Już w wystąpieniu otwierającym generał Deptula wyraźnie stwierdza, że amerykańskie siły powietrzne mierzą się ze stale rosnącą liczbą wymagających zadań realizowanych na całym świecie, dysponując przy tym najmniejszym i najstarszym sprzętem w historii. Jednym ze sposobów na rozwiązanie tego problemu ma być trwająca właśnie modernizacja wyposażenia USAF, ale niestety trwać ona będzie latami, a by była skuteczna, zakupy nowego sprzętu powinny być ciągłe. Zanim dojdzie do pełnego przezbrojenia minie jeszcze wiele lat, zatem gen. Deptula wskazuje, że kluczowe dla skuteczności tego rodzaju sił zbrojnych w najbliższym czasie będą odpowiednie koncepcje operacyjne.
Z kolei generał Slife w swoim wystąpieniu na otwarcie zauważył, że od wojny w Wietnamie USAF musiały mierzyć się z czterema przełomowymi momentami i właśnie znajdują się w kolejnym takim punkcie i znów będą musiały się zaadaptować do nowych uwarunkowań w zmieniającym się świecie. Pierwszy z tych momentów miał miejsce po zakończeniu wojny w Wietnamie, kiedy to lotnictwo musiało w większym stopniu przygotować się na możliwe konwencjonalne starcie z ZSRR w Europie, z uwzględnieniem przejścia do walki w warunkach użycia taktycznej broni jądrowej. Okres transformacji trwał przez lata siedemdziesiąte, aż po początek lat osiemdziesiątych. Wtedy to nastąpił rozkwit lotnictwa dziś określanego jako czwarta generacja, wdrożono technologie stealth, amunicję precyzyjną i systemy wskazywania ruchomych celów naziemnych. Poza sprzętem mocno zainwestowano w programy szkoleniowe takie jak „Red Flag” (zaawansowane ćwiczenia lotnicze w środowisku maksymalnie odwzorowującym realia pola walki), czy też dofinansowanie USAF Weapons School, czyli odpowiednika „Top Gun” (Naval Fighter Weapons School), kursu szkolenia instruktorów myśliwców taktycznych Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych.
Według gen. Slife’a zbudowane wtedy siły powietrzne dobrze realizowały stawiane im zadania. Trwało to przez ponad dekadę, aż do operacji „Pustynna Burza”, kiedy przetestowano w praktyce wiele lat przygotowań i gromadzenia zasobów na potrzeby operacji lotniczych o dużym rozmachu. Wydawać by się mogło, że USAF są na doskonałej pozycji startowej do dalszego rozwoju, ale wraz z końcem zimnej wojny i upadkiem ZSRR nastąpił drugi z krytycznych dla lotnictwa amerykańskiego punktów zwrotnych. Zmieniło się otoczenie i zagrożenia, a wraz z nimi i siły powietrzne. Wstrzymano zakupy nowego wyposażenia, anulowano wiele perspektywicznych programów zbrojeniowych, zmniejszano stany sprzętowe oraz osobowe i Stany Zjednoczone funkcjonowały w świecie jednobiegunowym (jako jedyne takie supermocarstwo). USAF stały się podstawowym narzędziem w amerykańskiej polityce z operacjami takimi jak „Norhtern Watch” i „Southern Watch” (wymuszanie strefy zakazu lotów nad Irakiem), czy „Allied Force” (bombardowanie Serbii podczas wojny w Kosowie), ale pod koniec dekady zdano sobie sprawę, że chwila ta zaczyna powoli przemijać.
W związku z tym znów zwiększono wysiłki w obszarach takich jak badania i rozwój, zakupy nowoczesnego sprzętu, ale szybko nastał trzeci punkt zwrotny. Był nim według generała Slife’a 11 września 2001 roku. Nastąpił nagły zwrot ku operacjom lądowym (Afganistan, Irak) i systemom ich wsparcia, takim jak na przykład bezzałogowe statki powietrzne. Przy okazji zredukowano zakupy samolotów myśliwskich dominacji w powietrzu F-22 Raptor, wykonanych w technologii stealth (jedynych wówczas na świecie myśliwców 5 generacji produkowanych seryjnie), a w ostatniej dekadzie na możliwości USAF wpłynęła również sekwestracja, która uderzyła w większość programów, jakie lotnictwo realizowało. Koniec tego trzeciego okresu definiowany jest przez gen. Slife’a momentem wyjścia wojsk amerykańskich z Afganistanu.
Aktualnie USAF znajdują się w czwartym punkcie zwrotnym. Według generała Slife’a siły powietrzne, które sprawdzały się do tej pory, nie są lotnictwem, którego Stany Zjednoczone potrzebują w obecnej sytuacji geostrategicznej, która wymaga przyspieszonych zmian.
Według gen. Deptuly lotnictwo musi obecnie balansować pomiędzy próbą przygotowania się na przyszłe zagrożenia a ciągłym realizowaniem zadań wynikających z aktualnych potrzeb. Generał Slife określa to jako stan swoistego napięcia pomiędzy koniecznymi do zrealizowania misjami a dostępnymi zasobami, które są ograniczone. Kolejnym istotnym czynnikiem, który ma być często pomijany, jest ryzyko. Według gen. Slife’a można dalej bardzo mocno obciążać amerykańskie siły powietrzne bieżącymi działaniami, ale nieuchronnie przyniesie to zagrożenia w przyszłości. Z kolei oszczędzanie lotnictwa teraz, po to, by zachować lepszy jego stan na przyszłość, przyniesie sporo zagrożeń we współczesnym świecie. W związku z tym amerykańscy lotnicy muszą w jakiś sposób balansować pomiędzy wymaganiami, jakie stawiają przed nimi decydenci z Pentagonu a możliwościami, które trzeba zachować w krótkim i długim okresie czasu.
Kluczowy ma tutaj być cykl generowania sił i środków. Chodzi w nim o to, by nie ulegać chwilowym potrzebom takim jak na przykład wysłanie kolejnej eskadry bezzałogowych samolotów uderzeniowo-rozpoznawczych MQ-9 Reaper na misję pomimo tego, że jest to teoretycznie możliwe, gdyż w przyszłości przyniesie to negatywne skutki. Aktualnie pewnym problemem dla lotnictwa jest pełne zrozumienie sytuacji nie tylko poprzez oficjeli w Pentagonie, co w dużej mierze ma miejsce, ale i pośród ustawodawców rezydujących na Kapitolu.
Według generała Deptuly problemem USAF jest ich wielofunkcyjność. Niezależnie od tego, gdzie wybuchnie kolejny konflikt zbrojny, czy to będzie w Europie, na Bliskim Wschodzie czy też w regionie Indo-Pacyfiku, Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych zawsze będą w niego maksymalnie zaangażowane. Inaczej jest w przypadku amerykańskich wojsk lądowych (US Army) i marynarki wojennej (US Navy), które siłą rzeczy są bardziej predestynowane do określonych teatrów działań wojennych.
Amerykańskie lotnictwo wojskowe ma globalny charakter operowania i dlatego jego okrojone zasoby są zbyt małe do zaspokojenia wymagań dowódców na poszczególnych teatrach operacyjnych, którzy, co zrozumiałe, chcieliby znacznie większego wsparcia z powietrza, niż jest to możliwe do zapewnienia w długim okresie czasu.
By sprostać aktualnym i przyszłym wyzwaniom USAF znajdują się w fazie przezbrojenia na jakościowo nowe załogowe platformy powietrzne (Lockheed Martin F-35 Lightning II, Northrop Grumman B-21 Raider, Boeing KC-46 Pegasus) oraz wprowadzenia do eksploatacji systemów bezzałogowych typu colaborative combat aircraft (Kratos XQ--58A Valkyrie, Boeing MQ-28 Ghost Bat). Niesie to ze sobą konkretne konsekwencje, gdyż dziś nie jesteśmy w stanie stwierdzić, jak na przykład w przyszłości wyglądać będzie eskadra myśliwska. Nie wiemy, czy na przykład będzie to 6 samolotów załogowych F-35 i 18 bezzałogowych statków powietrznych. Prace koncepcyjne nadal są prowadzone i ustalenie ostatecznego składu zapewne potrwa jeszcze bardzo długo (jeśli chodzi o samoloty myśliwskie 6. generacji, to mówi się o zakupie dla USAF dwustu myśliwców NGAD i nie mniej niż tysiąca towarzyszących im bezzałogowców). Przypuszczać również można, że koncepcja w początkowej fazie będzie dość płynna i wraz z kolejnymi symulacjami, grami wojennymi i ćwiczeniami oraz wraz z rozwojem możliwości sprzętu będzie się zmieniała (sztuczna inteligencja, uczenie maszynowe).
Według gen. Slife’a amerykańskie lotnictwo jest coraz bliżej do wysłania bezzałogowych statków powietrznych typu colaborative combat aircraft do USAF Warfare Center w Nellis AFB (centrum zapewnia amerykańskim lotnikom sprawdzone i przetestowane technologie, najbardziej aktualną taktykę [być zawsze krok przed przeciwnikiem], szkolenie na najwyższym poziomie oraz wyjątkową okazję do ćwiczenia zintegrowanego użycia sił i środków), ale pewnym problemem, i to nie tylko w przypadku bezzałogowców, ale również załogowych platform powietrznych 5. generacji, czy też będącej obecnie w opracowaniu następnej generacji, jest brak odpowiadającej im infrastruktury szkoleniowej. Co ciekawe, według słów generała Amerykanie dysponują zbyt małymi poligonami. Z naszej perspektywy może to brzmieć absurdalnie, ale sprzęt, jaki opracowano, posiada już tak duże możliwości przestrzenne i ogniowe, że ich pełne wykorzystanie nie jest możliwe nawet na „bezkresnych” poligonach Stanów Zjednoczonych.
Z kolei operowanie tego typu systemów w otwartej przestrzeni powietrznej mogłoby ujawnić zbyt wiele szczegółów przeciwnikom Stanów Zjednoczonych. W związku z tym obecnie trwają prace koncepcyjne nad przyszłością systemów szkoleniowych i trwa debata na temat tego, jak dużo z działań szkolnych i treningowych powinno przejść do świata cyfrowego, by w pełni móc przećwiczyć wszystkie scenariusze. Chodzi tutaj na przykład o odległości i wielkości flot własnych i agresora. Coraz bardziej zaawansowane systemy pozwalają na wykrywanie przeciwnika z bardzo daleka, a jeśli dodamy do tego bezzałogowe colaborative combat aircraft operujące przed samolotami załogowymi w mieszanych zespołach załogowych-bezzałogowych (Manned-Unmanned Teaming), to faktycznie wszystkie dostępne poligony stają się zbyt ciasne.
Jak wskazuje gen. Deptula, stałym problemem USAF jest metodologia określająca wielkość sił, którą można by w prosty sposób komunikować ustawodawcom i tym samym argumentować kolejne zakupy lub niezbędne programy modernizacyjne. W ocenie generała przez zbyt wiele lat wielkość sił powietrznych była determinowana przez dostępny budżet, a nie przez strategię. Trudno tutaj oponować. Rodziło to i nadal rodzi poważne problemy, gdyż USAF nie są w stanie w sposób zakładany realizować przyjętej strategii z powodu ciągłych braków finansowych.
Generał Slife widzi problemy wynikające z braku adekwatnego konstruktu określającego wielkość USAF, ale wskazuje również na problem tego jak prezentować możliwości sił powietrznych dowództwu, które następnie będzie je wykorzystywało. Chodzi tutaj o jednostkę miary. Dziś nie wiadomo, czy jest to skrzydło, czy eskadra, czy…. Dopiero, jeśli ustali się taką jednostkę miary, można będzie dyskutować ile takich jednostek konkretnie potrzeba do realizacji przyjętej przez dowództwo strategii.
Kolejnym problemem, na jaki zwracają uwagę generałowie, jest sama organizacja USAF, która swymi korzeniami sięga okresu II wojny światowej, a jej obecny stan ukonstytuował się po zakończeniu zimnej wojny. W obecnych warunkach może się okazać, że nie spełnia ona już swojej roli i może wymagać przebudowy. Na przykład, gdy obecnie dowództwo składa zapotrzebowanie na eskadrę myśliwską, to oczekiwane jest wystawienie przez siły powietrzne 12 samolotów, tymczasem etatowa eskadra tego typu w USAF liczy sobie 24 myśliwce. Rodzi to poważne problemy z utrzymaniem oddelegowanego do wykonania konkretnego zadania pododdziału (12 samolotów), gdyż wymaga zapewnienia mu odpowiedniego wsparcia choćby w postaci zestawów obsługowych i naprawczych, które trzeba wydzielić wraz z personelem. Nie jest to sytuacja optymalna, gdyż eskadra jest pomyślana głównie do działania jako całość.
Ponadto gen. Deptula wskazuje na inny problem występujący na wyższych szczeblach dowodzenia. Skrzydło ma jednego dowódcę, który obecnie bardziej przypomina swego rodzaju zarządcę miasta (city manager), zamiast żołnierza. Stąd uważa on, że być może warto wrócić do koncepcji w której występował tzw. mission support commander oraz wing commander, który odpowiada za codzienne funkcjonowanie jednostki.
Zobacz więcej materiałów w pełnym wydaniu artykułu w wersji elektronicznej >>
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu