25 sierpnia 1939 roku w składzie Grupy Operacyjnej „Czersk” dowodzonej przez generała Stanisława Grzmota-Skotnickiego utworzony został Oddział Wydzielony „Chojnice” nad którym dowództwo powierzono pułkownikowi Kazimierzowi Tadeuszowi Majewskiemu, wcześniejszemu dowódcy Pomorskiej Brygady Obrony Narodowej. W skład zgrupowania weszły: 1. batalion strzelców wraz z oddziałem Straży Granicznej Komisariatu Chojnice, batalion Obrony Narodowej „Czersk”, batalion Obrony Narodowej „Tuchola”, 18. Pułk Ułanów Pomorskich, I dywizjon 9. Pułku Artylerii Lekkiej, 2. bateria 11. dywizjonu artylerii konnej, pluton kompanii saperów Korpusu Ochrony Pogranicza „Hoszcza” oraz oddziały Straży Granicznej Komisariatu w Konarzynach.
W ramach rozpatrywania bitwy pod Krojantami interesują nas głównie 18. Pułk Ułanów Pomorskich dowodzony przez pułkownika Kazimierza Mastalerza oraz 2. bateria 11. dywizjonu artylerii konnej, które utworzyły dywizjon manewrowy w składzie 1. (dowódca: rotmistrz Eugeniusz Świeściak) i 2. szwadronu oraz II plutonu 4. szwadronu, co dawało około 180 szabel. Do tego trzeba doliczyć oddział wsparcia dowodzony bezpośrednio przez pułkownika Kazimierza Mastalerza. Wchodził weń obok pocztu, III pluton 3. szwadronu, półpluton ciężkich karabinów maszynowych na jukach plutonowego podchorążego Józefa Wesołowskiego, radiostacja z obsługą i dwa patrole telefoniczne.
O świcie 1 września 1939 roku w rejon zajmowany przez 18. Pułk Ułanów Pomorskich uderzyła niemiecka 20. Dywizja Piechoty Zmotoryzowanej generała Mauritza von Wiktorina. Wątpliwości budziło przez długi czas pytanie o to kto stał po przeciwnej stronie barykady w trakcie samej bitwy? W wielu polskich relacjach przewijała się informacja o II batalionie 76. Pułku Piechoty Zmotoryzowanej dowodzonej przez podpułkownika Karla Lemela. Jak przedstawiają w swojej książce Pasturczak i Lelwic:
Gdy tę wersję w 2000 roku przedstawiono przybyłym do Polski trzem jego weteranom, ci długo nie mogli zrozumieć, o co chodzi. Podejrzewali jakieś błędy w tłumaczeniu, a potem widać było, że tylko przez grzeczność nie wykonali znanego gestu w okolicach głowy. Manthy – z trudem hamując rozbawienie – zapytał, jak ten rozbity batalion mógł później zdobyć twierdzę w Brześciu i na dowód pokazał zdobyty we wrześniu 1939 roku tłok pieczęci twierdzy Brześć. Koniecznie chciał wyjaśnić to, jego zdaniem, nieporozumienie i spotkać się z polskimi weteranami, ale ci stanowczo odmówili.
Jednakże jak zostało to ustalone, naprzeciw szarżującym polskim kawalerzystom stanęli rzeczywiście żołnierze z II batalionu 76. Pułku Piechoty Zmotoryzowanej. Jednakże nie był to cały batalion, jak chcieliby tego ułani z Grudziądza, a jedynie jego ubezpieczenie czołowe, które stanowiła 7. kompania tegoż batalionu dowodzona przez porucznika Reinholda Stammerjohana.
Wróćmy jednakże do wydarzeń dziejących się w okolicy godziny czternastej. Kawalerzyści wówczas byli już po trzecim odejściu od przeciwnika, odsłaniając tym samym lewe skrzydło obrony Chojnic. Wówczas około godziny 14:00 generał Stanisław Grzmot-Skotnicki mając ogląd sytuacji nakazał wycofanie Oddziału Wydzielonego „Chojnice” w rejon Rytla i przejścia przez Brdę. 18. Pułk Ułanów Pomorskich otrzymał od pułkownika Kazimierza Tadeusza Majewskiego zadanie polegające na oderwaniu się od nieprzyjaciela i przejścia na tyły nacierających wojsk niemieckich, by następnie przeprowadzić przeciwuderzenie w rejonie Pawłowa. Manewr ten miał umożliwić odwrót oddziałów polskich broniących rejonu Chojnic za Brdę i powstrzymanie przeciwnika na tym kierunku. Rozkaz nie został zbyt optymistycznie przyjęty przez dowódcę ułanów. Jak wynika z relacji podporucznika Moszczeńskiego, był niemile zaskoczony i zdumiony, a nawet wściekły otrzymanym zadaniem. Po pierwszych kilku godzinach walki pułkownik Kazimierz Mastalerz doskonale zdawał sobie sprawę z przewagi technicznej oraz ilościowej Niemców. Jego pułk był już zmęczony i dość przetrzebiony. Chcąc uniknąć konieczności wykonania kontrnatarcia lub odwleczenia go w czasie, co mogłoby w momencie dynamicznie rozwijającej się sytuacji pozbawić go sensu zażądał od swojego przełożonego rozkazu na piśmie lub potwierdzenia go przez samego gen. Stanisława Grzmot-Skotnickiego.
Około godziny siedemnastej do miejsca postoju dowództwa 18. Pułku Ułanów Pomorskich w leśniczówce Jakubowo przybyli na motorze porucznik Grzegorz Cydzik i por. Witold Czerniewski, dowódca szwadronu TK oraz prawdopodobnie major Franciszek Szystowski, dowódca 81. Dywizjonu Pancernego. Jednakże pułkownik Kazimierz Mastalerz pojawił się dopiero po pewnym czasie. Wówczas porucznik Cydzik przekazał mu kopertę. Według rotmistrza Ertmana, kapitana Pasturczaka i podporucznika Przywieczerskiego w kopercie miał znajdować się prywatny list od generała Stanisława Grzmot-Skotnickiego w którym ten powoływał się na ich wspólną przeszłość legionową oraz potwierdzenie rozkazu wydanego przez pułkownika Kazimierza Tadeusza Majewskiego.
Jak przywołują w swojej publikacji Pasturczak i Lelwic:
Rozkaz Pułkownik rzucił na mapę, a list odczytał dobitnym głosem, stąd jego treść, a zwłaszcza zakończenie, utkwiło zebranym w pamięci. Może i dlatego, że był utrzymany w patetycznym i bardzo osobistym tonie oraz kompletnie rozmijał się z realną oceną położenia. Niemniej jednak wywarł na słuchających oficerach duże wrażenie, bo skoro przełożony powołuje się na znajomość sprzed laty, to sytuacja musi być poważna.
Zobacz więcej materiałów w pełnym wydaniu artykułu w wersji elektronicznej >>
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu