Najważniejszym wydarzeniem epoki wielkich odkryć geograficznych nie było wcale odkrycie Ameryki przez Kolumba, ani okrążenie globu przez wyprawę Magellana, tylko zwycięstwo Portugalczyków w bitwie morskiej w porcie Diu u zachodniego wybrzeża Półwyspu Indyjskiego. 3 lutego 1509 r. Francisco de Almeida pokonał tam flotę „arabską” – czyli mameluków z Egiptu wspieranych przez Turków i muzułmańskich książąt indyjskich – czym zapewnił Portugalii panowanie nad Oceanem Indyjskim. Od tego momentu Europejczycy stopniowo opanowywali okoliczne lądy.
Rok później Portugalczycy opanowali Goa, co dało początek Indiom Portugalskim, stopniowo powiększającym swoje wpływy, sięgające Chin i Japonii. Monopol Portugalii został złamany po stu latach, gdy na Oceanie Indyjskim pojawili się Holendrzy, a po kolejnym półwieczu przybyli tam również Anglicy i Francuzi. Ich okręty przybywały od zachodu – przez Atlantyk. Od wschodu – z Pacyfiku – przypływali z kolei Hiszpanie: podbite przez nich Filipiny były swego czasu administrowane z posiadłości amerykańskich. Lądem nad Ocean Spokojny docierali natomiast Rosjanie.
Na przełomie XVIII i XIX stulecia hegemonię na Oceanie Indyjskim zdobyła Wielka Brytania. Perłą w koronie brytyjskich posiadłości kolonialnych były Indie Brytyjskie (z których wywodzą się współczesna Republika Indii, Pakistan i Bangladesz). Współczesne państwa Sri Lanka oraz Myanmar – lepiej znany jako Birma – również bywały administracyjnie podległe Indiom Brytyjskim. Współczesna Federacja Malezji była w XIX wieku konglomeratem księstw pod protektoratem Londynu (Sułtanat Brunei wybrał samodzielność), a bogaty dziś Singapur był w tamtym czasie jedynie ubogą brytyjską twierdzą.
Indie Holenderskie stały się współczesną Indonezją. Indochiny Francuskie są dziś Wietnamem, Laosem i Kambodżą. Indie Francuskie – niewielkie francuskie posiadłości na wybrzeżu półwyspu Dekan – zostały zintegrowane z Republiką Indii. Podobny los spotkał równie niewielkie Indie Portugalskie. Portugalska kolonia w Wyspach Korzennych jest dzisiaj Timorem Wschodnim. Indie Hiszpańskie zostały podbite pod koniec XIX wieku przez Stany Zjednoczone, a dziś są Filipinami. Wreszcie dawne niemieckie posiadłości kolonialne – utracone przez Berlin już w 1919 r. – stanowią większą część Niezależnego Państwa Papua-Nowa Gwinea. Z kolei niemieckie kolonie na wyspach Pacyfiku są dziś z reguły państwami stowarzyszonymi ze Stanami Zjednoczonymi. Wreszcie rosyjskie posiadłości kolonialne stały się Republiką Mongolii oraz weszły w skład Chin.
Sto lat temu niemal cała Azja była podporządkowana władzy kolonialnej Europejczyków. Wyjątki były nieliczne – Afganistan, Iran, Tajlandia, Chiny, Japonia, Bhutan – i wątpliwe, bowiem nawet te kraje musiały w pewnym momencie podpisać nierównoprawne traktaty, lub znalazły się pod europejską okupacją. Albo pod okupacją amerykańską, jak Japonia w 1945 r. I chociaż amerykańska okupacja już się zakończyła – przynajmniej oficjalnie – to cztery wyspy u wybrzeży Hokkaido wciąż są okupowane przez Rosję, a pomiędzy oboma krajami nie podpisano
traktatu pokojowego!
W 1899 r. Rudyard Kipling opublikował wiersz pt. „Brzemię białego człowieka” (The White Man’s Burden). Nawoływał w nim do podbojów kolonialnych i usprawiedliwiał je wprowadzaniem zdobyczy techniki i chrześcijańskich obyczajów, walką z głodem i chorobami, upowszechnianiem oświaty i wyższej kultury wśród ludów tubylczych. „Brzemię białego człowieka” stało się hasłem wykorzystywanym zarówno przez przeciwników, jak i zwolenników kolonializmu.
Jeśli brzemieniem białego człowieka miały być podboje kolonialne, to Japończycy wzięli na siebie inny ciężar: wyzwolenie skolonizowanych ludów Azji spod władzy Europejczyków. Zaczęli to czynić już w 1905 r. pokonując Rosjan i wyrzucając ich z Mandżurii, a następnie kontynuowali w czasie I wojny światowej wyrzucając Niemców z chińskich posiadłości kolonialnych i opanowując ich wyspy pacyficzne. Również kolejne japońskie wojny miały podobną podbudowę ideologiczną, którą dziś nazwalibyśmy antyimperialistyczną i antykolonialną. Sukcesy wojenne z 1941 i 1942 r. sprawiły, że Cesarstwo Japonii opanowało niemal wszystkie europejskie i amerykańskie posiadłości kolonialne na Dalekim Wschodzie, a wówczas pojawiły się kolejne komplikacje i problemy.
Chociaż Japończycy byli szczerymi adwokatami niepodległości tych państw, ich działania niekoniecznie na to wskazywały. Wojna potoczyła się bowiem nie po ich myśli: planowali, że rozegrają ją tak, jak w latach 1904-1905, czyli po udanej ofensywie nastąpi faza defensywna, w której pokonają amerykańskie i brytyjskie siły ekspedycyjne, a następnie rozpoczną negocjacje pokojowe. Negocjacje miały przynieść nie tyle zdobycze terytorialne, co bezpieczeństwo gospodarcze i strategiczne, przede wszystkim wycofanie się mocarstw z ich azjatyckich kolonii, a więc odsunięcie wrogich baz wojskowych od Japonii i umożliwienie swobodnej wymiany handlowej. Tymczasem Amerykanie zamierzali prowadzić wojnę aż do bezwarunkowej kapitulacji Japonii, a wojna przedłużała się.
Według prawa międzynarodowego podczas działań wojennych nie można dokonywać zmian politycznych: kreować nowych państw, czy nawet powoływać mieszkańców ziem okupowanych do wojska (nawet jeśliby tego chcieli). Trzeba z tym poczekać do podpisania traktatu pokojowego. Te przepisy prawa międzynarodowego wcale nie są sztuczne, tylko wynikają ze zdrowego rozsądku – dopóki nie nastanie pokój, sytuacja wojenna może się zmienić – i dlatego są przestrzegane (rzekome utworzenie Królestwa Polskiego w 1916 r. przez cesarzy niemieckiego i austriackiego nie było stworzeniem nowego państwa, tylko odtworzeniem istniejącego od 1815 r. „królestwa kongresowego”, okupowanego od 1831 r., ale nie zlikwidowanego przez Rosjan; do likwidacji Królestwa Polskiego potrzebny byłby traktat pokojowy, którego przecież nie podpisano).
Japończycy – postępując zgodnie z prawem międzynarodowym (i zdrowym rozsądkiem) – nie ogłosili niepodległości wyzwolonych przez siebie narodów. Na pewno rozczarowało to ich przedstawicieli politycznych, którym przed wojną obiecywano niepodległość. Mieszkańców dawnych europejskich (i amerykańskich) kolonii rozczarowała natomiast ekonomiczna eksploatacja tych ziem przez Japończyków, powszechnie uznawana za niepotrzebnie brutalną. Japońska administracja okupacyjna nie postrzegała swoich działań jako brutalnych, mieszkańców wyzwolonych kolonii traktowano zgodnie z tymi samymi standardami, co mieszkańców macierzystych Wysp Japońskich. Standardy te różniły się jednak od standardów miejscowych: różnicą była przede wszystkim brutalność i surowość.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu