Pierwszym zbiegiem okoliczności były nieoczekiwane problemy z czołgiem kolejnej generacji, powstającym w Charkowie. Gdyby Obiekt 430/432 został dopracowany na czas i zaakceptowany przez armię, jego masowa produkcja ruszyłaby we wszystkich fabrykach czołgów w ZSRR (tak było z T-54) i nikt nie byłby zainteresowany dalszą ewolucją wozu poprzedniej generacji. Drugim zbiegiem okoliczności było ujawnienie informacji o nowych armatach czołgowych produkowanych i konstruowanych w Wielkiej Brytanii, które były lepsze nie tylko od używanych w T-54/55 100 mm D-10T, ale i planowanych dla Obiektu 430 armat D-54.
Doskonalenie wozów bojowych dotyczy najczęściej kilku obszarów. Najprościej zastosować nową amunicję oraz przyrządy obserwacyjno-celownicze. Więcej wysiłku wymaga od inżynierów zastosowanie nowego głównego uzbrojenia (armaty) oraz nowego silnika/układu przeniesienia mocy. Największym wyzwaniem jest zwykle wzmocnienie bazowego opancerzenia, co często wymaga np. skonstruowania nowej wieży (co zdarzyło się np. dwukrotnie w przypadku czołgów Leopard). Prostszą alternatywą bywa zastosowanie opancerzenia dodatkowego w postaci ekranów i modułów zewnętrznych, dodanych do dotychczasowego pancerza.
W przypadku czołgów z rodziny T-54 pierwszy etap modernizacji miał dość ograniczony charakter. Zaczęto na nich instalować armaty stabilizowane najpierw w jednej (1954 r.), a potem w dwóch płaszczyznach (1956 r.). Wprowadzono nocne przyrządy obserwacyjno-celownicze (1957 r.) oraz osprzęt do forsowania rzek po dnie (1958 r.). Zastosowano trwalsze gąsienice (1966 r.) i unowocześnione środki łączności. Nietypową modernizacją było wprowadzenie w przedziale bojowym wykładzin pochłaniających promieniowanie przenikliwe (1962 r.). Dalsze zmiany – wdrożenie nowej amunicji, zastosowanie zewnętrznego opancerzenia dodatkowego itd. wprowadzano w trakcie kapitalnych remontów tych czołgów na przełomie lat 70. i 80. ub. wieku, gdy były już produkowane w ZSRR wozy bojowe kolejnych dwóch generacji.
Twórcy T-54, czyli inżynierowie z KB-60 przy fabryce nr 75 w Charkowie kierowani przez A. Morozowa wykazywali niewielkie zainteresowanie modernizacją starszych czołgów koncentrując się na opracowaniu wozu nowej generacji – późniejszego T-64. Gdyby czołg ten powstał na czas, takie podejście byłoby jak najbardziej zasadne. Niestety, na przeszkodzie stanęły zarówno czynniki obiektywne, jak i subiektywne. Prawdopodobnie największy wpływ na późniejsze problemy miało żądanie wojska, aby nowy czołg był pod każdym względem lepszy od T-54 (siła ognia, opancerzenie, ruchliwość w terenie), a równocześnie nie był od niego znacząco cięższy. Zmusiło to konstruktorów do poszukiwania oryginalnych i często ryzykownych rozwiązań, wskutek czego ryzyko techniczne (prawdopodobieństwo stworzenia nieudanej konstrukcji) systematycznie rosło. Nowy wóz musiał być nie konstrukcją ewolucyjną, bazującą na sprawdzonym T-54, a rewolucyjną.
Ostatecznie wymagania wojska spełniono, ale proces tworzenia nowego czołgu, a szczególnie jego dopracowywania trwał znacznie dłużej, niż zakładano, a liczne zastosowane innowacje (silnik o nietypowej konstrukcji, nowy układ jezdny, automat ładowania armaty) sprawiały wiele nieprzyjemnych niespodzianek, zanim zostały „okiełznane”. Z czasem ujawniła się jeszcze jedna słabość nowej konstrukcji: w walce o ograniczenie masy zaprojektowano pojazd bardzo niewielki, o ciasnym wnętrzu. Jakiekolwiek zmiany wyposażenia były przez to bardzo utrudnione, a więc potencjał modernizacyjny nowego wozu był ograniczony. Jego produkcja była na dodatek znacznie bardziej skomplikowana, niż T-54, a obsługa w jednostkach wymagała wyższego poziomu kultury technicznej. Braki w tej ostatniej dziedzinie prowadziły do częstych awarii, głównie układu napędowego i licznych, zwykle nieuzasadnionych narzekań i skarg z jednostek.
W tej sytuacji dalsza modernizacja wozów z rodziny T-54/55 stała się nie tylko zasadna, ale konieczna. W ten sposób pojawiła się szansa dla biura konstrukcyjnego z Niżnego Tagiłu, kierowanego przez bardzo ambitnego L. Karcewa. Jego pierwsze próby w dziedzinie samodzielnego konstruowania czołgów były jednak niezbyt zachęcające. Obiekt 140, czyli w teorii znacząco udoskonalony T-54 okazał się konstrukcyjną katastrofą. Co szczególnie dziwne, był także nietechnologiczny, czyli trudny w ewentualnej produkcji. Zwykle ta wada jest rezultatem oderwania biur konstrukcyjnych od realiów produkcji, podczas gdy zespół konstruktorów z fabryki nr 183 zajmował się przez lata nadzorowaniem tej ostatniej! Po spektakularnym fiasku prac nad Obiektem 140 zespołowi odebrano prawo do samodzielnego projektowania czołgów, zezwalając jedynie na drobne modernizacje.
Nie zrażony porażką Karcew w ramach tychże próbował pójść jak najdalej – chciał testować nowe uzbrojenie, nowe silniki, nowe układy jezdne i nowy kształt wieży. Wyprzedzając narrację wypada skonstatować, że spora część z tych pomysłów, chociaż nie została zaakceptowana dla zmodernizowanych T-54/55, to została wykorzystana podczas kolejnego „spisku” Karcewa, czyli „tagilizacji” charkowskiego czołgu T-64, czego wynikiem było powstanie T-72.
Pierwszym z nich był Obiekt 140, który miał znacząco przewyższać T-54. Zmodyfikowano układ jezdny wprowadzając 6 par kół bieżnych o mniejszej średnicy i zmienionej konstrukcji (z aluminiowymi dyskami i szerokimi bandażami gumowymi) zamiast pięciu par. Wprowadzono także trzy pary rolek podtrzymujących górny bieg gąsienic. Zastosowano nowy silnik TD-12 (8D12U) o mocy 420 kW. Opracowano kadłub o dość skomplikowanym kształcie i konstrukcji. Znacząco, z 1860 do 2230 mm powiększono średnicę pierścienia wiodącego wieży. W tylnym pancerzu wieży wykonano otwór, przez który były wyrzucane łuski, co ostatecznie rozwiązało problem ich magazynowania wewnątrz wozu podczas intensywnego strzelania. Łuski są źródłem gazów prochowych, których nie może usunąć przedmuchiwacz. Późniejsze próby wykazały, że stężenie gazów prochowych w przedziale bojowym podczas intensywnego strzelania zmalało dwukrotnie w porównaniu z wieżą bez wyrzutnika. Otwieranie pokrywy wyrzutnika było automatyczne i sprzężone z odrzutem lufy.
Niezależnie od pokładanych w nowej konstrukcji nadziei, już próby fabryczne przeprowadzone w połowie 1957 r. dowiodły m.in., że układ napędowy silnie się przegrzewa, a aluminiowe koła mają niewystarczającą wytrzymałość. Usunięcie wad i zmianę konstrukcji kadłuba uznano za zbyt skomplikowane i Ministerstwo Obrony ZSRR wstrzymało prace nad Obiektem 140.
Obiekt 141 był „zwykłym” T-54 z wczesną wersją armaty D-54 zaopatrzoną w dwukomorowy hamulec wylotowy i stabilizator Raduga. Zaczęto go projektować w 1952 r. W 1955 r. prototyp skierowano na poligon w Kubince. W 1959 r. na tym samym pojeździe zamontowano armatę U-5T, z której następnie oddano 350 strzałów. W 1961 r. zamontowano armatę ładowaną amunicją rozdzielną. Prace realizowano w ramach OKR Żełud (żołędź) i często tak samo nazywano cały czołg.
Obiekt 142, skonstruowany w 1958 r. „na zlecenie” dowódcy wojsk pancernych marszałka Połubojarowa miał łączyć kadłub T-54 z wieżą i uzbrojeniem Obiektu 140. Nie było to połączenie bezproblemowe, gdyż trzeba było zwiększyć średnicę pierścienia wiodącego wieży z 1860 do 2230 mm. Dla przyspieszenia budowy pierwszego prototypu wykorzystano blachy kadłuba niedokończonego drugiego Obiektu 140, do których dopasowano układ jezdny T-54. Ponieważ środek masy wozu przesunął się do przodu, zmieniono rozstaw kół bieżnych. W T-54/55 między pierwszą a drugą parą kół był spory odstęp, a w „142” trzy pierwsze pary znalazły się blisko siebie, a dwie ostatnie rozsunięto. Odlewaną wieżę z przyspawanym stropem oraz cokołem włazu celowniczego, a także przymocowanym śrubami cokołem włazu dowódcy przejęto z Obiektu 140. Armata D-54TS była sprzężona ze stabilizatorem Wjuga. Zastosowano także niezbyt udany silnik TD-12. Ostateczny rezultat prac był taki, że zamiast T-54 z wieżą Obiektu 140 zbudowano Obiekt 140 z układem jezdnym T-54, a to obciążyło nowy pojazd większością niedoskonałości „stoczterdziestki”.
Obiekt 150 był jednym z pojazdów bojowych, których głównym uzbrojeniem miały być przeciwpancerne pociski kierowane (ppk), a które opracowywano w ZSRR w drugiej połowie lat 50. ub. wieku. Ta „moda” była skutkiem bardzo wysokich ocen skuteczności ppk i nadziei, że w krótkim czasie zastąpią one wszystkie inne przeciwpancerne środki walki, włącznie z klasycznymi armatami przeciwpancernymi i armatami czołgowymi. Wyrzutnię postanowiono umieścić w obrotowej wieży, ale okazało się, że dla swobodnego manipulowania pociskami wewnątrz wozu średnica pierścienia wiodącego wieży musi być większa, niż stosowanego w czołgach T-54. Dlatego wybrano pierścień z Obiektu 140, a to wymagało albo zastosowania całego kadłuba z tego pojazdu, o którym było już wiadomo, że jest nieudany, albo przebudowy kadłuba T-54. Wybrano to drugie rozwiązanie, a wskutek zastosowania pierścienia o średnicy większej o 410 mm kadłub został nieco wydłużony. Konstrukcja Obiektu 150 i jego historia wymagają odrębnego omówienia.
Dwa inne pojazdy, zaprojektowane w biurze konstrukcyjnym fabryki nr 183, były bezpośrednimi „przodkami” T-62 i dlatego zostaną opisane nieco dokładniej.
Obiekt 165 był kolejną próbą połączenia kadłuba i układu jezdnego T-54 z wieżą Obiektu 140. Prace nad nim rozpoczęto w 1957 r. (oficjalnie – w sierpniu 1958 r.), a dwa wozy były gotowe do prób w październiku 1959 r. Co ciekawe, w niektórych materiałach biura konstrukcyjnego nazwy „Obiekt 165 pierwszy” używano wobec… Obiektu 142! Konstruktorzy, mądrzejsi o doświadczenia zebrane podczas prac nad Obiektem 142, nie korzystali już z blach kadłuba Obiektu 140. Zamiast tego wykorzystali kadłub opracowanego nieco wcześniej Obiektu 150, na którym umieścili zmodyfikowaną wieżę Obiektu 142. Miała ona nadal konstrukcję odlewaną z dospawanym stropem. Uzbrojenie stanowiła armata U-8TS (2A24) z bruzdowaną lufą i stabilizatorem Meteor oraz mechanizmem wyrzucania łusek z wieży przez prostokątny otwór z automatycznie otwieraną klapą umieszczony w tylnej części jej stropu.
Ponieważ biuro konstruujące stabilizatory podało bardzo odległy termin realizacji nowego zamówienia, prototyp Meteora został podobno wykonany w niemal chałupniczych warunkach przez grupę entuzjastów z Niżnego Tagiłu z wykorzystaniem podzespołów starszych i nieodpowiednich dla nowej armaty stabilizatorów Cikłon i Liwień. Wojskowi nalegali na zastosowanie armaty U-8TS, ponieważ takie samo uzbrojenie miało być zastosowane w Obiekcie 430, czyli późniejszym T-64, który miał być podstawowym czołgiem radzieckim.
Armata była zmodernizowanym działem D-54TS – miała wzmocnioną lufę o masie 2400 kg, a skok bruzd został zwiększony z 25 do 35 kalibrów. Prędkość początkowa pocisku przeciwpancernego wynosiła 1015 m/s, donośność na wprost 1200 m, przebijalność na dystansie 2 km – 200 mm stali ustawionej pod kątem 0°. Z armatą był sprzężony celownik TSz2A i karabin maszynowy SGMT kal. 7,62 mm. Drugi taki sam karabin maszynowy zamontowano w kadłubie – strzelnica znajdowała się w przedniej płycie pancerza, podobnie, jak w czołgach T-54.
W prototypie zastosowano nowe odlewane koła bieżne o niezmienionej średnicy, ale z charakterystycznymi żebrami, lecz później wrócono do kół z dyskami tłoczonymi z blachy. W sumie zbudowano trzy, różniące się nieco od siebie Obiekty 165 (dwa z nich miały np. „seryjny” stabilizator Kometa). Używano wobec nich nazwy Uralec, ale nie przyjęła się ona, podobnie, jak później nazwa Urał dla T-72.
W trakcie prób na co najmniej jednym wozie zamontowano udoskonaloną wieżę Obiektu 166, ale z armatą U-8TS. Obiekt 165 został w 1961 r. przyjęty na uzbrojenie (postanowienie nr 729-305) jako T-62A. Zgodnie z decyzją rządu z października 1962 r. produkcja miała ruszyć we wrześniu następnego roku. Jednak już w marcu 1963 r. zarządzono rezygnację z U-8TS na rzecz armat gładkolufowych i dlatego produkcji seryjnej armaty i czołgu nie uruchomiono. Do końca 1962 r. zbudowano jedynie 5 wozów serii informacyjnej.
Obiekt 166 był właściwie nieznacznie zmodernizowanym „165”, a główna różnica sprowadzała się do zastosowania gładkolufowej armaty U-5TS. Ponieważ jednak ten czołg powstawał nieco później, niż wóz z armatą bruzdowaną (oficjalny początek prac, to 1959 r.), pojawiła się możliwość zastosowania zmodyfikowanej wieży. Jej dzwon, nazywany w ZSRR kołpakiem, był w całości odlewany dzięki postępowi w technologiach odlewniczych, który umożliwił wykonanie odlewu wysokiej jakości o bardzo zróżnicowanej grubości ścianek: od 185 mm w przedniej części jej boków, do 20 mm na stropie. Dzięki temu zlikwidowano strefy o obniżonej wytrzymałości, jakimi były wówczas złącza spawane. Włazy dowódcy i celowniczego zamocowano na pancerzu wieży bez pośrednictwa przyspawywanych lub przykręcanych śrubami cokołów. Także te strefy łączenia były bowiem uznawane za znacznie słabsze od reszty konstrukcji.
Równocześnie zrezygnowano z montażu przeciwlotniczego karabinu maszynowego na włazie ładowniczego (w tym samym mniej więcej czasie podobną zmianę wprowadzono w czołgach rodziny T-54/55). Głównym konstruktorem nowej wieży był F. Berkowicz, a wspomagali go konstruktorzy, którzy opracowali znacznie wcześniej odlewaną wieżę dla T-34. Produkcję oprzyrządowania produkcyjnego (kokile), a później produkcję odlewów wieży prowadzono w zakładach w Czelabińsku.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu