Czechosłowacja w latach 20. i 30. XX wieku była wiodącym producentem uzbrojenia na świecie: jedynie Francuzi i Brytyjczycy eksportowali więcej uzbrojenia niż Czesi. Południowy sąsiad Polski nazywał się oficjalnie „Republiką Czechosłowacką”, jednak dominujący żywioł w tym państwie – politycznie, gospodarczo, militarnie – stanowili Czesi, a czołgi produkowano wyłącznie na terenie Czech.
Przemysł na ziemiach czeskich przed pierwszą wojną światową był doskonale rozwinięty, nazywano nawet Czechy arsenałem Austro-Węgier. Trudno jednak używać określenia „przemysł czeski” w dzisiejszym, narodowym rozumieniu tego pojęcia – ze względu na bardzo skomplikowane w tym czasie stosunki własnościowe. Dopiero powstanie państwa czechosłowackiego w 1918 r. doprowadziło do zwiększenia państwowej kontroli nad przedsiębiorstwami i nadania im państwowego, narodowego, czeskiego charakteru. Należy bowiem pamiętać, że firmy produkujące czołgi były firmami prywatnymi.
Największy producent czołgów – Českomoravská Kolben-Daněk – powstał w 1927 r. na skutek połączenia trzech spółek akcyjnych: Czeskomorawskiej Fabryki Wagonów, Elektrotechniki Kolbena oraz firmy budowlanej Daněk. Tylko spadkobierców tego ostatniego uznawano za Czechów. Emil Kolben był niemieckim Żydem, który po pierwszej wojnie światowej pozostał w Czechach, a w czasie drugiej wojny światowej zginął w obozie koncentracyjnym Teresin. Ringhofferowie – współwłaściciele Fabryki Wagonów – byli Niemcami; pozostali w Czechach po pierwszej wojnie światowej, po drugiej wojnie światowej zaś zostali z nich wyrzuceni. O ile akcjonariat spółki ČKD był rozproszony, to właścicieli drugiego z producentów czołgów – firmy Škoda – można określić precyzyjniej. Škoda była dla monarchii Austro-Węgierskiej tym, czym dla Niemców zakłady Kruppa, dla Anglików – firma Vickersa, a dla Francuzów – Schneidera. Po 1918 r. właścicielem Škody została rodzina Schneiderów; w końcu to Francuzi wygrali pierwszą wojnę światową.
Nawet taka – dość pobieżna – znajomość struktury własnościowej pozwala lepiej zrozumieć niektóre „tajemnice” dwudziestolecia międzywojennego. Zakupy czeskiego sprzętu przez europejskich sojuszników Francji – Rumunię, Jugosławię i Polskę – wzmacniały przede wszystkim Paryż. Z drugiej jednak strony pozycja polityczna Pragi była wobec Francuzów dużo mocniejsza niż pozycja Warszawy, Belgradu czy Bukaresztu, mimo że siły zbrojne Polski, Jugosławii czy Rumunii były liczniejsze od Armii Czechosłowackiej. Wreszcie sami Czesi musieli dokonywać „rozsądnych” wyborów zakupowych, co miało także swój wymiar czołgowy.
28 października 1918 r. Czesi ogłosili deklarację niepodległości i wolę utworzenia wspólnego państwa ze Słowakami. Państwo miało powstać w granicach historycznych, a nie etnicznych, co sprawiło, że ludność niemieckojęzyczna chwyciła za broń, tworząc niemiecko-austriackie quasi-państwa. Opór niezadowolonych – później znanych jako Niemcy Sudeccy – został szybko złamany, ale konflikt nie wygasł i po dwudziestu latach doprowadził do upadku państwa czechosłowackiego. Z kolei Słowacja stanowiła część Węgier, więc żeby ją opanować, Czesi musieli toczyć wojnę z Węgrami. Słowacja była odizolowana od Czech i żeby nawiązać z nią łączność kolejową, Czesi musieli opanować Śląsk Cieszyński – a więc toczyć wojnę z Polską. W ten sposób młode państwo czechosłowackie walczyło na wszystkich granicach.
Podstawę czechosłowackich sił zbrojnych (czes. Československá armáda) stanowiły tworzone ad hoc milicje oraz czeskie formacje armii austro-węgierskiej (o niezbyt dużej skuteczności). Bardziej efektywna była „Legia”, czyli czechosłowackie formacje organizowane przez państwa Ententy (głównie Włochy) z jeńców narodowości czeskiej i słowackiej. Dotarcie Legii do Czech i Słowacji pozwoliło na przejęcie inicjatywy na froncie i opanowanie Słowacji. Było to możliwe dzięki zajęciu linii kolejowych – a to zostało ułatwione przez pociągi pancerne. Pierwszy zbudowany przez Czechów, nazwany „Brno”, został wykorzystany podczas agresji na Polskę w styczniu 1919 r., a następnie – wraz z kilkoma kolejnymi pociągami pancernymi – skierowany na podbój Słowacji.
W połowie 1919 r. walczyło pięć pociągów pancernych. Latem i jesienią 1919 r. natomiast – w czasie odpierania węgierskiej ofensywy – ich liczba wyniosła osiem. Po demobilizacji ograniczono ich liczbę do sześciu, a następnie do pięciu. Pomimo modernizacji w drugiej połowie lat dwudziestych były słabo uzbrojone (jedynie w armaty 75 mm, a polskie – również w haubice 100 mm). Rola czechosłowackich pociągów pancernych stopniowo malała: miały służyć przede wszystkim do utrzymywania porządku na tyłach.
Baza czechosłowackich pociągów pancernych znajdowała się w Milovicach, kilkadziesiąt kilometrów na północny wschód od Pragi. Milovice były miastem garnizonowym, położonym pośrodku jednego z największych czeskich poligonów, połączonym bocznicą kolejową z magistralą wiodącą z Pragi na wschód kraju. Poligon nosił nazwę „Mlada”, sięgał bowiem aż do miasta Mlada Boleslav (w którym mieściła się wytwórnia samochodów Laurin & Klement, wykupionych w 1925 r. przez Škodę). W Milovicach znajdowały się również instytucje badawcze i szkolne wojsk szybkich.
Pociągi pancerne były pierwszym sprzętem pancernym Armii Czechosłowackiej. Uzupełniały go dwa samochody pancerne Lancia (1Z oraz 1ZM), przywiezione z Włoch. Wzięły one udział w walkach z Węgrami – na tyle skutecznie, że armia zamówiła w zakładach Škoda kolejne wozy. Pierwszy dostarczono w styczniu 1920 r.; ostatecznie wyprodukowano 12 sztuk. Zbudowano je na włoskich podwoziach ciężarowych FIAT 18 BL. Ich uzbrojenie – karabiny maszynowe – mieściło się w dwóch ustawionych diagonalnie wieżach. Pancerz miał 5,5 mm grubości i pokrywał cały, bardzo wysoki samochód. Pojazdy – nazywane Škoda Torino lub FIAT Torino – ważyły 6,5 t, były wyposażone w 64-konny silnik napędzający tylną oś i osiągały na szosie prędkość kilkunastu kilometrów na godzinę. Ich walory terenowe były gorzej niż złe (stosowano pełne opony). Były to maszyny całkowicie nieudane i szybko spisano je ze stanu: osiem sztuk w 1925 r., cztery pozostałe – w 1929 r.
Z samochodów pancernych stworzono plutony – w każdym były dwa wozy. Plutony pełniły służbę w dywizjach piechoty pilnujących porządku na niespokojnych ziemiach Sudetów, Słowacji i Rusi Zakarpackiej. Na wschodzie państwa rozmieszczone były również pociągi pancerne; sytuacja taka utrzymywała się aż do końca 1921 r. Dopiero w 1922 r. formacje pancerne – 7 plutonów samochodów pancernych i 3 dywizjony pociągów pancernych – zgromadzono w Milovicach, w których zorganizowano „Prápor útočnej vozby”, czyli „batalion wozów szturmowych”. Jako że armia czechosłowacka miała przede wszystkim włoskie korzenie, posługiwano się terminem „útočna vozba”, będącym kalką z włoskiego „carro d’assalto” czy francuskiego „char d’assault”. Útočný voz – „wóz szturmowy” – było to określenie czołgów, które dopiero w latach trzydziestych zastąpiono słowem „tank”. Nieco szybciej ewoluowało określenie samochodu pancernego: początkowo był to „pancéřový automobil”, następnie „obrněný automobil”.
Różnica pomiędzy „pancerny” i „opancerzony” nie jest zbyt istotna, ale można ją zauważyć w nazwach czeskich wozów bojowych: oznaczeniem fabrycznym było „PA”, natomiast armijnym – „OA”. PA-I były opracowanymi w 1922 r. dwoma prototypami Škody, mającymi poprawić główne wady Fiatów Torino. Wykorzystano podwozie samochodu Praha L, zamontowano silnik krajowej produkcji, a dwie wieże zastąpiono jedną, uzbrojoną w dwa karabiny maszynowe, podobną do tych montowanych we włoskich Lanciach. Nie była to konstrukcja udana, postanowiono więc zrezygnować z wieży, montując karabiny maszynowe w nieruchomej kazamacie. Do prowadzenia ognia okrężnego były potrzebne cztery karabiny maszynowe (wybrano ckm wz. 24, czyli austriackie Schwarzlose w wersji na 7,92 mm nabój Mausera) zamontowane w kulistych jarzmach oraz specjalnie ukształtowany kadłub. W ten sposób powstał wóz PA-II o bardzo charakterystycznej sylwetce, która sprawiła, że pojazd przezwano „pancéřova želva” – czyli pancerny żółw.
PA-II standaryzowano jako „Obrněný automobil vz. 23” i zamówiono pierwszą serię w liczbie 12 sztuk. Do armii trafiły w październiku 1925 r.; zostały ocenione bardzo nisko. Miały osiągać prędkość 70 km/h, a w rzeczywistości nie były zdolne przekroczyć 30 km/h. Pancerz o grubości 5,5 mm był przebijany przez zwykłe pociski karabinowe już z odległości 150 m. Armia przyjęła 9 wozów; 3 egzemplarze udało się sprzedać austriackiej policji. Kolejne wozy pancerne – standaryzowane jako „OA vz. 27” – dostarczono Armii Czechosłowackiej w 1929 r.
Samochód pancerny wz. 27 różnił się nieco od poprzednika. Firma dała mu oznaczeniePA-III i zaczęła nad nim pracować jeszcze w 1925 r. Nowy wóz miał kadłub podobny do poprzednika, jednak nie „żółwi”, a bardziej kanciasty (i równie drogi w fabrykacji). 60-konny silnik rozpędzał prawie 8-tonowy samochód do prędkości 35 km/h. Jeden karabin maszynowy umieszczono w kadłubie do strzelania na wprost, drugi natomiast – w wieży. Wieża miała bardzo skomplikowaną budowę, m.in. po bokach dwa dodatkowe jarzma do strzelania z ręcznego karabinu maszynowego przewożonego wewnątrz wozu. Było to związane ze sporem dotyczącym uzbrojenia wozów bojowych: czy powinny być wyposażone w karabiny maszynowe do zwalczania piechoty, czy w działa piechoty do zwalczania stanowisk karabinów maszynowych, czy w rusznice przeciwpancerne do obrony przed pojazdami pancernymi przeciwnika.
Jednocześnie z produkcją samochodów pancernych następowały zmiany organizacyjne formacji wojskowych. W 1925 r. obok „Práporu útočnej vozby” sformowano szwadron samochodów pancernych (czes. „Eskadrona OA”) przeznaczonych dla kawalerii. Do tej jednostki skierowano 9 „pancernych żółwi” wz. 23. Jednocześnie z batalionu wozów bojowych zaczęto wycofywać samochody pancerne wojennej produkcji, co sprawiło, że jedynym walorem bojowym tej jednostki była nazwa. To jest zresztą kolejna różnica pomiędzy Wojskiem Polskim a Armią Czechosłowacką: w Polsce etaty odpowiadały rzeczywistości, w Czechosłowacji – planom i marzeniom. Rozwiązanie polskie było efektywniejsze i tańsze, bowiem wraz z racjonalizacją struktur szła również racjonalizacja etatów, jednak również model czechosłowacki miał swoje zalety: pompatyczne nazwy jednostek przekonywały postronnych o sile i potędze Československej armády. W ten sposób w 1929 r. czeskie samochody pancerne mogły się wydawać dość liczne: był ich szwadron dla kawalerii i dwie kompanie dla piechoty. W szwadronie znajdowało się 9 samochodów pancernych wz. 23, a w kompaniach – 12 samochodów pancernych wz. 27.
Nieudolne działania firmy Škoda udowodniły, że nie jest ona w stanie wyprodukować sprawnego samochodu, chociaż umie zaprojektować ciekawie zaaranżowany pancerz, bardzo jednak drogi i skomplikowany w produkcji (to właśnie opóźnienia w dostawie płyt pancernych odpowiadały za kilkuletnie opóźnienia w produkcji wozów bojowych). Armia zwróciła się zatem do firmy samochodowej Tatra, producenta m.in. świetnego samochodu Tatra 11. Wywodził się od niego samochód ciężarowy Tatra 26/30 – sześcioosiowy pojazd z napędzanymi dwiema osiami tylnymi, mający doskonałe właściwości jezdne (podobno można nim było wjechać po schodach). Podwozie Tatry 26/30 stało się bazą do opracowania klasycznego w kształcie samochodu pancernego. Zbudowano 7 prototypów, standaryzowano je jako „Obrněný automobil vz. 30” i w 1934 r. dostarczono 43 egzemplarze produkcyjne. Silnik o mocy 30 KM mógł rozpędzić ważący 2,8 t pojazd do prędkości 60 km/h, ale w terenie prędkość spadała do 10 km/h.
Nowy samochód kosztował 155 000 koron (30 000 Kč więcej z uzbrojeniem), a więc był kilkakrotnie tańszy od „pancernych żółwi” (627 000 Kč za OA vz. 27, 680 000 Kč za OA vz. 23). W tym czasie zdecydowano wreszcie, jak ma wyglądać optymalne uzbrojenie czeskich wozów bojowych: miały je stanowić armaty przeciwpancerne sprzężone z karabinami maszynowymi. Nie były one jednak dostępne, toteż ostatecznie samochody pancerne wz. 30 wyposażono w „uzbrojenie zastępcze”: dwa ręczne karabiny maszynowe ZB 26 (jeden w wieży, drugi w kadłubie) z zasilaniem magazynkowym i lufą chłodzoną powietrzem. Nie mogły one prowadzić równie gęstego ognia, co chłodzone wodą ciężkie karabiny maszynowe montowane w poprzednich wozach bojowych, stanowiły więc pewne rozczarowanie dla czeskich wojskowych...
W 1921 r. sprowadzono do Czechosłowacji francuski czołg Renault FT-17, a w następnym roku – kolejne egzemplarze. Ostatecznie w CSR znalazło się 7 Renaultów: 3 z działami 37 mm, 2 z karabinami maszynowymi, jeden bez uzbrojenia i jeden z radiostacją. Czołgi zostały zakupione z francuskiego demobilu, we Francji też wyszkolono pierwsze załogi. Związki pomiędzy Paryżem a Pragą były bardzo bliskie: funkcję szefa Sztabu Armii Czechosłowackiej pełnił szef Francuskiej Misji Wojskowej w Pradze. W 1921 r. generała Maurice’a Pellé zastąpił na tym stanowisku generał Eugène Mittelhauser. Francuska Misja Wojskowa zakończyła swoją działalność dopiero w 1925 r.
Francuskie czołgi zostały docenione przez Czechów – organem zajmującym się nowym uzbrojeniem był VTU (Vojenský technický ústav, czyli Wojskowy Instytut Techniczny). Uznano jednak, że ich prędkość jest zbyt niska i zażądano podniesienia jej do 15-25 km/h. Wystarczyło więc umieścić kadłub Renault FT-17 na nowym podwoziu. Armia Czechosłowacka wynajęła do tego zadania Josepha Vollmera. To on był konstruktorem niemieckich czołgów – A7V i Leichttraktora – ale przymusowo bezrobotnym (traktat wersalski uniemożliwiał Niemcom produkcję uzbrojenia).
Vollmer postanowił wykorzystać podwozie ciągnika gąsienicowego Hanomag WD-50 (produkowanego zresztą w Czechach przez ČKD na licencji). Francuski kadłub na niemieckim podwoziu sprawował się całkiem dobrze, a 50-konny silnik pozwalał przekraczać prędkość 15 km/h, ale tylko w teorii: w rzeczywistości gąsienice nie wytrzymywały marszu z tak dużą prędkością. Vollmer zamontował zatem do swojego czołgu cztery koła, mające służyć podczas przemarszów (a przy okazji prędkość marszowa zwiększyła się do 40 km/h). Tak skonfigurowany pojazd nazwano „Kolohousenka 50”. O ile czeskie „kolo” oznacza „koło”, to „housenka” jest gąsienicą w biologicznym rozumieniu tego słowa. Gąsienica jako element napędowy to „pás”, a „kołowo-gąsienicowy”, to „kolopásový”. Skąd więc „kolohousenka”? Otóż jest to dosłowna, także pod względem gramatycznym, kalka z ówczesnego języka niemieckiego – „Raupenrad”; tak zatytułowano patent inżyniera Vollmera. Notabene niemieckie słowo „Raupe” („gąsienica”) było kalką z języka francuskiego – „chenille” – i zostało w czołgowej niemczyźnie zastąpione określeniem „Kette” („łańcuch”).
Produkcję prototypów rozdzielono pomiędzy trzy największe firmy: Škodę, ČKD oraz zakłady Tatra. Wkrótce pojawiły się nowe wersje: KH-60 i KH-70. Liczby oznaczały moc zamontowanego silnika, ale zmiany dotknęły również kształtu kadłuba i uzbrojenia: oprócz karabinów maszynowych była tam wieża z armatą 37 mm, a w razie potrzeby fabryka podejmowała się opracować stanowisko dla działa kalibru 75 mm. Czołg stał się powszechnie znany (nawet dziś można go spotkać jako przykład „typowego czołgu lat 20.”), jego zdjęcia publikowano w prasie, a w 1930 r. znaleźli się nawet kupcy zagraniczni: Włosi i Sowieci. Jednak Sowieci kupili tylko dwa KH-60, a Włosi – jednego KH-70. Całkowita produkcja – wraz z prototypami – wyniosła jedynie 5 egzemplarzy. Te zaś, które służyły w Armii Czechosłowackiej, zostały spisane ze stanu w 1935 r.
Czołg okazał się niezbyt udany: przejście z trybu kołowego w gąsienicowy było ręczne i trwało kilkanaście minut (zostało skrócone do 10 minut w wersji KH-60). Czołg był ciasny, dwuosobowa załoga miała zatem ciężkie warunki pracy, a silnika nie wyposażono w odpowiednie chłodzenie. Niezbędne poprawki tak zwiększyły masę wozu, że stało się konieczne zrezygnowanie z uzbrojenia artyleryjskiego. W dodatku skartelowane firmy, zamiast umówionych z rządem 750 000 koron za sztukę, zażądały 1 500 000 koron (tyle, ile kosztowało 10 samochodów pancernych wz. 1930). Gdy w 1932 r. Vojenský technický ústav chciał zamknąć ciągnący się od siedmiu lat program zamówieniem 4 sztuk czołgów (miały służyć do prób porównawczych), okazało się to niemożliwe, gdyż przegapiono terminy i znów trzeba byłoby kupować patenty od Josepha Vollmera.
Po tym niepowodzeniu Vojenský technický a letecki ústav – od 1927 r. zajmował się również rozwojem lotnictwa – postanowił zakupić licencję na sprawdzony produkt, co pozwoliłoby ominąć fazę badawczo-rozwojową, z którą nie poradził sobie czeski przemysł. Wybór padł na brytyjską firmę Vickers i jej miniaturowe wozy bojowe konstrukcji Johna Cardena i Viviana Loyda. Zdecydowano się na model oznaczony jako Mk VI; trzy egzemplarze kupiono w marcu 1930 r., a cztery kolejne zmontowano w zakładach ČKD. Te cztery egzemplarze posłużyły do wypróbowania wielu zmian, jakie zamierzano wprowadzić: ułatwić komunikację pomiędzy oboma załogantami, zwiększyć komfort jazdy, ułatwić obserwację i strzelanie, poprawić walory trakcyjne. Gdy w ČKD przygotowywano się do produkcji seryjnej, również w zakładach Škoda podjęto próbę zdobycia kontraktu. Na podwoziu zakupionym od Vickersa zamontowano własny kadłub i wieżę. Prototyp oznaczono jako Škoda MU-2, w 1932 r. pojawił się bezwieżowy MU-4, a w 1934 r. – MU-6, którego uzbrojeniem mogła być nawet armata 47 mm. Škodzie nie udało się ostatecznie zdobyć kontraktu. Na uwagę zwraca fakt, że jej pojazdy pancerne – czy to kołowe, czy gąsienicowe – były wyposażone w pancerze o bardzo niewielkiej grubości 4-5,5 mm.
Wozy bojowe pochodzące z ČKD – oznaczone od miejsca produkcji (Praga) P-I – okazały się dużo lepsze. Przednie płyty pancerne miały grubość 8 mm (a jarzma nawet 12 mm), co zapewniało odporność na pociski karabinowe. Zamontowano silniki i układ przeniesienia mocy z samochodu ciężarowego Praga. Zapewniało to dość niską cenę: 131 000 koron za pojazd. 30-konny silnik był jednak dość słaby, starano się zatem ograniczyć masę pojazdu, który ostatecznie ważył 2,3 t. Przede wszystkim zrezygnowano z ciężkiego karabinu maszynowego, który zastąpiono ręcznym karabinem maszynowym wz. 26. Jednocześnie zamontowano drugi erkaem – jako kursowy, czyli nieruchomy, obsługiwany przez kierowcę. Było to rozwiązanie zupełne nieefektywne. Co ciekawe, zastąpienie zasilanego z prawej strony cekaemu zasilanym od góry ręcznym karabinem maszynowym pozwoliło zamienić miejscami dowódcę i kierowcę: kierowca siedział teraz po prawej stronie. Ułatwiało to przebazowanie, w Czechosłowacji do 1939 r. bowiem obowiązywał ruch lewostronny (tak jak w Wielkiej Brytanii).
W kwietniu 1933 r. pojazdy P-I przyjęto do uzbrojenia jako Tančik vz. 33. Do 1934 r. wyprodukowano 70 egzemplarzy (z ostatniej transzy 30 zamówionych zrezygnowano). Warto porównać tempo prac nad wdrożeniem tankietek w Czechosłowacji i w Polsce: Polacy zainteresowali się nimi rok wcześniej niż Czesi (tzn. w 1929 r.), przyjęli do uzbrojenia dwa lata wcześniej (w 1931 r.) i niemal od razu pierwsza seria 15 sztuk trafiła na poligony (w sierpniu 1931 r.). Było to trzy lata wcześniej niż u naszych południowych sąsiadów. W czasie, gdy w Pradze trwała produkcja pierwszej serii Tančików vz.33, w Warszawie ruszała produkcja ulepszonych maszyn TKS.
15 września 1933 r. – w związku z przygotowaniami do przyjęcia tankietek wz. 33 i samochodów pancernych wz. 34 – batalion wozów bojowych przeformowano w pułk („Pluk útočnej vozby”). Miał on skomplikowaną strukturę: podlegały mu zarówno formacje pomocnicze (techniczne, gospodarcze, szkolne), jak i bojowe, różnego szczebla i różnej dyslokacji. Cztery szwadrony samochodów pancernych zostały przydzielone do brygad kawalerii i rozrzucone po całym państwie: ich garnizony znajdowały się w miastach Přelouč, Brno, Bratysława i Koszyce. W Milovicach stacjonowała kompania pociągów pancernych oraz dwuszwadronowa chorągiew (korouhev) samochodów pancernych. Inaczej niż w wojsku staropolskim, gdzie proporzec stanowił część chorągwi, w Armii Czechosłowackiej chorągiew (korouhev, dywizjon) była równorzędna z proporcem (prapor, batalion). Oprócz kompanii (roty) pociągów i dywizjonu (chorągwi) samochodów w Milovicach stacjonowały także trzy bataliony (proporce) czołgów. Początkowo wszystkie trzy miały być uzbrojone w setkę tankietek, ostatecznie trzeci zamierzano wyposażyć w czołgi lekkie. Bataliony czołgów były nimi tylko z nazwy – 40 egzemplarzy tankietek vz. 33 od razu skierowano do magazynów: w 1. i 2. batalionie służyło po 15 tankietek, a w 3. – 10 sztuk.
Zakupy tankietek w firmie Vickers doprowadziły Czechów do zainteresowania się innym sztandarowym produktem duetu Carden-Loyd – czołgiem Vickers E. Interesowali się nim również i Polacy, którym w latach 1932-33 dostarczono 38 takich pojazdów, a w 1935 r. rozpoczęli produkcję jego ulepszonej wersji, oznaczonej jako 7TP.
Czesi nie zdecydowali się na kupno licencji, ale – dość przypadkowo – opracowali czołg bardzo podobny do Vickersa, wykorzystujący wiele spośród zastosowanych przez Brytyjczyków rozwiązań. O ile bowiem tankietka wz. 33 była wozem bojowym dla rozpoznawczych pododdziałów piechoty, to Armia Czechosłowacka chciała dysponować również wozem bojowym dla rozpoznawczych pododdziałów kawalerii. „Tankietka kawaleryjska” miała być ulepszonym Tančikiem vz. 33: zamierzano poprawić pancerz, a stanowisko dowódcy umieścić w wieżyczce. Dowódca miał też obsługiwać drugą lufę, z tym że nie było jeszcze ustalone, czy ma to być karabin maszynowy, wielkokalibrowy karabin maszynowy, rusznica przeciwpancerna, działko piechoty czy armata przeciwpancerna.
Škoda wykorzystała podwozie Vickersa i opracowała wspomniany już pojazd MU-6, oferowany – z niewielkimi sukcesami – na eksport. Projekt ČKD był oryginalniejszy, ale nie został przyjęty przez Armię Czechosłowacką, chociaż – o czym dalej – osiągnął duży sukces eksportowy jako AH-IV. Ostatecznie jednak Armia Czechosłowacka zdecydowała, że potrzebuje czołgu większego, który w przyszłości będzie mógł być nosicielem nie tylko karabinów maszynowych, ale także działa – czegoś podobnego do Vickersa E.
Zadanie zlecono firmie ČKD, co przyniosło wiele kłopotów. Otóż jeszcze w 1925 r. firma Škoda wymogła na rządzie Czechosłowacji przywilej, że będzie ona jedynym w państwie producentem uzbrojenia o kalibrze większym niż 25 mm. Niezadowolone kierownictwo ČKD nie chciało widzieć w Škodzie dostawcy ani uzbrojenia, ani pancerza. Blachy pancerne zamówiono w hucie Poldi z Kladna (której współwłaścicielem był Ludwig Wittgenstein, jeden z najsłynniejszych filozofów XX wieku). Uzbrojeniem miała być pochodząca z Vickersa E armata 47 mm, którą zakupiono w Wielkiej Brytanii lub 37 mm działo piechoty systemu Puteaux (3 egzemplarze sprowadzono z Francji). Ministerstwo Obrony Narodowej w Pradze nie wyraziło zgody na żadną z tych propozycji, nowy czołg mógł być zatem uzbrojony wyłącznie w karabiny maszynowe.
Budowa prototypu rozpoczęła się dopiero wiosną 1932 r., po dwóch latach prac koncepcyjnych. Prototyp oznaczono P-II. Układ napędowy był mieszanką rozwiązań krajowych (zastosowano 60-konny silnik Praga N67) i brytyjskich (użyto czterokołowych wózków podwozia znanych z Vickersa E, usztywnionych ramą znaną z tankietki Mk VI). Po dwóch latach prototyp był gotowy i standaryzowano go jako czołg lekki wzór 1934 (czes. „Lehký tank vzor 34”, w skrócie „LT-34”). Armia złożyła zamówienie na 50 egzemplarzy; miały zostać zbudowane w trzech transzach. Pierwszych 6 czołgów wyjechało z fabryki wiosną 1934 r., wzięło udział w letnich manewrach i okazało się tak pełne wad – zarówno uzbrojenia, jak i pancerzy – że zwrócono je producentowi, a produkcję kolejnych transzy wstrzymano.
Jesienią 1934 r. doszło do porozumienia pomiędzy Škodą i Ministerstwem Obrony Narodowej: kadłuby miał produkować ČKD, a Škoda miała na nich montować wieże i broń. W wyprodukowanych już czołgach wymieniono zarówno opancerzenie, jak i uzbrojenie. Działem miała być 37 mm armata przeciwpancerna vz. 34. Jednocześnie postanowiono zamontować nowy karabin maszynowy opracowywany przez firmę Zbrojovka Brno. Nowy karabin maszynowy był zasilany taśmowo (niczym vz. 24), ale chłodzony powietrzem (niczym vz. 26) – w przeciwieństwie do swoich poprzedników nadawał się jako broń pokładowa. Miał jednak feler: prace nad nim wciąż trwały. Spowodowało to kolejne opóźnienia, a na nowych czołgach zamontowano serię próbną tej broni, oznaczonej jako vz. 35. Ostatecznie erkaem standaryzowano dopiero w 1937 r. i nie zdążył już zrobić kariery w Armii Czechosłowackiej, służył za to Niemcom – jako MG 37 (t) oraz Brytyjczykom – jako Besa.
Sześć wozów LT-34 w finalnej konfiguracji trafiło wreszcie do jednostek pod koniec 1935 r., a kolejne serie – w początkach 1936 r. W tym czasie istniała już cała Brigáda útočné vozby – Brygada Wozów Bojowych – sformowana we wrześniu 1935 r. Jej dowództwo i pierwszy pułk znajdowały się w Milovicach, drugi pułk w mieście Vyškov na Morawach (początkowo w nieodległym Ołomuńcu), a trzeci pułk – w mieście Turčiansky Svätý Martin, na Słowacji, niedaleko Śląska Cieszyńskiego. Istnienie trzech pułków mobilizujących pododdziały pancerne dla czterech związków taktycznych okazało się później nieco kłopotliwe. Taka dyslokacja była spowodowana zwiększającym się zagrożeniem zewnętrznym i zmieniającą się strategią obronną Czechosłowacji. Do połowy lat trzydziestych zakładano w Pradze, że będzie można skutecznie prowadzić obronę Czech; później przyjęto założenie, że konieczne będzie wycofanie się na wschód – na Morawy, a nawet na Słowację.
Strukturę nowych pułków bardzo trudno prześledzić, zmieniała się bowiem niemal co miesiąc, wraz z nadejściem kolejnej transzy nowego sprzętu, uruchomieniem zmagazynowanych tankietek czy przydzieleniem samochodów pancernych. W teorii pułki powinny liczyć po trzy bataliony czołgów lekkich i średnich, w praktyce liczyły po kilka mieszanych kompanii czołgowo-tankietkowych. O ile można w ogóle mówić o praktyce; mobilizacja Armii Czechosłowackiej była bowiem niesamowicie skomplikowanym przedsięwzięciem.
W Polsce istniejące formacje kadrowe kawalerii i piechoty stawały się związkami taktycznymi, zachowując przy tym ciągłość (reguła miała swoje wyjątki w postaci formacji KOP, wojsk fortyfikacyjnych i szkół podoficerskich, z których organizowano dywizje tzw. rezerwowe). Jednostki broni technicznych – na przykład bataliony pancerne – rozwiązywały się, wysyłając poszczególne oddziały (bataliony, dywizjony, kompanie) do formacji piechoty czy kawalerii. Taki system zapewniał przede wszystkim szybkie przejście wojska ze stanu pokojowego w stan wojenny – znacznie zwiększała się liczba żołnierzy, a liczba związków taktycznych nie zmieniała się zbytnio.
Czechosłowacki system mobilizacyjny był dużo bardziej skomplikowany. W razie wojny istniejące podczas pokoju formacje rozwiązywały się i przechodziły w całkowicie nowe jednostki i związki taktyczne. I tak przeciętna czechosłowacka dywizja piechoty tworzyła w razie mobilizacji dwa (czasem trzy) nowe związki taktyczne: pierwszy zwano „Odcinkiem Granicznym”, ale był niczym innym jak dywizją piechoty; drugi nosił nazwę „Dywizja Piechoty” i był – tu nie ma niespodzianek – dywizją piechoty (choć nieco gorszej jakości niż „Pasmo graniczne”); trzeci nazywano „Zgrupowanie” (czes. „Skupina”) i był... dywizją piechoty (z reguły – ale nie zawsze – gorszej jakości niż „Pasmo graniczne”). Taki system zapewniał przede wszystkim znaczne zwiększenie liczby żołnierzy i związków taktycznych, choć za cenę zamiany sprawnej armii czasu pokoju w powszechną milicję. Sama mobilizacja była nieelastyczna; zmiany organizacyjne wymagały czasu i trudno je było odwołać – w przeciwieństwie do Wojska Polskiego, które mogło stan gotowości bojowej stopniowo zwiększać lub zmniejszać w miarę potrzeby, Armia Czechosłowacka musiała w pewnym momencie przekroczyć organizacyjny Rubikon. Jeszcze bardziej skomplikowana była mobilizacja czechosłowackiej broni pancernej: pułki pancerne rozwiązywano, jednocześnie tworząc pododdziały pancerne, które przydzielano piechocie i kawalerii.
Armia Czechosłowacka miała w czasie pokoju 12 czteropułkowych dywizji piechoty – w czasie wojny ta liczba miała się zwiększyć do 23. W 1937 r. nastąpiła reorganizacja i z tej samej liczby pułków powstało 17 dywizji trzypułkowych, a w razie mobilizacji miało powstać 38 związków taktycznych. Ich wyposażenie w sprzęt techniczny było więc oczywiście niewielkie. W latach dwudziestych zakładano, że w każdej z dywizji piechoty – jakkolwiek nazwanej – będzie działał pluton samochodów pancernych, a w każdej z brygad jazdy – szwadron samochodów pancernych. Ich zadaniem było prowadzenie rozpoznania.
W związku z opóźnieniami produkcji samochodów pancernych – i w związku z przybyłą z Francji modą na gąsienicowe „samochody” rozpoznawcze – część pojazdów kołowych postanowiono zastąpić gąsienicowymi. W początkach lat trzydziestych zakładano, że zostaną zmobilizowane 23 plutony samochodów pancernych i 23 plutony tankietek. Takie miało być wyposażenie dywizji piechoty. Każda z czterech brygad jazdy miała mieć przydzielony w ramach mobilizacji szwadron samochodów pancernych (szwadron czołgów LT-34). Oczywiście była to czysta teoria: stan liczebny tankietek i samochodów pancernych pozwalający na zmobilizowanie tych oddziałów osiągnięto z kilkuletnim opóźnieniem – dopiero w 1936 r., po wprowadzeniu do służby LT-34.
Tymczasem Oddział III czechosłowackiego Sztabu Generalnego stawiał coraz wyższe żądania. Zapragnął dysponować formacjami szybkimi, najlepiej – jak we Francji – konno-zmechanizowanymi. Miały one powstać przez przydzielenie brygadom jazdy po batalionie czołgów (z 42 wozami każdy; następnie liczbę czołgów zwiększono do 49). Odwodem naczelnego wodza miały być natomiast dwa bataliony czołgów. Program ten przyjęto w 1933 r. i planowano zrealizować do 1937 r. Żeby to osiągnąć, trzeba było wyprodukować blisko 300 nowych czołgów dla 6 batalionów oraz wyszkolić ponad 10 000 specjalistów.
Kolejnym etapem miało być wystawienie 7 kompanii armijnych (po 16 czołgów) oraz 14 batalionów odwodu naczelnego wodza. W ten sposób w początkach lat czterdziestych liczba czołgów w Armii Czechosłowackiej sięgnęłaby 1000.
Jednocześnie określono typy czołgów czeskich. Typem I był rozpoznawczy pojazd gąsienicowy uzbrojony w karabiny maszynowe. Przybrał on postać wozu ČKD P-I, czyli tankietki wz. 33. Typ II to gąsienicowy wóz rozpoznawczy przeznaczony dla formacji kawalerii – miał powstać jako wóz P-II, czyli czołg LT-34. Podwersja oznaczona jako typ IIA (w dokumentach zamiennie z oznaczeniem IIa, II-a, II-A) miała być lepiej opancerzona (25 mm pancerza przedniego, 15 mm bocznego) i przeznaczona dla batalionów w brygadach kawalerii, w ramach których spodziewano się toczyć boje spotkaniowe. Podwersja IIB (IIb itd.) miała być jeszcze lepiej opancerzona (25 mm zarówno z przodu, jak i z boków) i przeznaczona dla jednego z batalionów odwodu naczelnego wodza, który wspierałby piechotę w atakach na prowizoryczną obronę przeciwnika. Drugi z batalionów odwodowych miał mieć czołgi typu III, zdolne do pokonania stałych pozycji obronnych przeciwnika. Typ III zwykło się określać jako czołgi średnie.
Czechosłowackie Ministerstwo Obrony Narodowej liczyło na to, że program da się zrealizować do 1937 r., pojazdami typu IIa i IIb będą wersje rozwojowe już produkowanego typu II (LT-34), natomiast typ III zostanie wyprodukowany przez Škodę. Jak się miało okazać, te przewidywania okazały się ze wszech miar błędne.
Produkcja czołgów dla Armii Czechosłowackiej została znacznie skomplikowana przez zamówienia dla państw trzecich. Pierwszy sukces eksportowy nastąpił niejako przypadkiem. Podczas opracowywania przez firmę ČKD wozu LT-34 powstawał też jego dubler. Był on głęboko zmodernizowaną tankietką wz. 33. Silnik przeniesiono ze środka pojazdu na jego tył, 4-kołowe wózki zawieszenia zastąpiono 2-kołowymi, a uzbrojenie zamontowano w wieży. Masa bojowa czołgu podwoiła się i przekroczyła 4 t, a czołg przypominał niemiecki wóz Pz I. O ile Armia Czechosłowacka wybrała LT-34, to nowy pojazd firmy ČKD znalazł uznanie szacha perskiego, który w 1935 r. zamówił 50 egzemplarzy dla swojej armii. W ramach zabiegów dyplomatycznych sprezentowano szachowi prototyp tankietki vz.33. Dostawy jak zwykle opóźniły się o rok i pojazdy oznaczone jako AH-IV – używano do nich 50-konnego silnika Praga AH – dotarły do Persji dopiero wiosną 1937 r. Uzbrojenie, a były nim zawodne karabiny maszynowe wz. 35, zostało zamontowane dopiero w listopadzie 1937 r.
36 egzemplarzy tego czołgu (nosiły firmowe oznaczenie AH-IV-R i wojskowe oznaczenie R-1) zamówiła również Rumunia. Pierwsze 10 wozów dotarło do Rumunii jesienią 1937 r. i po sprawdzianie na poligonach... zostało odesłanych do producenta. Po wprowadzeniu poprawek przyjęto je do uzbrojenia Królewskiej Armii Rumuńskiej w sierpniu 1938 r. Wreszcie 48 sztuk zamówili w 1937 r. Szwedzi. 2 egzemplarze wyprodukowano w Pradze, 46 – oznaczonych jako Stridsvagn m/37 – w szwedzkiej stoczni w Oskarshamn z elementów dostarczanych z Czechosłowacji. Czołgi były wyprodukowane przez Szwedów i wyposażone w szwedzkie karabiny maszynowe oraz szwedzkie silniki, toteż pretensje do producenta były mniejsze (choć i tak podzespoły dostarczano z dużym opóźnieniem, bo aż do listopada 1938 r.).
Niewielkie sukcesy eksportowe odnosiła również Škoda. Chociaż konkurs na czołg dla Królewskiej Armii Jugosłowiańskiej wygrała w 1934 r. polska tankietka TK-3, to Belgrad zamówił czołgi w fabryce Škoda. Stało się tak ze względu na politykę: włoska agresja na Etiopię w 1935 r. przestraszyła Francuzów, którzy postanowili dać kredyt na rozbudowę armii jugosłowiańskiej. Żeby pieniądze wróciły do Francuzów, warunkiem miały być zakupy w firmach francuskich. Jedyną firmą zbrojeniową z francuskim kapitałem, nie zajętą produkcją czołgów dla Armii Francuskiej, była Škoda – tam więc trafiło zamówienie. Nie było ono duże: dotyczyło 8 egzemplarzy nieudanej tankietki MU-6, a dokładniej – jej wersji uzbrojonej w armatę 37 mm. Belgrad przyjął ją do uzbrojenia jako T-32. Oznaczeniem fabrycznym było natomiast Š-I-D. Wedle czeskich autorów w tym wypadku użycie litery „D” odpowiedniej wielkości ma znaczenie. Ogólnie była ona skrótem od słowa „dělový”, czyli działowy. Š-I-d stanowiło początkowy projekt, a Š-I-D jego ulepszoną wersję – pojawiło się m.in. piąte koło nośne. Škodzie udało się również otrzymać rumuńskie zamówienie na 126 czołgów Š-IIa-R, czyli LT-35. Rumuni używali dla nich oznaczenia R-2.
Jak widać, dużo większe były sukcesy firmy ČKD, szczególnie że Persowie – oprócz tankietek z karabinami maszynowymi – zamówili również ulepszoną wersję pojazdu AH-IV z uzbrojeniem artyleryjskim. Czołg nazwany TNH był połączeniem kadłuba czołgu LT-34, podwozia AH-IV i nowego 92-konnego silnika Praga TN. Od niego też – oraz przymiotnika „housenkový”, czyli gąsienicowy – wywodziła się nazwa czołgu. Prototyp TNH zbudowano jesienią 1935 r. i czołg w liczbie 50 sztuk został zamówiony przez Persję. W przeciwieństwie do czechosłowackich LT-34 „perski” TNH, oznaczony TNH-P, został od razu uzbrojony w 37 mm działa Škody: Persowie zaszantażowali Czechów, że jeśli tak się nie stanie, to wybiorą armaty brytyjskie. Produkcja trwała do 1937 r., a uzbrojenie zamontowano w czołgach w listopadzie tegoż roku. Podobne zamówienia złożyło również Peru (24 szt. oznaczone LTP), Szwajcaria (26 szt. oznaczonych LTH, od „Helwecja”, ze wzmocnionym do 30 mm pancerzem) oraz Republika Litewska (21 szt. LTL, odchudzonych wagowo i uzbrojonych w 20 mm działo Oerlikona) i Szwecja (90 szt.) Zamówienie dla Peru realizowano jesienią 1938 r., a zimą – zamówienie szwajcarskie. Produkcja czołgów litewskich rozpoczęła się wiosną 1939 r. (ostatecznie – z powodu zajęcia tego państwa przez ZSRS – trafiły one na Słowację), także Szwedzi musieli ostatecznie usatysfakcjonować się umową licencyjną, która posłużyła do produkcji czołgów Stridsvagn m/41.
O ile eksportowano czołgi zaprojektowane przez inżynierów z ČKD, o tyle Armia Czechosłowacka wybrała produkt opracowany przez inżynierów Škody. Nie miało to zresztą wymiaru ekonomicznego (w tajnym porozumieniu podpisanym w 1935 r. ustalono, że obie firmy będą się dzieliły zyskami po połowie), a jedynie prestiżowy. Armia poszukiwała czołgu typu IIa, czyli pojazdu kawaleryjskiego z pancerzem przednim grubości 25 mm. Jesienią 1934 r. zamówiono po prototypie w obu firmach. Latem 1935 r. ČKD zaproponowała ulepszony LT-34, oznaczony jako P-IIa (w dokumentach również P-IIA lub P-II-A), natomiast Škoda przedstawiła czołg Š-IIa (Š-IIA, Š-II-A). Prototyp zakładów ČKD niewiele się różnił od swojego poprzednika; główne zmiany polegały na poprawieniu manewrowości. Prototyp Škody był cięższy o 2 t i miał grubszy pancerz. Po próbach poligonowych Armia Czechosłowacka uznała, że żaden z czołgów nie spełnia jej wymagań, jednak czołg Š-IIa ma pewien potencjał modernizacyjny, więc 30 sierpnia 1935 r. zamówiła 160 egzemplarzy standaryzowanych jako LT-35.
Był to – podobnie jak LT-34 – czołg z 3-osobową załogą. Obok kierowcy siedział radiotelegrafista – strzelec kadłubowego karabinu maszynowego, a w wieży dowódca, obsługujący jednocześnie 37 mm armatę i zamontowany obok niej – nie sprzężony jednak – karabin maszynowy. Wieża nie miała podłogi, obracało się ją siłą mięśni. 120-konny silnik Škoda T-11 napędzał – co było dość rzadkim rozwiązaniem – koła tylne. Taka aranżacja napędu powodowała, że skrzynia biegów i boczne przekładnie planetarne pozwalające kierować czołgiem również znajdowały się z tyłu wozu. W związku z tym ich obsługa nie mogła się odbywać w sposób mechaniczny (cięgłami lub popychaczami), tylko następowała z pomocą instalacji pneumatycznej. Zawieszenie było niemal dokładną kopią Vickersa; różniło się od niego dodatkowym kółkiem z przodu podwozia. Czołg był zwrotny, ale miał niedostatek mocy – z trudem osiągał prędkość maksymalną 34 km/h.
Latem 1936 r. było gotowe 5 czołgów pierwszej transzy produkcyjnej. Zostały poddane próbom poligonowym i – jak zwykle – zwrócono je producentowi. Czołg nie był w stanie osiągnąć zakładanej prędkości, liczne awarie trapiły pneumatyczny napęd skrzyni biegów, równie awaryjna była instalacja elektryczna. W lutym 1937 r. ostatni, 160. czołg pierwszej serii opuścił fabrykę. Produkcją LT-35 Škoda i ČKD podzieliły się po równo, choć czołgi wyprodukowane przez Škodę były o 5000 koron droższe – kosztowały 525 000 koron. Należy również uwzględnić – dużo wyższy niż w samochodach pancernych i tankietkach – koszt wyposażenia radiowego oraz uzbrojenia, który sięgał 150 000 koron.
Cena, o 25% wyższa niż LT-34, zaskoczyła urzędników Ministerstwa Obrony Narodowej. Nie rozumieli, że po podpisaniu kartelu między ČKD a Škodą powstał monopol i nie można już było – jak niegdyś – wykorzystywać istnienia konkurencji do obniżania cen. Nieskuteczne próby wytargowania niższej ceny pojazdów zajęły kilka miesięcy i jeszcze bardziej opóźniły przejmowanie czołgów przez wojsko. Armia Czechosłowacka miała zresztą ambiwalentny stosunek do nowego wozu bojowego. Chociaż już w 1936 r. – po nieudanych próbach poligonowych – określiła czołg jako „przejściowy”, to w 1937 r. zamówiła kolejne serie: najpierw 35, później 103 egzemplarze. 298 czołgów LT-35 – wyposażenie dla 6 batalionów – stanowiło podstawowe uzbrojenie pancerne Armii Czechosłowackiej w czasie kryzysu politycznego 1938 r.
Wiosną 1938 r. doszło do anschlussu – przyłączenia Austrii przez III Rzeszę. Postawiło to rząd czechosłowacki w złej sytuacji strategicznej i zaktywizowało niemieckojęzyczną mniejszość w Czechach, znaną jako Niemcy Sudeccy. Rząd czechosłowacki próbował dojść do porozumienia z Niemcami, stosując różnorodne środki – od łagodnych kompromisów po państwowy terror i zastraszanie. Druga strona działała też różnorodnie, z tym że jej terror nie był państwowy, ale antypaństwowy. Jeden z elementów walki politycznej stanowiła mobilizacja części sił zbrojnych, przeprowadzona w maju 1938 r. Zakończyła się ona blamażem czechosłowackich sił pancernych: zarówno pod względem mobilizacyjnym, jak i sprzętowym.
Przede wszystkim w 1937 r. zmodyfikowano planowaną strukturę czechosłowackich wojsk szybkich (tak jak zmieniono organizację całej armii). Otóż zdecydowano, że czołgi będą skupione w czterech dywizjach szybkich: dowództwo pierwszej stacjonowało w Pradze, a kolejnych w Brnie, Bratysławie i Pardubicach. „Rýchla divie” była formacją konno-zmechanizowaną i składała się z brygady jazdy oraz brygady zmechanizowanej. Brygada jazdy obejmowała dwa pułki dragonów (kawalerii), batalion cyklistów i dywizjon artylerii konnej. W skład Brygady zmotoryzowanej wchodziły 2 bataliony czołgów, 2 bataliony piechoty zmotoryzowanej i dywizjon artylerii. W obu brygadach były oczywiście służby i mniejsze pododdziały (jak np. kompanie przeciwpancerne), a dowództwo dywizji nie dysponowało artylerią, ale podlegał mu batalion rozpoznawczy z kompanią czołgów lekkich. Była to jednak tylko teoria; w praktyce nic nie działało tak, jak powinno. Nawet rozkazy organizacyjne wydano dopiero zimą 1938 r.
Wiosną 1938 r. podstawowym problemem był brak sprzętu. Etatowo każda z czterech dywizji szybkich miała dysponować 110 czołgami – 12 w kompanii batalionu rozpoznawczego, 49 w dwóch batalionach czołgów. W sumie – 440 czołgami. Armia dysponowała oficjalnie 80% tej liczby: 50 LT-34 oraz 298 LT-35. Faktycznie było ich jeszcze mniej, większość bowiem LT-34 zostało zużytych podczas intensywnego szkolenia, a nie wszystkie LT-35 przyjęto do uzbrojenia. Co więcej, znaczna część przyjętych do uzbrojenia wozów LT-35 została odesłana do fabryk w Pradze i Pilźnie w celu dokonania drobnych poprawek zwiększających niezawodność i wymiany wadliwych karabinów maszynowych wz. 35 na nieco mniej wadliwe karabiny wz. 37. Na domiar złego czołgów zażyczyło sobie również dowództwo wojsk fortyfikacyjnych, a żądania wysunęło „skromne”: cztery bataliony czołgów średnich. Fortyfikacje były głównym gwarantem bezpieczeństwa Czechosłowacji, więc prośbę tę należało spełnić. Początkowo wydzielono kilka plutonów po 3 wozy bojowe. Wreszcie 15 czołgów LT-35 – pierwsze, które zostały wyprodukowane! – zostało wypożyczonych do Rumunii. Firma Škoda jak zwykle nie radziła sobie z terminową realizacją zamówienia.
Pojawiały się problemy nie tylko techniczne, ale i organizacyjne. Nie można było zorganizować dowództw brygad zmechanizowanych, nie istniały one bowiem w czasie pokoju. Problem rozwiązano... nie organizując takich dowództw. Dodatkowe kłopoty sprawiał fakt, że istniało mniej formacji mobilizujących (pułków wozów bojowych), niż mobilizowanych (brygad zmotoryzowanych). Z tym uporano się organizując 4. pułk wozów bojowych w mieście Kolín. Nie udało się natomiast rozwiązać problemu piechoty zmotoryzowanej, której... nie było. Dopiero po kilku miesiącach 1. Dywizji Szybkiej przydzielono dwa bataliony instruktorskie (tzn. wdrażające nowe taktyki i uzbrojenie; w Polsce takim baonem był m.in. batalion strzelców z Rembertowa: on także – jako 1. pułk strzelców pieszych – stał się formacją Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej). Pozostałym dywizjom szybkim podporządkowano po jednym batalionie granicznym.
Sytuacji nie ułatwiał też fakt, że czechosłowacka kawaleria – na której oparto rozwój związków szybkich – nie była w żadnym razie formacją elitarną. „Zsyłano” do niej najmniej zdolnych oficerów i najmniej wartościowych poborowych (często pochodzących z mniejszości narodowych). Miało to negatywny wpływ na przeprowadzenie mobilizacji i koncentracji konnego komponentu dywizji szybkich. Co więcej, czechosłowacka kawaleria była szkolona jako broń pomocnicza, służąca do opóźniania, rozpoznawania i osłony skrzydeł. Przed połączeniem jej z czołgami nie prowadziła działań samodzielnych: przebojowych czy pościgowych. Nie mogło to mieć pozytywnego wpływu na styl dowodzenia dywizjami szybkimi.
Wraz z nadejściem lata sytuacja polityczna nieco się uspokoiła, oddziały wróciły do koszar, a rezerwiści do domów. Nie wydaje się jednak, żeby wojska pancerne Armii Czechosłowackiej wykorzystały ten czas właściwie. Podczas kolejnej mobilizacji – a odbyła się ona we wrześniu 1938 r. i miała zaakcentować czechosłowacką wolę oporu podczas trwania konferencji w Monachium – sytuacja wojsk pancernych nie poprawiła się. 14 dywizjom piechoty przydzielono po plutonie tankietek, kompanie rozpoznawcze dywizji szybkich wyposażono w samochody rozpoznawcze (a właściwie zatwierdzono stan faktyczny). Czechosłowacja dysponowała oczywiście także czterema dywizjami szybkimi, ale... jedynie na papierze.
W tych czterech dywizjach powinno być 36 kompanii czołgów; było jedynie trzynaście. 1. Dywizja Szybka miała 38 czołgów, 2. Dywizja Szybka – 40, 3. Dywizja Szybka – 16, 4. Dywizja Szybka – 76 czołgów, a w batalionie przedzielonym wojskom fortyfikacyjnym było 37 czołgów. Etaty zostały wypełnione w niespełna 50%: w formacjach liniowych służyło 207 czołgów lekkich zamiast 440 (czy też 489, wliczając samodzielny batalion). 207 czołgów trafiło do jednostek liniowych, ale przecież Czechosłowacja dysponowała 348 LT-34 oraz LT-35. Trudno uznać – jak czynią to niektórzy autorzy – że owe 141 czołgów stanowiło rezerwę sprzętową. Dużo bardziej prawdopodobne jest przypuszczenie, że były to po prostu maszyny niesprawne.
W porównaniu z przeprowadzoną jedenaście miesięcy później mobilizacją Wojska Polskiego widać wyraźnie, że Armia Czechosłowacka nie wykorzystała swoich „pancernych” możliwości. 120 tankietek i czołgów rozpoznawczych zostało rozrzuconych po całej Czechosłowacji, jako pododdziały rozpoznawcze dywizji piechoty lub pododdziały asystentacyjne do pacyfikowania niepokojów społecznych. Zorganizowano je w 3-pojazdowe plutony: równie dobrze – a właściwie: równie źle – można było od razu przetopić je na złom. Polacy wykorzystali podobnej klasy sprzęt – czołgi rozpoznawcze TK-3 i TKS oraz samochody pancerne wz. 34 – dużo efektywniej. Jedenastu brygadom kawalerii przydzielono 11 dywizjonów pancernych (po 13 czołgów rozpoznawczych TK-3 i TKS oraz 8 samochodów wz. 34). 15 kompanii czołgów rozpoznawczych – po 13 wozów TK-3 i TKS – przydzielono z kolei armiom, grupom operacyjnym. Cztery takie kompanie podporządkowano 2 brygadom zmechanizowanym, w ich szeregach walczyły także 2 kompanie czołgów lekkich.
Polskie brygady zmechanizowane – 10. Brygada Kawalerii oraz Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa – dysponowały zatem 42 czołgami każda, jednak wyposażono je lepiej w broń przeciwpancerną oraz przeciwlotniczą, miały też własną piechotę zmotoryzowaną. Polskie brygady zmechanizowane były co najmniej równoważne czechosłowackim dywizjom szybkim, choć nie nosiły tak nośnych propagandowo nazw. Istotne jest również to, że w Wojsku Polskim doskonale zdawano sobie sprawę z konieczności skupiania czołgów pod jednym dowództwem: w przededniu wojny etaty obu brygad miały być zwiększone o jeden batalion pancerny i – choć nie zostało to formalnie zrealizowane – to faktycznie we wrześniu 1939 r. obie brygady stały się rdzeniem ugrupowań pancernych przewyższających swoją siłą czechosłowackie dywizje szybkie.
Do brygad dołączyły m.in. samodzielne bataliony czołgów lekkich: Wojsko Polskie dysponowało trzema takimi formacjami. Na szczególną uwagę zasługuje 21. batalion czołgów lekkich, wyposażony w sprowadzone 20 lipca 1939 r. francuskie czołgi Renault R-35. Po niespełna dwóch miesiącach był w stanie wziąć udział w działaniach wojennych. W walkach wzięły udział także inne Renaulty: FT-17 z czasów pierwszej wojny światowej. Udało się również zmobilizować kilka kompanii nie przewidzianych w planach mobilizacyjnych. Wojsko Polskie zrealizowało więc plany mobilizacyjne w 105%, wykorzystując 726 spośród 987 wozów bojowych: 100 samochodów pancernych, 574 czołgów rozpoznawczych, 313 czołgów lekkich (w tym 102 FT-17). Na front poszło zatem 74% polskiego sprzętu pancernego.
Tymczasem Czechosłowacja dysponowała 90 samochodami pancernymi, 70 tankietkami oraz 348 czołgami lekkimi – razem ponad 500 wozami bojowymi. Zaspokojenie potrzeb mobilizacyjnych wymagało ponad 600 maszyn: 440 w dywizjach szybkich, 114 w 38 rozpoznawczych plutonach dywizyjnych oraz 49 w batalionie obiecanym dowództwu fortyfikacji. Zmobilizowano jednak tylko 42 tankietki w 14 plutonach dywizyjnych, 207 czołgów lekkich w batalionach i 48 samochodów pancernych w kompaniach rozpoznawczych. Armia Czechosłowacka dysponowała więc w formacjach liniowych niespełna 300 wozami bojowymi. Mobilizacja czechosłowackiej broni pancernej została zrealizowana w 50%, przy wykorzystaniu 60% posiadanych wozów bojowych.
348 czołgów lekkich posiadanych przez Armię Czechosłowacką jesienią 1938 r. jest liczbą oficjalną. Faktycznie zaś było ich... więcej. W fabrykach ČKD i Škoda zatrzymano bowiem czołgi produkowane na eksport. Część z nich była niezbyt użyteczna, bo zamawiający miał montować uzbrojenie u siebie w kraju – jednak wśród zapasów magazynowych znajdowały się również czołgi wyposażone dokładnie tak, jak czołgi czechosłowackie: na przykład 27 rumuńskich R-2 (identycznych z LT-35).
Rozmowy w Monachium prowadzone w dniach 28-29 września 1938 r. doprowadziły do aneksji przygranicznych ziem przez III Rzeszę, a przez to do osłabienia rządów Pragi. Przede wszystkim autonomię uzyskali Słowacy, a całe państwo zostało nazwane „Czecho-Słowacją”. Praga zobowiązała się do zwrócenia niektórych (niewielkich) terytoriów Polsce i Węgrom, jednak podczas ich przekazywania doszło do potyczek, w których brały udział samochody pancerne, a nawet czołgi.
Z powodu opóźnień produkcyjnych dopiero Czecho-Słowacja mogła skorzystać z czołgów opracowywanych w poprzednich latach. Nie miało to już żadnego znaczenia; gwarantem suwerenności Czecho-Słowacji stała się III Rzesza. Praga poświęciła dużo starań na sprzedanie swoich czołgów: LT-35 oferowano nawet Polsce. Dużo ciekawsze były jednak nowe czołgi, których nie zdążono wprowadzić do służby przed Monachium: LT-38 oraz ST-39.
Istnienie w Armii Czechosłowackiej 6 batalionów czołgów LT-35 wynikało z planu, który zakładał wystawienie 4 batalionów dla kawalerii oraz 2 batalionów odwodowych. Bataliony odwodowe miały zostać uzbrojone w czołgi LT-38 i ST-39. Czołgi te miały też trafić do „drugich” batalionów dla dywizji szybkich i do samodzielnych batalionów odwodowych. Opóźnienie w produkcji LT-38 oraz ST-39 najpierw doprowadziło do zwiększenia zamówienia na LT-35, a następnie do... braków sprzętowych.
LT-38 był niczym więcej, jak tylko przygotowanym na rynek krajowy czołgiem TNH. Czołg ten, podobnie jak LT-34 i LT-35, przewidziano dla 3-osobowej załogi. Obok kierowcy siedział radiotelegrafista – strzelec kadłubowego karabinu maszynowego, a w wieży dowódca, obsługujący jednocześnie 37 mm armatę i zamontowany obok niej – niesprzężony jednak – karabin maszynowy. Wieża nie miała podłogi, obracało się ją siłą mięśni. 125-konny silnik Praga EPA napędzał koła przednie. Skrzynia biegów i boczne przekładnie planetarne pozwalające kierować czołgiem znajdowały się więc z przodu wozu, a ich obsługa mogła się odbywać w sposób mechaniczny. Choć wał napędowy zajmował miejsce w przedziale bojowym, to uzyskano prosty i mało awaryjny układ napędowy. Równie nieskomplikowane było zawieszenie: wywodziło się z systemu Vickersa, ale podwójne małe kółka zostały zastąpione jednym dużym. Ograniczało to nieco zdolności terenowe czołgu w bardzo trudnym terenie, nie miało jednak większego znaczenia. Zawieszenie Vickersa powstało na podstawie doświadczeń z pierwszej wojny światowej i było przewidziane do pokonywania zrytego pociskami pobojowiska, takiego jak nad Sommą czy pod Ypres – a więc w warunkach rzadko spotykanych podczas kolejnej wojny światowej. Czołg był lżejszy o 2 t od LT-35 i osiągał prędkość 42 km/h.
W styczniu 1938 r. prototyp późniejszego LT-38, a był nim THN-S produkowany dla Szwedów, wziął udział w testach porównawczych z 3 innymi maszynami: zmodernizowanym LT-34 i dwoma prototypami zmodernizowanych LT-35. Ulepszony LT-34 był najszybszy, ulepszony LT-35 – najlepiej opancerzony. THN-S łączył zalety obu tych maszyn, został więc szybko wybrany przez wojskowych jako LT-38. Wojskowi spodziewali się ceny około 450 000 koron – bardziej skomplikowany i cięższy LT-35 kosztował 525 000 koron – zostali jednak zaskoczeni kwotą 650 000 za sztukę (bez uzbrojenia i wyposażenia radiowego). Oznaczało to, że zamiast 200 czołgów dla czterech batalionów mogli zamówić jedynie 150 dla trzech. Państwo próbowało targować się z producentem, ale cena została obniżona jedynie o 30 000, a umowę podpisano dopiero pod koniec lipca 1938 r. Akcjonariusze ČKD i Škody musieli być zadowoleni z przebiegu negocjacji; mniej zadowoleni byli oficerowie Armii Czechosłowackiej, okazało się bowiem, że żaden z zamówionych 150 czołgów nie trafił w ich ręce.
Kartel pomiędzy ČKD a Škodą doprowadził również do opracowania w 1937 r. prototypu wspólnego czołgu średniego, oznaczonego ŠP-IIb. Ostatecznie jednak obie firmy nie mogły dojść do porozumienia i ČKD zaprezentowało własny czołg, oznaczony – od modelu zastosowanego 250-konnego silnika – V-8-H. Czołg ważył ponad 16 t, miał pancerz sięgający 32 mm grubości i był uzbrojony w 47 mm armatę przeciwpancerną. V-8-H miał podwozie takie jak LT-35, ale mocniejszy silnik i osiągał prędkość 42 km/h. Prototyp powstał w 1937 r.; 30 kwietnia następnego roku – po przeprowadzonych próbach poligonowych – zamówiono 300 egzemplarzy, a jesienią – kolejne 150. Jak zwykle pojawiły się opóźnienia i produkcji czołgu nie zdążono nawet uruchomić przed upadkiem Republiki Czecho-Słowackiej.
Autonomia Słowacji niezbyt podobała się oficerom Armii Czechosłowackiej (Słowacy stanowili jedynie 5% kadry oficerskiej), którzy w marcu 1939 r. próbowali – bezskutecznie – obalić zbrojnie rząd autonomicznej Słowacji. Nieudana ingerencja czeskich wojskowych doprowadziła do ogłoszenia niepodległości przez Słowaków i wybuchu powstania Rusinów na Zakarpaciu. Armia Czechosłowacka nie była w stanie poradzić sobie z tym problemem, wkroczyli tam więc Węgrzy. Na ziemie Czech i Moraw weszli natomiast Niemcy. Od układu monachijskiego III Rzesza była gwarantem suwerenności Czecho-Słowacji (jak widać: niezbyt skutecznym). Państwo czeskie zostało zachowane – pod nazwą Protektorat Czech i Moraw – tak samo jak czeski rząd, czeski prezydent, czeska armia czy czeski przemysł zbrojeniowy.
W latach drugiej wojny światowej Czesi byli lojalnymi sojusznikami Niemców. Armia czeska walczyła u boku Wehrmachtu, a przemysł czeski pracował na rzecz ostatecznego zwycięstwa nazizmu. Całe szczęście, że – przynajmniej jeśli chodzi o czołgi – niezbyt skutecznie. Choć początkowo czeski wkład w zwiększenie siły Panzerwaffe był bardzo duży! Jeszcze w marcu 1939 r. Niemcy mieli jedynie niespełna 200 czołgów o uzbrojeniu artyleryjskim. W przeciągu pół roku wyprodukowali kolejną setkę, ale ważniejsze było przejęcie od Czechów 244 egzemplarzy czołgów LT-35 i 150 jeszcze nie wykończonych czołgów LT-38. Do września 1939 r. zdołano ukończyć produkcję 78 LT-38. Przejęto też tankietki i samochody pancerne – przekazano je jednak do szkół i jednostek policyjnych. Niemiecką zdobycz pozwala sprecyzować spis czołgów przejętych przez Słowację: 3 samochody pancerne wz. 27, 18 samochodów pancernych wz. 30, 30 tankietek wz. 33, 27 czołgów LT-34, 52 czołgi LT-35; należy też pamiętać o tym, że kilkanaście pojazdów pancernych przekroczyło w 1939 r. granicę z Rumunią.
Niemcy niezbyt wysoko ocenili czeskie czołgi. LT-35 był bardzo awaryjny (w kampanii przeciw Polsce stracili 77 LT-35, z czego 70 to straty marszowe), a LT-38 – wprost przeciwnie. Niezawodność była jego najważniejszą, być może jedyną zaletą. Czołg był ciasny – Niemcy, Słowacy i Węgrzy dodali do 3-osobowej załogi celowniczego; żołnierze narzekali również, że jego twarde, ale kruche blachy pancerne po trafieniu generują we wnętrzu pojazdu dużo odłamków. Niemcy zupełnie zrezygnowali z produkcji najnowszych ST-39 (podobnie jak Włosi i Rumuni, którym oferowano licencje). Postanowili jednak kontynuować produkcję serii 150 sztuk LT-38, które wraz z LT-35 miały się stać uzbrojeniem nowo powstałej w Pradze 10. Dywizji Pancernej Wehrmachtu. Od 1940 r. czołgi te nosiły oznaczenie Panzerkampfwagen 38(t). W tym wypadku literka „t” nie oznacza masy w tonach, jak się czasami uważa, ale kraj pochodzenia: Tschechoslowakei. Ostatecznie – z powodu wybuchu wojny z Polską – czeskie czołgi trafiły do dywizji lekkich (2. i 3.), które jeszcze w 1939 r. stały się dywizjami pancernymi (7. i 8.). W kolejnych latach wojny czeskie wozy trafiły także – w mniejszej liczbie – do 12., 19., 20. i 22. dywizji pancernych.
Następnie fabryka rozpoczęła produkcję 90 czołgów dla Szwecji – i pewnie na tym zakończyłaby się historia czołgu LT-38, gdyby nie skonfiskowanie „szwedzkich” czołgów przez Niemców. Dysponowanie 240 egzemplarzami sprawiało, że stały się one standardem, zamówiono zatem jeszcze 2 serie po 110 sztuk (B i C) oraz serię 105 sztuk oznaczonych Pz 38 (t) Ausf. D. 90 „szwedzkich” czołgów oznaczono jako Pz 38 (t) Ausf. S i częściowo (32 sztuki) sprzedano Słowacji. Wyprodukowanie w ciągu dwóch lat 565 egzemplarzy nie jest imponujące, szczególnie że pokojowa wydajność zakładów Škody wynosiła 30 czołgów miesięcznie. Przynajmniej do początków 1941 r., a może aż do 1944 r., produkcja czołgów w Protektoracie Czech i Moraw miała charakter polityczny...
W listopadzie 1940 r. rozpoczęto produkcję zmodernizowanych czołgów – m.in. z pogrubionym do 50 mm przednim pancerzem – Ausf. E, F i G. Do lipca 1942 r. wyprodukowano 849 czołgów. Produkcję przerwano dość gwałtownie, Adolf Hitler bowiem nakazał zaprzestać wyposażania Wehrmachtu w czołgi uzbrojone w armaty 37 mm. Ostatnie zamówione podwozia wykorzystano do produkcji niszczycieli czołgów Marder III. Wyprodukowano ich – do lata 1944 r. – 1736 egzemplarzy. Na ich podwoziach powstało także 140 samobieżnych dział przeciwlotniczych Flakpanzer 38(t) z pojedynczą armatą 20 mm i blisko 400 samobieżnych dział piechoty Grille. Jak widać, trudno mówić o jakimś dużym znaczeniu przemysłu czeskiego dla rozwoju Panzerwaffe. Szczególnie dobrze widać to na tle zakładów FAMO-Warschau – czyli dawnych polskich zakładów PZInż. w Ursusie, które od lutego 1943 r. do sierpnia 1944 r. wyprodukowały 875 dział samobieżnych Wespe i dokonały konwersji wielu czołgów Pz II na niszczyciele Marder II.
Niewielkie były również osiągnięcia koncepcyjne czeskich inżynierów. Fabryce Škoda udało się latem 1940 r. przekonać Węgrów do zakupu licencji na Š-IIc – nieco zmodernizowanego konkurenta ST-39. W latach 1941-1944 wyprodukowano 285 czołgów 40M Turán (takie oznaczenie nosił oryginalny Š-IIc z 47 mm działem) i blisko 140 czołgów 41M Turán II (z krótkolufową armatą 75 mm). Zbudowano również prototyp 43M Turán III z długolufową armatą 75 mm. Po powstaniu Protektoratu Czech i Moraw Škoda zmieniła oznaczenie Š-IIc na T-21: „2” oznaczało czołg średni, a „1” – pierwszy model (LT-35 oferowano pod oznaczeniem T-11). Niemcy nie byli zainteresowani ani czołgiem T-21, ani jego ulepszonymi wersjami: T-22 i T-23, zaproponowanymi im w 1941 r. W 1942 r. Wehrmacht odrzucił starania Czechów o zgodę na produkcję prototypów T-24 i T-25 – średnich czołgów ze spawanym pancerzem. Škodzie nie udało się również zdobyć zamówienia na czołg lekki T-15, skończyło się jedynie na przeróbce 200 egzemplarzy Pz 38 (t) na czołg rozpoznawczy Aufklärungspanzer 38 (t) mit 2 cm KwK 38.
Jesienią 1943 r. w ČKD – w czasie wojny noszącej niemiecką nazwę BMM (Böhmisch-Mährische Maschinenfabrik AG) – rozpoczęto pracę nad niszczycielem czołgów na podwoziu Pz 38 (t). Żeby wóz bojowy oparty na starym podwoziu miał odpowiednie możliwości na nowoczesnym polu walki, zastosowano rewolucyjny układ nadwozia. Skorzystano z rumuńskiego pomysłu zastosowanego w opracowywanym od 1942 r. niszczycielu czołgu Mareșal: kadłub miał kształt ściętego ostrosłupa. Nowy pojazd nazwano Jagdpanzer 38 (t) – choć dziś znany jest pod nieoficjalną nazwą Hetzer – a jego chrzest bojowy nastąpił w walkach przeciwko Polakom w czasie Powstania Warszawskiego. Czesi wyprodukowali dla Hitlera 2584 sztuki Hetzerów – od lata 1944 do kwietnia 1945 r.
Nazwa „Hetzer” była zarezerwowana dla innego niszczyciela czołgów: Jagdpanzer 38(d). Produkcja miała się rozpocząć w lipcu 1945 r., a obecna w nazwie litera „d” oznaczała miejsce powstania: Niemcy. Jagdpanzer 38 (t) był jedynie rozwiązaniem przejściowym, a jego zaskakująco duże znaczenie wynikało z faktu, że przemysł czeski znajdował się poza zasięgiem alianckich bombowców. Do czasu: 25 marca 1945 r. z lotnisk we Włoszech wystartowało 168 Latających Fortec, 528 Liberatorów, 189 Mustangów i 148 Lightningów; zdemolowały fabrykę ČKD, kończąc w ten sposób wkład Czechów w rozwój niemieckiej broni pancernej.
Czechosłowackie Ministerstwo Obrony Narodowej mocno wierzyło w możliwości przemysłu zbrojeniowego państwa, dlatego produkcję nowoczesnych czołgów podjęto bardzo szybko – z ograniczeniem okresu „tankietkowego” do minimum. Zemściło się to na Czechach srogo: brak doświadczenia sprawił, że nie potrafiono zorganizować produkcji wozów bojowych i doszło do braków sprzętowych. Wynikało to przede wszystkim z utraty kontroli państwa nad prywatnymi producentami, zawyżonych cen, niemożności wyegzekwowania terminów, problemów z jakością.
Ograniczenie do minimum okresu „tankietkowego” miało jednak o wiele poważniejsze skutki. Armia Czechosłowacka zaplanowała wystawienie w przeciągu 5 lat blisko 1000 czołgów. Na jakim sprzęcie miały się wyszkolić załogi dla tych wozów bojowych? Na 70 tankietkach? Na jakim sprzęcie miały wyszkolić się kadry techniczne dla formacji pancernych? Na 70 tankietkach? Na jakim sprzęcie miały być zorganizowane oddziały i związki taktyczne, w których oficerowie mogliby się uczyć dowodzenia wojskami szybkimi? Na 70 tankietkach?
Powyższe uwagi dotyczą rozwoju czechosłowackiej broni pancernej, ale wiele wskazuje na to, że mogą dotyczyć całej Armii Czechosłowackiej w ogóle. Wbrew – trzeba przyznać – doskonałej propagandzie była to armia o charakterze milicyjnym, bardzo słabo nasycona sprzętem technicznym. Dywizje szybkie nie miały wszystkich czołgów, ale nawet w tej najsłabszej było ich 16. Istniały tymczasem całe eskadry bombowe bez... bombowców. I bez personelu. Im nowszy i bardziej zaawansowany technicznie sprzęt, tym mniej go miała Armia Czechosłowacka. Liczba dział artylerii dywizyjnej była niemal dwa razy mniejsza niż w Wojsku Polskim, armaty przeciwpancerne stanowiły rzadkość (aż 14 związków taktycznych było ich zupełnie pozbawionych!), artylerii przeciwlotniczej wojska czechosłowackie idące na front nie miały wcale.
Najlepszym dowodem na fatalną kondycję Armii Czechosłowackiej nie jest to, że we wrześniu 1938 r. nie obroniła suwerenności kraju, ale to, że nie podjęła nawet takiej próby...
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu