Latem 1940 r. Niemcy nie zdołali zdominować sił Fighter Command (komponentu myśliwskiego RAF) na tyle, by otworzyć sobie drogę do inwazji przez kanał La Manche. Wyprawy bombowe Luftwaffe nie przyniosły im spodziewanego efektu. Krótkodystansowe samoloty myśliwskie Messerschmitt Bf 109 nie nadawały się do zadań eskortowych. Krążąc w pobliżu bombowców, szybko wyczerpywały zapas paliwa i musiały wracać do Francji, zostawiając swoich podopiecznych na pastwę myśliwców Hawker Hurricane i Supermarine Spitfire. Próby sprowokowania obrońców do walki na wyniszczenie z pomocą wypadów dużych grup Bf 109 też się nie powiodły, ponieważ Brytyjczycy zaczęli ignorować te wyprawy, które nie wyrządzały żadnych realnych szkód. Reasumując, siły Fighter Command, walcząc w defensywie, ale na własnych warunkach, okazały się nader trudnym przeciwnikiem. Niemcy nauczyli się na własnych błędach i przestawili się na działania nocne. Brytyjczycy natomiast nie nauczyli się niczego na błędach Niemców.
Luftwaffe zaprzestała zmasowanych nalotów dziennych na Wielką Brytanię z końcem września 1940 r. W londyńskich sztabach i gabinetach politycznych zapanowało euforyczne, chociaż mało zasadne przekonanie, że nieprzyjaciel wyczerpał siły, czyli został pokonany. Natychmiast pojawiły się głosy, by przejąć inicjatywę i przenieść walki nad terytorium wroga. Głównym orędownikiem tej strategii był, jak zawsze emanujący bojowym duchem, Winston Churchill. W samym RAF opinie były jednak mocno podzielone. Ówczesny szef sztabu lotnictwa, Cyril Newall, podobnie jak Hugh Dowding, dowódca Fighter Command, byli zwolennikami oszczędnego gospodarowania zasobami. Wiosną 1940 r. skutecznie oparli się presji, by wysłać do Francji więcej myśliwców, przede wszystkim wciąż wówczas nielicznych i bezcennych Spitfire’ów. Dzięki temu wkrótce potem RAF miał czym walczyć nad Anglią. Teraz jednak taką postawę uznano za defetystyczną i zapadła polityczna decyzja, by pozbyć się obu. Newall został zdymisjonowany pod koniec października, Dowding miesiąc później.
Nowym dowódcą Fighter Command został Sholto Douglas, wcześniej zastępca szefa sztabu lotnictwa. Kolejną ofiarą tej czystki w szeregach RAF padł Keith Park, który podczas bitwy o Wielką Brytanię dowodził kluczową 11. Grupą Myśliwską, odpowiedzialną za obronę południowo-wschodniej Anglii, w tym Londynu. Zastąpił go Trafford Leigh-Mallory, który do tamtej pory miał pod komendą 12. Grupę Myśliwską, stacjonującą dalej na północ. Park i Leigh-Mallory byli poważnie skonfliktowani. Ten drugi upierał się przy operowaniu formacją „wielkiego skrzydła” (ang. Big Wing), złożoną z co najmniej kilku dywizjonów. Zebranie tylu samolotów do szyku zajmowało jednak sporo czasu, dlatego notorycznie przybywały w rejon walk spóźnione, przez co 11. Grupa nieraz musiała odpierać naloty sama. Teraz Leigh-Mallory, protegowany nowego dowódcy Fighter Command, postarał się, by Park stracił stanowisko, co nastąpiło na początku grudnia.
Sholto Douglas, ledwie otrzymał pod komendę dywizjony Fighter Command, nie bacząc na często występujące trudne warunki atmosferyczne i konieczność odbudowy ich sił po kilkumiesięcznej, morderczej batalii, postanowił rzucić je do ofensywy. Leigh-Mallory natomiast dostrzegł nową okazję do realizowania taktyki Big Wing, swojej idée fixe. Obaj roztoczyli wizję wielkich formacji myśliwców RAF, gromiących nad Francją niedobitki Luftwaffe. Churchill był zachwycony. W tym ferworze nikt nie zauważył, że teraz role się odwrócą i tym razem to Jagdwaffe (część myśliwska Luftwaffe) będzie miała po swojej stronie te same atuty, które wcześniej uczyniły Fighter Command tak trudnym do pokonania przeciwnikiem.
Sholto Douglas miał świadomość, że Niemcy mogą nie reagować na, generalnie nieszkodliwe, wypady myśliwców (Rodeo w żargonie RAF), podobnie jak wcześniej Brytyjczycy ignorowali ich prowokacyjne „wymiatania” (niem. freie Jagden). Z tego względu do planowanych wypraw nad Francję postanowił włączyć formacje po kilka, kilkanaście bombowców lekkich Bristol Blenheim, wychodząc z założenia, że Niemcy nie zignorują samolotów zrzucających bomby na ich terytorium. Tak narodziła się koncepcja operacji typu Circus (cyrk) – wypraw kilkunastu dywizjonów myśliwskich, eskortujących małe grupy samolotów bombowych, których obecność miała wywabić przeciwnika w powietrze. Było to z gruntu mylne założenie.
Brytyjskie myśliwce, podobnie jak te niemieckie, miały niewielki zasięg i długotrwałość lotu, dlatego po drugiej stronie kanału La Manche mogły wlecieć niewiele ponad 70 km w głąb lądu. O ile w 1940 r. dywizjony Fighter Command odpierały naloty Luftwaffe, ponieważ broniły stolicy własnego kraju, to Niemcy nie czuli się zobligowani walczyć z taką samą determinacją o skrawek okupowanego terytorium. Zakłady przemysłowe w nadmorskim pasie Francji północnej nie produkowały niczego istotnego dla potencjału wojennego III Rzeszy, pomijając fakt, że garstka bombowców lekkich nie mogła wyrządzić większych szkód.
Z czasem okazało się, że bombardowanie takich celów, jak elektrownie, jest większym utrapieniem dla miejscowej ludności niż dla okupanta. Równie błędne okazało się przekonanie, że zepchnięcie Niemców do defensywy nadszarpnie ich morale. W rzeczywistości było odwrotnie. Piloci Jagdwaffe mogli teraz walczyć z większą niż wcześniej swobodą, ponieważ nie musieli już, w przeciwieństwie do swoich oponentów, martwić się, czy wystarczy im paliwa na powrót, a w razie lądowania awaryjnego albo skoku na spadochronie to nie oni, a ich przeciwnicy trafiali do niewoli.
Przede wszystkim jednak ofensywa, którą RAF zamierzał wkrótce rozpocząć, nie miała strategicznego sensu. Rok wcześniej Niemcy próbowali wywalczyć przewagę w powietrzu nad Anglią, ponieważ był to warunek powodzenia planowanej przez nich inwazji. Tymczasem Brytyjczycy nie zamierzali w 1941 r. desantować wojsk na wybrzeżu Francji. Z tego względu, nawet gdyby zdołali zdominować Luftwaffe na tym obszarze, w praktyce nic by im z tego nie przyszło. Taka przewaga jest tymczasowa i utrzymanie jej na dłużej niż parę miesięcy było nierealne.
Brytyjczycy byli w błędzie również odnośnie wielkości sił, z którymi chcieli się zmierzyć. Te pod koniec 1940 r. rzeczywiście zmalały. Wynikało to jednak z faktu, że Niemcy, ze względu na sezonowe pogorszenie pogody, postanowili wycofać większość pułków myśliwskich do stałych baz w Rzeszy, by tam wypoczęły i przezbroiły się z Bf 109E w nowsze Bf 109F. Część jednostek wkrótce jednak wróciła, luzując kolejne. Siły jednomiejscowych myśliwców dziennych Luftwaffe we Francji w styczniu 1941 r. wyglądały następująco:
Łącznie było to nieco ponad 500 samolotów. Tymczasem RAF według stanu z 1 stycznia 1941 r. mógł wystawić do walki 55 dywizjonów jednomiejscowych myśliwców dziennych, czyli około 660 samolotów, jednak w tym aż 35 wyposażonych w starsze Hawker Hurricane. Tylko 20 dywizjonów miało na stanie Supermarine Spitfire. W 10. Grupie Myśliwskiej (Anglia południowo-zachodnia) były to: 152. i 609. Sqn w Warmwell oraz 234. Sqn w St Eval; w kluczowej 11. Grupie Myśliwskiej, stacjonującej w Anglii południowo-wschodniej (najbliżej Francji), były to: 41., 64. i 611. Sqn w Hornchurch, 66., 74. i 92. Sqn w Biggin Hill, 65. Sqn w Tangmere, 610. Sqn w Westhampnett i 91. Sqn w Hawkinge; w 12. Grupie Myśliwskiej (Anglia środkowa): 19. Sqn w Duxford, 222. Sqn w Coltishall, 266. Sqn w Wittering i 616. Sqn w Kirton in Lindsey; w 13. Grupie Myśliwskiej (Anglia północna, Irlandia północna, południowa Szkocja) 54. Sqn w Catterick, 72. Sqn w Acklington, 602. Sqn w Prestwick i 603. Sqn w Drem1. Nadal były to głównie samoloty Mk I – większość dywizjonów dopiero przezbrajała się w wersję Mk II, z silnikiem o większej mocy i łopatami śmigła o szerszej cięciwie (co przekładało się m.in. na większą prędkość wznoszenia).
Zobacz więcej materiałów w pełnym wydaniu artykułu w wersji elektronicznej >>`
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu