Ciekawość była tym większa, że inaczej niż np. w Moskwie, do mediów nie docierały fotografie, wykonywane podczas przygotowań do wydarzenia. Niemal do końca postronni nie wiedzieli, ilu i jakich nowości można się spodziewać. Dopiero pod sam koniec września odbyły się nad miastem próby lotniczej części defilady, a do centrum miasta zaczęto ściągać sprzęt lądowy. Nawet jednak wtedy nie wszystko było jeszcze jasne.
Defiladowe nowości można zwykle podzielić na trzy kategorie. Do pierwszej należy sprzęt, który stanowi całkowitą niespodziankę dla analityków, ewentualnie istniały na jego temat jedynie ogólnikowe informacje. Do drugiej grupy można zaliczyć sprzęt znany tylko z nieoficjalnych źródeł, np. anonimowych fotografii z Internetu. Trzecią kategorię stanowią konstrukcje, które nie uczestniczyły dotąd w defiladach, choć pokazywano je np. na międzynarodowych salonach czy w oficjalnych materiałach reklamowych itd.
Ku powszechnemu zdumieniu 1 października 2019 r. w Pekinie nowości pierwszej kategorii było bardzo mało. Najważniejszą okazał się pocisk rakietowy DF-17, którego wyrzutnię umieszczono na pięcioosiowym nośniku, podobnym do wykorzystywanego przez wyrzutnię systemu rakietowego krótkiego zasięgu DF-16. Defilujące pociski przenosiły głowice bojowe zdolne do lotu ślizgowego, a zapewne nawet do manewrowania w atmosferze w celu znaczącego zmniejszenia prawdopodobieństwa przechwycenia przez środki obrony przeciwrakietowej. Byłby to więc odpowiednik rosyjskiego pocisku Awangard. Zasadniczą różnicą jest zasięg, a więc i przeznaczenie. Awangard jest systemem strategicznym, natomiast pocisk chiński może podobno pokonać 2500 km. Rozmiary i konstrukcja samego pocisku potwierdzają nie tylko niewielki zasięg, ale i dowodzą, że jako bazę dla nosiciela wybrano sprawdzone, ale niezbyt nowoczesne rozwiązania (być może pocisk DF-15M). Oczywiście, nową głowicę szybującą będzie można dołączyć także do większych i nowocześniejszych pocisków balistycznych. Na tym jednak nie koniec wątpliwości. Otóż szybujące głowice były uproszczonymi makietami, podobnie jak całe pociski i ich wyrzutnie. Jedynie nośniki były prawdziwe. Rodzi się wobec powyższego pytanie, czy DF-17 nie jest zwykłą mistyfikacją? Nie sposób o tym przesądzić. Jak dotąd tajwańskie, japońskie, a przede wszystkim amerykańskie źródła wywiadowcze nie donosiły o próbach chińskich rakiet z takimi głowicami, a ich trajektoria jest tak różna od typowej balistycznej, że ich odkrycie nie powinno stanowić problemu. Być może Chiny chcą opracować taki system uzbrojenia i pochwaliły się tym pomysłem wyprzedzając fakty. Może chodziło o zasygnalizowanie potencjalnym przeciwnikom, a przede wszystkim Stanom Zjednoczonym, że Chiny dysponują bronią, przed którą obecnie trudno się obronić. Relatywnie niewielki zasięg pocisku wskazuje, że jego celem mogłyby być nie tylko „typowe” obiekty lądowe, ale i morskie, np. duże okręty wojenne. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że ChRL informowała już o opracowaniu klasycznych pocisków balistycznych przeznaczonych do zwalczania takich celów. Czy takie rakiety faktycznie istnieją, i jakie są ich realne możliwości, to zupełnie inna sprawa. Ważne jest, że chińskie władze bardzo poważnie traktują perspektywę (ograniczonej?) konfrontacji na morzu.
Wyrzutnia pocisków manewrujących, oznaczonych YJ-12B, także była nowością. Wcześniej pokazywano makiety rakiet „powietrze–ziemia” YJ-12A, a w styczniu br. ujawniono model samobieżnej, lądowej wyrzutni pocisków przeciwokrętowych YJ-12B. Jest to nośnik pięcioosiowy, ale wyrzutnia i pojemniki rakiet są podobne do nieco starszego systemu DF-10A z poddźwiękowymi pociskami skrzydlatymi, wyrzutnię którego umieszczono jednak na nośniku czteroosiowym. Pocisk jest, jak na chińskie standardy, technicznie bardzo zaawansowany – przypomina radziecki 3M80, który Chiny kupiły przed 20 laty wraz z czterema niszczycielami proj. 956E/EM.
Zaskoczeniem była prezentacja podwodnych „bezzałogowców” HSU001. Jednostki miały dwa krótkie maszty do optoelektronicznych systemów obserwacyjnych i anten systemów elektronicznych, co oznacza, że co najmniej część ich zadań ma stanowić obserwacja obiektów znajdujących się na powierzchni wody. Jednak jednostki podczas takiego działania będą relatywnie łatwe do wykrycia. Natomiast do typowych misji dla aparatów podwodnych: wykrywania nawodnych i podwodnych okrętów nieprzyjaciela, prowadzenia prac podwodnych itp. tego typu sensory umieszczone na masztach nie są potrzebne.
Następną nowością, choć w technicznym sensie od dawna oczekiwaną i niezbyt wyszukaną, były bombowce H-6N. To kolejna wersja H-6, czyli radzieckiego Tu-16, oblatanego w 1952 r., a więc prawie 70 lat temu. Główną różnicą w porównaniu z poprzednią odmianą H-6K jest instalacja wysięgnika do pobierania paliwa w locie z zastosowaniem przewodu elastycznego, czyli rozwiązania używanego już w Chinach do tankowania myśliwców. Wysięgnik zamontowano na stałe z przodu kadłuba. Konstrukcyjnie nie jest to wyzwanie, ale efekt jest znaczący – chińskie bombowce mogą atakować znacznie odleglejsze cele, mogą znacznie dłużej patrolować w dużej odległości od własnych baz. Problemem pozostaje ograniczona liczba samolotów-tankowców, łatwość namierzenia oraz przechwycenia jednych i drugich. Co ciekawe, z dziewięciu uczestniczących w defiladzie i identycznie uzbrojonych H-6 tylko trzy należały do nowej wersji, pozostałe były „zwykłymi” H-6K.
Nowością należącą do pierwszej kategorii był z pewnością także niewielki, trzyosiowy pojazd terenowy dla jednostek natychmiastowego reagowania [oferowany na eksport przez NORINCO pod ozn. CS/VP16 – przyp. red.]. Można rzec, że jest to kuzyn dużych quadów, pływający, ale z odkrytym przedziałem ładunkowym i kierowania. Na Zachodzie takie lekkie pojazdy dużej mobilności są określane jako all-terrain vehicle (ATV).
Zapewne do pierwszej kategorii należały także trzy typy stacji radiolokacyjnych, ale nie podano ich oznaczeń, a złożone w położeniu marszowym anteny utrudniały skutecznie ich identyfikację. Na pewno nowe były natomiast nośniki dwóch z nich – pięcioosiowa i czteroosiowa ciężarówka. Dotychczas zespoły antenowe większości dużych chińskich stacji radiolokacyjnych były umieszczane na naczepach o ograniczonej przekraczalności terenu. Na pięcioosiowym nośniku znajdowała się zapewne antena radaru LCQ-776, opracowanego niedawno przez biuro konstrukcyjne przy fabryce w Jingzhou.
Pokazano także znaczną liczbę wozów łączności, rozpoznania radioelektronicznego i walki radioelektronicznej. Nie podano żadnych oznaczeń tych pojazdów, część z nich pojawiała się wcześniej, również anonimowo, na defiladach lub fotografiach z chińskich poligonów, niektóre nie były dotąd znane. Najmniejsze z pojazdów wykorzystywały niewielkie, dwuosiowe nośniki z popularnej rodziny Meng Shi firmy DongFeng, część była zainstalowana w furgonach dwu- i trzyosiowych ciężarówek, a niektóre – na czteroosiowych transporterach opancerzonych ZBL-09 – „chińskich Rosomakach”.
Do drugiej kategorii, czyli sprzętu, znanego z Internetu, ale nie prezentowanego dotąd oficjalnie, należało więcej konstrukcji. Bez wątpienia najważniejszą były wyrzutnie strategicznych pocisków balistycznych DF-41 – odpowiednik rosyjskich Jarsów. Takie porównanie jest jak najbardziej zasadne, wiadomo bowiem, że na początku lat 90. Chiny uzyskały znaczną część dokumentacji radzieckich pocisków 15Ż58 systemu 15P158 Topol i ich samobieżnych wyrzutni 15U128, czyli poprzedników Jarsa. Powszechne zdziwienie powodował brak widocznych efektów tego transferu, spodziewano się bowiem, że „chińskie Topole” pojawią się przed końcem wieku. Zamiast tego pojawiły się słuchy o strategicznym systemie DF-41, którego oficjalną prezentację przewidywano już 10 lat temu. Miały też miejsce zarówno – zapewne celowe, jak i przypadkowe – przecieki w postaci zdjęć kołowych nośników wyraźnie większych, niż były potrzebne dla największych znanych chińskich pocisków balistycznych, a nawet fotografie nośników z cylindrycznymi pojemnikami transportowo-startowymi. DF-41 „na pewno” miały pojawić się na defiladzie przed czterema laty, ale ostatecznie oficjalna premiera nastąpiła 1 października 2019 r. Ani ośmioosiowe nośniki, ani pojemniki rakiet nie zaskakują, gdyż były fotografowane wcześniej. Na dodatek nie są pozbawione podstaw przypuszczenia, że pojemniki to makiety. Dane techniczne pocisków należy uznać za całkowicie niesprawdzalne, gdyż dotąd nie ujawniono ani zdjęć samego pocisku, ani informacji o wynikach jego prób w locie. Według nieoficjalnych informacji ze źródeł „zbliżonych do amerykańskich służb wywiadowczych” samobieżnych wyrzutni DF-41 naliczono na zdjęciach satelitarnych poligonu Jilantai co najmniej 18, trwają też przygotowania do testów rakiet tego typu z wykorzystaniem wyrzutni podziemnej (to też powtórzenie rozwiązania rosyjskiego).
Po raz pierwszy zaprezentowano także pojemniki okrętowych pocisków balistycznych JL-2. Oczywiście, o istnieniu samej rakiety wiadomo od dawna. W dziedzinie pocisków balistycznych odpalanych z zanurzonych okrętów podwodnych i ich nosicieli Chińczycy pozostają od dawna w tyle nie tylko za Stanami Zjednoczonymi i Rosją, ale także Francją czy Wielką Brytanią. Dwustopniowe pociski pierwszej generacji JL-1 o zasięgu tylko ok. 1700 km mogły być odpalane tylko z jednego okrętu proj. 092, który nigdy nie wszedł do służby operacyjnej, pozostając jednostką doświadczalną. Trzystopniowe JL-2 o planowanym zasięgu ok. 7000 km testowano niezbyt intensywnie od 2009 r., a ich nosicielami stały się okręty proj. 094, których liczba powoli rośnie, a docelowo ma ich być prawdopodobnie osiem. Nie ma informacji o ich regularnych dyżurach bojowych na akwenach oddalonych od wód terytorialnych ChRL od czasu pierwszego takiego patrolu, zrealizowanego w 2015 r. Także w tym przypadku nie ma pewności, czy demonstrowane pojemniki były autentyczne, czy były to makiety, czyli kolejna mistyfikacja.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu