Z Sebastianem Chwałkiem, prezesem zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej S.A., rozmawia Andrzej Kiński
Panie Prezesie, ubiegły i obecny rok są bardzo pracowite, ale można rzec „dobre” dla kierowanej przez Pana firmy. W ubiegłym zatwierdzone przez rząd plany rozbudowy Sił Zbrojnych RP, w obecnym wojna na Ukrainie dodatkowo wpłynęła na skalę zamówień naszego resortu obrony i implikowała zawarcie największego od lat kontraktu na eksport polskiego uzbrojenia, wreszcie mamy do czynienia z konkretną współpracą z zagranicznymi partnerami z Europy (Babcock – Miecznik, MBDA – Narew, Ottokar Brzoza), zaś na wyciągnięcie ręki są umowy z podmiotami z Republiki Korei (Hyundai Rotem, Hanwha, Korea Aerospace Industries)… Jest w tym jednak „ale” – żeby efektywnie działać w nowych realiach, trzeba poważnych inwestycji w celu rozbudowy istniejącego potencjału i zbudowania nowych zakładów, znaleźć wykwalifikowanych pracowników. Jakie działania podjęto w związku z realizacją już zawartych kontraktów, a jakie są niezbędne, aby sprostać temu, co czeka Polską Grupę Zbrojeniową wraz z jej spółkami w przyszłości?
Wszyscy czekaliśmy na taką sytuację, szkoda, że jest ona po części wynikiem toczących się w pobliżu naszych granic działań wojennych. Polska Grupa Zbrojeniowa wiele lat czekała na to, żeby prowadzone przez Ministerstwo Obrony Narodowej kluczowe programy modernizacyjne wreszcie osiągnęły etap zawierania umów. W ostatnich miesiącach sektor obronny trafił na swoisty róg obfitości, przystąpiliśmy do konkretnych działań w ramach projektów, do których niekiedy przygotowywaliśmy się od kliku lat. Uczestniczyliśmy w dialogach technicznych i fazach analityczno-koncepcyjnych prowadzonych przez Inspektorat Uzbrojenia, a obecnie Agencję Uzbrojenia, przedstawialiśmy swoje możliwości i rozwiązania. Wydarzenia ostatnich dwóch lat, najpierw kryzys migracyjny na granicy z Białorusią, a obecnie bezprecedensowa agresja Rosji na Ukrainę i wywołane nią zagrożenie dla Polski, spowodowały że wicepremier i minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak musiał zmobilizować wszystkie podległe mu struktury, żeby przyspieszyć kluczowe decyzje, znaleźć dodatkowe środki, co udało się zrobić dzięki przyjęciu Ustawy o obronie Ojczyzny, dostosować do nowych wyzwań obowiązujące dokumenty – Program rozwoju Sił Zbrojnych RP na lata 2021–2035 i Plan modernizacji technicznej Sił Zbrojnych RP na lata 2021–2035, które zresztą przewidywały niespotykaną skalę zakupów nowego uzbrojenia oraz sprzętu. Ustawa o obronie Ojczyzny mówi o osiągnięciu docelowej liczebności Wojska Polskiego na poziomie 300 000 ludzi (w tym 250 000 wojsk operacyjnych i 50 000 Wojsk Obrony Terytorialnej). Nowe związki taktyczne i jednostki, nowy zasób kadrowy – ich wszystkich trzeba wyposażyć. Poza tym pozostaje potrzeba wymiany generacyjnej uzbrojenia i sprzętu przestarzałego, nieperspektywicznego na nowy, a więc cały proces modernizacji oraz uzupełniania zapasów. A to wszystko znajduje odbicie w tym, co robimy dziś i co będziemy robić w przyszłości. Te lata oczekiwania nie były oczywiście stracone, ponieważ przygotowywaliśmy się w nich do realizacji tych wszystkich projektów. Faktem jest jednak, że tempo, w jakim obecnie wkraczamy w realizację zawartych umów, w tym we współpracę z partnerami zagranicznymi, jest niesłychanie szybkie. To zresztą ogólnoświatowa tendencja, dotyczy ona nie tylko Polskiej Grupy Zbrojeniowej, ale także największych światowych koncernów. Wszyscy byli zaskoczeni zaistniałą sytuacją i obecnie próbują odtworzyć bądź zbudować nowe zdolności produkcyjne. My to także czynimy, choć być może dostrzegliśmy taką potrzebę nieco wcześniej – kilka, a może nawet kilkanaście miesięcy.
Wydaje się, że w szeroko pojętym polskim przemyśle obronnym pewne symptomy zmian zaczęły już być dostrzegalne po 2014 r. i rosyjskiej aneksji Krymu oraz agresji na wschodnią Ukrainę. Powoli, ale symboliczna lokomotywa się rozpędzała…
No właśnie – zaczęliśmy sobie uzmysławiać, że pokój w Europie nie jest dany raz na zawsze i wyciągamy z tego wnioski. Między innymi poprzez decyzje o inwestycjach, które zapadały dwa i trzy lata temu, np. w Pionkach czy Skarżysku-Kamiennej. Te projekty już dziś zbliżają się do finału. Niebawem będziemy mogli pokazać zainstalowane już nowe linie produkcyjne, wyposażone w najnowsze oprzyrządowanie, które pozwolą nam skokowo zwiększyć możliwości wytwórcze. Kolejne ukończone budynki, kolejne dostawy wyposażenia, jesteśmy w tym procesie mocno rozpędzeni, i to nie tylko w wymienionych wyżej lokalizacjach. Ale to nie wszystko, ponieważ nowe kontrakty dotyczą całych systemów, jak ubiegłoroczne umowy na pozyskanie zestawu rakietowego obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu Narew czy na fregaty wielozadaniowe Miecznik. To są olbrzymie kontrakty, szczególnie w obszarze jednostek pływających dla Marynarki Wojennej niespotykane na przestrzeni ostatnich dekad. Miecznik, poza tym, że ma zaowocować budową trzech jakże potrzebnych okrętów, to ma poza tym odbudować polskie zdolności w zakresie produkcji okrętów wojennych. Cały czas prowadziliśmy ich remonty, modernizowaliśmy je, ale zdolności do ich budowy, szczególnie w Stoczni Marynarki Wojennej ‒ obecnie PGZ Stocznia Wojenna Sp. z o.o. ‒ zostały utracone. To jednak daje nam możliwość „skoku” i budowy nowego potencjału na zupełnie innych zasadach – organizacyjnych, technicznych oraz technologicznych, korzystając z najlepszych praktyk tzw. przemysłu 4.0. Budowa okrętów przed laty i dziś znacząco się od siebie różni, równamy zatem do najlepszych. Obecnie PGZ Stocznia Wojenna jest na etapie kończenia przygotowywania dokumentacji i wkrótce będziemy rozpoczynali inwestycje na szeroką skalę, które de facto mają już w przyszłym roku zaowocować paleniem blach do pierwszej jednostki, a potem procesem budowy kolejnych sekcji. Żeby nie tracić czasu prowadzimy rozmowy z naszym brytyjskim partnerem, firmą Babcock, aby już dziś rozpocząć w naszych zakładach produkcję innych elementów, niekoniecznie zresztą do naszych okrętów, jako poddostawca partnera, certyfikowany uczestnik jego łańcucha dostaw. Partnera, z którym jak myślę związaliśmy się na wiele lat. Finalizowane są aktualnie negocjacje poprzedzające podpisanie stosownej umowy z jedną ze stoczni Babcocka. To będzie potwierdzenie, że potencjał już mamy, rozbudowujemy go i wkrótce będziemy gotowi do realizacji „fizycznej” tak skomplikowanego projektu jak Miecznik, bądź co bądź fregaty wielozadaniowej o wyporności kilku tysięcy ton. To jednak duży przeskok od okrętów przeciwminowych, produkowanych w partnerskiej stoczni krajowej. Trudno je klasyfikować jako jednostki bojowe, niemniej są to okręty niezbędne w niemal każdej flocie świata, i dobrze, że Remontowa Shipbuilding – w partnerstwie z naszymi podmiotami – takie jednostki Marynarce Wojennej RP sukcesywnie przekazuje. Także w Mieczniku wykorzystamy jej potencjał, a także innych firm stoczniowych z Pomorza, bo tylko to daje gwarancje, że zgodnie ze specyfikacją i w terminie dostarczymy naszej Marynarce nowoczesne okręty. W związku z samym programem Miecznik widzimy potrzebę utworzenia ok. 2000 nowych miejsc pracy.
Czy na trójmiejskim rynku pracy znajdzie się aż tylu wykwalifikowanych pracowników?
Nad tym pracujemy, żeby wszystkich tych, którzy są na tym rynku niezagospodarowani albo niewystarczająco zagospodarowani, pozyskać. Jest oczywiście konkurencja, bo rynek stoczniowy zaczął się odbudowywać, w Europie i w Polsce, też po pandemii COVID-19, ale myślę że nasza współpraca ze szkolnictwem – Politechniką Gdańską, Akademią Marynarki Wojennej – da nam pomoc choćby w zakresie wykształcenia i pozyskania kadry inżynierskiej do naszych stoczni. Przypomnę, że poza PGZ Stocznią Wojenną mamy także w szeroko rozumianym portfelu PGZ także Stocznię Remontową Nauta S.A., która także częściowo prowadzi prace na okrętach wojennych, ale jej zasadniczym profilem jest remont cywilnych jednostek pływających. Coraz lepiej też radzi sobie na rynku, bo jej problemy sprzed dwóch–trzech lat są dziś historią. Nauta wyszła na prostą, a niebawem i PGZ Stocznia Wojenna pokaże się w innym świetle ‒ jako nowoczesny, przygotowany do najbardziej skomplikowanych zadań zakład, który ma stać się dla Marynarki Wojennej nie tylko dostawcą okrętów, ale także głównym hubem serwisowym na dziesięciolecia.
Ale nawet bezprecedensowy dla naszego przemysłu stoczniowego program Miecznik to nic w stosunku do tych planów, jakie przedstawił minister Błaszczak w kontekście zamówień uzbrojenia konstrukcji południowokoreańskiej, pozyskania licencji, produkcji setek egzemplarzy skomplikowanych wozów bojowych w Polsce. W niektórych obszarach to jest multiplikacja tych zdolności, które spółki PGZ mają dziś. Wydaje się, że nie jest możliwe uzyskanie pożądanej skali produkcji bez przejęcia nowych zakładów – w tym kontekście padała nazwa H. Cegielski–Poznań S.A. – bądź budowy zupełnie nowych na gruntach Skarbu Państwa lub w oparciu o infrastrukturę i tereny będące własnością spółek PGZ. Są przecież takie, które mają teren, a nawet hale, które wymagają jednak modernizacji i zakupu nowoczesnego wyposażenia, jak np. ZM „BUMAR-ŁABĘDY” S.A. Tym bardziej, że deklarowane terminy są bardzo napięte.
Plany są imponujące, oczekiwania wicepremiera Mariusza Błaszczaka w stosunku do krajowego przemysłu i dostawców zagranicznych są olbrzymie, podpisane umowy ramowe rzucają światło na potrzeby oraz czas realizacji zaplanowanych przedsięwzięć, a my niestety, a może na szczęście, musimy się do tego szybko przygotować. I rzeczywiście, cały potencjał, którym dziś dysponujemy, i który moglibyśmy wykorzystać do produkcji czołgów rodziny K2 czy armatohaubic K9 – podkreślam, że tych ostatnich obok produkcji naszych Krabów – musimy w te programy zaangażować. Z pewnością przyjdzie nam zmierzyć się z pewnymi problemami, choćby koniecznością wymiany nie do końca nowoczesnego wyposażenia i oprzyrządowania produkcyjnego niektórych naszych zakładów, czy wdrożenia w nich najnowocześniejszych standardów organizacji produkcji. Przypominam, że Zakłady Mechaniczne „BUMAR-ŁABĘDY” były producentem licencyjnych czołgów i produkowały ich setki rocznie. Ostatni czołg – wóz PT-91M dla Malezji – wyprodukowały w 2009 r. Zatem te zdolności były, aczkolwiek musimy odtworzyć je w polskim przemyśle. Inne rodzaje uzbrojenia, jak chociażby armatohaubice samobieżne, nie są dla nas dziś problemem. Te rozwiązania i technologie opanowaliśmy przy programach artyleryjskich Krab i Rak, częściowo na bazie przekazanego nam przez licencjodawców know-how, w tym stopniowej polonizacji podwozi gąsienicowych, które początkowo trafiały do nas właśnie z Republiki Korei. Dziś już żadnych podwozi od Koreańczyków nie kupujemy, ale je wytwarzamy w Polsce, w Stalowej Woli. Oczywiście, kupujemy powerpack, ponieważ nie produkujemy dziś silników i skrzyń przekładniowych, to istotna pozycja w kosztach podwozia, ale reszta jest już nasza. Uruchomiliśmy także produkcję elementów zawieszenia, które jeszcze niedawno kupowaliśmy za granicą. Huta Stalowa Wola ma już za sobą wspomniany wcześniej „skok”. To dziś w swoim segmencie rynku najnowocześniejszy zakład naszego przemysłu obronnego, nieustępujący czołowym producentom światowym. Wizyty naszych partnerów ze Stanów Zjednoczonych czy Republiki Korei w zakładach PGZ, czyli w HSW, ale także poznańskich Wojskowych Zakładach Motoryzacyjnych S.A. – dają nam dużą satysfakcję, ponieważ nasi goście mogli się przekonać naocznie, że jesteśmy już daleko bardziej zaawansowani niż się spodziewali. W szczególności wie o tym partner południowokoreański, firma Hanwha Defense, mający kilkuletnie doświadczenia ze współpracy z Hutą Stalowa Wola z procesu uruchamiania produkcji zmodyfikowanego podwozia działa K9, a więc dziś z pewnością będzie nam łatwiej wdrażać do produkcji nowe wyroby. Do zrobienia jest jednak bardzo dużo, i rzeczywiście jest prawdą, że nasze moce produkcyjne przyjdzie nam zwielokrotnić. Z jednej strony musimy zwiększyć produkcję Krabów i innych elementów dywizjonowego modułu ogniowego Regina, z drugiej musimy wdrożyć do produkcji K9, wytworzyć zdolności do wytwarzania czołgów K2, ale zapewne pojawią się wkrótce inne obszary współpracy. Musimy choćby podjąć decyzje w sprawie przyszłości kołowej platformy opancerzonej 8×8. Mówi się także o systemie rakietowym K239 Chunmoo, odpowiedniku MLRS-a. Oczywiście, to Ministerstwo Obrony Narodowej prowadzi w tej kwestii negocjacje międzyrządowe i podejrzewam, że nic nie stałoby na przeszkodzie, żeby taki system produkować w Polsce, nie tylko na zasadzie składania z gotowych elementów dostarczonych z zagranicy. Mamy ambicje, żeby być producentem takiego uzbrojenia sensu stricto.
Wiem, że na razie negocjowane są pierwsze umowy wykonawcze z partnerami z Republiki Korei. Dopiero po ich zakończeniu będziemy mogli mówić o konkretnych kwotach, a więc i budżetach inwestycji infrastrukturalnych. Macie już jednak zapewne wstępne harmonogramy poszczególnych projektów i wiecie, kiedy będziecie musieli podjąć wiążące decyzje odnośnie modernizacji bądź adaptacji zakładów spoza PGZ czy wręcz budowy pewnych zdolności od podstaw, żeby dotrzymać wspomnianych przez ministra Błaszczaka terminów, a więc uruchomienia produkcji czołgów K2PL i armatohaubic K9PL w kraju w latach 2025–2026?
Zdaję sobie sprawę, że czasu mamy naprawdę bardzo mało. Konieczne jest przecież najpierw przygotowanie projektów, uzyskanie zgód środowiskowych i budowlanych, stąd odpowiedzi na te wszystkie pytania musimy mieć moim zdaniem jeszcze w tym roku. Także do końca roku trzeba podjąć decyzje dotyczące lokalizacji i rozpoczęcia inwestycji. Rzeczywiście termin rozpoczęcia produkcji w Polsce czołgów K2 i dział K9 ustalono na 2026 r. Żeby jednak w tym roku dostarczyć Siłom Zbrojnym RP pierwsze gotowe wozy, to musimy w 2025 r. mieć gotowe zakłady, przeszkolone załogi, opanowaną technologię produkcji, ustanowione łańcuchy dostaw i rozpoczęty proces wytwarzania wyrobów finalnych. Tak naprawdę na wszystko mamy jedynie trzy lata… A należy pamiętać, że nasze decyzje dotyczące nowych lokalizacji powinny uwzględniać wymogi bezpieczeństwa, tak żebyśmy nawet w czasie ewentualnych działań wojennych mogli kontynuować produkcję i zaspokajać większość potrzeb wojska. Zakładamy, że nowe lokalizacje będą umieszczone za linią Wisły, na zachodzie i południu kraju, m.in. z powodu bezpieczeństwa, ale także logistyki i dostępności zasobów ludzkich. Dziś Polska Grupa Zbrojeniowa zatrudnia aż, a może tylko 19 000 pracowników, ale wiem że będziemy potrzebowali dodatkowych kilka tysięcy i to na przestrzeni najbliższych dwóch–trzech lat. I to nie tylko w stoczniach, ale także w zakładach, które będą się zajmowały produkcją ciężkiego sprzętu dla wojsk lądowych. A przypomnę, że to nie tylko załogi do montażu finalnego, ale także producenci szeroko pojętej elektroniki i optoelektroniki oraz wyposażenia, czy też innych elementów systemów uzbrojenia, np. pojazdów kołowych. Tu też konieczna będzie multiplikacja produkcji. Dla samego Jelcza szacujemy skalę zamówień na kilka tysięcy ciężarówek na przestrzeni dziesięciolecia, a przecież te zakłady borykają się z poważnymi ograniczeniami, jeśli chodzi o obecną lokalizację.
No właśnie, wiem że jedną z możliwości rozbudowy zdolności produkcyjnych Jelcza jest wykorzystanie infrastruktury Wojskowych Zakładów Łączności Nr 2 S.A. z Czernicy, a firmy te położone są dosłownie kilka kilometrów od siebie. Czy dużo jest takich rezerw w obrębie samej grupy?
Biorąc pod uwagę, że mamy kilkadziesiąt zakładów, różnych pod względem zakresu działalności, obłożenia produkcją czy wreszcie oprzyrządowania produkcyjnego, mamy też nieruchomości i pewną rezerwę wykwalifikowanej kadry, zwykle znającą specyfikę związaną z produkcją oraz serwisem sprzętu wojskowego, to w pierwszej kolejności musimy wykorzystać właśnie te zasoby. Czernica rzeczywiście jest zlokalizowana blisko Jelcza-Laskowic i może stanowić dla naszego producenta ciężarówek pewną rezerwę, ale patrzy na nie także PIT-RADWAR, bo radarów też musimy wyprodukować znacznie więcej, niż jeszcze niedawno planowaliśmy. Co prawda PIT-RADWAR stale rozbudowuje swój zakład w Kobyłce pod Warszawą, to samo dotyczy Wojskowych Zakładów Elektronicznych S.A. w Zielonce, które zainicjowały niedawno kolejną inwestycję infrastrukturalną. Jelcz, biorąc pod uwagę plany, jakie mamy w jego względzie, będzie musiał wkrótce wspólnie z nami podjąć decyzje o inwestycjach. W kosztach oczywiście PGZ będzie partycypować.
Rozbudowuje się MESKO S.A., w zasadzie we wszystkich lokalizacjach. W Grupie Amunicyjno-Rakietowej PGZ plany obejmują znaczne zwiększenia zdolności produkcyjnych bydgoskiego Nitro-Chemu. To wszystko są naczynia połączone – nie możemy jednego wzmacniać kosztem drugiego. Rozwój musi być równomierny, żeby wszystkie komponenty, które docelowo składają się na naszą ofertę były dostępne dla naszych odbiorców. A przy okazji musimy stale zyskiwać nowe kompetencje. Miejmy nadzieję, że we wrześniu rozpocznie się proces przyłączenia do Polskiej Grupy Zbrojeniowej wspomnianych przez pana wcześniej zakładów Cegielskiego. Jesteśmy już po pierwszych konsultacjach z ministerstwami, aczkolwiek sama procedura będzie dosyć skomplikowana i wymagająca ostatecznej zgody na szczeblu Rady Ministrów. Spółka wymaga dofinansowania, jeśli mamy ją włączyć do realizacji naszych kluczowych projektów związanych z produkcją ciężkiego sprzętu. Trzeba także wykupić jej grunty, będące obecnie własnością Agencji Rozwoju Przemysłu.
Chciałbym zapytać jeszcze o Hutę Stalowa Wola, bo w ostatnich tygodniach narosło wokół jej przyszłości sporo kontrowersji, choćby w związku z równoległą produkcją Krabów i K9PL. Pojawiają się głosy, że współpraca z Republiką Korei może także negatywnie wpłynąć na produkcję NBPWP Borsuk. HSW realizuje dziś programy Krab i Rak, przygotowuje się do uruchomienia produkcji Borsuka, który po czołgach będzie najistotniejszym wozem bojowym Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych. To wreszcie podpisana niedawno umowa na wieżę ZSSW-30, perspektywa na zamówienie kolejnych wyrzutni M903 do systemu Wisła, wielozadaniowy pojazd opancerzony w układzie 4×4 we współpracy z Tatrą, który znajdzie zastosowanie w programach Gladius i Ottokar Brzoza. To jedyna obecnie w naszym kraju lufownia, która może produkować lufy kalibrów od 30 do 155 mm. Co z planowaną rozbudową Huty Stalowa Wola? Jak zapatrujecie się na przeniesienie części jej produkcji do innych zakładów, np. niedawno przejętych przez HSW Wojskowych Zakładów Inżynieryjnych z Dęblina? Mówi się o jeszcze bliższej integracji z Autosanem, którego HSW jest współwłaścicielem. Czy może zmultiplikowanie pewnych zdolności HSW w ZM „BUMAR-ŁABĘDY” czy Rosomak S.A.? Przy takiej skali potrzeb produkcja Borsuków i ZSSW-30 powinna odbywać się na więcej niż jednej linii produkcyjnej. Proszę powiedzieć, jak z punktu widzenia centrali PGZ to wygląda?
To wszystko jest oczywiste i prawdą jest, że będziemy musieli rozbudować, a faktycznie zwielokrotnić zdolności samej Huty Stalowa Wola. Zarówno w obecnej lokalizacji, w tym celu zakupiono chociażby nowe działki, które sąsiadują z obecnym terenem zakładów. Mamy także apetyt na inne lokalizacje – na bardziej szczegółowe informacje przyjdzie jeszcze czas. Odbudowujemy potęgę HSW w dużo większym zakresie, niż to się może dziś wydawać, jeśli bazuje się wyłącznie na przekazach medialnych. Oceniano, że na stutysięczne wojsko potrzebnych będzie ok. tysiąca nowych bojowych wozów piechoty. Przy liczebności 250 000 powiedzmy, że będzie to już około dwóch tysięcy. Patrząc na dzisiejsze zdolności wytwórcze, przypomnę, że kalkulowane na potrzeby Sił Zbrojnych RP liczących 100 000 czy 150 000 żołnierzy, dla 300 000 i nowych projektów HSW musi zwiększyć swoje zdolności czterokrotnie! Co najmniej dwukrotny wzrost uzyskamy poprzez rozbudowę obecnych zakładów, ale musimy także zadbać o to, żeby siostrzane linie produkcyjne były zlokalizowane dalej od potencjalnych obszarów działań wojennych. Dziś bardzo intensywnie pracujemy nad odpowiednimi decyzjami i ustaleniem, jak mogłoby to wyglądać w nowej rzeczywistości, bo mimo wszystko mamy ograniczoną – wobec potrzeb – rezerwę zasobów. Będziemy zapewne w związku z tym posiłkować się dodatkowymi lokalizacjami, być może będziemy zmuszeni przenieść jakiś wycinek naszej działalności do zakładów zbudowanych zupełnie od podstaw, w przysłowiowym szczerym polu. Być może w sąsiedztwie zakładów poznańskich, być może bliżej Śląska (np. grunty spółki Maskpol), ale nie wykluczamy też centralnej Polski, choćby okolic Łodzi. Mamy kilka zakładów w województwie kujawsko-pomorskim, jest spółka w Kaliszu ‒ będzie z czego wybierać. Niemniej problem produkcji sprzętu ciężkiego musi jak najszybciej doczekać się decyzji. Mówimy nie tylko o Borsuku, ale także Krabie. Tych ostatnich dział musimy produkować dwa, a nawet trzykrotnie więcej niż dzisiaj. Ograniczenia są choćby w produkcji luf. Dziś mamy i kontrakty zagraniczne, i olbrzymie potrzeby własnego wojska, stąd nie tylko HSW będzie w perspektywie zajmowała się produkcją luf dużych kalibrów, i to właśnie dziś planujemy. Jeden z naszych zakładów przejmie część tej produkcji, a być może powstanie w nim siostrzana do istniejącej w HSW linia do wytwarzania luf. W Zakładach Mechanicznych w Tarnowie produkuje się lufy do broni strzeleckiej i artylerii małego kalibru, kiedyś lufownią dysponowały ZM „BUMAR-ŁABĘDY”. Te decyzje będziemy wkrótce podejmowali, ale nie ma wątpliwości, że konieczne jest zbudowanie siostrzanej zdolności wytwarzania luf w innej lokalizacji. W każdym razie Huta Stalowa Wola rozwija się i będzie się rozwijać na taką skalę, że krytycznym czynnikiem może stać się znalezienie ludzi do pracy.
Rozbudowa sił zbrojnych to także budowa krajowych zdolności do wsparcia eksploatacji sprzętu, niezależnie czy w czasie pokoju czy podczas wojny. Te zdolności także będą musiały zostać zmultiplikowane, a wiemy jakie problemy stworzył choćby program budowy potencjału serwisowego w kontekście modernizacji czołgu Leopard 2. Czeka nas, i to szybko, opanowanie obsług Abramsów różnych wersji, czołgów K2 i wież K9, wyrzutni HIMARS, samolotów F-16, FA-50 oraz F-35. To bardzo ważny dla wojska, ale także zyskowny dla przemysłu – biorąc pod uwagę relację 30/70 kosztów zakupu i wsparcia, obszar. Jakie plany ma PGZ odnośnie tego segmentu rynku?
Samego zakupu nowego uzbrojenia nie można jeszcze uznać za sukces, najważniejsze jest to, żeby był on w pełnej gotowości bojowej, gdy zajdzie taka potrzeba. Od zapewnienia tej gotowości jest m.in. Polska Grupa Zbrojeniowa. Nasze zdolności serwisowe obejmują dziś większość typów uzbrojenia i sprzętu wojskowego, jaki wykorzystują Siły Zbrojne RP. Są oczywiście wyjątki, wynikające np. z jednostkowego występowania czy ograniczeń eksportowych. Już dziś przygotowujemy się do serwisowania czołgów Abrams, także w zakresie powerpacka, w tym silnika. To specyficzna, turbinowa jednostka napędowa, ale konstrukcyjnie wywodzi się z turbowałowych silników śmigłowcowych czy turbośmigłowych samolotów, stąd widzimy możliwość zorganizowania obsług zakładowych takich silników w filii Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 1 S.A. w Dęblinie. Dziś WZL nr 1 prowadzi bardzo zaawansowane rozmowy z producentem tego silnika, Honeywellem. Jego serwis nie stanowi technicznego problemu, istnieje tylko kwestia zwiększenia wydajności, jeśli chodzi o liczbę silników. Znamy ich wskaźniki awaryjności, resursy poszczególnych podzespołów, a więc można także prognozować liczbę silników, które trzeba będzie poddać obsługom w danym roku. Liczymy też na zdolności produkcji luf do 120 mm armat gładkolufowych Rh-120 L44, które budujemy w Hucie Stalowa Wola. Lufy armat M256 Abramsów różnią się detalami. Niezbędne będzie pozyskanie odpowiedniej dokumentacji, żebyśmy mogli produkować także takie lufy. Technologicznie to także nie jest wyzwanie. Park maszynowy mamy, trzeba będzie go tylko powielić. To daje nam szanse na wejście w łańcuch dostawców także amerykańskiego producenta czołgów i produkować lufy, element ulegający dość mocnemu zużyciu w cyklu szkoleniowym, a także inne zespoły, nie tylko na potrzeby Polski, ale być może także dla sojuszników. Liczymy także, że zbudowane przez nas zdolności będą wykorzystywały także jednostki US Army stacjonujące w Polsce i Europie. Pracujemy, by tak się stało np. z samolotami F-16 US Air Force, w przypadku których Wojskowe Zakłady Lotnicze Nr 2 z Bydgoszczy negocjują swój udział w takim serwisie. Będziemy systematycznie rozbudowywać nasze kompetencje w zakresie obsługi tych maszyn, przygotowujemy się także do serwisowania w pełnym zakresie samolotów KAI FA-50. W przyszłości może także F-35.
Bydgoskie zakłady realizowały przez wiele lat remonty główne samolotów bojowych MiG-29 i Su-22, dążymy do tego, żeby podobne kompetencje uzyskały w stosunku do F-16 oraz FA-50. W tym celu rozbudowywana jest ich infrastruktura, także z myślą o innych projektach. Przypomnę, że obok maszyn cywilnych WZL Nr 2 serwisują transportowe Herculesy, zlokalizowaliśmy tam także centrum systemów bezzałogowych. Potrzeby są spore, a najważniejsze jest jak zwykle pozyskanie wykwalifikowanej kadry. Stąd podejmujemy współpracę nie tylko z już wspomnianymi przy okazji programu Miecznik wyższymi uczelniami, ale praktycznie ze wszystkimi politechnikami i akademiami wojskowymi w Polsce, instytutami naukowo-badawczymi, Siecią Łukasiewicz. Wszystkie te zasoby powinny nam pomóc, żebyśmy profesjonalnie i terminowo weszli w najbardziej złożone projekty – z jednej strony z przemysłem południowokoreańskim, z drugiej z brytyjskim. A przecież czeka nas rozszerzenie zakresu współpracy z Amerykanami przy okazji drugiej fazy programu Wisła i przy systemie HIMARS. To wszystko jest do zaabsorbowania przez Polską Grupę Zbrojeniową. Dlatego codziennie, nie tylko w spółkach, ale także w centrali, trwają prace projektowe, koncepcyjne nad przygotowaniem jak najlepszej ścieżki, aby wszystkie te plany zrealizować. To tytaniczna praca, jesteśmy oczywiście w bliskim kontakcie z naszym właścicielem – Ministerstwem Aktywów Państwowych, a także głównym odbiorcą naszych produktów oraz usług – Ministerstwem Obrony Narodowej. To wszystko musi mieć odpowiednie wsparcie i finansowanie, a także być skorelowane z innymi strategicznymi projektami. Najbliższe miesiące, a może nawet tygodnie pokażą pierwsze efekty tej pracy i podjętych na bazie naszych obecnych działań decyzji. Musimy sprostać wymaganiom, jakie stawia przed nami realizacja dostaw dla nowoczesnego wojska, stąd cały czas ewoluujemy, ale prędzej czy później dojdziemy do momentu, kiedy dokonamy skokowych, dziejowych zmian w PGZ.
Wojna na Ukrainie dobitnie pokazuje, że ważniejsza od liczby luf na froncie jest liczba dostępnych do nich sztuk amunicji. O ile wiem, nadal nie jesteśmy samowystarczalni w produkcji 155 mm amunicji artyleryjskiej, co ze 120 mm amunicją czołgową, co z pociskami GMLRS do HIMARS-ów przy planowanej gigantycznej skali zakupów. Co PGZ robi w tym obszarze, tym bardziej, że musimy budować zapasy do nowych typów uzbrojenia, także pocisków przeciwlotniczych do zestawu Piorun, do systemu Narew, przeciwpancernych do Ottokara Brzozy i zestawów przenośnych. Realizacja „Projektu 400” w MESKO także takich zdolności na odpowiednim poziomie nie zapewni. W tym obszarze także będzie potrzebna multiplikacja.
Rzeczywiście, decyzja o inwestycjach w ramach tzw. Projektu 400 została podjęta jeszcze przed wojną, w realiach Sił Zbrojnych RP o liczebności 150 000 żołnierzy wojsk operacyjnych i obrony terytorialnej. Zakładała ona zdecydowane zwiększenie zdolności do produkcji amunicji wszystkich typów i uzyskanie kompetencji, którymi nasz przemysł amunicyjny wcześniej nie dysponował. Mamy świadomość, że musimy zrealizować ten, bardzo dziś zaawansowany, projekt. W najbliższych miesiącach będziemy systematycznie oddawać powstające w ramach jego kolejnych etapów nowe obiekty. Z kolei starsze linie produkcyjne zmodernizowaliśmy poprzez wprowadzenie dodatkowych nowoczesnych maszyn. Już to da wymierne zwiększenie produkcji, poprawę jakości i rozszerzenie produkowanego asortymentu. Nowe realia wymuszają na nas podjęcie decyzji o kolejnych inwestycjach. Prace projektowe już się rozpoczęły. Dotyczą one m.in. produkcji 120 mm amunicji czołgowej do Abramsów i K2, a także amunicji do 155 mm armatohaubic K9 i Krab. Już dziś produkujemy dla Wojska Polskiego amunicję odłamkowo-burzącą, podkalibrową i ćwiczebną do armat Leopardów 2, wdrażamy nabój z przeciwpancernym pociskiem podkalibrowym, którego parametry przebijalności są zbliżone do najlepszych wzorów zagranicznych. Naszym celem jest osiągnięcie odpowiedniej skali produkcji. Mamy wiedzę na temat potrzeb wojska, wiemy co możemy kupić za granicą, m.in. w Republice Korei.
No właśnie, coraz więcej przedsięwzięć realizowanych jest z partnerami zagranicznymi: Wisła, Homar/HIMARS, Miecznik, Morska Jednostka Rakietowa/NSM, Narew, samoloty F-16 i FA-50, czołgi Leopard 2, Abrams i K2, armatohaubice K9, pojazd opancerzony 4×4… To kwestie związane z transferem technologii produkcyjnej i serwisowej. Jakie korzyści widzi Pan dla firm z PGZ z rozwoju tej współpracy, jakie są faktyczne możliwości absorbcji nowych rozwiązań i technologii, czy deklarowana gotowość do dzielenia się know-how znajduje pokrycie w faktach?
W części z wymienionych przez pana projektów ta współpraca – obopólnie korzystna – już trwa, a odpowiednie umowy zostały zawarte. Dotyczy to chociażby firm Tatra i Huty Stalowa Wola. Jesteśmy atrakcyjnym partnerem nawet dla największych światowych potentatów zbrojeniowych, co wynika chociażby z faktu, że Siły Zbrojne RP są dziś najaktywniej modernizującą się siłą militarną w Europie. Już realizowane i planowane zakupy są gigantyczne. Nie widzę w tym obszarze zagrożeń, a nasza pozycja systematycznie rośnie. Realizujemy także coraz więcej umów komercyjnych, w tym z firmami amerykańskimi, wchodzimy w ich łańcuchy dostaw. Perspektywy współpracy są naprawdę dobre.
W 2023 r. upływa termin obowiązywania licencji Patrii na produkcję „klasycznego” Rosomaka, a zdolności serwisowe trzeba utrzymywać… Pojawiły się szanse eksportu do Słowenii i na Bliski Wschód. A w negocjacjach z Patrią na temat przedłużenia umowy panuje impas. Jak rozwiązać ten dylemat, może jednak dążyć do podpisania nowej umowy licencyjnej i prowadzić rozwój nowego KTO na bazie tego, co spółka Rosomak już przez tych ponad 15 lat zrobiła? Wdrożenie nowej konstrukcji zajmie lata, nie mamy na to czasu… Południowokoreański K808, którego nazwa przewija się w mediach, pod wieloma względami ustępuje Rosomakowi, w każdym razie w niczym go nie przewyższa, czy to aby dobry kierunek? A może jakiś prawdziwy skok do przodu z innym partnerem?
Nasza decyzja będzie uzależniona od kilku czynników. Po pierwsze od oczekiwań naszych sił zbrojnych, po drugie od podejścia partnera fińskiego, a musimy w tym wszystkim uwzględnić jeszcze czynniki ekonomiczne. Dotychczasowa formuła współpracy z Patrią już się wyczerpała. Wojsko Polskie z całą pewnością będzie potrzebowało kolejnych pojazdów opancerzonych w układzie 8×8. Czy będą to Rosomaki, to już inna historia. Dziś kontrahent mówi, że chce Rosomaka, a za rok będzie potrzebował platformy kołowej o takich charakterystykach, że obecny transporter produkowany w Siemianowicach Śląskich im nie sprosta. Na przestrzeni ostatniego półtora roku podczas rozmów z Patrią proponowaliśmy różne perspektywiczne modele współpracy. Oczekujemy rozsądnego, konstruktywnego podejścia i zrozumienia naszego stanowiska. Chcielibyśmy wreszcie pozyskać pełne prawa do produkcji licencyjnego pojazdu i zniesienia ograniczeń eksportowych. Ta ostatnia kwestia będzie kluczowa dla naszych decyzji, nie chcemy być tylko zakładem produkcyjnym Patrii – montownią obsługującą lokalny rynek. Jest zainteresowanie naszym pojazdem za granicą, a nie możemy uzyskać zgody na jego sprzedaż od właściciela licencji. Podkreślmy, Siły Zbrojne RP są największym użytkownikiem pojazdów tej rodziny na świecie, a Rosomak jest tak udanym pojazdem przede wszystkim dzięki pracy naszych inżynierów, którzy na przestrzeni kilkunastu lat produkcji wprowadzili w nim kilkaset udoskonaleń i zmian konstrukcyjnych. Wiele z nich jest efektem analizy doświadczeń bojowego użycia pojazdów w wojnie w Afganistanie. Faktycznie otrzymaliśmy zapytanie o możliwość sprzedaży Rosomaków do Słowenii, ale obecnie obowiązująca umowa obliguje nas do uzyskania w tym względzie zgody licencjodawcy. Stosowne zapytanie wysłaliśmy i nadal oczekujemy na odpowiedź. W przypadku bardzo intratnego potencjalnego kontraktu z jednym z państw Bliskiego Wschodu otrzymaliśmy odpowiedź odmowną.
Nie możemy ciągle czekać i uzależniać się od jednego rozwiązania oraz współpracy na niesatysfakcjonujących warunkach. Mamy kompetencje, wykwalifikowaną kadrę i chcemy z tego kapitału korzystać w przyszłości. Czy będziemy kontynuować współpracę z Patrią, czy może oprzemy się na partnerze z Republiki Korei i wozie K808, pokażą najbliższe tygodnie. Zresztą, jeśli wybierzemy tę drugą opcję, to nie oznacza, że poprzestaniemy na obecnym K808. Założenia współpracy ze stroną południowokoreańską dotyczą także prowadzenia wspólnych prac badawczo-rozwojowych. Przykładowo, spolonizowany K808PL mógłby zostać wdrożony do produkcji po upływie półtora roku, a w perspektywie mogłoby powstać rozwiązanie nowej generacji, z innym zawieszeniem, z nowymi materiałami konstrukcyjnymi, ze współczesną elektroniką i systemami ochrony pojazdu. Jest też trzecia droga, a więc znalezienie innego partnera zagranicznego bądź samodzielne opracowanie nowej platformy kołowej, a w międzyczasie produkcja Rosomaka lub K808PL, a może nawet obydwu – jednego w ramach już realizowanych programów, a drugiego w ramach nowych, jako platformy dla wersji specjalistycznych.
Co nowego w hali PGZ zobaczymy podczas XXX Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego, czy oczekiwać sensacji na tegorocznym MSPO?
Tegoroczne MSPO pod względem sprzętu jest dla nas wyjątkowym wyzwaniem z jednego prostego powodu – lwia część naszych najnowszych rozwiązań, realizowanych w ramach projektów B+R w tym samym czasie znajduje się na etapie badań państwowych. Gdy stajemy przed decyzją, czy mamy pokazać naszą nową stację radiolokacyjną i „wyjąć” ją z testów na miesiąc, czy zaliczyć kolejny etap badań, nasza decyzja jest oczywista. Nie jest jednakże tak, że nie będzie żadnych nowości na naszym stoisku. Na pewno zapraszam do zapoznania się z systemem bezzałogowym Orlik, polecam również taktyczny pojazd wielozadaniowy 4×4 z HSW, także w ofercie indywidualnego wyposażenia żołnierza będzie kilka niespodzianek ‒ nowości. Dużo z naszych najnowszych rozwiązań, jak np. bezzałogowy system wieżowy ZSSW-30 znajdować się będzie już na wystawie Sił Zbrojnych RP i osobiście traktuje to jako najlepszą formę promocji naszego wyrobu – zadowolonych użytkowników końcowych, którzy dostają nowoczesne rozwiązania, skrojone pod ich potrzeby i wymagania. I jeżeli miałbym czegoś życzyć z okazji tej jubileuszowej edycji, to żeby polski przemysł obronny miał jak najwięcej rozwiązań, które już znajdują się w rękach polskich żołnierzy.
Panie Prezesie, dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Andrzej Kiński.
Podobne z tej kategorii:
Podobne słowa kluczowe:
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu