Zaloguj

Ostatni rok dwudziestolecia międzywojennego?

Adolf Hitler na zamku w Pradze 15 marca 1939 r.

Adolf Hitler na zamku w Pradze 15 marca 1939 r.

Anachronizm to błąd polegający na niedopasowaniu przedmiotów, osób, czy nazw do opisywanych czasów. Oczywistym anachronizmem jest czołg typu Tygrys w filmie o kampanii polskiej 1939 r. Mniej oczywistym – używanie określenia „dwudziestolecie międzywojenne” dla wydarzeń sprzed II wojny światowej.

Decyzje podjęte pod koniec września 1938 r. na konferencji monachijskiej zakończyły pewien etap w historii Europy. Było oczywiste, że Niemcy stały się równoprawnym partnerem innych mocarstw europejskich, a duża część ustaleń pokojowych kończących Wielką Wojnę została zanegowana. Przyszłość miała dać odpowiedź, czy utrzyma się cały system wersalski – nie w odniesieniu do Niemiec, ale do całej Europy.

III Rzesza zjednoczyła w swoich granicach niemal wszystkich Niemców i znacznie powiększyła swoje terytorium. Sukces nie był jednak całkowity: nie osiągnięto granic z 1914 roku, a u sąsiadów pozostały całkiem liczne mniejszości. Liczone w setkach tysięcy grupy mieszkały we Francji, w Polsce, we Włoszech oraz w Protektoracie Czech i Moraw. Nieco mniejsze – w Danii, Belgii, państwach bałtyckich, a także innych krajach. Rozwiązaniem mogło być albo „powiększenie niemieckiej przestrzeni życiowej” – czyli podboje, albo „powrót do ojczyzny”, czyli – mniej lub bardziej dobrowolna – wymiana ludności. Jak się zdaje niemieckie władze państwowe skłaniały się raczej ku tej drugiej możliwości.

Niemiecki sukces zaniepokoił pozostałe państwa europejskie, szczególnie Francję, Polskę i Wielką Brytanię. III Rzesza mogła zagrozić francuskiemu systemowi bezpieczeństwa opartemu na sojuszach, mogła zagrozić zachodnim granicom Rzeczypospolitej, a także naruszyć europejską równowagę w czasie, gdy Londyn martwił się o sytuację na Dalekim Wschodzie: w Indiach i Chinach. Także rządy innych państw poczuły się zaniepokojone – a raczej: utraciły bezpieczny komfort – byli to zarówno sojusznicy Francji (chociażby Rumunia i Jugosławia), jak i jej oponenci (m.in. Włochy, Węgry).

Najprawdopodobniej dałoby się uniknąć wojny, gdyby Adolf Hitler wybrał politykę obłaskawienia swoich sąsiadów zaniepokojonych nadmiernym wzrostem potęgi III Rzeszy. Można byłoby ją nazwać – w opozycji do „appeasementu” – Beschwichtigungspolitik. Francja i Wielka Brytania nie były aż tak zainteresowane ani obroną status quo – o wojnie prewencyjnej nie wspominając – żeby zdecydować się na agresję przeciwko Niemcom. Polska była zadowolona z pokojowych stosunków z Rzeszą, poza tym dbała o zachowanie równowagi w stosunkach ze wschodnim i zachodnim sąsiadem. Państwa europejskie właśnie wychodziły z kryzysu i wolały się skupić na rozwoju gospodarczym, a nie militarnym. Ekonomia wskazywała zresztą na sukces aliantów – Niemcy w pewnym momencie musiałyby spłacać kredyty zaciągnięte na rozbudowę Wehrmachtu. Swego czasu propagowany był nawet pogląd, że III Rzesza weszła na ścieżkę wojenną w chwili rozpoczęcia zbrojeń. Nikomu chyba nie przyszło do głowy, że koszty wojny byłyby najprawdopodobniej większe niż koszty kryzysu gospodarczego wywołanego brakiem wojny.

Premier Wielkiej Brytanii, Neville Chamberlain, przemawia na lotnisku Heston, po powrocie z konferencji w Monachium. Wbrew legendzie zdawał sobie sprawę, że porozumienie nie oznacza „pokoju na miarę czasów”.

Premier Wielkiej Brytanii, Neville Chamberlain, przemawia na lotnisku Heston, po powrocie z konferencji w Monachium. Wbrew legendzie zdawał sobie sprawę, że porozumienie nie oznacza „pokoju na miarę czasów”.

Zjednoczona Europa według Hitlera

Hitler wybrał drogę konfrontacji, czy też – jak rozumowano w Berlinie – zabezpieczenia sobie tyłów. W niespełna miesiąc po konferencji monachijskiej – 24 października 1938 r. Joachim von Ribbentrop – nowy minister spraw zagranicznych Rzeszy – przedstawił ambasadorowi Polski w Berlinie Józefowi Lipskiemu propozycję uporządkowania istniejących między obydwoma krajami punktów spornych. Chodziło przede wszystkim o przystąpienie Polski do paktu antykominternowskiego. Był to dziwny sojuszu podpisany przez Niemcy i Japonię 25 listopada 1936 r. w Tokio, do którego 6 listopada 1937 r. dołączyły Włochy. Sojusz był dziwny dlatego, że choć nominalnie wymierzony przeciwko Kominternowi – a więc Związkowi Sowieckiemu – faktycznie grupował państwa wrogie Wielkiej Brytanii i Francji. Oprócz zerwania z Francją, Warszawa miała wykonać gesty dobrej woli wobec Berlina – przedłużyć polsko-niemiecką deklarację o niestosowaniu przemocy na 25 lat, wyrazić zgodę na przyłączenie Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy oraz na przeprowadzenie eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej przez polskie Pomorze do Prus Wschodnich.

Czy Polska mogła zaakceptować takie rozwiązania? Kwestie, na które przez długi czas historycy, publicyści – a przede wszystkim propagandziści – zwracali uwagę, czyli „oddanie Gdańska i budowa eksterytorialnej autostrady”, były w gruncie rzeczy zmianami kosmetycznymi. Gdańsk nie był częścią terytorium Rzeczypospolitej, tylko państwem pod protektoratem Ligi Narodów. W drugiej połowie lat 30. – po wybudowaniu portu w Gdyni – miasto to nie miało dla Rzeczpospolitej większego znaczenia gospodarczego (zresztą Berlin gwarantował utrzymanie polskich przywilejów). Miało jednak znaczenie propagandowe – i to przede wszystkim na scenie międzynarodowej. Polska zgoda na jego połączenie z Rzeszą byłaby ciosem dla Ligi Narodów, a przede wszystkim – publicznym upokorzeniem Francji.

Eksterytorialna autostrada i linia kolejowa miała również symboliczne znaczenie, tym razem jednak pozytywne. Czemu zaprzyjaźnione państwo miałoby utrudniać kontakty pomiędzy poszczególnymi częściami Niemiec? Poza tym rozwiązanie takie było proponowane już od lat 20. i to nie przez kręgi niemieckie – ponieważ było symbolem porzucenia przez Berlin planów inkorporacji całego polskiego Pomorza – a przez środowiska związane z Ligą Narodów. Wydaje się, że przyjęcie takich rozwiązań terytorialnych rzeczywiście zakończyłoby spory terytorialne pomiędzy Berlinem a Warszawą.

Najważniejszym postulatem było jednak przyłączenie się Polski do paktu antykominternowskiego, a więc zerwanie sojuszu z Francją. Byłby to na pewno wielki dyplomatyczny sukces Berlina, bowiem za Rzeczpospolitą swój akces do bloku niemieckiego ogłosiłyby zapewne państwa bałtyckie, a przede wszystkim Rumunia. Królestwo to było związane dość ogólnikowym sojuszem z Francją oraz sojuszem z Jugosławią i Czechosłowacją wymierzonym w państwa „reakcyjne”: Węgry, Bułgarię i Austrię (w rozumieniu „habsburskim”). Po konferencji monachijskiej Mała Ententa – tak nazywano związek Rumunii, Jugosławii, Czechosłowacji – przestała istnieć. Mała Ententa była sojuszem podwójnie, a nawet potrójnie egzotycznym – czyli takim, w których jedna ze stron nie ma interesu wspierać drugiej. Każdy kraj miał bowiem wrogiego sobie sąsiada, z którym jego alianci mieli bardzo dobre stosunki.

Przemysł zbrojeniowy

 ZOBACZ WSZYSTKIE

WOJSKA LĄDOWE

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Wozy bojowe
Artyleria lądowa
Radiolokacja
Dowodzenie i łączność

Siły Powietrzne

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Samoloty i śmigłowce
Uzbrojenie lotnicze
Bezzałogowce
Kosmos

MARYNARKA WOJENNA

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Okręty współczesne
Okręty historyczne
Statki i żaglowce
Starcia morskie

HISTORIA I POLITYKA

 ZOBACZ WSZYSTKIE

Historia uzbrojenia
Wojny i konflikty
Współczesne pole walki
Bezpieczeństwo
bookusercrosslistfunnelsort-amount-asc