Do zobaczenia w Walhalli!
W dniu 22 lutego 1945 r. pułk JG 7 wystawił do walki aż 34 odrzutowe samoloty myśliwskie Me 262, ale atak na amerykańskie bombowce został powstrzymany przez Mustangi. Niemcy zgłosili zestrzelenie trzech P-51 i dwóch B-17, ale sami stracili w walce trzy Schwalbe, a pięć innych rozbiło się w drodze powrotnej. Dwa dni później dywizjon III./JG 7 zgłosił dwa zwycięstwa bez strat własnych, a 26 lutego zanim Me 262 zdołały wystartować do odparcia kolejnego nalotu ich lotniska zostały zaatakowane przez dziesiątki myśliwców US Army Air Force, które uniemożliwiły im start.
Doskonały sukces, jakiego Luftwaffe od dawna nie widziała, piloci III./JG 7 zgłosili 3 marca. Wystartowało 29 odrzutowców i choć większość z nich została powstrzymana przez eskortę to kilku pilotom udało się przedrzeć do bombowców. Zestrzelono pięć B-17 i dwa B-24 oraz trzy myśliwce kosztem dwóch samolotów i jednego pilota. Okazał się nim Hptm. Heinz Gutmann z 9./JG 7, poprzednio pilot He 111 z III./KG 53, w maju 1944 r. odznaczony Krzyżem Rycerskim. Gutmann strącił Latającą Fortecę jako swoje dziewiąte zwycięstwo, ale potem padł ofiarą ognia strzelców pokładowych. Po przerwie spowodowanej pogorszeniem warunków atmosferycznych trzy Me 262 wystartowały ponownie 14 marca. W ataku czołowym Lt. Ambs trafił Mustanga, który eksplodował rozlatując się na kawałki. Następnego dnia zestrzelono cztery bombowce ciężkie, a 17 marca następne cztery.
Przez kilka dni mechanicy montowali pod każdym skrzydłem sześciu samolotów z 9./JG 7 wyrzutnie dla 12 pocisków rakietowych R4M kal. 55 mm. Był to najnowszy wynalazek inżynierów Luftwaffe do zwalczania czterosilnikowych bombowców USAAF, ale ich zastosowanie bojowe miało dotyczyć tylko Me 262. Piloci nie byli pewni czy ich odpalenie w powietrzu nie będzie miało negatywnego wpływu na powierzchnię skrzydeł, więc poprosili o wsparcie zakłady Messerschmitta. Już po kilku godzinach z Augsburga przyleciał Kurt Wendel, który po oblocie stwierdził tylko lekkie zmniejszenie prędkości. Próby odpalenia pocisków w powietrzu najpierw nie wyszły najlepiej, gdyż zawiodły mechanizmy zwalniające pociski. Dopiero drugi test wypadł pozytywnie.
Osiemnastego marca mimo pochmurnej pogody dowództwo 8. AF wysłało w trzech formacjach 1327 bombowców pod eskortą 691 samolotów myśliwskich. Myśliwce Luftwaffe próbowały interweniować, ale spotkały się ze zdecydowanym oporem Mustangów. W rejonie Dümmersee na pnących się w górę 20 Fw 190D z IV./JG 26 spłynęły z góry Mustangi należące do 339. FG, które patrolowały ten rejon szukając czegoś do zestrzelenia. W krótkiej walce Amerykanie strącili czterech Niemców, a ich jedyną stratą był uszkodzony P-51 Capt. Francisa R. Gerarda, który z trudem dowlókł się do swojej bazy w Fowlmere.
Potem pojawił się groźniejszy przeciwnik. Gdy pierwsza formacja bombowców zbliżała się do Berlina, z lotnisk Brandenburg-Briest i Oranienburg w powietrze wystartowały odrzutowe Me 262 ze Stab i III./JG 7. Lecąc z olbrzymią prędkością Schwalbe bez trudu przebiły się przez parasol eskorty i wbiły w szyk B-17. Dowódca JG 7, Maj. Theodor Weissenberger, w ciągu ośmiu minut zestrzelił jedna po drugiej trzy Latające Fortece, po czym nurkowaniem umknął ścigającym go Mustangom. W tym czasie do ataku na bombowce przystąpili również inni piloci z III./JG 7 i Lt. Rudolf Rademacher, Lt. Gustav Sturm oraz Ofw. August Lübking strącili jeszcze trzy B-17. Cztery Me 262 schowały się w smugach kondensacyjnych bombowców i udało im się zaskoczyć załogi B-17. Tego dnia 100. BG, nazywana „Krwawą Setką”, straciła cztery samoloty. Oprócz tego trafiony został B-17G pilotowany przez Lt. Merrilla E. Jensena, który doprowadził uszkodzonego bombowca nad teren zajęty przez Rosjan i wylądował przymusowo pod Poznaniem, koło wsi Turew, nieopodal Kościana.
Następnie do ataku przystąpiło sześć Me 262 z 9./JG 7, które miały pod skrzydłami zamontowane po 24 pociski rakietowe R4M. Zgodnie z powstałą potem legendą Niemcy odpalali wszystkie pociski w jednym ataku i w ciągu kilku sekund zniszczyli sześć Latających Fortec. Wszystko wskazywałoby na to, że niemieckie odrzutowce zaatakowały R4M jedną grupę amerykańskich bombowców i wybiły w niej wielką wyrwę. Jednak analiza dokumentów USAAF temu przeczy, bowiem tylko 100. BG straciła cztery samoloty, a jej załogi nie wspominały nic o pociskach rakietowych, tylko o zaskakującym ataku zza smug kondensacyjnych. Możliwe, że smugi te zlały się z dymem odpalonych R4M i dlatego nie były widoczne. Oprócz 100. BG inne grupy lecące w składzie 3. Air Division nie poniosły szczególnie dotkliwych strat i zamknęły się one siedmioma kolejnymi Fortecami (po dwie z 385. i 390. BG, po jednej z 34., 452. i 487. BG). W raporcie czytamy, że cztery Me 262 chowały się w chmurach i smugach kondensacyjnych i w pierwszym przelocie poważnie uszkodziły trzy B-17. W drugim ataku wykonanym przez trzy Me 262 pociski odstrzeliły ogon jednej Fortecy, a jeden z wcześniej uszkodzonych B-17 został teraz dobity.
Załogi 1. Air Division meldowały podobne ataki odrzutowców. Straty wyniosły 14 samolotów, ale tylko dwa od ognia myśliwców, a 12 z nieznanych przyczyn.
Nie można oczywiście zaprzeczyć, że niemieccy piloci zestrzelili samoloty USAAF za pomocą tej nowatorskiej broni, która w ten sposób przeszła swój chrzest bojowy. Jednak nie było to spektakularne zwycięstwo odniesione w ciągu kilku sekund i nie wyglądało, jak to opisał jeden z niemieckich pilotów: jakby wysypano zawartość popielniczki, gdy na ziemię leciały rozlatujące się kadłuby, rozerwane skrzydła, oderwane silniki, aluminiowe blachy i różnej wielkości fragmenty płatowców. W takich przypadkach zginęłyby całe załogi, a tymczasem większość lotników zestrzelonych bombowców przeżyła. Co więcej, w oficjalnych dokumentach 8. AF z 28 utraconych tego dnia bombowców tylko sześć zalicza się myśliwcom, drugie tyle OPL, a 16 do przyczyn nieznanych. Jak się wydaje, spektakularny sukces jaki miano odnieść z wykorzystaniem pocisków rakietowych R4M jest typowym propagandowym zagraniem, mającym ukazać przewagę niemieckiej myśli technicznej nad aliantami. Zestrzelenie po jednym B-17 za pomocą R4M zapisano na konto Oblt. Günthera Wegmanna, Oblt. Karl-Heinza Seelera, Lt. Karla Schnörrera, Ofhr. Waltera Windischa, Ofhr. Günthera Ullricha i Fhr. Friedricha Ehriga. Wszyscy należeli do 9./JG 7.
Strzelcy pokładowi również potrafili się odgryźć odrzutowcom i trafili co najmniej dwa z nich. W jednym zginął Oblt. Karl-Heinz Seeler, a w drugim ciężkie rany odniósł Oblt. Günther Wegmann, któremu musiano amputować nogę. Oprócz tego w kraksie zginął Oblt. Hans-Peter Waldmann (as ze 134 zestrzeleniami na koncie, odznaczony Krzyżem Rycerskim z Liśćmi Dębu), który zderzył się we mgle z Me 262 pilotowanym przez Lt. Hansa-Dietera Weihsa. Waldmann miał w ogóle nie startować w powietrze z powodu zwartej pokrywy chmur wiszącej na wysokości 500 m nad lotniskiem w Kaltenkirchen. Kiedy nadszedł meldunek o nadlatujących bombowcach kierownik lotów bazy, Oblt. Hans Grünberg, poinformował sztab Luftwaffe, że Kaltenkirchen nie startuje z powodu zbyt niskiej podstawy chmur. Zaraz potem do rozmowy włączył się jeden z adiutantów dowódcy Luftwaffe, który przekazał słowa samego Göringa: Te pieprzone gnojki mają startować, bo jak nie, to tam pojadę i osobiście wykopię ich w powietrze. Wystartowało trzech, jeden zginął, drugi uratował się na spadochronie... Zestrzelony przez Mustangi został Ofhr. Schrey, który także ratował się za pomocą spadochronu. Kiedy opadał ku ziemi został rozstrzelany przez Amerykanów. Ogółem tego dnia piloci JG 7 zgłosili zestrzelenie 13 samolotów (12 B-17 i jeden P-51), w tym sześć z użyciem R4M. Z 37 wysłanych maszyn kontakt z przeciwnikiem nawiązało 28, stracono pięć Me 262, zginęło trzech pilotów, a kolejny został ranny.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu