Pierwszym publicznym potwierdzeniem zamiaru zakupu tego typu uzbrojenia do wielozadaniowych samolotów bojowych F-16C/D Jastrząb Sił Powietrznych było zaproszenie do dialogu technicznego, które ówczesny Inspektorat Uzbrojenia wystosował w maju 2016 r. Nieoficjalnie wiadomo, że poprzedziła je decyzja, podjęta na szczeblu kierownictwa Ministerstwa Obrony Narodowej, dotycząca uzyskania zdolności obezwładnienia/niszczenia wrogich naziemnych systemów obrony obszaru powietrznego (Suppression and Destruction of Enemy Air Defenses, SEAD/DEAD). Wówczas wydawało się, że chodzić może o zakup najnowszej wówczas broni tej klasy – pocisków kierowanych Northrop Grumman AGM-88E AARGM (Advanced Antiradiation Guided Missile). Oczywistymi ich nosicielami miałyby być wielozadaniowe Jastrzębie.
Notabene od chwili wyboru samolotu Lockheed Martin F-16C/D Block 52+ przez Polskę i upublicznienia zestawu ich wyposażenia oraz uzbrojenia, wielu ekspertów i publicystów wskazywało, że polskim maszynom brakuje oręża tej klasy. Tym bardziej, że maszyny zostały wyposażone w zaawansowany zestaw środków walki radioelektronicznej Exelis (obecnie L3Harris Technologies) AN/ALQ-211(v)4 AIDEWS, mogący współpracować z pociskami przeciwradiolokacyjnymi Raytheon AGM-88 HARM.
Co warte podkreślenia, w dyskusji wskazywano na posiadane wcześniej doświadczenia nabyte wraz z zakupem oraz wdrożeniem do Wojsk Lotniczych w latach 80. pocisków przeciwradiolokacyjnych Ch-25MP produkcji ZSRS, do których przenoszenia przystosowane były samoloty myśliwsko-bombowe Su-22M4 po podwieszeniu zasobnika Wjuga. Pociski, wyposażone w dwa typy pasywnych głowic samonaprowadzania na źródło promieniowania radiolokacyjnego, zoptymalizowane były do niszczenia stacji radiolokacyjnych kierowania ogniem przeciwlotniczych systemów rakietowych Nike Hercules i Hawk/Improved Hawk.
Maksymalny zasięg ich odpalenia wynosił 40 km (co ciekawe, podczas eksploatacji w Polsce nigdy nie odpalono takiego pocisku w ramach szkolenia). Ze względów ekonomicznych zrezygnowano natomiast z planowanego zakupu pocisków przeciwradiolokacyjnych Ch-58U o zasięgu do 120 km, do których dostępna była także głowica umożliwiająca naprowadzanie na radar kierowania ogniem AN/MPQ-53/65 systemu Patriot.
Ostatecznie, co potwierdza informacja opublikowana 24 kwietnia przez Agencję Bezpieczeństwa Współpracy Obronnej (DSCA, Defense Security Cooperation Agency), zainteresowanie polskiego MON skoncentrowało się na obecnie najbardziej zaawansowanej wersji pocisku AARGM – AGM-88G AARGM-ER. W przypadku podpisania umowy, Siły Powietrzne staną się jednymi z pierwszych użytkowników tego typu uzbrojenia poza Stanami Zjednoczonymi, a do ich przenoszenia dostosowane będą samoloty Lockheed Martin F-35A Block 4 Lightning II/Husarz.
Warto w związku z tym przyjrzeć się głównym kamieniom milowym amerykańskiej drogi rozwoju pocisków przeciwradiolokacyjnych. Rodzina AARGM/AARGM-ER jest bowiem, obok pocisku AGM-88F, który jest rozwijany na konkurencyjnych zasadach przez korporację RTX, trzecią generacją broni tej klasy wdrożoną do produkcji i użycia operacyjnego w Stanach Zjednoczonych.
Świadomie pominięty zostanie pocisk AGM-122A Sidearm, który powstał z konwersji niezbyt udanej rakiety „powietrze-powietrze” AIM-9C z półaktywnym naprowadzaniem radiolokacyjnym, stanowiących uzbrojenie wyłącznie pokładowych samolotów myśliwskich Chance Vought F-8 Crusader. W latach 1986–1990 firma Motorola dostarczyła ok. 700 pocisków AGM-122A w odpowiedzi na specyficzne potrzeby Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych. Zostały one wycofane z użycia na przełomie stuleci i nie doczekały się bezpośredniego następcy.
Pierwszym pociskiem zaprojektowanym specjalnie do zwalczania stacji radiolokacyjnych, przede wszystkim wchodzących w skład rakietowych systemów obrony przeciwlotniczej, stał się AGM-45 Shrike. Jego początki sięgają 1962 r., kiedy lotnictwo morskie Stanów Zjednoczonych uruchomiło program, którego celem było opracowanie nieskomplikowanej, kierowanej broni umożliwiającej zwalczanie stacji radiolokacyjnych z bezpiecznego dla nosiciela dystansu. Prace koordynowało Naval Weapons Center z China Lake w Kalifornii, a kontrakt produkcyjny przyznano firmie Texas Instruments.
Shrike miał układ aerodynamiczny zapożyczony z pocisku „powietrze-powietrze” AIM-7 Sparrow i wyposażony był w pasywny układ naprowadzania kierujący pocisk na źródło promieniowania elektromagnetycznego. Detonacja odłamkowo-burzącej głowicy bojowej o masie ok. 66 kg z zapalnikiem zbliżeniowym miała na celu zniszczenie bądź przynajmniej poważne uszkodzenie anteny radaru, co eliminowało go z użycia.
AGM-45 Shrike miał wiele wad, jak choćby wąskie pasmo częstotliwości, w którym pracował układ naprowadzania (przede wszystkim pokrywające częstotliwości pracy radarów kierowania ogniem artylerii SON-9 i rodziny stacji naprowadzania rakiet rodziny SNR-75 systemów SA-75 Dwina/S-75 Diesna/S-75M Wołchow). W kolejnych partiach produkcyjnych rozszerzono zakresy o możliwość zwalczania radarów wczesnego ostrzegania P-35, P-15 i naprowadzania rakiet SNR-125 systemu S-125 Newa oraz SURN 1S91 systemu 2K12 Kub.
Przed wylotem należało dostroić głowice do częstotliwości pracy rozpoznanych wcześniej stacji radiolokacyjnych przeciwnika. Taktyka użycia obejmowała wykrycie i zlokalizowanie wrogiego radaru przez pokładowe systemy ostrzegania o opromieniowaniu nosiciela, włączeniu głowicy pocisku, namierzeniu przez nią źródła promieniowania elektromagnetycznego w preprogramowanym zakresie pasma roboczego i odpaleniu go. Po odpaleniu odchylenie trajektorii lotu od celu nie mogło przekraczać 5°. W przypadku wyłączenia stacji, pocisk przechodził w niesterowalny tryb lotu balistycznego – wszystko to powodowało, że pierwsze odmiany AGM-45 charakteryzowały się niską skutecznością.
Wraz z wprowadzanymi kolejnymi modyfikacjami głowic naprowadzania (rozszerzającymi zakres przechwytywanych częstotliwości) i układu napędowego (udało się m.in. zwiększyć zasięg odpalenia z 16 do 40 km) potencjał pocisku rósł. Wytwarzanie AGM-45 Shrike zakończono w 1992 r., po wyprodukowaniu ponad 18 000 egzemplarzy. Poza stałym rozwojem, drugim atutem były relatywnie niskie koszty jednostkowe – za jeden pocisk AGM-78A Standard ARM (o nim dalej) można było kupić aż 20 AGM-45A Shrike, a także niska masa, nieprzekraczająca 180 kg, co ułatwiało integrację z nosicielami.
Pociski Shrike były szeroko wykorzystywane przez US Navy (A-4 Skyhawk, A-6 Intruder) i US Air Force (F-105F/G Thunderchief, F-4 Phantom II) podczas wojny w Wietnamie, gdzie głównym zagrożeniem były baterie rakiet S-75 Dwina i naprowadzanej przez radar artylerii lufowej. Pomimo swoich ograniczeń stały się także przedmiotem eksportu – trafiły do Izraela (zostały zintegrowane z samolotami IAI Kfir), Iranu i Wielkiej Brytanii. W tym ostatnim przypadku chodziło o niewielką partię dostarczoną w czasie wojny o Falklandy w 1981 r. W RAF do ich przenoszenia dostosowano bombowce Avro Vulcan.
Przeprowadzone misje bojowe nie wyeliminowały argentyńskich stacji radiolokacyjnych rozmieszczonych na okupowanych wyspach, ale wymusiły na Argentyńczykach okresowe wyłączanie kluczowego posterunku radiolokacyjnego wczesnego ostrzegania, wyposażonego w stację AN/TPS-43. Amerykanie, po zakończeniu wojny w Indochinach, wykorzystali je także przeciwko libijskiej obronie przeciwlotniczej („Operation El Dorado Canyon” w kwietniu 1986 r.) i w agresji na Irak w 1991 r. Operowały z nimi przede wszystkim wyspecjalizowane samoloty SEAD F-4G Wild Weasel (US Air Force) i EA-6B Prowler (US Navy).
Niedostatki AGM-45 Shrike, które uwidoczniła wojna w Wietnamie, wymusiły na Amerykanach kolejne kroki w kierunku rozwoju tego rodzaju uzbrojenia. Departament Obrony skierował do firmy General Dynamics zlecenie opracowania przeciwradiolokacyjnego pocisku lotniczego na bazie okrętowego pocisku przeciwlotniczego RIM-66A Standard MR. Nowy pocisk nazwano AGM-78A Standard ARM (Anti-Radiation Missile), a dzięki zastosowaniu komponentów „z półki”, pierwsze seryjne egzemplarze trafiły do jednostek operacyjnych już w 1968 r. Łącznie produkcja objęła ponad 3000 sztuk i zakończyła się w 1976 r.
Atutem AGM-78 była wysoka prędkość lotu – Ma=1,8 (AGM-45 Ma=1,5), która ograniczała czas reakcji obsług stacji radiolokacyjnych, zwiększony zasięg (ponad 90 km), a także cięższa głowica bojowa (masa ok. 97 kg), która także dysponowała zapalnikiem zbliżeniowym. Był jednak duży – ponad 4,5 m długości i ciężki – 620 kg. O ile pierwsze partie produkcyjne wykorzystywały te same co w AGM-45A głowice samonaprowadzające, kolejne (AGM-78B) otrzymały zaawansowany układ szerokopasmowy opracowany przez Maxson Electronics, który charakteryzował się szerszym pasmem skanowanych częstotliwości, większym „polem widzenia” i układem pamięciowym, który umożliwiał zarejestrowanie ostatniego namiaru na pracujący radar i kontynuowanie lotu nawet po utracie sygnału po wyłączeniu stacji przez obsługę.
Oczywiście, w tym przypadku dokładność trafienia była zależna m.in. od odległości, w której doszło do zerwania kontaktu. Innym atutem nowej głowicy był brak potrzeby zaprogramowania zakresu częstotliwości przed lotem, co powodowało, że załogi mogły stosować AGM-78 w przypadku wykrycia wcześniej nieznanych stanowisk stacji radiolokacyjnych.
Główną wadą była cena jednostkowa, która oscylowała w granicach 200 000 USD (wg wartości z 1970 r., dziś byłoby to ok. 1,5 mln). To z kolei powodowało, że w wielu przypadkach wyspecjalizowane samoloty służące do przełamania obrony przeciwlotniczej (F-4G oraz EF-105F/F-105G) jednocześnie przenosiły zarówno AGM-45, jak i AGM-78, które stosowały w zależności od typu zwalczanego celu.
Poza produkcją na potrzeby US Air Force i US Navy, eksport pocisków AGM-78 ograniczał się do kluczowych wówczas sojuszników Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie – Izraela i Iranu. W Stanach Zjednoczonych i Izraelu (w którym opracowano do nich także wyrzutnię naziemną) ostatnie egzemplarze wycofano z eksploatacji już w drugiej połowie lat 80.
Doświadczenia użycia bojowego pocisków Shrike i Standard ARM spowodowały, że już w 1972 r. lotnictwo morskie Stanów Zjednoczonych ogłosiło zapotrzebowanie na nowy pocisk tej klasy, który miał charakteryzować się przede wszystkim wyższą od poprzedników prędkością lotu. Ponownie, w 1974 r., kontrakt przyznano firmie Texas Instruments, której specjaliści mogli wykorzystać bogate doświadczenie z opracowania i rozwoju AGM-45 Shrike.
Rok później do programu, jako drugi zamawiający, dołączyły US Air Force, których dowództwo także było żywo zainteresowane nową generacją pocisku tej klasy. Pomimo dysponowania unikatowymi wówczas kompetencjami, pierwsze próby, zrealizowane w latach 1976–1977, nie zakończyły się powodzeniem. Dodatkowo przyszli użytkownicy zaczęli zgłaszać dodatkowe wymagania, obejmujące m.in. rozszerzenie pasma częstotliwości pracy głowicy układu naprowadzania, a także zwiększenia manewrowości pocisku.
Ostatecznie, po przezwyciężeniu problemów technicznych i kolejnych cyklach prób, nowa broń trafiła do wyposażenia amerykańskiego lotnictwa w 1983 r. jako AGM-88A HARM (High-speed Anti-Radiation Missile). Debiut bojowy HARM-a miał miejsce w marcu 1986 r., kiedy EA-6B Prowler US Navy zniszczył takim pociskiem stację naprowadzania rakiet 5N62 libijskiego systemu rakietowego dalekiego zasięgu S-200WE.
W pociskach AGM-88 HARM Amerykanie starali się usunąć zasadnicze wady pierwszej generacji rakiet przeciwradiolokacyjnych. Przede wszystkim, dzięki zastosowaniu silnika rakietowego na paliwo stałe nowej generacji uzyskano znacznie wyższą prędkość lotu, bliską Ma=2,9, a zasięg – w zależności od trybu użycia – przekracza 120 km. Szerokopasmowa głowica samonaprowadzania umożliwia wykrywanie różnych źródeł promieniowania w bardzo szerokim zakresie. Podobnie jak w zmodyfikowanych AGM-78, dysponuje także układem pamięci, który umożliwia dolot w rejon celu nawet po ustaniu emisji sygnału.
Zobacz więcej materiałów w pełnym wydaniu artykułu w wersji elektronicznej >>
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu