał się także dzięki temu posunięciu Brytyjczyków. W maju 1943 r. straty „Szarych Wilków” w bitwach konwojowych okazały się porażające, bo alianckie samoloty i okręty posłały na dno łącznie 41 U-Bootów (w większości z całymi załogami), a Niemcy zatopili podobną liczbę alianckich statków. Ta klęska zmusiła dowództwo U-Bootwaffe do przejściowego wycofania „wilczych stad” z Północnego Atlantyku, a późniejszy ich „powrót” na te wody jesienią nie zmienił sytuacji na lepsze,
bo U-Bootów tonęło coraz więcej.
Konwoje arktyczne Brytyjczycy uruchomili ponownie dopiero w połowie listopada 1943 r.4 Ta już zimowa pora roku nie była dla Niemców sprzyjająca przy planowaniu ataków okrętów nawodnych Kriegsmarine przeciwko konwojom arktycznym. Ciemności panujące przez większość doby, sztormy, mgły, zadymki śnieżne i szkwały deszczowe – czyniły konwoje trudnymi do wykrycia i zwalczania, a nawet mniejsze okręty eskorty konwojów miały zdecydowanie lepsze stacje radiolokacyjne niż jednostki niemieckie. Do tego Niemcy nie zdawali sobie sprawy, że brytyjscy kryptolodzy z Bletchley Park znacznie wcześniej poznawali ich plany, bo szyfry morskiej Enigmy zostały dawno złamane, a członkowie norweskiego ruchu oporu dodatkowo także informowali o wypływaniu ciężkich okrętów niemieckich z fiordów na morze.
W dniach 6-7 września 1943 r. zespół adm. Oskara Kummetza złożony z superpancernika Tirpitz, pancernika Scharhnorst i 9 niszczycieli, jednak zaskoczył Brytyjczyków operacją o kryptonimie „Zitronella”, atakując stację meteorologiczną w Svalbardzie na Spitzbergenie. Niemcy wysadzili tam desant, który zmusił do wycofania w głąb wyspy mały garnizon norweski złożony z około 100 żołnierzy. Norwedzy stracili kilku poległych i nieznaczną liczbę wziętych do niewoli, zadając napastnikom większe straty niż sami ponieśli. Niemcy zniszczyli stację i szybko wycofali się na okręty, które niezwłocznie odpłynęły do baz w Norwegii, by uniknąć spotkania z ciężkimi okrętami Home Fleet. Te wyruszyły w morze ze Scapa Flow 8 września, ale nie miały szans dogonić przeciwnika, o czym Niemcy także dobrze wiedzieli. Operację „Zitronella” przeprowadzili dlatego, że chcieli zgrać we współdziałaniu oba pancerniki i eskortę oraz poprawić nieco morale załóg, a ten mały sukces wykorzystano propagandowo, rozgłaszając go już po powrocie niemieckich pancerników do baz. Stacja na Spitzbergenie i tak wznowiła działalność po dwóch tygodniach, gdy drogą lotniczą otrzymała nowe wyposażenie.
Ponieważ ta akcja mogła być zapowiedzią planowanych niemieckich akcji na arktyczne konwoje, Brytyjczycy szybko postanowili przeprowadzić operację odwetową, by zagrożenie ze strony ciężkich niemieckich okrętów zmniejszyć. W ramach operacji „Source” sześć miniaturowych (ponad 30-tonowych) okrętów podwodnych typu X wyruszyło 12 września 1943 r. z zatoki Cairnbawn ku niemieckim bazom. Holowane były na większości trasy przez duże brytyjskie okręty podwodne5. Trzy z nich (X 5, X 6 i X 7) miały zaatakować Tirpitza w Kaafjordzie, przedostając się przez sieci przeciwtorpedowe i podkładając pod kadłubem na dnie miny z zapalnikiem czasowym (każdy „liliput” posiadał po dwie 2-tonowe miny z ładunkiem amatolu). X 8 miał zaatakować krążownik ciężki Lützow, a X 9 i X 10
pancernik Scharnhorst.
Z ataku na oba ostatnie okręty niemieckie nic nie wyszło, bo miniaturowy okręt podwodny X 8 doznał w trakcie marszu na trasie tak poważnych uszkodzeń, że trzeba było go zatopić po ewakuacji załogi, X 9 zaginął z całą załogą na Morzu Północnym po zerwaniu holu, a X 10 doznał awarii podczas samej operacji, gdy próbował dotrzeć do Kaafjordu i wycofał się na morze. Brytyjczycy zatopili go w drodze powrotnej. Scharnhorst i tak nie przebywał wtedy w Kaafjordzie, tylko przeprowadzał strzelania w fiordzie Alta, a powracający z ćwiczeń okręt na wieść o ataku na Tirpitza schronił się w Langfjordzie.
Natomiast atak trzech miniaturowych okrętów podwodnych 22 września 1943 r. na superpancernik zakończył się sukcesem. X 6 i X 7 zdołały sforsować sieci przeciwtorpedowe otaczające Tirpitza i podłożyć pod kadłub pancernika miny, choć zostały w ostatniej chwili wykryte i tak uszkodzone ostrzałem, że załogi brytyjskie ewakuowały się z tonących jednostek, a sześć osób trafiło do niewoli6. Załoga X 57 zaginęła w trakcie akcji, a wrak „liliputa” odnaleziono dokładnie pod miejscem postoju Tirpitza dopiero w 1974 r. i to bez min! On także mógł podłożyć swój ładunek pod dno pancernika, ale najwyraźniej nie zdołał się wycofać.
Niemcy nie zdołali na czas uruchomić silników Tirpitza i oddalić się z miejsca postoju, jedynie przesunęli na łańcuchach kotwiczny pancernik, dlatego część min nie detonowała bezpośrednio pod dnem. Jednak ich wybuch o 8:12 po lewej burcie bliżej dziobu i pod rufą spowodował poważne uszkodzenia okrętu. Pękł zbiornik paliwa, do wnętrza okrętu wdarło się 1400 t wody, stępka w części dziobowej została mocno uszkodzona, turbogeneratory w pomieszczeniach generatora nr 2 i nr 1 zalane, uszkodzone lub zniszczone. Uszkodzona została poważnie wieża Dora kal. 380 mm, której nie można było obracać. Niemcy musieli zrównoważyć powstały kilkustopniowy przechył zalaniem zbiorników po przeciwległej burcie. Wszystkie uszkodzenia wyeliminowały pancernik na okres ponad półroczny, bo skomplikowany remont zakończono dopiero 2 kwietnia 1944 r.
Dla Niemców ten brytyjski atak był dotkliwym ciosem, bo mocno zredukował on zagrożenie dla alianckich konwojów na Dalekiej Północy. Niemieccy dowódcy przekonali się, że ciężkie okręty Kriegsmarine przestały być bezpieczne na swoich kotwicowiskach w norweskich fiordach. A zatopienie lub wyeliminowanie z akcji tych jednostek w ten sposób było dla Niemców największą hańbą, bo dokonać się mogło praktycznie bez walki z ich strony! Tak sprawę postrzegał głównodowodzący Kriegsmarine Grossadmiral Karl Dönitz i zdecydował, że najsilniejszy w tym momencie pancernik Scharnhorst (po okresowym wyeliminowaniu Tirpitza z akcji) zaatakuje w porze zimowej jeden z alianckich konwojów arktycznych, gdy tylko zostanie on wykryty przez okręty podwodne lub lotnictwo.
Mimo dużego ryzyka lepiej było jego zdaniem taką operację przeprowadzić, a walka Scharnhorsta z wrogiem (bez względu na wynik) była bardziej „honorowa” niż utrata okrętu na kotwicy! Nie planowano użycia Lützowa w tej operacji prawdopodobnie dlatego, że był o kilka węzłów wolniejszy od Scharnhorsta i w razie konieczności szybkiego wycofania hamowałby cały zespół. Dlatego już 23 września (dzień po brytyjskim ataku na Tirpitza) wycofano go z norweskiej bazy, wysyłając na remont do Gdyni.
Dowódca Home Fleer adm. Sir Bruce Fraser spodziewał się, że Scharnhorst w „odpowiedzi” na okresowe wyeliminowanie Tirpitza z akcji, spróbuje zaatakować jeden z kolejnych konwojów w okresie zimowym. W połowie grudnia 1943 r. spotkał się w Wajendze z dowódcą sowieckiej Floty Północnej adm. Arsienijem Gołowką, ale nawet jemu wolał nie ujawniać faktycznego celu swojego pobytu na tych wodach, choć Gołowko prawdopodobnie i tak się domyślał, że Brytyjczyk ma przeciwdziałać możliwemu atakowi niemieckich sił nawodnych.
Kolejny konwój JW.55B wyruszający 20 grudnia 1943 r. z Loch Ewe miał liczyć 19 statków8. Bezpośrednią jego eskortą dowodził kmdr Abernethy McCoy. Miał do dyspozycji 10 niszczycieli, dwie korwety i trałowiec. Silniejszym zespołem dalekiej osłony był Force 1 złożony z krążownika ciężkiego Norfolk i krążowników lekkich Belfast i Sheffield. Dwa z tych okrętów miały doświadczone załogi, bo walczyły one w maju 1941 r. z Bismarckiem. Zespołem dowodził wiceadm. Robert Burnett z pokładu Belfasta. Gdy wyruszył z Murmańska, otrzymał zadanie osłony konwojów JW.55B i powrotnego RA.55A, poruszając się w rejonie Wyspy Niedźwiedziej. Ponieważ nawet ten zespół nie miał wystarczającej siły, by powstrzymać atak niemieckiego pancernika, głównym „atutem” Brytyjczyków w spodziewanej walce miał być zespół Force 2 dowodzony osobiście przez adm. Bruce’a Frasera z flagowego pancernika Duke of York, któremu towarzyszył krążownik lekki Jamaica i cztery niszczyciele. Fraser po uzupełnieniu zapasów paliwa na Islandii ruszył w rejon pomiędzy Przylądkiem Północnym a Wyspą Niedźwiedzią, oczekując informacji o wyruszeniu Scharnhorsta z fiordu Alta. Mógł ją otrzymać nie tylko od kryptologów z wywiadowczego ośrodka Bletchley Park w Wielkiej Brytanii, ale także od pracowników norweskiego ruchu oporu, którzy obserwowali, kiedy niemiecki kolos
opuści kotwicowisko.
Zaplanowana przez Niemców operacja o kryptonimie „Ostfront” zakładała atak Scharnhorsta na kolejny wykryty konwój w asyście pięciu niszczycieli z 4. Flotylli pod dowództwem kmdr. Rolfa Johannessona (Z 29, Z 30, Z 33, Z 34 i Z 38). Linia ośmiu okrętów podwodnych stada „Eisenbart” miała ułatwić wykrycie konwoju. Rzeczywiście, 25 grudnia o 9:01 na pozycji 72°12’N, 12°30’E okręt podwodny U 601 (por. mar. Otto Hansen) dostrzegł jednostki konwoju JW.55.B, który zmierzał kursem 30° z prędkością ponad 9 w. Dzięki meldunkowi wysłanemu z U-Boota ponad dwie godziny później zlokalizował go i śledził niemiecki samolot rozpoznawczy. Odtąd Brytyjczycy spodziewali się ataku przeciwnika.
Rozkaz rozpoczęcia operacji „Ostfront” wydał osobiście Grossadmiral Karl Dönitz 25 grudnia 1943 r. o 14:15, nakazując wyruszenie grupie Scharnhorsta (Kampfgruppe) o 17:00 z fiordu Alta. Okazało się jednak, że niemiecka grupa wyruszyła dwie godziny później (o 19:01), ponieważ wyznaczony na dowódcę operacji kadm. Erich Bey (wcześniej dowódca niszczycieli) nie zdążył tak szybko skompletować grupy sztabowej i wraz z nią zaokrętować się na pancerniku.
Gdy po godzinie 22:00 okręty kontradmirała Beya minęły wyspę Stjernöy i znalazły się na otwartym morzu, szybko okazało się, w jak trudnych warunkach przyjdzie niemieckiemu zespołowi działać. Sztorm z południa miał wzrastać, jego zapowiadana siła miała przekroczyć 8 stopni, wzrastało silne falowanie morza przy wietrze z południowego zachodu. Przy opadach deszczu i pełnym zachmurzeniu widoczność malała do 3-4 Mm. Do tego wszystkiego na Morzu Barentsa spodziewany był śnieg.
Wartość bojowa niemieckich niszczycieli w tych warunkach znacznie spadała, przy fali od rufy i problemach ze sterowaniem problematyczne było użycie artylerii, także skuteczność torped była mocno ograniczona, wzrastała możliwość wystąpienia awarii, zwłaszcza maszyn. Zasięg niemieckich urządzeń radarowych także był niewielki (maksymalnie 7-8 Mm na pancerniku). W tej sytuacji kadm. Bey wysłał z pokładu Scharnhorsta o 21:16 radiodepeszę o tej sytuacji, zdradzając swoją obecność na morzu, co większość historyków uważało za rzecz karygodną. Cajus Bekker jednak był zdania, że nie miało to wielkiego znaczenia, skoro Brytyjczycy i tak spodziewali się ataku Scharnhorsta, a zyskali jedynie dodatkowe potwierdzenie, że dopiero wyruszył.
Kontradmirał Erich Bey wysyłając ten meldunek liczył jeszcze na rozsądek swoich przełożonych, spodziewając się, że operację odwołają, bo szanse na skuteczne działanie były w takich warunkach minimalne. Na odpowiedź czekał jednak dość długo. O 23:04, gdy pancernik i niszczyciele minęły znak nawigacyjny (Lucie 1) kadm. Bey sformował szyk i ruszył kursem 10° obierając prędkość tak, by konwój zaatakować 26 grudnia 1943 r. w najbardziej sprzyjającej porze (około 11:00). Godzinę później dowódca operacji „Ostfront” otrzymał rozkaz z Seekriegsleitung nakazujący mu kontynuowanie operacji według ustalonych wcześniej planów. Grossadmiral Karl Dönitz zezwolił jedynie Beyowi na decyzję, czy atak na konwój ma wykonać z niszczycielami, czy samym pancernikiem, jeśli 4. Flotyllę Niszczycieli kmdr. Rolfa Johannessona odwoła z powrotem do bazy. W trakcie wymiany sygnałów z kadm. Beyem, kmdr Johannesson odrzucił jednak sugestię tak szybkiego powrotu do bazy swoich okrętów, bo jego załogi czekały na ważną akcję bojową (tak samo jak marynarze z pancernika) od wielu miesięcy i uznał, że na podobną decyzję będzie jeszcze czas, a warunki hydrometeorologiczne mogą zmienić się na korzystniejsze. Ponieważ dowódca niszczycieli widział sytuację bardziej optymistycznie od kadm. Beya, ten na razie zgodził się z nim i cały niemiecki zespół zmierzał nadal w rejon, gdzie spodziewał się przechwycić konwój.
Depesze kadm. Beya zostały przechwycone przez Brytyjczyków i adm. Fraser miał teraz pewność, że atak Niemców nastąpi. Jego Force 2 znajdował się jeszcze w odległości 270 Mm na zachód od Nordkappu, a jego prędkość w tych warunkach nie przekraczała 24 w. Z kolei dowodzący Force 1 wiceadm. Burnett otrzymał rozkaz, aby jego krążowniki (znajdujące się 150 Mm od konwoju JW. 55B) ruszyły na południowy zachód i zbliżyły się do niego. Fraser zadbał nawet wcześniej o to, by wzmocnić bezpośrednią osłonę konwoju JW.55B, bo nakazał w trakcie „wymijania” się na trasie konwojów RA.55A z JW.55B, aby cztery niszczyciele z konwoju powrotnego wzmocniły eskortę konwoju zmierzającego na wschód. Dlatego kmdr McCoy miał do dyspozycji aż 14 niszczycieli, które mógł rzucić (w razie zagrożenia konwoju) do kontrataków torpedowych na Scharnhorsta, nawet jeśli sztorm ograniczał skuteczność działania torped.
Rankiem 26 grudnia o godzinie 4:01 adm. Fraser mocno zaryzykował, bo nakazał podać pozycję konwoju JW.55B, a kmdr McCoy otrzymał aktualną pozycję zespołu Frasera. Sygnał ten przechwyciła niemiecka służba wywiadowcza B-Dienst, ale Niemcy jeszcze nie wiedzieli, czy (w przypadku Force 2) namierzyli pojedynczy mały okręt eskorty konwoju, czy też okręt ciężkiego zespołu osłonowego Home Fleet. Nie wysłano więc żadnych ostrzeżeń na Scharnhorsta, co miało mieć później tragiczne skutki. Niemcy zaplanowali jedynie wysłanie w ten rejon zwiadu lotniczego, by rano sytuacja się wyjaśniła.
Przed 7:00 formacja konwojowa, zespół wiceadm. Burnetta i Kampfgruppe kadm. Beya zbliżyły się do siebie. Kadm. Erich Bey nakazał skręcić wtedy na kurs 250° i rozpoczął poszukiwanie konwoju z prędkością 10-12 w. Niszczyciele rozstawił przed sobą w szyku czołowym w odległościach co 5 Mm od siebie i szukały one konwoju zmierzając na południowy zachód z prędkością podobną, a pancernik około 10 Mm za nimi. Pechowo dla Niemców konwój JW.55B znajdował się dokładnie o 40 Mm na zachód od nich, więc obrali oni niewłaściwy kierunek poszukiwań. W ciągu tej godziny Scharnhorst poszukiwał alianckich statków, zmieniając okresowo kurs także na południowo wschodni, ale te manewry go od konwoju stopniowo oddalały.
Burnett otrzymał za to dokładną pozycję konwoju na ponad kwadrans przed 8:00 i ruszył na zbliżenie kursem 300°, a o godzinie 8:15 kursem 305° z prędkością 24 w. Wkrótce miało dojść do spotkania Force 1 z najgroźniejszym przeciwnikiem.
O 8:34 stacja radiolokacyjna krążownika ciężkiego Norfolk wykryła echo pancernika Scharnhorst z odległości 17 Mm (w namiarze 280°) a siedem minut później także radar krążownika lekkiego Belfast (flagowca wcadm. Burnetta) namierzył przeciwnika. Na trzech brytyjskich krążownikach ogłoszono alarm bojowy. Powiadomiony o 8:44 dowódca eskorty konwoju JW.55B także zabezpieczył jego prawe skrzydło, ustawiając z tej strony niszczyciele 36. Dywizjonu. Scharnhorst nieświadomy zbliżania się przeciwnika zmierzał w tym czasie kursem 200° z prędkością zaledwie 10 w. Tuż przed 8:50 skręcił na północny wschód (obierając kurs 70°). Zwiększył przy tym prędkość do 18 w., ale nawet ona świadczyła, że nadal poszukuje konwoju nieświadomy na razie obecności brytyjskich krążowników w pobliżu.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu