Około południa 25 sierpnia I./ZG 76 otrzymała rozkaz do przelotu na lotnisko Oława (Ohlau) na Śląsku, gdzie miała dotrzeć między godz. 18.00 a 18.45. Sztab został przeniesiony o godz. 14.50, eskadry startowały grupkami od godz. 17.00 w odstępach co trzy minuty. Kolejność: 2. Staffel, rój sztabowy, 1. i 3. Staffel. [...] 1 Bf 110B nawalił: wymiana silnika. Przeprowadzono loty transportowe: 1. Staffel 4, 2. Staffel 5, 3. Staffel 4.1) W sumie na nowym lotnisku wylądowały 33 Bf 110, 3 Ju 52 i 3 W 34 (pod koniec miesiąca doszedł jeszcze wypożyczony w Olmütz Focke Wulf Fw 44, który miał posłużyć jednostce do lotów kurierskich).
W dniu następnym zamaskowano maszyny oraz rozdzielono pary alarmowe. Samoloty należące do sztabu i 1. Staffel nie były jednak gotowe do działania, gdyż w instalacjach paliwowych znajdowała się... woda. Tym samym z 34 maszyn mogłoby wystartować jedynie 18! Problem jednak sam się rozwiązał, gdyż rozkaz do ataku na Polskę został przesunięty. Personel zaś mógł się zrelaksować, oglądając sobie film pod tytułem „Flitterwochen” (miodowy miesiąc).
27 sierpnia doprowadzono do porządku instalacje paliwowe w samolotach, którym pomyłkowo zatankowano wodę. Messerschmitty zostały następnie oblatane pod nadzorem specjalnej komisji z Luftgaukommando, jak i pod bacznym okiem Gen.Maj. Brunona Loerzera, dowódcy 2. Dywizji Lotniczej, który przybył na lotnisko ok. godz. 10 rano. Okazało się, że silniki pracowały bez zarzutu, toteż wieczorem Zerstörergruppe dysponowała 31 samolotami gotowymi do działania.
Dwa dni później szef 4. Floty Powietrznej Gen.d.Flg. Alexander Löhr przeprowadził inspekcję jednostki, wyrażając I./ZG 76 pełne uznanie.
W przeddzień wojny Zerstörergruppe podlegała 4. Flocie Powietrznej, a w jej zakresie 2. Dywizji Lotniczej w Grodkowie. Do wyposażenia 3. Staffel należały jeszcze starsze modele Bf 110 w wersji B. I./ZG 76 dysponowała w całości 34 Messerschmittami wraz z kompletem załóg. Jednakże w kilku samolotach z 3. Staffel trzeba było odnowić nieszczelne mufy gumowe, co pomimo intensywnych prac nocnych spowodowało nieznaczne obniżenie stanu gotowości eskadry. Około godz. 21.00 nadszedł rozkaz telefoniczny: „Ostmarkflug 1.9., Quelle 45”.2) Oznaczało to rozpoczęcie działań wojennych przeciwko Polsce o godz. 4.45.
Rano o godz. 03.15 wspólne śniadanie personelu latającego i napomnienia dowódcy dywizjonu do sumiennego spełnienia obowiązków.
Godz. 04.30 – start do pierwszego lotu bojowego przy złej sytuacji pogodowej. Zadanie: osłona myśliwska dla K.G. 77 i I./L.G. 2. [I./StG 2 – przyp.aut.]
Lotnisko Kraków zostało obrzucone bombami – dobre wyniki trafień. Myśliwce nie pokazały się. Ostrzał art. plot. nieznaczny – układający się niecelnie. Bez strat. Pogoda: przed południem bardzo mgliście, lekka mgła przyziemna, później przejaśnienie, słabe wiatry.
Zużycie amunicji: km 2440, działko 459.
Meldunek o gotowości bojowej: całość 34 [załogi – przyp.aut.], z zastrzeżeniem 4 [załogi – przyp.aut.], gotowe 34 [samoloty – przyp.aut.].3)
Pierwsze zadanie w wojnie polegało na wykonaniu lotów eskortowych dla formacji bombowych Luftwaffe. Dlatego wszystkie trzy eskadry – razem wykołowało na start 27 Bf 110 – miały osłaniać Ju 87 z I./StG 2 i Do 17 z KG 77 w trakcie ataków na lotniska w Krakowie (Rakowice) i Katowicach.
1. i 2. Staffel nie odnalazły Dornierów, więc skierowały się bezpośrednio do Krakowa. Natomiast 3. Staffel zgubiła Stukasy w drodze do Katowic i tuż przed Krakowem dołączyła do pozostałych dwóch eskadr. Cała formacja Messerschmittów została zauważona z ziemi przez personel III/2 Dywizjonu Myśliwskiego stacjonującego w Balicach. Polacy byli jednakże przekonani, że były to polskie... Łosie!
Mniej więcej kwadrans po godz. 5 każda z eskadr podążyła do wyznaczonego wcześniej sektora nad głównym celem, czyli nad Krakowem. Mimo że kilkanaście polskich myśliwców doskoczyło później do odlatujących bombowców, załogi niszczycieli niczego nie zaobserwowały. W związku z tym niektóre Messerschmitty z 1. Staffel przeszły do lotu koszącego i ostrzelały maszerujące na drogach polskie oddziały wojskowe. Lt. Helmut Lent z 1. Staffel opisał atak na Rakowice w następujący sposób:
Baza lotnicza leży już dokładnie pod nami. Naraz z pola wzlotów, z hangarów i budynków koszarowych wystrzeliwują w górę grzyby eksplozji. Nasze bombowce zrzuciły swój zabójczy ładunek. W dole pojawiają się jasne płomienie. Stopniowo zaczyna strzelać również polska artyleria przeciwlotnicza. Wygląda na to, że wyrwaliśmy ich z głębokiego snu. Ich pociski wybuchają tak niecelnie, że można się z tego tylko naśmiewać. Powoli jednak zaczynają się budzić. Wybuchy zaczynają się do nas przybliżać, wciąż jednak są zbyt daleko, aby zaszkodzić komukolwiek z nas. Tymczasem na ziemię spada atak za atakiem, klucz za kluczem, eskadra za eskadrą przelatują z hukiem nad lotniskiem, a my, niszczyciele, unosimy się nad tym całym dramatem jak orły, które gotowe są rzucić się na swoją ofiarę, gdyby Polacy ośmielili się odważyć, próbować zerwać choćby włos z głowy któremuś z naszych bombowców. Ale nic się nie dzieje. Nalot się skończył. Lecimy do domu troszeczkę rozczarowani. Gdzie podziali się nasi przeciwnicy? Wszystkie nasze marzenia i oczekiwania spełzły na niczym. Na gwałtowne pytania ze strony naszych mechaników, jak tam było, mogliśmy odpowiedzieć jedynie: „Nie widzieliśmy psa z kulawą nogą! 4)
Około godz. 7 niszczyciele wylądowały w Oławie.5) Jedynymi zaobserwowanymi „przeciwnikami” były samoloty Luftwaffe: górnopłatowy Heinkel He 46 z eskadry bliskiego rozpoznania oraz zagubiony Ju 87 z I./StG 2. Dowódca 2. Staffel Olt. Wolfgang Falck tak opisał spotkanie z tym samotnym Stukasem:
Hola! To PZL 23, z którym nawiążę walkę. Kiedy próbowałem nabrać wysokości i ustawić się w pozycji od strony słońca spostrzegłem błysk czerwieni na jego skrzydłach. Teraz byłem już pewien, że mam przed sobą polski samolot. Nie zostaliśmy poinformowani, że standardowe biało-czerwone oznaczenia przynależności państwowej zostały zamalowane farbami maskującymi i teraz widoczne są tylko czerwone pola. Tak więc ustawiłem się za nim i otworzyłem ogień. Na szczęście moje serie nie były celniejsze niż wcześniej ogień strzelca pokładowego samolotu rozpoznawczego [He 46 – przyp.aut.]. Gdy skręcił w bok próbując zwiać, dojrzałem, że walczę ze Stukasem. W tej samej chwili stwierdziłem, że to co uznałem za polską szachownicę pierwotnie było czerwoną literą E. Natychmiast po wylądowaniu zameldowałem o tym wydarzeniu i tak szybko, jak to tylko było możliwe, wszystkie kolorowe oznaczenia na samolotach naszej eskadry zostały przemalowane na kolor czarny. 6)
Po południu 1. Staffel osłaniała Do 17E z I./KG 77 (czas lotu bojowego: godz. 15.09-16.12) atakujące rzekomą polską brygadę kawalerii 15 km na wschód od Wielunia oraz w rejonie Krzeczów – Mokra – Chorzyna – Walków. Po południu eskadra startuje ponownie do lotu bojowego, także z zadaniem zapewnienia osłony bombowcom. Miejmy nadzieję, że tym razem coś się wydarzy. Jednak nic na to nie wskazuje. Celem nalotu naszych bombowców są umocnienia na Warcie w okolicy Wielunia. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie napotkamy tam polskich myśliwców. Startujemy o czasie i lecimy jako osłona. Nalot przeprowadzono, jak oczekiwaliśmy, bez kontaktu z wrogiem. Prawdziwie rozczarowani wracamy ponownie do domu. Gdzie podział się tak wysławiany duch bojowy polskich myśliwców? Teraz, kiedy mogą udowodnić swoje męstwo, nie pokazują się. Jak to się mówi w żargonie lotników – coś tu podejrzanie śmierdzi. 7)
Rozkaz bojowy:
1.) Zwalczanie dywizji kawalerii w rejonie wokół Wielunia.
2.) Ochrona myśliwska [dla] K.G. 77 w kierunku Łodzi i Dęblina.
Przebieg walki:
Odn. 1.) Przeprowadzono bez strat.
Odn. 2.) Przeprowadzono ochronę myśliwską. Walka powietrzna nad celem.
Sukcesy:
4 PZL 24 zestrzelone w płomieniach,
2 PZL 24 prawdopodobnie zestrzelone (nie w płomieniach).
Straty:
1 Bf 110 spadł w płomieniach nad własnym terenem. Uffz. Mutschele [Mütschele – przyp.aut.] wyskoczył na spadochronie. Gefr. Blum zginął!
1 Bf 110 zaginął. Oblt. Nagel, Uffz. Lochbaum.
1 Bf 110 Leutn. Böhmel musiał przymusowo wylądować na niemieckim terenie, załoga zdrowa.
1 lot bojowy 09.35-12.00 2. Staffel z 10 samolotami.
2 lot bojowy 14.45-17.40 rój sztabowy, 1.
i 2 .Staffel razem 23 samoloty. 3. Staffel do Dęblina z 9 samolotami.
Pogoda: chmurnie, słonecznie.
Meldunek o gotowości bojowej:
I./76 całość 27, z zastrzeżeniem 4, gotowe 31.
Zużycie amunicji: km 22800, działko 1970.8)
Jeszcze późnym wieczorem pierwszego dnia wojny I./ZG 76 i KG 77 otrzymały rozkaz: Kampfgeschwader 77 zaatakuje 1 dywizjonem i przydzielonymi 2 eskadrami Z.G. 76 lotnisko Łódź i stację nadawczą (496). Jeżeli lotnisko nieużytkowane, wszystko na stację nadawczą.9) Czas ataku zaplanowano na około godz. 6.00 rano, jednakże tylko przy sprzyjającej pogodzie. Głównym celem bombardowania były polskie samoloty znajdujące się na lotnisku Łódź-Lublinek, celami zastępczymi zaś „południowe lotnisko” koło Łodzi oraz stacja radionadawcza w centrum miasta.
W KG 77 wyznaczono na to zadanie III. Gruppe, która miała się pojawić nad celem w kolejności: 8. Staffel godz. 06.20, 9. Staffel godz. 06.30, 7. Staffel godz. 06.45. Kolejność startu: 8., 9., 7. Staffel. Kierunek ataku: 8. Staffel z południowego wschodu, 9. Staffel z północnego zachodu, 7. Staffel z południowego wschodu. Wysokości ataków: 8. i 9. Staffel atak z lotu koszącego. 7. Staffel atak z lotu poziomego 2000 m nad ziemią (w zależności od sytuacji pogodowej). […]. I./Z.G. 76 towarzyszy 2 eskadrami na drodze lotu 7. Staffel i ochrania atak na lotnisko Łódź.10)
O godz. 5.30 dowódca dywizjonu Hptm. Reinecke podał telefonicznie, że w Oławie panuje mgła przyziemna (widoczność poniżej 1 km) i starty nie są jeszcze możliwe. W związku z tym przesunięto także operację Dornierów. Później zadecydowano nawet, że nie będą bombardowane lotniska, gdyż według meldunku samolotu rozpoznawczego z KG 77, wysłanego rano w powietrze, nie były one użytkowane. Ok. godz. 10 wystartowała jedna eskadra Do 17E (siedem maszyn z 7./KG 77 i dwie maszyny sztabowe), aby zaatakować wyłącznie stację radionadawczą w Łodzi. Jak się okazało – zastępca dowódcy III./KG 77 Maj. Walther Wadehn źle zrozumiał radiowy przekaz przełożonego i dlatego rozkazał start tylko jednej eskadrze Do 17E (z bombami 50 kg). Tym samym został powstrzymany m.in. start kolejnej, drugiej eskadry Messerschmittów, co w praktyce oznaczało osłabienie osłony bombowców (według początkowych ustaleń druga eskadra Bf 110 miała towarzyszyć formacji 9./KG 77). Doprowadziło to w końcu do sytuacji, że polskie myśliwce (w dokumentach pojawia się notatka o ilości ok. 14 (?) „PZL 24” na wysokości 4000 m na południowy wschód od Łodzi, ale w tym przypadku chodziło z pewnością o Karasie VI Dywizjonu Bombowego lecące na bombardowanie kolumn Wehrmachtu w rejonie Częstochowa – Kłobuck) odepchnęły znad celu część samolotów 7./KG 77, które w następstwie tego zbombardowały instalacje kolejowe i łódzki dworzec.
Niekorzystna sytuacja pogodowa spowodowała, że jedynie cztery Dorniery zdołały zrzucić ładunek bomb na wyznaczony cel, jednakże z dużej wysokości (3500 m) i pod ostrzałem silnej obrony plot. Mimo że nie można stwierdzić, aby osłona niszczycieli była bardzo skuteczna, Dorniery powróciły w komplecie do bazy (jeden członek załogi został ranny postrzałem w udo).
Około godziny przed pojawieniem się Dornierów kilka polskich myśliwców z III/6 Dywizjonu Myśliwskiego nawiązało walkę z Messerschmittami na południowy zachód od Łodzi. Lt. Heinz Ihrcke, Lt. Helmut Woltersdorf i Ogefr. Walter Held (strzelec Ihrckego) zestrzelili między godz. 10.00 a 10.05 trzy „P.24”, które uznano im w całości za zwycięstwa prawdopodobne.
Informacje dotyczące tej walki zawarte w polskich źródłach książkowych są bardzo skąpe. Wiadomo tylko tyle, że zostały uszkodzone trzy P.7a ze 162. Eskadry Myśliwskiej (w tym samolot pchor. pil. Ryszarda Łopackiego). Natomiast na P.11 ze 161. Eskadry zginął w nieznanych okolicznościach pchor. pil. Piotr Ruszel, rzekomo zestrzelony przez własne oddziały w rejonie stacji kolejowej Łódź Kaliska. Bardzo ciekawie opisał te wydarzenia ppor. pil. Czesław Główczyński, który zaobserwował walkę z lotniska w Widzewie:
Już słychać strzelaninę nad chmurami. To pierwsza trójka najechała na Niemców. Słychać z nieba pośpieszne szczekanie szwabskich karabinów, to znowu płynne serie naszych P-11, a czasem grubszy gulgot armatek nieprzyjacielskich. Krótka przerwa, to znów huragan wszystkiego naraz. Wreszcie wplątuje się w awanturę artyleria. Ciężkie stęknięcie wystrzału gdzieś spoza dworca kolejowego, drugie, trzecie. Za chwilę dopiero dochodzą znad chmur grzmoty rozprysków. [...] Jakiś dwusilnikowiec niemiecki – trudno poznać jaki typ – wywija się rozpaczliwą akrobacją naszym dwu „pszczółkom”. Za nimi goni trzeci z naszych. Między przeciwnikami wiją się smugi wystrzałów. Długie, proste – od karabinów i długie, wężykowate – od niemieckich armatek. Chwilami nikną za strzępami chmur, wystrzelają w szalonych skrętach, to do góry kołami, to walą się na łeb do ziemi, by znowu z rykiem prysnąć pięknym łukiem w górę. [...] Za chwilę maszyny podchodzą do lądowania. Siada jedna i druga. Za chwilę nadlatuje trzecia i czwarta. Czy to wszystko? Nie, dołem nadlatuje jeszcze jedna – piąta – zatacza krąg i siada. Brak szóstej. Czekamy i nasłuchujemy – cisza. Indywidualista. Zawieruszył się gdzieś pewnie i pęta się po niebie. Major [mjr. pil. Stanisław Morawski – przyp.aut.] dzwoni do maszyn. Stoją obok, więc słyszę odpowiedzi. Dornier prawdopodobnie zestrzelony. Tak, sprawdzimy. Trzy maszyny niezdolne do lotów. W dwóch poważnie uszkodzone silniki, w trzeciej przestrzelony zbiornik. Jedna jeszcze nie powróciła. Piotr Ruszel nie powrócił, pewnie zaraz przyleci. Ale upłynęło pół godziny, godzina, dwie – cisza. Niemcy też jakoś przycichli w południe. Piotr nie wrócił. Zginął w walce. Dopiero wieczorem odnaleziono szczątki samolotu i przywieziono jego ciało.11)
Z treści kilku polskich relacji wynika, że z Messerschmittami walczyło w sumie od pięciu do siedmiu PZL-ów pod dowództwem kpt. pil. Władysława Szczęśniewskiego. Zestrzelenie „Dorniera” nie znalazło żadnego potwierdzenia, co w pełni pokrywa się z niemiecką dokumentacją. Z drugiej strony pogromcą Ruszela mógł być Lt. Ihrcke, który zgłosił prawdopodobne zestrzelenie PZL-a w rejonie Pabianic, czyli bardzo blisko miejsca śmierci Polaka. Najprawdopodobniej na poważnie trafionym samolocie Ruszel zdołał początkowo jeszcze umknąć w chmury. Jednakże jego końcowe uderzenie w ziemię nie zostało już przez Niemców zaobserwowane.
Drugie zadanie, przeprowadzone dopiero po południu, było podobne: eskorta bombowców w kierunku Łodzi. Grupka Messerschmittów wystartowała ok. godz. 16.15-16.20: 14 z nich udało się na swobodne polowanie (Stab i 1./ZG 76). Natomiast pozostała dziewiątka załóg z 2. Staffel miała dołączyć nad Brzegiem do III./KG 77, po przeprowadzeniu bombardowania zaś miała wykonać patrol w południowo-zachodnim sektorze Łodzi (1. Staffel miała się udać w północno-zachodni rejon miasta). W rezultacie 2. Staffel omyłkowo dołączyła do Dornierów z III./KG 76 kierującej się w stronę Tarnowa! Piloci co prawda zauważyli swój błąd, ale zamiast do III./KG 77 dołączyli do bombowców z I./KG 77 lecących na Piotrków!
Pierwsza formacja niszczycieli poleciała do Łodzi przez Wieruszów i Łask. Klucz sztabowy w sile dwóch do trzech maszyn, który zapewne wystartował już nieco wcześniej, mógł się znaleźć nad frontem lub otrzymać powiadomienie o polskim samolocie rozpoznawczym, który należało tam zestrzelić. W polskich przekazach jest mowa o trzech niemieckich myśliwcach, które zaatakowały samotny samolot RWD-14 z 63. Eskadry Obserwacyjnej w rejonie Pajęczno – Dylów. Wszakże jest tam mowa o otwarciu ognia do własnego samolotu przez polską OPL, ale wydaje się, że powolny obserwator uznany za „P.24” został posłany do ziemi o godz. 16.15 przez dowódcę Hptm. Günthera Reineckego (historycy przyjmują jako miejsce zestrzelenia Pabianice ze względu na starcie w tamtym rejonie, do którego doszło później, ale faktycznie mogłoby chodzić o Pajęczno). Zginęła załoga w składzie: por. obs. Marian Kaczorowski (zmarł w drodze do szpitala), kpr. pil. Czesław Menczyk.
Tuż przed godziną 17 koło Pabianic cztery polskie myśliwce III/6 Dyonu zaatakowały dwusilnikowe Messerschmitty z 1. Staffel, które uznały za bombowe He 111. W chwilę później dołączyły do nich m.in. dwa patrolujące P.11 ze 161. Eskadry pilotowane przez ppor. pil. Jana Dzwonka oraz pchor. pil. Edwarda Kramarskiego (Polakom przypisano w Anglii do spółki zestrzelenie jednego „He 111”). Ten atak został odparty przez Olt. Christopha Nagela i Lt. Gerharda Böhmela, którzy pogonili za wiejącymi PZL-ami w kierunku Sędziejowic. Niemcy zgłosili dwa zwycięstwa między godz. 17.00 a 17.05 w rejonie ok. 5 km i 15 km na południowy zachód od Łodzi. W jednym z ostrzelanych „P.24” zginął pchor. Kramarski, który spadł wraz z samolotem w rejonie Emilianowa. Natomiast ranny Dzwonek zdołał umknąć Messerschmittom i po krótkiej chwili udał się z powrotem w kierunku Widzewa, gdzie ponownie przyłączył się do głównej walki III/6 Dyonu. Co w tym czasie działo się w rejonie lotniska – opisał ppor. Główczyński:
Z salonu słyszę zmęczony głos telefonisty. Coś tam leci. Utkwiło mi w uszach: „dziewięć” i „bardzo wysoko”, przechodzą gdzieś z boku, bardzo daleko od nas. Ale oto głos mego zastępcy: Panie majorze, idą na Łódź! Na Łódź! Rzeczywiście, tak to wygląda. Są daleko, poczekamy, czy nie zmienią kierunku. Chwyciłem hełmofon, okulary i na palcach wyśliznąłem się z pokoju. Nikt mnie nie zauważył. Mam dosyć bezpłatnego patrzenia, jak biją się moi koledzy.
Przy maszynach ruch jak cholera! Sześć gotowych, przy trzech jeszcze mechanicy coś grzebią, kilka uszkodzonych. Reszta na zasadzkach na froncie. Z mojej maszyny z trudem wysadziłem młodego kaprala pilota. Sprawdzam amunicję, ciśnienie powietrza, zapinam pasy – gotów. W innych też już siedzą. Nie startujemy, bo wyprawa podobno skręciła.12)
Na niebie pojawiło się nieoczekiwanie dziewięć Bf 109D z 3./ZG 2, które znajdowały się na swobodnym polowaniu. Polacy zamierzali już wystartować, jednakże dowódca 162. Eskadry por. pil. Bernard Groszewski powstrzymał akcję, obawiając się masakry własnej jednostki. Po zniknięciu Messerschmittów nadszedł rozkaz do startu. W powietrze wzbiły się cztery PZL-e, a chwilę później kolejne dwa.
Załadowuję karabin prawy, lewy. Lecimy na południowy zachód. Prędkość mała – maszyny zadarte, aby tylko wejść jak najwyżej. Każdy się skupia. Sześć par rąk, sześć mózgów pracuje z natężeniem. Oczy szukają po niebie. Wreszcie dostrzegliśmy wroga. Wydaje się, jak azjatycka szarańcza. Wali chmarą, masą. Górą suną trzy klucze. Za nimi jeszcze dwie luźne sztuki. Dwusilnikowe dolnopłaty. Ciężkie Junkersy. Dołem dwie trójki jakichś mniejszych, a daleko na horyzoncie jeszcze sześć sztuk. […] Są coraz bliżej. Wielkie, szare. To Messerschmitty-110. Idą z zadartymi łbami pięćset metrów wyżej, jakby ich piloci w ogóle nas nie widzieli, jakby chcieli zignorować i przejść ponad nami (...) zniżają mordy i na pełnym szusie nurkują na nas. Automatycznie rozluźniamy szyk. Jestem na prawnym skrzydle. Leci na mnie potwór. Z trzech paszcz błysnęło, sześć luf rzygnęło ogniem. Oślepiło mnie, hurkot w uszach. Oddałem drążek, położyłem. Mignął obok mnie i daleko w dole zawija skręt. […] Zawinąłem ciasno przez plecy i jeszcze pół nachylonej pętli. Mam go na celowniku na samym krzyżu! Ściskam spust na drążku. Nerwowe wstrząsy kadłuba i płynny łoskot – to moje karabiny grają. Jego strzelec grzmi do mnie. Zaciskam zęby, jestem jak pijany. Widzę tylko jego. Szarozielony potwór i to drapieżne godło na ogonie zapełniają mi oczy. Przerywam, poprawiam i znowu kadłub drga od strzałów. Ryknęło nad głową. Oprzytomniałem. O, cholera. To nowi. Sześć sztuk wpakowało się w nasze kłębowisko. A górą suną te ciężkie, chyba nie odważą się zejść w to piekło. Od dołu ciągną na pomoc dwa nasze. „Mój” sprzed nosa zwiał, skręcił znowu i bierze mnie na cel z boku. Nie daję się i wnet jestem za nim. Ślady strzałów pokrywają się – moje i jego strzelca. Ale trzeci wplątuje się do naszego pojedynku. Ściga mnie. Zaczynam się bronić przed tym, to tamten mnie goni, więc biorę się za niego, a drugi już siada mi na plecy. Podają sobie mnie jak piłkę. Zaczyna mi być gorąco. Nawija się trzeci prosto na lufy, więc puszczam tamtych i strzelam. Przelatuję tuż nad nim i trafiam niebacznie w smugę karabinów kolegi, który praży do Niemca. Kopnąłem stery. Szurnęliśmy obok siebie. Chcę strzelać dalej – stop! Przeładowuję karabiny raz i drugi – nic! Amunicja! Ląduję. Krzyczę o amunicję. […]
Startuję i idę do góry. Nie trzeba już się tak piąć, bo walka toczy się nisko, ale muszę wejść choć trochę wyżej od nich. Widzę z daleka kogoś w opresji. Goni Niemca, a dwaj inni z bliska prażą w niego. Zdaje się pomacali go, bo wywrotem wyrwał się z walki i będzie lądował. Inny bije się z dwoma, dalej to samo. Skoczyłem w środek kłębowiska. Pomagam to jednemu, to drugiemu. Oczy latają na wszystkie strony, chwytają w lot każdą sytuację i przekazują rękom. Myśl przestała pracować, jest zbyt powolna. Mięśniami rządzą odruchy, instynkt. Wtem błysk i płomień. Boże! Nasz się pali!!! „Czwórka” się pali! Dzwonek w niej siedzi. Był na zasadzce, przyszedł nam w pomoc i sam leży (...) młody Malinowski już ma zbrodniarza i daje mu cięgi. Niemiec ucieka. Jednak nie uszedł przed karą – w parę minut zostały z niego tylko końce płatów i ogona. Wkrótce i następny został strącony. Reszta zwiała. Wylądowaliśmy.13)
Dzwonka zestrzelił o godz. 17.10 Lt. Helmut Lent (w czasie 2 wojny światowej uzyskał 110 zwycięstw powietrznych, głównie w nocy), który tak to opisał:
Trzysta metrów pod nami, prawie przeciwnym kursem leciał PZL 24. Niestety Polak o wiele za wcześnie odkrył mój atak, wykonał manewr obronny i wyrwał w dół. Co za bydle! Szkoda, że umknął. Jednak zbyt długo nie musiałem się złościć. Nieco wyżej szybko zbliżała się w moją stronę kropka, która okazała się być PZL-em. Widocznie wziął mój samolot za bombowiec, gdyż moja maszyna podobnie jak nasze bombowce była dwusilnikowa. Już z daleka zaczął strzelać. Serie z jego czterech karabinów maszynowych widoczne dzięki smugom spalającego się fosforu przemknęły w odległości około 5 metrów nad moją głową. Spokojnie pozwoliłem zbliżyć [mu] się na 400 metrów. Wtedy ja również nacisnąłem na spusty. Po jego niepewnych manewrach można było stwierdzić, że serie dotarły do celu. Jednakże obaj zachowaliśmy zimną krew i utrzymywaliśmy kurs, zbliżając się coraz szybciej. W ostatniej chwili poderwałem moją maszynę w górę odbijając w lewo. Przeciwnik przydusił maszynę w dół w prawo. Mój radiotelegrafista mógł dostrzec jedynie smugę dymu ścielącą się za nim, a potem wróg zniknął w dole. Szkoda, że się nie zapalił. Nie miałem nawet czasu dalej o nim myśleć. W odległości 1000 metrów przed nami któryś z Polaków wyrwał się z kłębowiska walczących maszyn, aby nabrać wysokości i z góry od strony słońca uderzyć na jednego z moich towarzyszy. Ale, poczekaj tylko chłoptasiu. Chowając się w cieniu jego statecznika zacząłem wznosić się pod nim. Zacząłem drżeć ze strachu, że przeciwnik znowu mi umknie. Jednak nie, nie widział mnie. Ze 100 metrów otworzyłem ogień. Wtem zaczął się palić. Jego płonące szczątki poleciały w kierunku ziemi. Mój radiotelegrafista i ja podnieśliśmy z radości ręce do góry. Była to w tym momencie jedyna możliwość wyrażenia radości z odniesionego zwycięstwa. Nie dało się nawet podskoczyć do góry bo przypięci byliśmy pasami do foteli. Mój stary boczny, Feldwebel Jänicke, który przez cały czas mi towarzyszył, uśmiechał się całą gębą w swojej maszynie i kiwał do mnie. W końcu w pewnej mierze był to także jego sukces. Przede wszystkim dlatego, że pozostając blisko mnie przez ten cały czas osłaniał mnie od tyłu.
Ponieważ podczas tej kotłowaniny oddaliliśmy się nieco od rejonu działania naszej eskadry, zmieniliśmy kurs aby poszukać pozostałych samolotów. Nie znaleźliśmy jednak na to czasu, ponieważ ponownie zobaczyliśmy następnego Polaka, który wznosił się do góry. Zgodnie ze sprawdzonym wzorem spróbowałem jeszcze raz podkraść się od tyłu. Jednakże ten gość był ostrożniejszy niż jego wcześniej zestrzelony kolega. Rozpoznał moje zamiary i wykonał unik próbując umknąć. Tym razem jednak podniecony walką pognałem za nim. Na pełnym gazie, wraz z moim bocznym, który trzymał się blisko, zniżyliśmy się aż do ziemi. Chłopczyna zamierzał umknąć nam lotem koszącym. Ale następowaliśmy mu na pięty. Znalazłszy się w prawdziwych opałach zamknął gaz i niemal zawisł w powietrzu tańcząc na granicy przeciągnięcia. Niestety w mojej szybkiej maszynie nie byłem w stanie powtórzyć takiego manewru. Przeleciałem obok niego, szybko się oddalając.14)
W tym samym czasie zwycięstwo prawdopodobne nad kolejnym „P.24” zgłosił Olt. Gordon Gollob. Wydaje się, że przeciwnikiem późniejszego asa Jagdflieger (150 zwycięstw) był ppor. pil. Tadeusz Koc ze 161. Eskadry, którego P.11 został silnie postrzelany. Natomiast plut. pil. Marian Domagała otrzymał krótko po starcie celną serię pocisków w sam środek kadłuba (zbiornik paliwa!). Benzyna zalała pilotowi twarz i ręce, jednak zdołał się wyrwać przeciwnikowi i wylądować na lotnisku. Najwidoczniej był to PZL trafiony już wcześniej przez Lenta, ale po powrocie do bazy Niemiec zgłosił jedynie jego „ostrzelanie”.
Polskie źródła sugerują, że do Dzwonka wiszącego na spadochronie miał strzelać pilot Messerschmitta, ale kpr. pil. Jan Malinowski ze 162. Eskadry zdołał go zestrzelić niedaleko Pabianic. Należy zaznaczyć, że jest mało prawdopodobne, aby w trwającym starciu powietrznym z kilkunastoma kręcącymi akrobacje samolotami jakiś pilot miałby czas na przymierzanie się czy nawet strzelanie do skoczka tak, by samemu nie stać się jednocześnie ofiarą ataku przeciwnika. Notabene 1. Staffel nie straciła nad polskim terenem trzech Bf 110C, lecz tylko jeden z kodem kadłubowym M8+AH (i numerem fabrycznym Wk Nr 948), który z niepracującym prawym silnikiem usiadł na brzuchu koło Dąbrowy przy drodze Pabianice – Bełchatów (5 km na południe od Pabianic). Podczas lądowania Messerschmitt całkowicie się przepołowił. Jego pilot Olt. Christoph Nagel odniósł obrażenia, ale przeżył kraksę i dostał się do niewoli. Według zeznań miejscowej ludności niemieckiej złapanego „Feldwebela” pobito i odprowadzono na tyły. Drugi członek załogi – jakiś „Unteroffizier” – zginął. Był to strzelec Nagela, Uffz. Ernst Lochbaum, który faktycznie poniósł śmierć. Okazuje się, że pretensje do tego Messerschmitta zgłosiło kilku pilotów – m.in. także podporucznicy Główczyński i Koc.
Pokłóciliśmy się z Tadkiem (Kocem – przyp.aut.) o tego drugiego Messerschmitta. Wprawdzie „szliśmy” za nim obaj, ale jakieś dobre dwa kilometry przed finałem byłem tuż za nim. Leciał tylko na lewym silniku. Aż wreszcie trafiłem i pilota, bo rąbnął o ziemię, aż się na kawały rozleciało gracisko.15)
Widocznie Nagela początkowo celnie ostrzelali Dzwonek z Kramarskim, za co obaj jednak drogo zapłacili. Dzwonek miał przy tym dużo szczęścia, gdyż udało mu się w miarę cało wywinąć spod luf Böhmela. Odniesione uszkodzenia nie pozwoliły Nagelowi chwilę później nabrać wystarczającej prędkości i stał się łatwym łupem dla pozostałych PZL-ów.
W drodze powrotnej do Oławy 1./ZG 76 poniosła kolejne straty. W rejonie Byczyny (Pitschen) formację ostrzelała niemiecka artyleria przeciwlotnicza, zmuszając do przymusowego lądowania Bf 110C M8+FH. Szkody samolotu wyniosły 40%, ale załoga Lt. Gerharda Böhmela wyszła z tej kraksy bez szwanku. Prawdopodobnie trafienia dział przeciwlotniczych otrzymał także Messerschmitt Uffz. Helmuta Mütschelego, który spadł krótko przed lądowaniem koło miejscowości Zedlitz. Pilot wszakże uratował się skokiem na spadochronie, ale radiotelegrafista/strzelec Gefr. Kurt Bluhm zginął w szczątkach samolotu.
W tym samym czasie dziewiątka Messerschmittów z 3. Staffel eskortowała bombowe He 111 z KG 4, które wzięły na cel dęblińskie lotniska. W rejonie Dęblina Heinkle zostały zaatakowane przez ok. siedem do dziesięciu polskich myśliwców z tamtejszej szkoły pilotażu SPL, przy czym załogi II./KG 4 zaobserwowały zestrzelenie jednego samolotu przez osłaniającego niszczyciela. Sukces potwierdził m.in. dowódca dywizjonu bombowców Obstlt. Wolfgang Erdmann. Faktycznie jeden „P.24” został zestrzelony w płomieniach przez Lt. Hansa Jägera. Było to dokładnie o godz. 16.25. W rzeczywistości Niemiec trafił przestarzały P.7 z kpt. pil. Antonim Wczelikiem za sterami, który sam donosił o walce z dwoma „Do 17” w rejonie miejscowości Ryki.
Rozkaz bojowy: ochrona myśliwska [dla] K.G. 77 w kierunku na Sieratz [Sieradz – przyp.aut.].
Przebieg walki: przed południem lot bojowy przeprowadzono z opóźnieniem ze względu na mgłę przyziemną. Zastosowanie 1., 2., 3. Staffel oraz roju sztabowego, bez spotkania z [nieprzyjacielskimi] myśliwcami, bez ostrzału OPL. Zaatakowano kolej koło Zduńskiej Woli, zniszczono lokomotywy.
Zużycie amunicji: km 3490, działko 836.
Około 13.00 rozkaz przebazowania do Breslau-Gandau. Oddział wydzielony opuścił Oławę około 16.00, eskadra lotna pozostała.
Pogoda: rano mgła przyziemna, w ciągu dnia słonecznie, chmurnie.16)
W godzinach rannych niszczyciele eskortowały Ju 87 z StG 77 w rejonie Sieradza i Zduńskiej Woli, lecz nie napotkały polskich myśliwców. Między godz. 9.10 a 11.46 3. Staffel udała się ponownie w kierunku Dęblina, aby osłonić nalot 27 Do 17Z z III./KG 76, co także wykonano bez żadnych problemów.
Po południu wszystkie trzy eskadry brały udział w eskortowaniu Dornierów z KG 76 i KG 77. Np. w godz. 16.57-18.39 siedem Bf 110B z 3. Staffel poleciało wraz z I./KG 77 w rejon Radomska. Całodniowa działalność bojowa Zerstörergruppe odbyła się bez znaczących incydentów.
Rozkaz bojowy: ochrona myśliwska K.G. 76 w kierunku na Łódź i Minkow-Kielce. [Miechów-Kielce – przyp.aut.]
Przebieg walki: zastosowanie 1., 2., 3. Staffel oraz roju sztabowego z 30 samolotami w czasie od 14.40-16.30. W rejonie Łodzi zauważono 3 Potezy, 1 myśliwca i 4 zapory balonowe. W rejonie Mierkow-Kielce [Miechów-Kielce – przyp.aut.] zniszczono 15 pociągów kolejowych przez Stab i 1. Staffel. Zniszczono magazyn oleju koło Jedrezowa [Jędrzejowa – przyp.aut.].
Zużycie amunicji: km 18920, działko 1270.
Pogoda: przed południem mgła przyziemna, później słonecznie, chmurnie.
Przeprowadzono przebazowanie eskadr lotnych do Breslau-Gandau. Lądowanie około
godz. 16.35.17)
Jednostka operowała tylko raz, osłaniając po południu 27 Do 17Z z III./KG 76. W rejonie Łodzi lotnicy zaobserwowali polskie samoloty, jednakże nie doszło do żadnych walk.
Wieczorem kontynuowano przebazowanie jednostki z Oławy do Wrocławia.
Rozkaz bojowy:
1.) Atak [na] lotnisko Dalików.
2.) Atak na Radom, Dęblin (osłona myśliwska K.G. 77).
3.) Ochrona myśliwska [dla] K.G. 4 w kierunku na Sieratz [Sieradz – przyp.aut.].
Przebieg walki:
1 lot bojowy 05.45-08.00 [04.45-07.00 – przyp.aut.] trzy eskadry i rój sztabowy (28 samolotów). Koło Dalikowa zestrzelono w płomieniach 3 PZL i 1 Fokker F IX. Koło Zduńskiej Woli ostrzelano i zastopowano kilkanaście pociągów; koło Łaska ostrzelano pociąg pancerny.
2 lot bojowy 09.30-11.30 3. [1.] Staffel z ośmioma samolotami. Zapalono (na ziemi) 3 samoloty, 2 PZL 24 zestrzelono w płomieniach.
3 lot bojowy 13.30-15.00 2. [3.] Staffel z sześcioma samolotami. Formacja bombowa nie pokazała się. Ostrzelano nieprzyjacielskie pozycje na wschód od Sieratza. Ataki na kolej Sieratz – Zduńska Wola i dalej na północy. Zestrzelenie nieprzyjacielskiego samolotu rozpoznawczego.
Zużycie amunicji: km 29920, działko 5760.
Pogoda: słonecznie, pochmurno.18)
Na pierwszy lot bojowy startowano już bardzo wcześnie, a mianowicie od godz. 4.45-4.55. Okazuje się, że do pisemnych przekazów jednostki wdarł się mały błąd – przesunięcie w czasie o jedną godzinę do przodu. Ten fakt wynika z dzienników lotów i relacji pilotów. Dlatego także oficjalne zatwierdzenie zyskanych tego ranka zestrzeleń podaje niewłaściwą godzinę
(6.40 zamiast 5.40).
Bardzo owocna była akcja załóg 2. Staffel pod dowództwem Olt. Wolfganga Falcka. Niemiec tak to opisał w relacji opublikowanej w książce propagandowej krótko po zakończeniu
kampanii wrześniowej:
Słaby brzask na wschodzie był sygnałem nowego dnia. Wszyscy oczekiwali w napięciu na nowe zadanie. „Polecenie: Grupa startuje o godzinie 4 minut 45 na swobodne polowanie w rejonie Łodzi z punktem ciężkości w okolicy lotniska Dalików, około 28 km na północny zachód od Łodzi. Prowadzi druga eskadra, eskadry pierwsza i trzecia ustawione z obu stron z tyłu od góry. Jakieś pytania? Dziękuję i życzę myśliwskiego szczęścia!”. [...] Punktualnie o wyznaczonej godzinie mój samolot toczy się po pasie startowym i wznosi się w powietrze. Jest jeszcze tak ciemno, że włączam światła pozycyjne, aby eskadra lepiej mnie widziała i mogła szybciej się zebrać. „Wszyscy naprzód!” – rozbrzmiewa w słuchawkach mojej pilotki, po usłyszeniu meldunku radiooperatora, że wszystkie samoloty eskadry dołączyły i utworzyły szyk bojowy. Po bokach z tyłu powyżej nas widzę, podążające za nami, obie pozostałe eskadry. Przyciskam znajdujący się przede mną na tablicy przyrządów przełącznik przeładowania karabinów maszynowych i działek. Odpowiednie lampki zapalają się na czerwono i uświadamiają mi, że broń pokładowa jest już gotowa na przesłanie Polakom porannego pozdrowienia w myśl przysłowia: „Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje”. Celownik jest ustawiony, wszystko gotowe. Naszym celem jest lotnisko Dalików. [...] Odrzucam na bok mapę, teraz trzeba uważać, wytężać oczy, odnaleźć lotnisko. Znajdujemy się na wysokości tylko 1800 metrów. Naraz boczny mojej drugiej pary daje pełny gaz, wysuwa się do przodu, dolatuje do mnie, kiwa w prawą stronę i raptownym przewrotem schodzi w prawo na dół pociągając za sobą drugą maszynę ze swojej pary. Musiał coś zobaczyć i chciał mi to pokazać. Podążyłem więc za nim. Jest, dostrzegam go! Trójsilnikowy Fokker, łakomy kąsek. W tym samym momencie Leutnant sadowi się tuż za nim i widzę jak smugi świetlnych pocisków rozrywają kadłub samolotu, a Fokker zwala się na nos. Dysponująca przewagą prędkości pierwsza maszyna przestrzeliwuje odkładając zbyt dużą poprawkę. Czy wróg zwali się w dół? Otrzymał już śmiertelny postrzał? Czy może próbuje umknąć? Wtem jednak trafiają go już pociski z drugiego samolotu, ja też przyciskam gaz kierując się za nim – z prawej z przodu widzę białą smugę wydobywającą się z Fokkera – robi się coraz większa – spada – rozbija się i płonie! Leutnant G. [Gräff – przyp.aut.] zaliczył swoje pierwsze zestrzelenie! Ale przecież wrak spadł na jakieś duże pole. Stoją tam, dobrze zamaskowane, dwa samoloty! Udało nam się podać Polakom nie zamówione przez nich śniadanie prosto na środek poszukiwanego przez nas lotniska. Już po chwili nurkują w dół kolejne maszyny – dwie – trzy – cztery, serie z broni pokładowej biją w ziemię, trafiają stojące tam samoloty, z kadłubów których strzelają metrowej długości płomienie. Trzeba jednak kontynuować dalej dzieło zniszczenia, nie można dać Polakom chwili wytchnienia! Musi ich tu być przecież więcej. Ale gdzie? Ogniem karabinów maszynowych, którym próbują nas trafić ukryci gdzieś, zaskoczeni Polacy, nie przejmujemy się. Poranne podchody jeszcze się nie zakończyły, ciągle szukamy „grubego zwierza”! Nabieram wysokości, wznoszę się na 1500 metrów, daję znaki do zbiórki, aby przygotować się do kolejnych działań. Wtem! Cóż to błyszczy się tam z przodu!? Podejrzanie mi to wygląda – śpieszę w tamtą stronę – PZL „P 23” lub „P 43” – polski samolot bombowy – zbliża się po skosie w moją stronę, jest niżej! Odwracam samolot na plecy, zmniejszam gaz i zwalam się w dół. Zupełnie wyraźnie spostrzegam na skrzydłach i usterzeniu czerwono-białe szachownice, polskie znaki rozpoznawcze. Polski obserwator zaczyna strzelać, robi to źle, jego świetlne serie przechodzą obok. Właśnie mam go w środku celownika, tak – jeszcze trochę – teraz – naciskam na spust, zaczynają walić moje karabiny maszynowe. Wtem pojawia się płomień, samolot nieprzyjaciela zaczyna się palić – mijam go w pędzie widząc jak ogarnięty ogniem spada na ziemię rozbijając się na świeżo zaoranym polu. Mój radiooperator wydziera się z radości do mikrofonu. Daje mi znaki wskazując na prawo. Druga maszyna tego samego typu nadlatuje od przodu prosto pod nasz samolot, tuż za nim widzę jednego z naszych. Jest to Leutnant F. [Fahlbusch – przyp.aut.] – który otwiera ogień – Polak zapala się, spada w dół, rozbija się. Dalej, dalej! Nasze zadanie idzie doskonale. Zakręcam, gdzieś z tyłu spostrzegam jeszcze jednego PZL – nie – nie widzę go już, pozostaje po nim tylko smuga ognia, dym, a potem błysk, uderzenie o ziemię, jego pogromca Leutnant U. [Üllenbeck – przyp.aut.] rozpoznał moją maszynę dowódcy eskadry i zbliżył się do mnie, aby rozpocząć zbiórkę eskadry. Pokładowy zegar wskazuje dokładnie godzinę 5.43. Sześć słupów dymu znaczy przebytą przez nas drogę. Przeszukujemy niebo i ziemię – pusto. Tutaj powietrze jest już czyste, ale my nie zaspokoiliśmy jeszcze naszej żądzy działania. Rzut oka na wskaźnik poziomu paliwa uświadomił mi, że musimy myśleć o drodze powrotnej, jednakże nie powinno nam to przeszkodzić w wykonaniu po drodze jeszcze jakiejś małej „robótki”. Nie potrzebowaliśmy zresztą jej długo szukać. Na dworcu Zduńska Wola panuje ożywiony ruch, przetaczają się lokomotywy, pociągi towarowe, transporty wojskowe, nasze serca lotników jednostek niszczycielskich raduje jednak najbardziej widok pociągu pancernego. Widząc ten obraz kieruję całą eskadrę w dół otwierając ogień ze wszystkich luf. W naszą stronę strzela lekka artyleria przeciwlotnicza, a także karabiny maszynowe. My jednak ćwiczyliśmy w ostatnim czasie „dziurkowanie” lokomotyw tak często, że nic nie jest w stanie nam przeszkodzić. Z lokomotyw zaczynają wydobywać się z sykiem strumienie pary, wygląda to tak, jak gdyby ich dusze uciekały do nieba. Pociągi stają, tu eksploduje lokomotywa, a tam płonie pociąg towarowy. Wznosimy się do góry, teraz czas na lokomotywownie i hale, które wyglądają na fabrykę wagonów. Serie dziurawią dachy, wznoszą się tumany pyłu, pojawia się dym, a potem płomień – pod nami roztacza się obraz zniszczenia i chaosu. Atak zakończony.19)
Fokker zestrzelony na samym początku należał do 11. Eskadry Bombowej. Wystartował w Kucinach tuż po godz. 5. Zauważywszy powolny transportowiec, Falck zlecił Lt. Gräffowi, żeby zajął się przeciwnikiem. Plut. pil. Julian Pieniążek zdołał wprawdzie posadzić maszynę na ziemi koło Puczniewa, ale lądowanie zakończyło się doszczętnym rozbiciem samolotu. Kpr. mech. Bolesław Szczepański przeżył kraksę, odniósł przy tym rozliczne rany postrzałowe. Natomiast poległ znajdujący się na pokładzie nowo mianowany dowódca 12. Eskadry Bombowej, kpt. obs. Jan Baliński.
Po przebyciu około 20 km natknęliśmy się na 9 myśliwskich samolotów niemieckich Me-109 [Me 110 – przyp.aut.], które dochodziły nas z tyłu. Byliśmy na wysokości około 350 metrów. Niemcy będąc o wiele wyżej rozdzielili się na dwie grupy: 6 samolotów wzniosło się ponad nami, pozostałe podeszły od dołu z tyłu i one właśnie będąc w „polu martwym” oddały do nas serie z działek pokładowych i km-ów. Zostaliśmy trafieni: kpt. Baliński wbrzuch, a ja – w podstawę palców lewej stopy. O jakiejkolwiek obronie nie było mowy. Zaczęliśmy łagodnie (mówiąc delikatnie) spadać. Dzięki przytomności plut. pil. J. Pieniążka z zimną krwią i opanowaniem doprowadził Fokkera do niezbyt stromego zetknięcia z ziemią. Po kapotażu samolot uległ rozbiciu. Niemcy strzelali dalej chcąc samolot zapalić. Podczas wyczołgiwania się spod samolotu do pobliskiego stogu zboża zostałem trafiony w prawy łokieć. Gdy Niemcy odlecieli, miejscowi ludzie zabrali nas do wsi Puczniew n. Nerem (ok. 30 km na zachód od Łodzi).20)
W międzyczasie w Dalikowie Niemcy odkryli dwa samoloty, które opisali jako francuskie Potezy 23/63. Lt. Lent z 1. Staffel zgłosił zniszczenie jednego z nich ok. godz. 5.30, mniemając, że zestrzelił być może polski pościgowiec PZL-38 Wilk. W rzeczywistości były to wyłącznie Łosie Brygady Bombowej. Jeden z nich został tego ranka uszkodzony podczas awaryjnego lądowania (załoga por. obs. Ignacego Szponarowicza z 12. Eskadry Bombowej). Drugi musiał być samolotem zniszczonym już dzień wcześniej podczas bombardowania lotniska przez Heinkle z I./KG 53.
Zaraz po zestrzeleniu Fokkera na horyzoncie pokazały się trzy PZL-e P.23B z 32. Eskadry Rozpoznawczej. Karasie właśnie wystartowały w Skotnikach i zostały niemalże natychmiast ściągnięte na ziemię jak bezbronne kaczki, jeden za drugim. Zwycięskimi pilotami okazali się: dowódca eskadry Olt. Wolfgang Falck, Olt. Gustav Üllenbeck i Lt. Helmut Fahlbusch. Załoga w składzie: ppor. obs. Jan Bruski, kpr. pil. Henryk Rejak, kpr. strz. Kazimierz Hadyniak zginęła w P.23B nr ser. 44-109 nad Parzęczewem. Załoga w składzie: por. obs. Edward Maliszewski, kpr. pil. Tadeusz Westfal, kpr. strz. Józef Nietzke skapotowała w Karasiu nr ser. 44-122 koło Piaskowic. Strzelec poległ, natomiast reszta załogi odniosła rany (por. Maliszewski zmarł 25 września). Załoga w składzie: por. obs. Alfons Nowak, kpr. pil. Bolesław Szczepański, kpr. strz. Antoni Walczak wyskoczyła na spadochronach z trafionego Karasia nr ser. 44-132 nad Puczniewem.
Następne zadanie między godz. 9.30 a 11.50 przeprowadziła 1. Staffel, osłaniając naloty Dornierów z I./KG 76 w kierunku Radomia i Dęblina. Już o godz. 10.35 Olt. Gordon Gollob natrafił na południe od Dęblina na samotny polski samolot, którego typu nie był w stanie określić z całą pewnością. W ten sposób w dokumentach figurują „P.24” lub PWS-26. Najprawdopodobniej był to jednak faktycznie PWS-26 z Plutonu Łącznikowego Nr 1 zestrzelony nad Gniewoszowem. W szczątkach samolotu poległ kpr. pil. Mieczysław Rabinowicz. W tym samym czasie Lt. Helmut Lent zapalił podczas ataku koszącego jakiś dwupłatowiec odstawiony na lotnisku. Kwadrans później pokazała się para polskich myśliwców z III/2 Dywizjonu Myśliwskiego oraz szóstka powolnych P.7 z SPL Ułęż. W krótkim starciu Hptm. Horst Pape (10 km na południowy wschód od Dęblina) oraz jego radiotelegrafista Uffz. Herbert Jacobi (koło Bobrowników) zgłosili jedno zwycięstwo pewne i drugie prawdopodobne. O godz. 11.00 kolejne pewne zestrzelenie uzyskał Ofw. Gerhard Herzog. Jego przeciwnikiem miał być kolejny dwupłatowiec PWS-26. Faktycznie Herzog mógł zestrzelić starego Poteza XXV z CWL pilotowanego przez lotnika czechosłowackiego. Polski samolot uległ rozbiciu (kpr. pil. Imrich Gablech).
O starciu z Messerschmittami donosili m.in. ppor. pil. Wacław Król i kpr. pil. Piotr Zaniewski ze 121. Eskadry Myśliwskiej. Jeden z przeciwników („Do 17”) miał być zestrzelony gdzieś w rejonie Borowiny, jednakże niemiecka dokumentacja nie potwierdza takiej straty. Kpr. Zaniewski tak opisał walkę w 1945 r.:
W czasie patrolowania mostów Dęblin Puławy dowódca klucza ppor. Król Władysław zaatakował zgrupowanie 8 Do 17 bombardujących lotnisko Dęblin z przewagą wysokości około 2000 m. Będąc No 2. w kluczu zaatakowałem jedną z maszyn zgrupowania oddając 3 długie serie z odległości 80-100 m. Wyniku walki nie widziałem, gdyż zostałem zaatakowany przez dwie inne maszyny Do 17. Walka przesunęła się na północ znad lotniska Dęblin, następnie Do 17 mając nadmiar szybkości odeszły w kierunku zachodnim.21)
Wracając do Podlodowa, Polak zauważył rzekomo na ziemi wrak Dorniera, ale to mogły być jedynie szczątki jakiegoś zestrzelonego polskiego samolotu.
Ostatnie zadanie w tym dniu przeprowadziła 3. Staffel, eskortując powracające z bombardowania Dorniery z I./KG 77. Zaplanowana ochrona Heinkli z KG 4 w okolicy Sieradza nie doszła do skutku. Oprócz ostrzelania celów naziemnych eskadrze udało się zestrzelić samotny samolot rozpoznawczy typu R-XIII, którego o godz. 14.30 strącił Ofw. Georg Fleischmann na wschód od Sieradza. Przynależność tego samolotu nie jest znana.
Rozkaz bojowy:
1.) Ochrona myśliwska [dla] K.G. 77 w rejonie Piotrków – Tomaszów Maz. i na południe.
2.) Ochrona myśliwska [dla] K.G. 76 w rejonie Tomaszów – Roma [Rawa – przyp.aut.]
i na zachód.
Przebieg walki:
1 lot bojowy z rojem sztabowym i trzema eskadrami z 30 samolotami. W wyznaczonym rejonie ostrzał OPL 2 cm i 4 cm. Lot bojowy wykonano w czasie 07.15 do 09.31. 1 PZL 24 zestrzelony w płomieniach. Bez strat.
2 lot bojowy z rojem sztabowym i trzema eskadrami w czasie 13.20 do 15.30 z 23 samolotami. Silny ostrzał OPL w rejonie Tomaszów – Łódź. Prawie wszystkie drogi są zatłoczone. Zestrzelono
2 PZL 24. Bez strat.
Zużycie amunicji: km 6775, działko 739.
Pogoda: pochmurnie, słonecznie.22)
Pierwsze zadanie przeprowadziła 2. Staffel w osłonie II./KG 77. Formacja udała się w rejon Piotrków – Tomaszów. Koło Zduńskiej Woli Lt. Helmut Fahlbusch natrafił na PZL-a, którego posłał w płomieniach do ziemi dokładnie o godz. 8.00. Być może był to któryś z dwóch, ewentualnie trzech PWS-26, które zostały zestrzelone podczas przelotu do Lublinka właśnie w okoli-
cach Zduńskiej Woli.
O godz. 8.15 w powietrze wyszła 3. Staffel. Osiem Messerschmittów spotkało się nad Brzegiem z 18 Dornierami z III./KG 77. Koło Turka pokazało się ok. dziesięciu polskich myśliwców z III/3 Dywizjonu Myśliwskiego. Wynikiem walki było zestrzelenie o godz. 9.45 jednego „P.24” w rejonie Brudzewa oraz kolejnego PZL-a pięć minut później na wschód od Turka. Zwycięstwa zostały zaliczone Lt. Hansowi Jägerowi oraz Ofw. Georgowi Fleischmannowi. Jednakże Bf 110B Fleischmanna z kodem kadłubowym M8+GL powrócił na lotnisko z niepracującym lewym silnikiem. W 132. Eskadrze odnotowano uszkodzenie samolotu pilotowanego przez kpr. pil. Leona Skarbeckiego oraz zestrzelenie i skok na spadochronie rannego pchor. pil. Jana Malińskiego. Ten ostatni twierdził później, że spotkał w szpitalu strzelca pokładowego zestrzelonego przez siebie Messerschmitta. Ów Niemiec (radiotelegrafista) nazywał się Ernst Ostdörfer i w rzeczywistości należał do załogi He 111 z 4./KG 26, zestrzelonego 6 września przez myśliwce Brygady Pościgowej.
Kolejne zwycięstwa nad Bf 110 ew. „Do 17” mieli rzekomo odnieść kpt. pil. Franciszek Jastrzębski i pchor. pil. Kazimierz Olewiński. Jednakże 3./ZG 76 nie poniosła żadnych strat.
Niszczyciele z 1. Staffel operowały dopiero w godz. 9.40-11.30. Wszystko wskazuje na to, że zadanie przeprowadzono bez większych incydentów.
Po południu loty zainicjowała ponownie 2. Staffel. Szóstka Messerschmittów eskortowała II./KG 77 w rejonie Tomaszów – Rawa – Brzeziny (godz. 13.27-15.34). Mniej więcej godzinę później podobne zadanie wykonało siedem Bf 110B z 3. Staffel. Niszczyciele udały się w kierunku Radomia. Prawdopodobnie załogi miały osłaniać lot I./KG 77 między Warszawą i Skierniewicami, ale formacje musiały się wzajemnie minąć.
Na zakończenie dnia poderwano w powietrze osiem Bf 110C z 1. Staffel (w godz. 14.35-16.27); eskortę zapewniono tym razem Dornierom z III./KG 76. Mimo że załogi bombowców zaobserwowały jakieś wrogie myśliwce, do walk nie doszło.
W tym czasie para niszczycieli z klucza sztabowego poszukiwała zaginionego przed południem Dorniera z 8./KG 76. Bombowiec, który został zestrzelony przez myśliwce III/3 Dyonu, został odnaleziony przy drodze do Stawiszyna.
Rozkazy bojowe:
1.) Ochrona myśliwska [dla] K.G. 76 w kierunku na Krosno.
2.) Ochrona myśliwska [dla] K.G. 77 w kierunku na Lwów.
3.) Ochrona myśliwska [dla] K.G. 4 podczas ataku na przeprawy wiślane [w rejonie] Zawichost – Anapol [Annopol – przyp.aut.] – Jarosław.
Przebieg walki:
[1 lot bojowy:] rój sztabowy i dwie eskadry 20 samolotami w czasie od 06.30 do 08.30. Bez styku z nieprzyjacielem, słaby ogień OPL
nad Krosnem.
2 lot bojowy: 3. Staffel 8 samolotami w czasie od 06.48 do 11.40, lądowanie w Gliwicach. Lotnisko we Lwowie było obsadzone jedynie samolotami transportowymi i szkolnymi. Lekka OPL przy lotnisku we Lwowie.
3 lot bojowy: 2. Staffel 9 samolotami w czasie od 14.55 do 17.35. Formacja bombowa nie znajdowała się o wyznaczonym czasie w miejscu spotkania (nad Kielcami). Bez styku z nieprzyjacielem. Ataki koszące na nieprzyjacielską baterię na drodze Ilka [Iłża – przyp.aut.] – Solec.
Zużycie amunicji: km 3500, działko 349.
Pogoda: słonecznie, pochmurnie.23)
W tym dniu I./ZG 76 przydzielono do Fl.Div.1 przesuniętej z Pomorza na Śląsk pod rozkazy Luftflotte 4. W skład nowo zorganizowanej dywizji lotniczej weszły pułki bombowe KG 1, KG 4 i KG 55 oraz eskadra dalekiego rozpoznania 2.(F)/121.
Zaraz z rana eskadry niszczycieli udały się do Gliwic, skąd godzinę później eskortowały bombowce w kierunku Krosna (III./KG 76) i Lwowa (I./KG 55); 26 Heinklom towarzyszyło osiem maszyn z 3. Staffel (godz. 8.15-11.37). Natomiast pozostałych 20 Bf 110 udało się nad lotnisko w Krośnie (godz. 8.35-10.15).
Między godz. 14.00 a 15.00 wszystkie Messerschmitty przeniosły się z powrotem do Wrocławia.
Późnym popołudniem 2. Staffel wyznaczono zadanie eskortowania 14 Heinkli z II./KG 4 podczas bombardowania przepraw na Wiśle w rejonie Zawichost – Annopol – Jarosław. Bombowców nie było jednak nad miejscem spotkania (Kielce). Przeprowadzono zatem ataki koszące, podczas których udało się zniszczyć wrogą baterię artylerii. Jeden z niszczycieli otrzymał wszakże trafienie w silnik, lecz wszystkie dziewięć maszyn powróciło cało na lotnisko.
Rozkazy bojowe:
1.) Swobodne polowanie w rejonie Puław.
2.) Ochrona myśliwska dla K.G. 4 w kierunku na Lublin – Radom.
3.) Ochrona myśliwska dla K.G. 4 w kierunku na Lublin – Chełm.
Przebieg walki:
1 lot bojowy rój sztabowy i 2. Staffel z 13 samolotami od 10.50 do 11.50. 2. Staffel została powiadomiona radiem przez 3. Staffel o tym, że w [wyznaczonym] rejonie nie ma nieprzyjaciela, i wróciła z powrotem. Bez styku z nieprzyjacielem.
2 lot bojowy 3. Staffel w czasie od 09.05 do 11.35. Działalność nieprzyjacielskiej OPL w rejonie wzdłuż dróg i torów kolejowych w kierunku ze wschodu na zachód.
3 lot bojowy 3. Staffel w czasie od 16.10 do 18.50. Zaobserwowano kilka nieprzyjacielskich myśliwców; jednak nie doszło do styku z nieprzyjacielem. Wokół Lublina nieprzyjacielska OPL.
Zużycie amunicji: km 2500, działko 320.
Pogoda: słonecznie, bezchmurnie.24)
Zaraz z rana 1. Staffel przeleciała ponownie do Gliwic. Stamtąd nie wykonała jednak żadnych lotów bojowych (powrót do Wrocławia w godz. 16.04-16.32).
Pierwsze zadanie bojowe przeprowadziła 3. Staffel dla 23 Heinkli z II./KG 4. Cała formacja udała się w rejon Lublin – Radom. Oprócz bardzo aktywnej polskiej artylerii plot nie odnotowano niczego szczególnego.
Natomiast swobodne polowanie w rejonie Puław nie trwało długo. Niszczyciele powróciły już po niespełna godzinie na lotnisko. Powód: brak aktywności nieprzyjaciela.
Po południu zadanie eskortowe wykonała jedynie 3. Staffel. Podczas osłony 21 Heinkli z II./KG 4 w rejonie Lublin – Chełm zauważono wszakże jakieś pojedyncze polskie myśliwce, ale do walk nie doszło.
Rozkaz bojowy: Ochrona myśliwska [dla] K.G. 4 w rejonie Lublina.
Przebieg walki: zastosowanie roju sztabowego, 1. i 2. Staffel z 21 samolotami. Zestrzelono w powietrzu 7 samolotów, zniszczono na ziemi 9 samolotów. W całości 13 PZL 24. Własne samoloty zostały dosyć mocno postrzelane w walce powietrznej. Nawaliły 3 silniki, zostały postrzelane spadochron i radiostacje. 1 samolot musiał przymusowo lądować (na własnym terenie).
Zużycie amunicji: km 19170, działko 1221.
Pogoda: słonecznie, bezchmurnie.
Dywizjon rozpoczął przebazowanie do Kielc. Wyruszyły sztab i F.B.K. Eskadry lotnicze pozostały jeszcze w [Breslau-]Gandau.25)
Między godz. 6.46-7.30 formacja składająca się z klucza sztabowego, 1. i 2. Staffel przebazowała się do Częstochowy, skąd przeprowadziła osłonę dla KG 4 kierującego się całością sił trzech dywizjonów nad Lublin. Po bombardowaniu Messerschmitty miały się udać na swobodne polowanie.
Niszczyciele pojawiły się nad Lublinem ok. godz. 9.45, czyli pięć minut później, niż zaplanowano. W międzyczasie myśliwce Brygady Pościgowej próbowały się dobrać do skóry bombowcom, jednak mało skutecznie. Nad celem jeden z PZL-i zaatakował Heinkla Kommodore KG 4, ale został w porę zestrzelony przez czujnego pilota Messerschmitta.
Obecność nadciągających nad miasto Bf 110 spowodowała, że PZL-ki błyskawicznie wzięły nogi za pas. Dlatego „stodziesiątki” zeszły do lotu koszącego i ostrzelały odstawione „myśliwce” na lotnisku w Świdniku. W sumie Niemcy zgłosili zniszczenie na ziemi dziewięciu polskich samolotów, w tym osiem przez załogi Bf 110 (siedem padło ofiarą załóg 1. Staffel). Większość zapalonych maszyn wzięto za myśliwskie „P.24” – w sumie sześć sztuk, ale wydaje się, że były to przeważnie łącznikowe RWD-8, których spora ilość faktycznie uległa zniszczeniu.
W trakcie odwrotu na niebie pokazał się patrolujący klucz P.11 z 152. Eskadry Myśliwskiej. Kpr. pil. Stanisław Brzeski tak to opisał: Spotykamy 12 Heinkli, z których jeden został zestrzelony przeze mnie, drugi przez kpr. Popławskiego. Dowódca klucza wykonał 1 atak, w którym zostaje trafiony w amunicję, co zmusiło go do powrotu. Silnik mam także uszkodzony, więc powracam na lotnisko.26) Najwidoczniej zaraz na początku starcia ppor. pil. Jan Bury-Burzymski oberwał od strzelca pokł. Fw. Wellenköttera, który zgłosił prawdopodobne zwycięstwo w rejonie Bełżyc o godz. 10.05. Mimo uszkodzeń Bf 110C (kod kadłubowy M8+GH) sięgających 30%, jego pilot Ofw. Gerhard Herzog zdołał bezpiecznie wylądować na macierzystym lotnisku. Także Messerschmitt M8+AH dowódcy eskadry (Hptm. Horst Pape) powrócił z uszkodzeniami rzędu 40%. Pilotowi udało się wcześniej celnie ostrzelać polskiego myśliwca 20 km na zachód od Lublina.
W sumie załogi 1. Staffel zestrzeliły między godz. 10.05-10.10 pięć myśliwców, w tym aż cztery prawdopodobnie – wszystkie ogólnie na południowy zachód od Lublina. Kolejne pewne zwycięstwo zaliczył Olt. Rudolf Rademacher z klucza sztabowego, który o godz. 10.06 strzelał być może do tego samego samolotu co Wellenkötter. Przydzielenie przeciwników do niemieckich zgłoszeń jest niezmiernie trudne, gdyż w walkach wzięły udział samoloty kilku różnych jednostek. M.in. w Świdniku został zainstalowany 7 września klucz myśliwski kpt. pil. Jerzego Orzechowskiego, który zakończył swą krótką działalność właśnie 9 września. Najprawdopodobniej w tym dniu zniszczeniu na ziemi lub po części już w powietrzu uległy wszystkie (trzy?) samoloty tego klucza. W ramach przeciwdziałania Brygady Pościgowej w stronę wyprawy bombowej na pewno wystartowały m.in. dwa P.7a z 123. Eskadry. Ppor. pil. Stanisław Chałupa samotnie ostrzelał samolot dowodzącego KG 4, po czym obskoczyły go myśliwce osłony. Wbrew temu co twierdził Kommodore Oberst Martin Fiebig, atakujący go PZL nie został zestrzelony, lecz uciekł napastnikom skutecznym unikiem. Nikt z załóg niszczycieli nie zgłosił zwycięstwa nad samym Lublinem czy blisko miasta w trakcie dolotu Heinkli do celu.
Na sam koniec kilka niszczycieli, wśród których znajdował się m.in. Lt. Hans-Ulrich Kettling, mogło jeszcze natrafić na przelatujące w rejon Lublina samoloty CWL-1, ale nie wiadomo, czy faktycznie zostało przy tej okazji coś zestrzelone. Wiadomo tylko tyle, że cet. pil. Jaroslav Dobrowolny musiał przymusowo wylądować na P.7a w rejonie Strzeszkowic. Także por. pil. Jan Falkowski z CWL-2 wspominał o gorącej potyczce z ośmioma Messerschmittami w tych dniach, z których jeden miałby się nawet rozbić o ziemię (?!).
Jest pewne, że 152. Eskadra odnotowała przynajmniej dwa silnie uszkodzone P.11, które nadawały się już tylko do remontu fabrycznego (maszyny ppor. Bury-Burzymskiego i kpr. Brzeskiego). Natomiast 1./ZG 76 zgłosiła zaginięcie jednego Messerschmitta. Jak się okazało był to Bf 110C M8+DH z załogą w składzie pil. Lt. Helmut Lent oraz strz. Gefr. Walter Kubisch. Niemcy zostali zaskoczeni przez polskiego myśliwca w trakcie ostrzeliwania polskich samolotów na lotnisku (trzy z nich płonęły już w tym czasie). Kilka pocisków „jedenastki” było celnych, gdyż prawy silnik „stodziesiątki” odmówił nagle posłuszeństwa. Niemiec szybko skierował się na zachód, ale stracił orientację w nieznanym terenie i po przekroczeniu linii frontowej próbował gładko wylądować na jakimś nierównym polu. Ta próba nie powiodła się i samolot uległ niemalże kompletnemu rozbiciu (szkody oszacowano później na 90%). Do wypadku doszło koło wsi Pogorzałe (rejon Kamiennej) ok. godz. 10.15. Niemiec pokonał trasę do Kamiennej (ok. 120-130 km) w jakieś 15-20 minut. Oznacza to, że atak polskich myśliwców nastąpił krótko przed godz. 10. Faktycznie był to trzysamolotowy klucz prowadzony przez oficera taktycznego III/5 Dyonu por. pil. Kazimierza Wolińskiego, który wystartował w alarmie na lecące nad Lublin formacje nieprzyjaciela. Samolot Lenta został zapewne uszkodzony przez por. pil. Mariana Imielę, który donosił jesienią 1939 r. coś niecoś o zestrzeleniu wrogiego samolotu w dniu odlotu eskadry do Zielonki pod Warszawą.27)
Oficjalnie Polakom nie przyznano w Anglii ani jednego zwycięstwa nad Bf 110 względnie „He 111”, aczkolwiek mjr pil. Edward Więckowski podał w sprawozdaniu bezimienne zestrzelenie trzech „He 111”.
Druga eskadra niszczycieli (2./ZG 76) spotkała przeciwnika dopiero w drodze powrotnej w rejonie Kielc. Na północ od miasta Lt. Helmut Fahlbusch zgłosił prawdopodobne zestrzelenie „P.24”. Niemiec trafił samotnego P.11 z 112. Eskadry z por. pil. Wacławem Łapkowskim za sterami. Porucznik ścigał klucz trzech He 111 z klucza prowadzącego II./KG 4 i zaprzestał ataków na nie dopiero gdzieś na południe od Radomia, odnosząc wrażenie, że jeden z bombowców spadł na ziemię. Następnie z dobrego nastroju wyrwał mnie trzask z tyłu podobny do darcia twardego papieru. Znałem ten głos. Poderwałem maszynę. Minął mnie Me 110. Poleciał w lekkim lewym skręcie. Mam wrażenie, że w tej chwili obserwowaliśmy obaj spadającą maszynę (He 111 – przyp.aut.). Bałem się, że mnie zrąbią z tyłu. Obserwowałem z wysokości przeszło 1500 mtr., zerkając jednocześnie na nowego szkopa. Tamten rąbnął w ziemię, a nowy zachodził mi znowu od tyłu. Zacząłem walkę. Nie wiem skąd znalazło się ich coś czterech czy pięciu. Same Me 110. Dziś dobra passa, pomyślałem. Może znów mi się uda.
Z tymi jednak nie poszło tak łatwo. Zrobiły „karuzelę” i stale musiałem wyrywać się, gdyż wciąż włazili mi na ogon. W końcu doszedłem i ja do strzału. Jeden Me 110 zrobił wywrót, ja ściąłem i znalazłem się w ogonie. I seria... Szkop też nie próżnował... Skutek był nieco dziwny. Doznałem uczucia, że moja maszyna zatrzymuje się. Szkop odleciał, ale następnego już miałem w ogonie. Odwalałem skręty w lewo i dół. Szwab został na górze. Spojrzałem na obroty. Było ich „15”. Szarpania za manetkę nie pomogły. Wziąłem kurs na wschód. Szkopy zamiast mnie wykończyć
pozostały na górze.28)
Łapkowski zdołał dolecieć na wschodni brzeg Wisły, w rejon Puław, gdzie rozbił „jedenastkę”. Jest bardzo możliwe, że Polak nieco pomylił szczegóły walki i podał trafienie lewego silnika w bombowcu zamiast w Messerschmicie M8+DK Lt. Fahlbuscha (szkody 20%).
Mniej więcej w tym samym czasie doszło do kolejnej walki w kierunku na południowy wschód od Kielc, w której Lt. Helmut Woltersdorf strącił jednego „P.24”. Kilka samolotów 121. Eskadry Myśliwskiej gnało za Heinklami od Wisły po Radom. Najpewniej tuż przed Kielcami Polakom, wśród których znajdował się m.in. st. szer. Tadeusz Arabski, udało się doskoczyć do Niemców:
Rozpoznano 6 He-111 i 3 Do-17 oraz 6 myśliwskich Me-110 nieco wyżej nad bombowcami, co przekazano nam zresztą z ziemi przez radio. […] Zaatakowana formacja bombowców odpowiedziała gęstym ogniem strzelców pokładowych i zaczęła się rozpraszać w klucze po 3 samoloty. W tym czasie weszły także do akcji Me-110. Spotkanie zaraz przeobraziło się w indywidualne pojedynki. Nieopisany widok. […]
Łączność radiowa przestała praktycznie funkcjonować natychmiast po zaatakowaniu nieprzyjaciela. Podekscytowani walką piloci, rzucają w nadajniki bezładne meldunki z przebiegu swoich pojedynków, starając się przekrzyczeć jeden drugiego. Nawiązuję jednak łączność radiową z prowadzącym Flankiem. Otrzymuję rozkaz zbliżyć się blisko do niego. Za chwilę sygnalizuje: „Uwaga!!!” i piką schodzi w dół. Jako prawy idę drugi za nim. Widzę 2 Me-110, które były dużo niżej, może około 300-400 m. Mamy przewagę wysokości – to wspaniale. Szybkość dochodzi do 390 km, a później do 450 km/h. Przecinamy im drogę przechodząc przez mały „cumulus”. Lecimy prosto z góry, jeden po drugim – oddajemy jedną i drugą serię... Flanek wchodzi Me-110 „na ogon”, zwrotna jest ta maszyna P-11c i znów strzela. Me-110 idzie w smudze dymu do ziemi. Bezpośrednio po tym zaatakowały Flanka inne dwa Me-110. Otrzymał trafienie w taśmy amunicyjne, karabiny maszynowe przestały strzelać. Bezradny i bezbronny – ucieka w „cumulus”. Ze mną było podobnie po oddaniu serii z pikowania – przeszedłem znów do góry – wykorzystując uzyskaną szybkość. Widzę z odległości około 1000 m dwa Me-110 lecące w moim kierunku. Szybka i słuszna decyzja, pikuję do samej ziemi. Walki nie wolno mi przyjąć. Odlatuję lotem koszącym.29)
Polacy dostrzegli w rzeczywistości sześć do siedmiu Heinkli z 6./KG 4 i ok. sześć do dziewięciu Messerschmittów osłony. Plut. pil. Leopold Flanek, jak wszystko na to wskazuje, zdołał powrócić w silnie uszkodzonym samolocie na lotnisko w Kraczewicach.
Po południu I./ZG 76 przebazowała się z Wrocławia do Kielc. W trakcie przelotu Hptm. Walter Reinecke przymusowo wylądował koło Wrocławia, ale już dzień później powrócił do swojej jednostki. Dowódca 2. Staffel Olt. Wolfgang Falck tak wspominał swój pobyt w Kielcach:
Podążając za rozprzestrzeniającym się natarciem armii, przebazowaliśmy się do Kielc w Polsce, gdzie lotnisko zostało tak spustoszone na skutek ataku niemieckiego lotnictwa, że mogliśmy się urządzić jedynie w wypalonych hangarach między wrakami polskich samolotów. Eskadry i personel I./ZG 76 rozłożono wokół lotniska, zaś w nocy postawiono warty, gdyż mieliśmy informacje o partyzantach, którzy mieli się zbierać w pagórkowatym zalesionym terenie wokół naszego miejsca postoju. Zaraz pierwszej nocy doszło do dzikiej strzelaniny; nie dlatego, że zostaliśmy zaatakowani. Eskadrowy personel naziemny ostrzeliwał się wzajemnie w przekonaniu, że oto mają przed sobą partyzantów. Na szczęście to wszystko odbyło się bez rannych czy zabitych.
Tutaj w Kielcach zobaczyliśmy po raz pierwszy, co wojna wyrządziła ludności cywilnej. Widzieliśmy zniszczone wioski wokół, zbombardowane domy w małym mieście oraz groby żołnierzy, polskich i niemieckich obok siebie. Bardzo nas to poruszyło i otrzeźwiło. Chociaż i tak nie wyruszyliśmy na tę wojnę z entuzjazmem. Wprawdzie wykonywaliśmy sumiennie to, co uważaliśmy za nasz obowiązek, w przekonaniu że walczymy dla słusznej sprawy naszej ojczyzny. Jednakże szczęśliwi byliśmy z tego powodu tylko w krótkich, odurzających momentach zwycięstwa.30)
Rozkaz bojowy: swobodne polowanie w rejonie Lublin – Dęblin – Łuków.
Przebieg walki: zastosowanie roju sztabowego i trzech eskadr z 18 samolotami. Bez styku z nieprzyjacielem. W Dęblinie zapalono kilkanaście samolotów.
Zużycie amunicji: km 6150, działko 477.
Pogoda: słonecznie, bezchmurnie.
Eskadry lotnicze przebazowały się do Kielc. Ciężarówki dotarły do Kielc około godz. 15.00.
Około 14.30 w Masłowie był Führer i kanclerz rzeszy, który przywitał I./Z.G. 76. Przedstawienie oficerów dywizjonu.31)
Przed południem został wykonany lot bojowy na swobodne polowanie (rejon Lublin – Puławy – Dęblin – Łuków). W Dęblinie zdołano zapalić na ziemi pięć polskich samolotów. 1. Staffel przeprowadziła zadanie w godz. 9.20-11.30, 3. Staffel w godz. 10.15-12.30.
W tym dniu jednostkę podporządkowano Fl.Div.2, aczkolwiek bez 3. Staffel.
Rozkaz bojowy: swobodne polowanie w rejonie Brześć Litewski – Biała – Siedlce.
Przebieg walki: zastosowanie roju sztabowego i trzech eskadr z 17 samolotami od 15.00 do 17.15. Ataki koszące, na lotnisku Biała zniszczono na ziemi 5 samolotów. 2 zestrzelenia, w tym 1 Fokker F.IX i 1 samolot rozpoznawczy. Zapalono zakład lotniczy, zniszczono 10 samolotów. W Brześciu Litewskim dobrze się układający ogień OPL. Silny, pozornie własny ogień plot. na zachodnim krańcu Warszawy. Przy lotnisku Biała wyeliminowano z walki 1 działo plot.
Zużycie amunicji: km 13875, działko 1294.
Pogoda: słonecznie, bezchmurnie.32)
I./ZG 76 miała przeprowadzić swobodne polowanie na wschód od Wisły ze szczególnym uwzględnieniem rejonu Lublin – Łuków – Dęblin. Jednakże zdołano wykonać tylko jeden lot bojowy. Niszczyciele udały się po południu w kierunku Białej Podlaskiej, gdzie zapaliły na ziemi pięć samolotów. Kolejne 10 samolotów miało ulec zniszczeniu w tamtejszej fabryce, którą także zapalono.
Oba wymienione powyżej zestrzelenia wpisał na własne konto dowódca 2. Staffel Olt. Wolfgang Falck. Niemiec posłał najpierw do ziemi o godz. 16.05 transportowego Fokkera z 4. Eskadry Bombowej pilotowanego przez plut. Antoniego Króla. Samolot próbował umknąć lotem koszącym, jednakże zapalony uderzył w chałupę, która także stanęła w płomieniach. Pięć minut później Falck zestrzelił ok. 12 km na południowy zachód od miasta RWD-8 z 53. Eskadry Obserwacyjnej (ta eskadra przebazowywała się ze Starej Wsi do Brześcia nad Bugiem). Samolot spadł prosto w las z wysokości ok. 100 m. Zginęła załoga w składzie ppor. obs. Stanisław Hudowicz, ppor. pil. Oskar Sobol. Pociski Messerschmittów dosięgły także RWD-14 z załogą por. obs. Stanisława Waszkiewicza, który musiał przymusowo lądować w terenie. Polski obserwator relacjonował o ataku pięciu „Ju 86”, miał jednak duże szczęście, że przy tak potężnej przewadze ogniowej uszedł z życiem.
Rozkaz bojowy:
1. Rozpoznanie lotniska koło Łucka, gdzie znajduje się ponoć 16 samolotów. Atak koszący na drogę Włodzimierz – Łuck.
2. Zwalczanie wozów bojowych koło Piątka, na południowy wschód od Kutna.
3. Atak koszący dwoma eskadrami na kolumny na drogach wokół Chełma i Zamościa.
Przebieg walki:
1 lot bojowy [przeprowadzony przez] 3. Staffel z 7 samolotami. 3 lotniska wokół Łucka nie użytkowane. Na drogach nie zaobserwowano żadnych kolumn. Bez działań bojowych, bez strat.
2 i 3 lot bojowy nie zostały przeprowadzone, gdyż rozkazy dotarły za późno.
Zużycie amunicji: km 200, działko 60.
Pogoda: słonecznie, bezchmurnie.33)
3. Staffel przeprowadziła lot bojowy w godz. 11.30-14.15, podczas którego nie wydarzyło się nic szczególnego. Natomiast 2. Staffel udała się do Wrocławia:
Pewnego dnia, gdy znajdowaliśmy się w Kielcach, moja eskadra otrzymała rozkaz udania się na lotnisko wrocławskie. Musiałem się zameldować u Göringa, który przybył tam swoim specjalnym pociągiem. W następnym dniu mieliśmy go eskortować w jego Ju 52 podczas wizytowania niektórych jednostek bojowych, m.in. i naszego dywizjonu. Przy tej okazji, podczas meldowania się w jego wagonie restauracyjnym, jako pierwszy oficer Luftwaffe otrzymałem od Göringa E.K. II., który został mi wręczony w woreczku celofanowym.34)
W tym dniu I./ZG 76 odwiedził Hptm. Flesch z Fl.Div.1, który sporządził następujące sprawozdanie:
Dywizjon wyposażony w Bf 110C może być używany wyłącznie w promieniu 250 km (wliczając w to walki powietrzne). Tylko jedna eskadra użytkująca Bf 110B (chwilowo 7 samolotów) [3. Staffem – przyp.aut.] mogła operować na dalsze odległości. Eskadra pilnie prosi o wolny dzień, aby umożliwić służbom technicznym przywrócenie sprawności samolotom.
Przy obecnym stanie maszyn możliwe jest przeprowadzenie tylko jednego wylotu w sile całego dywizjonu (17 samolotów gotowych do akcji).
Dywizjon prosi o przydzielenie dwóch nowych samolotów transportowych (Ju 52), ponieważ jeden z dotychczas zastosowanych wypadł z użytku wskutek lądowania na brzuchu, a drugi wylatał już ponad 270 godzin, co rodzi konieczność jego przeglądu. [...] Niezbędnych jest dwanaście nowych Bf 110. […]
Dywizjon prosi o procedurę dotyczącą potwierdzenia zestrzeleń.
Lotnisko Kielce jest całkowicie zapchane tak, że kolejne jednostki nie znajdą już na nim miejsca. [...] Grupa transportowa nie dostarcza paliwa już od 11 września.35)
Rozkaz bojowy: bez.
Przebieg walki: bez.
O 11.45 wystartowała do [z] Wrocławia 2. Staffel 6 samolotami aby zapewnić Generalfeldmarschallowi osłonę myśliwską. Generalfeldmarschall wylądował w Kielcach około godz. 14.30.
Krzyżem Żelaznym II klasy odznaczono: Hptmann Reinecke, Hptmann Pape, Oblt. Gutmann, Oblt. Fahk [Falck – przyp.aut.].
Zużycie amunicji: bez.
Pogoda: słonecznie, bezchmurnie.36)
Zadanie I./ZG 76 w tym dniu polegało na swobodnym polowaniu w rejonie Łowicz – Gąbin – Gostynin – Włocławek – Koło – Łęczyca. Jednakże nie przeprowadzono żadnych lotów bojowych.
Za to w Kielcach Generalfeldmarschall Hermann Göring odwiedził Zerstörergruppe, gdzie wręczył Krzyże Żelazne (Eisernes Kreuz) E.K. II dowódcy dywizjonu i dowódcom eskadr. Olt. Falck tak wspominał ten epizod:
Kiedy następnego ranka Göring był gotowy do odlotu, moja eskadra ustawiła się przed nim. Przywitał porządnie, rozmownie i przyjaźnie pilotów i radiooperatorów, tyle że w śmiesznym stroju. Palił fajkę, a jego wielką czaszkę zdobiła furażerka. Wystartowaliśmy i uformowaliśmy się wokół jego ociężałej „Tante Ju”. Przy tym musieliśmy odbyć cały odcinek do Kielc z wypuszczonymi goleniami podwozia, aby powolnej maszyny Göringa nie pozostawić samej sobie. W Kielcach Göring przeprowadził inspekcję wszystkiego, co należało do Luftwaffe, a znajdowało się na lotnisku. […] Po tym jak program Göringa się zakończył, daliśmy mu znowu osłonę myśliwską z powrotem do Wrocławia.37)
Rozkaz bojowy: swobodne polowanie w rejonie Sochaczew – Kutno – Leczica [Łęczyca – przyp.aut.].
Przebieg walki: bez styku z nieprzyjacielem. Silna OPL lekkich i średnich dział plot. na zachód od Sochaczewa, koło Żychlina ciężka obrona plot. Zastosowano 3. Staffel z 7 samolotami od 07.10-09.10 oraz rój sztabowy z 2 maszynami.
Zużycie amunicji: km 1050, działko 160.
Pogoda: dobra, mgliście, chmury 5/10 2500 m.38)
3. Staffel przeprowadziła wyznaczone zadanie bez szczególnych zdarzeń. Natomiast Messerschmitty z 2. Staffel w dalszym ciągu osłaniały Generalfeldmarschalla.
Rozkaz bojowy: bez.
Lot bojowy: bez.
Zużycie amunicji: bez.
Pogoda: pochmurno, mgliście.39)
W tym dniu nie operowano wcale. Jednakże Zerstörergruppe formalnie wzmocniła lotnictwo specjalnego przeznaczenia F.F. z.b.V.
Rozkazy bojowe:
1. Wolne polowanie w rejonie Warszawa – Płock – Kutno.
2. Atak na nieprzyjacielskie samoloty bombowe i artylerię koło Włodzimierza.
1.) Zastosowanie 3. Staffel z 8 samolotami od 06.20 do 08.30, napotkano 3 nieprzyjacielskie samoloty PZL 24, które lotem niskim w chmurach i w warstwie mgły uniknęły pościgu.
2.) Zastosowanie 1. Staffel z 7 samolotami od godz. 11.15-13.10. Nie doszło do styku z nieprzyjacielem, bez ostrzału OPL.
Zużycie amunicji: km 1880, działko 402.
Pogoda: przed południem bardzo mgliście, później przejaśnienia.40)
Klucz myśliwców napotkany podczas wykonywania pierwszego zadania należał do 132. Eskadry III/3 Dyonu Myśliwskiego. Mjr. pil. Mieczysław Mümler, ppor. pil. Henryk Bibrowicz i kpr. pil. Kazimierz Mazur znajdowali się właśnie w rejonie Sochaczewa, kiedy pokazały się wrogie Messerschmitty. Polacy szybko zrezygnowali z walki i w porę schowali się w chmury. Po powrocie na lotnisko jednostce brakowało aż czterech niszczycieli, które początkowo uznano za zaginione. W rzeczywistości wszystkie cztery Bf 110B wylądowały we Wrocławiu (Ofw. Georg Fleischmann z kodem kadłubowym M8+CL oraz maszyny M8+EL, M8+FL, M8+JL).
Drugi lot bojowy przeprowadzono bez żadnych ważniejszych wydarzeń.
Rozkaz bojowy: swobodne polowanie w rejonie Sochaczew – Płock.
Zastosowanie: rój sztabowy, 1., 2., 3. Staffel z 20 samolotami od 5.35 do 7.50. W [wyznaczonym] rejonie odkryto lotnisko polowe koło Osmarina, na którym stały 2 PZL 24, które zostały zapalone. Ponadto zaatakowano z sukcesem nieprzyjacielskie kolumny i sztaby. 6 samolotów zostało uszkodzonych podczas
lotu ostrzałem km-ów.
Pogoda: pochmurnie, widoczność 10 km.
Zużycie amunicji: km 5300, działko 1460.41)
Podczas wykonywania ataków koszących dwa Messerschmitty doznały tak poważnych uszkodzeń od ognia przeciwlotniczego, że musiały przymusowo lądować w terenie. Podczas kapotażu uległ zniszczeniu Messerschmitt z numerem fabrycznym 1797.
W trakcie godzin przedpołudniowych powróciły do Kielc cztery zaginione dzień wcześniej Messerschmitty z 3. Staffel.
W godz. 14.35-16.08 1. Staffel przeprowadziła lot bojowy, prawdopodobnie w rejonie kotła nad Bzurą, o którym brakuje jednak
bliższych danych.
W następnych dniach nie przeprowadzono już żadnych lotów bojowych. Także 21 września pogoda uniemożliwiła jakiekolwiek starty (ciągłe deszcze). Następujący lotnicy otrzymali w tym dniu Krzyż Żelazny E.K. II: Olt. Hansen, Olt. Gollob, Olt. Gresenz, Lt. Jäger, Lt. Lent, Lt. Fahlbusch, Lt. Kamp, Ofw. Herzog, Ofw. Fleischmann i Uffz. Fresia.
Rozkaz bojowy: bez.
Zastosowanie: bez.
Pogoda: przed południem mgliście, później lepiej, częściowo opady deszczu.
Zużycie amunicji: bez.
Dywizjon przebazował się z Masłowa do Grójca-Kacina. Przed południem odeszły oddziały nielotne. Eskadry lotnicze wystartowały około 14.30 i wylądowały w Kacinie około 15.15.
Część 2. i 3. Staffel udała się do Olmütz w celu wyremontowania samolotów.42)
Kiedy samoloty dywizjonu przelatywały do Grójca, do Olmütz wysłano w sumie dziewięć Messerschmittów w celu przeprowadzenia niezbędnych napraw i przeglądów.
Tego dnia nie latano.
Rozkaz bojowy: ochrona myśliwska nad Warszawą.
Przebieg walki: wystartował sztab i 1. Staffel, w sumie 8 samolotów w czasie 14.25-15.45. Ostrzelano hangary lotniska Mokotów oraz baterię [dział – przyp.aut.].
Pogoda: zachmurzenie 6/10, zimno.
Zużycie amunicji: km 1750, działko 280.43)
Tego dnia wykonano tylko ten jeden lot bojowy. Zadanie przeprowadzono bez strat.
Rozkaz bojowy: ochrona myśliwska nad Warszawą.
Przebieg walki: sztab i wszystkie trzy eskadry przeprowadziły parami 20 lotów bojowych w czasie 07.50-17.50. Nie doszło do styku
z nieprzyjacielem.
Pogoda: przed południem bardzo pochmurno, potem przejaśnienia, bardzo zimno i wietrznie.
Zużycie amunicji: bez.44)
Pomimo braku realnego zagrożenia ze strony polskiego lotnictwa całodniowe bombardowanie Warszawy osłaniały niemalże nieustannie Messerschmitty z I./JG 76 oraz I./ZG 76.
O godz. 17.50 niszczyciele sfinalizowały ostatnie zadanie bojowe tego dnia. Tym samym jednostka zakończyła swą działalność bojową na terenie Polski.
Po kilku dniach odpoczynku rozpoczęto przebazowanie do Olmütz (3. Staffel 28 września w godz. 08.45-10.25, 1. Staffel 29 września w godz. 10.15-11.30). 30 września Kacin opuściła resztka Messerschmittów, które około godz. 08.00 wylądowały w Olmütz. Kolumna transportowa jednostki dotarła na to lotnisko 1 października około trzynastej.
Na początku października 3. Staffel oddała „Berty” i jako ostatnia eskadra Zerstörergruppe także przesiadła się na nowsze Bf 110C. Przezbrojenie odbyło się w Straubingu, dokąd udano się 1 października.
W ciągu następnych tygodni I./ZG 76 przemieszczała się pomiędzy różnymi lotniskami: m.in. Nellingen koło Stuttgartu, Bönninghardt, Dortmund, Gütersloh. W tym czasie wykonano kilka przygranicznych lotów patrolowych, ale przeważnie bez incydentów. Jedynie 18 listopada rozbił się w trudnych warunkach atmosferycznych w rejonie Osnabrücka transportowy Ju 52/3m, grzebiąc w szczątkach 5 członków załogi.
W ostatnim miesiącu 1939 r. zaczęło się robić „nerwowo”. Brytyjskie lotnictwo bombowe zaczęło bardziej regularnie odwiedzać rejon wybrzeża Morza Północnego. Dlatego 15 grudnia I./ZG 76 przydzielono do Stab/JG 1 (dowódca Obstlt. Carl Schumacher) i przeniesiono na lotnisko Jever (na zachód od Wilhelmshaven). Załogi otrzymały m.in. nowe mapy Ostfrieslandu (Fryzji Wschodniej), kamizelki ratunkowe oraz „żółty proszek“, aby w przypadku zestrzelenia nad morzem móc zostać szybko odnalezionym. Już trzy dni później Zerstörergruppe wzięła udział w odparciu dużego nalotu brytyjskich Wellingtonów skierowanych do zwalczania niemieckich okrętów w rejonie Wilhelmshaven.
18 grudnia ok. godz. 14.00 niemieckie posterunki radiolokacyjne i obserwacyjne doniosły o zbliżaniu się większych angielskich formacji w kierunku Jadebusen, Dollart, Wesermünde, Wilhelmshaven i Emden. Po pierwszych drobnych potyczkach z kilkoma Bf 109, które nie przyniosły dużych efektów, myśliwce Luftwaffe rzuciły się z impetem na przeciwnika odlatującego znad celu w kierunku północno-zachodnim. Jako pierwsza jednostka Luftwaffe zwycięskie starcie zaliczyła II./JG 77 na północ od wyspy Langeoog, zestrzeliwując w przeciągu dziesięciu minut pięć Wellingtonów. Część I./ZG 76 włączyła się do walki między godz. 14.35 a 14.45 prawie na równi ze „stodziewiątkami” z 4./JG 77 (dwa zwycięstwa Uffz. Otto Niemeyera). Hptm. Wolfgang Falck trafił Wellingtona lecącego po prawej stronie, nie widział jego uderzenia w wodę, ale bombowiec miał się rzekomo rozerwać jeszcze w powietrzu. Boczny Falcka Uffz. Heinz Fresia także uzyskał pewne zwycięstwo nad bombowcem lecącym po lewej stronie sekcji – zapalił mu lewy silnik, po czym Wellington spadł w płomieniach do morza. Po chwili oba Messerschmitty zdołały ponownie dogonić przeciwnika, przy czym Uffz. Fresia strącił następny bombowiec. Natomiast drugie zestrzelenie Falcka nie znalazło później potwierdzenia. Być może Niemiec strzelał do tych samych samolotów co Uffz. Niemeyer (lub/także Olt. Robitzsch z JGr.101), co w przypadku jego drugiego zwycięstwa uznano widocznie za udowodnione.
Właśnie zostawiliśmy za sobą Borkum kiedy dotarł do nas radiogram naszego punktu dowodzenia. Nieprzyjacielska formacja bombowców zbliżała się do niemieckiej bazy morskiej Wilhelmshaven. Rozkazano nam wziąć kurs na Helgoland na wysokości 4000 m i przechwycić wroga, który musiał przeciąć naszą drogę.
Wszystko odbywało się tak, jak zapowiedział punkt dowodzenia. Zbliżaliśmy się do Helgolandu, kiedy spostrzegliśmy rozpryski pocisków przeciwlotniczych i zaraz potem na horyzoncie płonący wrogi samolot. Potem zauważyliśmy formację bombowców: 22 Wellingtony z trzech różnych eskadr, który robiły wrażenie już bardzo przetrzebionych. Formacja została rozbita. Maszyny leciały w zbyt dużych interwałach, tak że nie mogły się nawzajem kryć. Dałem znak do ataku i podleciałem do bombowca na prawej flance zdezorganizowanej formacji. Krótką wiązką ognia zatrzymałem jego prawy silnik, który natychmiast silnie zadymił, po czym bombowiec poszedł prawym skrętem w dół, do morza.
Mieliśmy jeszcze paliwa na bezpieczny powrót, więc spróbowałem zestrzelić kolejnego. Skręcając na zachód znaleźliśmy jeszcze jeden nieco oddalony bombowiec, który zaatakowaliśmy od tyłu z dołu. Jednakże ten nie spadł od razu do wody jak poprzedni. Musiałem się od niego oddalić, aby zaatakować po raz drugi, i kiedy przybliżyłem się do niego ponownie na odległość strzału, otrzymałem silny ogień obronny. Jednakże po moich strzałach jego oba silniki zaczęły płonąć, więc odchodząc byłem przekonany, że nie da rady dolecieć z powrotem do Anglii. To drugie zestrzelenie obserwował mój boczny Unteroffizier Fresia. Ja nie mogłem dalej śledzić losu mojego przeciwnika, gdyż zaraz po przeprowadzeniu drugiego ataku zatrzymał się mój prawy silnik i gęsty czarny dym wypełnił kabinę. Otworzyłem boczne szybki, żeby móc znowu coś widzieć. Tylny strzelec Wellingtona widocznie trafił skutecznie mój prawy silnik i kiedy tak osłupiałem ze zdziwienia, także lewy silnik zamilkł. A na domiar złego, moja amunicja zaczęła się palić. Natychmiast obrałem południowy kurs w kierunku niemieckiego wybrzeża.45)
Falck zdołał dociągnąć lotem szybowym do lotniska na wyspie Wangerooge, gdzie bezpiecznie wylądował. Zarówno Falck jak i Fresia zaatakowali wyłącznie pięć maszyn z 9. Squadronu, dobrze przetrzebionych już wcześniej podczas walki z 5. i 6./JG 77. Po atakach Messerschmittów aż cztery Wellingtony spadły do Morza Północnego (N2872 zał. Sqd Ldr A. J. Guthrie, N2939 zał. FO J. T. I. Challes, N2940 zał. PO E. F. Lines, N2941 zał. FO D. B. Allison). Kolejny (N2873 zał. FSgt F. C. Petts) rozbił się doszczętnie w rejonie Sutton Bridge z dwoma rannymi członkami załogi na pokładzie. Inny uszkodzony Wellington (N2871 zał. FO W.J. Macrae) wylądował przymusowo koło North Coates (dwóch rannych). Nie jest wykluczone, że Falck strzelał do maszyn: N2941 i N2872, Fresia zaś do N2939 i N2873. W sumie niemieckim pilotom przyznano ok. dwunastu zwycięstw pewnych w pierwszych 30 minutach walki, co jest nieco przesadzone, ale wynika z tego, że nad Wilhelmshaven zaobserwowano całą wyprawę 22 wrogich maszyn i w konsekwencji aż pięć eskadr Messerschmittów było odpowiedzialnych za zestrzelenie powyższych czterech Wellingtonów i uszkodzenie dwóch kolejnych. Najprawdopodobniej pierwszy atak II./JG 77 doprowadził do rozbicia całej wyprawy na dwie części, po tym jak Wellington N2940 lecący po prawej z tyłu, trafiony jako pierwszy z bardzo bliskiej odległości pociskami Olt. Antona Pointnera (5./JG 77), eksplodował w wielkiej kuli ognia. Skutek był taki, że oba klucze 9. Squadronu wyrwały się z formacji i uciekły w kierunku otwartego morza, podczas gdy pozostała szesnastka bombowców zatoczyła jeszcze jedno koło nad Wilhelmshaven, zanim udała się na północny zachód wzdłuż wysp wschodniofryzyjskich.
Szczególnie skuteczny w tym dniu był słynny późniejszy as nocnego lotnictwa myśliwskiego Lt. Helmut Lent z 1. Staffel, który między godz. 14.35-14.45 strącił trzy maszyny w pobliżu Borkum lub nieco dalej na północny zachód od wyspy. Co ciekawe, Lent miał na początku zaobserwować ok. dziesięć wrogich samolotów oraz dwa nieco oddalone, co w miarę dobrze pokrywa się z faktami. Na przedzie znajdowały się trzy klucze Wellingtonów, za nimi kolejny z 37. Squadronu próbujący do nich dołączyć, oraz pozostałe dwie pary maszyn z 37. Squadronu zamykające całą wyprawę.
W rejonie Borkum wszystkie pięć Wellingtonów z 37. Squadronu skończyło swoją działalność. LF-A N2888 (zał. FO P.A. Wimberley) rozbił się na wyspie, LF-P N2889 (zał. FO O. J. T. Lewis) rozleciał się w powietrzu, LF-B N2904 (zał. Sqd Ldr. I. V. Hue-Williams) zaginął po tym, jak w ogniu stanął jego prawy silnik, LF-J N2936 (zał. Sgt H. Ruse) wodował na północ od Borkum, tracąc przy tym dwóch członków załogi, LF-H N2935 (zał. FO A. T. Thompson) spadł do morza jako pierwszy samolot tej eskadry między Schillig i Borkum.
W powojennej literaturze opisano lot bojowy Lt. Lenta w oparciu o jego przekaz w następujący sposób:
Me szybko nabiera wysokości. Przy klarownej milowej widoczności Lent może dokładnie śledzić walki powietrzne. Główna formacja Brytyjczyków stoi teraz na północ od Wangerooge. Niemieckie myśliwce krążą wokół niego. Według Lenta to będzie dywizjon Bülowa [II./JG 77 – przyp.aut.]. Następnie widzi dwa Vickers Wellingtony, które umykają bokiem nad falami w kierunku zachodnim. Kilka minut później Lent jest na tej samej wysokości, po czym atakuje. Vickers Wellingtony posiadają na samym końcu kadłuba bardzo nieprzyjemną wieżyczkę z dwoma km-ami. Dlatego lecąc w formacji, bombowce mają ogromną siłę ognia do tyłu. Inaczej atak flankujący i z przewyższenia, który trafia w słaby punkt Wellingtona. Jest tam martwy kąt, który nie może być ostrzelany przez żaden z sześciu km-ów bombowca. Stamtąd właśnie Lent podchodzi do pierwszego ataku. Otwiera ogień, z całej siły – ale przeciwnik nie pokazuje żadnej reakcji. Następnie Lent porzuca wszelką ostrożność, zawisa za bombowcem na tej samej wysokości i celnym ogniem ucisza strzelca ogonowego. Teraz ma pole do popisu. Po kolejnej wiązce ognia z Wellingtona wydobywa się gęsty czarny dym. Angielski pilot obniża lot – i podchodzi do lądowania na wyspie Borkum! Po kilku sekundach angielska maszyna stoi w płomieniach. Jako jedyny z załogi ratuje się Leutnant P. A. Wimberley. Jest godz. 14.35.
Ale Lent kontynuuje polowanie. Goni za drugim bombowcem w kierunku otwartego morza. Brytyjczyk przemyka trzy metry nad falami. Wiązka ognia, tym razem natychmiast od tyłu, i w raporcie Lenta o zestrzeleniu brzmi to tak: „Oba silniki przeciwnika zapaliły się jasnym płomieniem. Samolot rozleciał się podczas uderzenia o taflę wody.” Czas: godz. 14.40.
Po kolejnych pięciu minutach Lent strąca w ten sam sposób trzeciego, już wcześniej postrzelanego Wellingtona, który spada do morza 25 km na północny zachód od Borkum.46)
Pierwszymi dwiema ofiarami Lenta były zapewne maszyny N2888 i N2889, które leciały po lewej stronie formacji, czyli dosyć blisko wysp wschodniofryzyjskich. Trzeci bombowiec Lenta, najpewniej N2904, początkowo nie znalazł potwierdzenia, gdyż był uważany za już zestrzelony przez innego pilota, być może Olt. Hansa Jägera. Pozostałe dwa Wellingtony (N2935 i N2936) strącili wraz z 10.(N)/JG 26 i II./JG 77 piloci 3. Staffel; Fw. Hans Gröning, Olt. Gordon Gollob i Ofw. Georg Fleischmann zaliczyli po jednym zwycięstwie między wyspami Langeoog i Spiekeroog. Przy tym wydaje się, że piloci niszczycieli przypisali sobie każdy po jednym bombowcu z 37. Squadronu bez chęci podzielenia się trofeami z licznymi pilotami „stodziewiątek”.
Dwa zwycięstwa z udziałem niszczycieli ok. godz. 14.35-14.40 widział Olt. Berthold Jung z 5./JG 77, którego początek kontaktu z przeciwnikiem tak opisał korespondent wojenny:
Kiedy ogłoszono alarm, wziął sobie następny akurat wolny samolot i poleciał na Borkum. Żadnego Anglika w pobliżu. Powrót i lot nad szeregiem wysp wschodniofryzyjskich. Nic. W niespełna 10 minut dotarł nad Wangerooge – wysuniętą najbardziej na wschód. Także tutaj nic. Niskie słońce zimowe oświetla wyspy, ląd i morze, jak gdyby panował niezmącony pokój.
Oberleutnant ma teraz 4000 m wysokości. Dużym zakrętem chce zawrócić, aby jeszcze raz polecieć na Borkum. Wtem widzi, z pozycji ukośnej, obłoczki wybuchów pocisków przeciwlotniczych nad Jadebusen. Wreszcie nadlatują!
Dwanaście Wellingtonów pędzi w zwartej formacji, za nimi cztery odstające. Myśliwiec widzi, że te cztery są obrabiane przez niszczyciele i myśliwce. Dwa spadają w płomieniach.47)
Następnie Jung przybliżył się do przedniej dużej formacji złożonej z nienaruszonych jeszcze 12 (w rzeczywistości 10) bombowców i celnie ostrzelał jednego Wellingtona ok. 20 km na północny zachód od wyspy Borkum (to zwycięstwo nie zostało mu jednak zaliczone).48)
Trzy klucze Wellingtonów stopniowo oddalały się ze strefy zagrożenia. Ale mimo to zostały jeszcze dogonione ok. godz. 15.00 przez samoloty 2./ZG 76. Było to w rejonie 25 km na północny zachód od wyspy Borkum, gdzie Olt. Walter Gresens, Lt. Maximilian Gräff i Uffz. Ernst Kalinowski zgłosili każdy po pewnym zwycięstwie. Wskutek tych ataków N2961 z 149. Squadronu nieszczęśliwie wodował jakieś 40-60 mil morskich przed Cromer (zaginęła zał. FO W. F. Bridena).
Lt. Gustav Üllenbeck (strzelec Uffz. Otto Dombrowsky), którego Messerschmitt zainkasował poważniejsze uszkodzenia postrzałowe, strącił dwa ostatnie bombowce dla I./ZG 76 między godz. 15.00-15.05 dobre 50 km na północ od wyspy Ameland. Załoga powróciła do Jever z niegroźnymi ranami, gdy część serii pocisków przeszyła ich kabinę. Uffz. Dombrowsky tak to opisał po wojnie:
Nagle, co to było? Cienie – pod nami kontury samolotów – maszyna wykonuje błyskawiczny zakręt – natychmiast rozpoznajemy klucz „Vickers Wellington” z typowym statecznikiem rekina. Przechodzą do lotu koszącego. Jeden Wellington, prawy z klucza, stracił kontakt i leci trochę z tyłu. Oczywiście podlatujemy do tego spacerowicza! Wszystko w porządku? Wszystko w porządku, lampy kontrolne km-ów i działek palą się jasnoczerwono. Magazynki wsunięte. Lekkie skinięcie głową Leutnanta Uellenbecka.
Z góry z prawej, przez prawy płat, przygotowujemy się do ataku po szkolnemu. 400 m – 300 – 200 – serie km-ów trafiają – przemawiają działka – maszyna rwie do góry. Już w trakcie wznoszenia widzimy kulę ognia i uderzenie w morze. Hurra (wtedy), zestrzelenie! Poszło jak po maśle!
Pozostałe dwa Wellingtony lecą w zwartej formacji lotem koszącym w kierunku ojczyzny. Ponieważ poprzedni tak dobrze się powiódł, Uellenbeck stosuje ponownie tę samą taktykę.
400 m – 300 – Wellington skręca na nas, nasze serie chybiły celu. Jeszcze jedna próba. Nieprzyjacielska para jest teraz wszakże rozciągnięta i ogień obronny nie tak koncentryczny, ale trzy ataki bez skutku – to kosztuje mnóstwo nerwów! To musi być stary wyga. Zawsze w momencie otwarcia ognia skręcał w naszym kierunku, po czym nasze serie syczały ponad celem.
Czwarty atak. Zamieniamy kilka słów przez intercom: „Dombrowsky, zaatakujemy od tyłu?” Nie mogłem już niczego pomyśleć ani powiedzieć – nasz Me 110 przeszedł już do ataku!
600 m – 500 – 400 – 300 – nagle, łomot, syczenie, trafienia we własnej maszynie, uderzenie w moje lewe ramię. Uellenbeck rwie maszynę w górę, w bezpiecznej odległości. Jednocześnie zauważamy, że nasz atak był skuteczny. Wellington pali się i spada do morza. Widzimy miejsce uderzenia, płonącą plamę oleju.
W naszej kabinie jest dym, czuć opary prochu. Widzę bryzgi krwi. „Uellenbeck”, Leutnant stanął mi w gardle, „Ma Pan ranę w górnej części lewego ramienia! Przestrzał! Uellenbeck: „Faktycznie!” Potem: „Dombrowsky, straciłem orientację, zażądaj Pan QDM!” […]
Nagle, na horyzoncie widzimy Me 109 i 110. Dotarliśmy do Jever. Odetchnęliśmy. Maszyna wytacza się, ziemia nas odzyskała. Nasz znak eskadrowy, biedronka z siedmioma punktami, przyniosła nam ponownie szczęście.
„Powrót z lotu bojowego. 2 zestrzały, załoga ranna”!49) Okazuje się, że Niemiec strzelał do klucza 149. Squadronu prowadzącego całą wyprawę i zdołał uszkodzić N2866 (zał. FO Riddleswortha) oraz zestrzelić N2962 (zginęła zał. FO J. H. C. Speirsa).
Większość niemieckich lotników strzelała do samolotów, których według wielu brytyjskich (i nie tylko) historyków tam być nie mogło. Jest to jednakże jedynie niewłaściwa interpretacja wydarzeń widzianych oczyma historyków. Jej wątpliwość wynika z jednej strony z błędnego opisu trasy dolotu formacji do wyznaczonego celu i ewentualnego zatuszowania psychologicznych skutków ataków Messerschmittów na załogach 9. Squadronu. Z drugiej strony nieco zamieszania wprowadziły dokumenty niemieckie, w których opisano co prawda zgodnie z prawdą dwie grupy bombowców RAF, ale uwzględniając ciągle jedną całościową liczbę brytyjskich bombowców (22), którą następnie narzucono obu formacjom zbliżającym się do Wilhelmshaven i w końcu pomnożono przez dwa (dodatkowe trudności spowodowała niewłaściwa godzina zaobserwowania drugiej nadlatującej formacji RAF – odnotowana w niemieckim dokumencie (14.45). W rzeczywistości oba zgrupowania doleciały do celu dwoma różnymi drogami, połączyły się dopiero krótko przed celem w jedną dużą formację 22 samolotów i następnie znowu się rozpadły, ale tym razem najwyraźniej pod wpływem ataków myśliwców Luftwaffe.
Podsumowując, niemiecka obrona zgłosiła następujące sukcesy (w komplecie nad Wellingtonami): Kommodore JG 1 – 1, II./JG 77 – 13, I./ZG 76 – 15, 10.(N)/JG 26 – 5, artyleria przeciwlotnicza koło Borkum – 1, wodowanie 40 mil morskich na wschód od Cromer (Norfolk) – 1. Razem 36 zwycięstw, przy stracie dwóch zestrzelonych Bf 109 (1 pilot wyskoczył na spadochronie).50) Po jakimś czasie doliczono jeszcze dwa zestrzały 3./JGr.101, co dało końcowy wynik 38 zwycięstw. Aczkolwiek kilkanaście tych zgłoszeń zostało później odrzuconych ze względu na brak świadków.
Wszystko wskazuje na to, że piloci niszczycieli z I./ZG 76 byli odpowiedzialni za zniszczenie aż ośmiu do dziesięciu Wellingtonów. Tym wielkim zwycięstwem dla Zerstörergruppe zakończył się 1939 r.
Przypisy
1) RL 10/322, s. 2.
2) RL 10/322, s. 4.
3) RL 10/322, s. 4.
4) Kriegsanfang von Helmut Lent – relacja.
5) Czas lotu bojowego 1. Staffel/ZG 76: godz. 4.44-6.43. Flugbuch Lt. Lent. Czas lotu bojowego 3. Staffel/ZG 76: godz. 4.36-7.06. Flugbuch Uffz. Petzold.
6) J. L. Campbell – Messerschmitt Bf 110 Zerstörer in action – Squadron/Signal 1977 r., s. 11.
7) Kriegsanfang von Helmut Lent – relacja.
8) RL 10/322, s. 4-5.
9) RL 10/190, s. 252-253.
10) RL 10/210. Angriffsbefehl für den Einsatz auf Lodz. III./Kampfgeschwader 77. Gefechtsstand 2.9.1939.
11) A. Kurowski – Bijcie się z nami Messerschmitty!, Warszawa 1967, s. 150-151.
12) A. Kurowski – Bijcie się z nami Messerschmitty!, Warszawa 1967, s. 152.
13) A. Kurowski – Bijcie się z nami Messerschmitty!, Warszawa 1967, s. 153-155.
14) Kriegsanfang von Helmut Lent – relacja. Por. M. Emmerling – Luftwaffe nad Polską 1939 Cz. I Jagdflieger, Gdynia 2002, s. 38-39.
15) A. Kurowski – Bijcie się z nami Messerschmitty!, Warszawa 1967, s. 155-156.
16) RL 10/322, s. 6-7.
17) RL 10/322, s. 7.
18) RL 10/322, s. 8.
19) Hauptmann Falck: Zerstörer auf „freier Jagd“. Dr. Hans Eichelbaum – Schlag auf Schlag – Die deutsche Luftwaffe in Polen, Berlin 1939, s. 46-51. Por. M. Emmerling – Luftwaffe nad Polską 1939 Cz. I Jagdflieger, Gdynia 2002, s. 83-85.
20) Relacja pisemna Bolesława Szczepańskiego w: J. Pawlak – Polskie eskadry w wojnie obronnej Wrzesień 1939, Warszawa 1991, s. 170.
21) Meldunek pilota o zestrzeleniu z 16.5.1945. Lot.A.IV.2/4. Por. Ł. Łydżba – Krakowski III/2 Dywizjon Myśliwski, Poznań 2012, s. 143.
22) RL 10/322, s. 8-9.
23) RL 10/322, s. 9-10.
24) RL 10/322, s. 10-11.
25) RL 10/322, s. 11.
26) Relacja pisemna kpr. Brzeskiego. J. Pawlak – Samotne załogi, Warszawa 1992, s. 43.
27) Ł. Łydżba – Wileński III/5 Dywizjon Myśliwski, Poznań 2010, s. 96. Imiela nie mógł zestrzelić Heinkla z I./KG 1 jak twierdzi Łydżba (wraz z ładnym malunkiem na okładce książki!), gdyż 152. Eskadra przeleciała do Zielonki dopiero późnym popołudniem. Najpewniej Autor dał się zmylić błędną (wspomnieniową) notatką Imieli w zeszycie ewidencyjnym, że do zestrzelenia miało dojść
„po drodze” do Zielonki.
28) Relacja por. Łapkowskiego w pamiętniku Fericia. J. B. Cynk – Polskie lotnictwo myśliwskie w boju wrześniowym, Gdańsk 2000, s. 319-320.
29) T. Arabski – Alarm ogłoszono o świcie, Biuletyn Historyczny Dowództwa Wojsk Lotniczych,
1974, s. 131.
30) W. Falck – Falkenjahre, Moosburg 2003, s. 108.
31) RL 10/322, s. 11-12.
32) RL 10/322, s. 12.
33) RL 10/322, s. 13.
34) List do autora, 11 stycznia 1996 r.
35) RL 8/141, s. 1-2.
36) RL 10/322, s. 13.
37) W. Falck – Falkenjahre, Moosburg 2003, s. 111.
38) RL 10/322, s. 14.
39) RL 10/322, s. 14.
40) RL 10/322, s. 14-15.
41) RL 10/322, s. 15.
42) RL 10/322, s. 17.
43) RL 10/322, s. 17-18.
44) RL 10/322, s. 18.
45) W. Falck – Falkenjahre, Moosburg 2003,
s. 115-116.
46) C. Bekker – Angriffshöhe 4000, Ein Kriegstagebuch der deutschen Luftwaffe, Klagenfurt
1964, s. 84.
47) Der Adler 1940 Band 2, Hamburg 1977, s. 10.
48) Długo po wojnie Berthold Jung opisał szczegóły tej walki inaczej. Obłoczki wybuchów widział dopiero w rejonie Borkum.(?) Następnie miała się pokazać zwarta formacja złożona już jednak tylko z siedmiu lub ośmiu Wellingtonów oraz, w większym odstępie, cztery kolejne atakowane w tym czasie przez dwa Bf 110. Jung ewidentnie podkoloryzował siłę przedniej formacji RAF pod wpływem powojennych tekstów, co oznacza, że nie powinien był wtedy zaobserwować więcej Wellingtonów niż dwanaście. Faktycznie zaraz potem Jung opisuje swój atak na przednią formację ...dziewięciu (!?) bombowców, co tym razem pokrywa się z faktami. Por. relacja Bertholda Junga z 10 grudnia 1989 r. J. Prien – Geschichte des Jagdgeschwaders 77 Teil 1 1934-1941, Hamburg 1992, s. 129-132.
49) O. K. Dombrowsky – Der 18. Dezember 1939, Die große Luftschlacht über der Deutschen Bucht, Jägerblatt April 1963, s. 8-9.
50) Lagebericht West Nr.119 (abgeschlossen 19.12, 1900 Uhr). Meldungen Generalstab Luftwaffe 19.12.39. 08.00 Uhr.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu