Dwudziestego dziewiątego czerwca wojska niemieckie osiągnęły granicę radziecką, aby cztery dni później, 3 lipca 1941 r., dotrzeć do wioski Lica Zachodnia, gdzie rozpoczynała się droga gruntowa do Murmańska. Niemcy napotkali wkrótce dwie dywizje należące do radzieckiej 14. Armii, które stawiły opór. W związku z trudnymi warunkami terenowymi Niemcy powoli przebijali się przez pozycje nieprzyjaciela, a w tym czasie Rosjanie wzmocnili front jednostkami piechoty morskiej z Murmańska. Dzięki temu uzyskali przewagę liczebną nad przeciwnikiem. 22 września, po wielu bezskutecznych próbach przebicia się wojska niemieckie przeszły do obrony. Front ustabilizował się aż do 1944 r.
Niemieckie oddziały z powietrza wspierane były przez kilka wydzielonych jednostek 5 Floty Powietrznej, która stacjonowała w Norwegii i po rozpoczęciu operacji „Barbarossa” zaangażowana została w walkę na dwa fronty. Aby sprostać nowemu zadaniu ze składu 5. Luftflotte wydzielono Fliegerführer Nord (Ost), czyli Dowództwo Lotnictwa Północ (Wschód), które odpowiadało za wsparcie wojsk lądowych. Do działań w rejonie Murmańska wydzielono Einsatzstab z.b.V. Kirkenes (Sztab Operacyjny do Zadań Specjalnych Kirkenes), którego główną siłą uderzeniową były IV.(St.)/LG 1 wyposażony w bombowce nurkujące Junkers Ju 87 B/R oraz II./KG 30 wyposażony w bombowce Ju 88 A-5.
Głównym zadaniem stacjonującego w bazie Banak II./KG 30 było prowadzenie nalotów na port w Murmańsku oraz linię kolejową z miasta na południe w głąb ZSRR. Rosjanie doskonale zdawali sobie sprawę ze strategicznego znaczenia jedynego niezamarzającego portu na Dalekiej Północy i dysponowali wokół miasta dużą ilością samolotów myśliwskich oraz baterii artylerii przeciwlotniczej. Tak duża koncentracja środków obrony przed nieprzyjacielskimi nalotami szybko dała się we znaki pilotom Luftwaffe. Murmańsk stał się wyjątkowo nielubianym celem, a jeden z pilotów bombowych Luftwaffe stwierdził nawet, że wolałby wykonać trzy loty bojowe nad Londynem, niż jeden nad Murmańskiem.
22 czerwca 1941 r. trudne warunki atmosferyczne uniemożliwiły przeprowadzenie pierwszych nalotów przez Ju 88 z II./KG 30. Pogoda poprawiła się jednak już następnego dnia, co pozwoliło na zaminowanie podejść do portu Murmańsk w Zatoce Kola. Podczas pierwszych nalotów na Murmańsk dała o sobie znać liczna artyleria przeciwlotnicza zgrupowana wokół portu. Jednakże pierwszą stratę II./KG 30 poniósł dopiero 24 czerwca w wyniku przeciwdziałania radzieckich myśliwców.
Podczas samotnego lotu mającego na celu rozpoznanie rejonów położonych na północny wschód od Murmańska samolot Ju 88, który pilotował Uffz. Reinhard Schellern zaatakowany został w pobliżu radzieckiego lotniska w miejscowości Wajenga przez uzbrojony w niekierowane pociski rakietowe samolot myśliwski Polikarpow I-16. Pilotem myśliwca okazał się przyszły as lotnictwa Floty Północnej, dwukrotny Bohater Związku Radzieckiego, Boris Safonow. Po długim pościgu Rosjanin zaatakował od strony słońca wystrzeliwując rakiety, z których jedna uszkodziła bombowiec. Niemiecki pilot podjął próbę ucieczki stromym nurkowaniem, ale pociski z broni pokładowej radzieckiego myśliwca okazały się celne i Ju 88 wpadł w wody Zatoki Kola.
Wprawdzie naloty na kolej murmańską nie były tak niebezpieczne jak bombardowanie portu w Murmańsku, ale niemieccy lotnicy musieli cały czas liczyć się z przeciwdziałaniem licznych radzieckich myśliwców. Działania na Dalekiej Północy w pierwszych tygodniach operacji „Barbarossa” tak wspominał Fw. Peter Wilhelm Stahl z II./KG 30:
Nieprzyjaciel na froncie arktycznym dysponował wielokrotną przewagą liczebną w powietrzu. Samoloty nieprzyjaciela były wprawdzie przestarzałe, lecz czynnik ten rekompensowała ich wielka liczba znajdująca się naraz w powietrzu. Stare przysłowie myśliwskie mówi: „Wiele psów to śmierć zająca!” A my lataliśmy w większości przypadków bez osłony myśliwskiej. Niezapomniane w mojej pamięci pozostaną naloty na lotniska naszpikowane Ratami1 i dwupłatowcami starszych typów. Myśliwce te były nieco wolniejsze od naszych bombowców, ale miały większą prędkość wznoszenia i oczywiście były znacznie zwrotniejsze. Podczas nalotów na Warłamowo i Niwę najczęściej wydarzenia przebiegały w następujący sposób: Nadlatywaliśmy na wysokości około 4000 m, w czasie pokonywania ostatniego odcinka dolotu musieliśmy lecieć dokładnie po linii prostej, aby wprowadzić maszyny w idealne nurkowanie na cel. Podczas tej fazy dolotu szczególnie niebezpieczny był ogień artylerii przeciwlotniczej. Regularnie zdarzało się, że nasze maszyny inkasowały wówczas trafienia, które zmuszały pilotów do awaryjnego zrzutu bomb lub nawet powodowały uszkodzenia. W tej fazie walki rosyjskie myśliwce w większości przypadków znajdowały się jeszcze poniżej wznosząc się stadami w naszym kierunku. Ich liczba wynosiła zazwyczaj od 30 do 50 sztuk, a czasami nawet więcej. Kiedy nurkowaliśmy w dół poprzez ich stado na cele punktowe znajdujące się na lotnisku, z ziemi startowały już kolejne roje tych trzmieli. Hans w takich wypadkach otwierał do nich ogień ze swojego działka. Kiedy nasze bomby spadły już na cel nieprzyjaciel rozpoczynał zaciekły pościg. Chowaliśmy hamulce aerodynamiczne i z maksymalną prędkością staraliśmy się umknąć w locie koszącym tuż nad ziemią. Raty wisiały za nami jak roje pszczół. Ostrzeliwały nas wówczas z dalekiej odległości, nie mając nawet cienia szansy na trafienie. Biada jednak temu, który pozostawał w tyle. Rzadko wychodził z takiej opresji bez szwanku.
Ja sam nad Schongui stoczyłem walkę kołową z Ratami, która o mały włos źle by się skończyła. Co najmniej dziesięć z nich wisiało nade mną w powietrzu. Popełniłem błąd, po ataku z lotu nurkowego postanowiłem przeprowadzić jeszcze drugi atak z lotu koszącego, aby ostrzelać cel z broni pokładowej i zrobić kilka zdjęć, zamiast jak najszybciej wziąć nogi za pas. Sądziłem, że Rosjanie, jak zwykle, pogonią za moimi towarzyszami. I to był mój błąd.
Kiedy jeszcze pędziliśmy na małej wysokości nad płytą lotniska, Hein w odpowiednim momencie dostrzegł przynajmniej dziesięć Rat, które lecąc z przewagą wysokości zakręcały w naszym kierunku. Moje szczęście polegało chyba na tym, że natychmiast wyrwałem maszynę w górę naprzeciwko napastników. W ten sposób chociaż na chwilę uzyskałem przewagę, ponieważ nieprzyjaciel najwyraźniej nie był przygotowany na taką reakcję. Wprawdzie otworzyli do nas ogień, ale oczywiście w takiej sytuacji nie mieli szans na trafienie. Ja sam uzyskałem w ten sposób kilkadziesiąt metrów wysokości i mogłem teraz zmierzyć się z wrogiem na bardziej wyrównanych warunkach. Po chwili zaczęły się jednak prawdziwe łowy na zająca. Nieprzyjaciel nadlatywał z każdej strony i strzelał ze wszystkich luf. Dobrze, że Hein przez cały czas podawał spokojnym głosem wskazówki dotyczące sytuacji za naszym ogonem. Za wszelką cenę starałem się nabrać wysokości, ponieważ tylko w ten sposób mogłem uciec swoim prześladowcom. Już od dłuższego czasu silniki mojego bombowca wyły z maksymalną mocą bojową, pracując na 110%, co było dozwolone wyłącznie na czas nie przekraczający trzech minut. W ten sposób, pośród gwiżdżących wokół serii smugowych pocisków wystrzeliwanych przez Raty oraz rozbłyskujących, czerwonych obłoków eksplodujących pocisków artylerii przeciwlotniczej, udało nam się wreszcie wspiąć na wysokość 1000 m. Wtedy nadeszła szczęśliwa chwila, która pozwoliła nam wyrwać się z matni. Postawiłem swojego „Cäsara” na głowie i z wyjącymi silnikami, nabierając szybko prędkości skierowałem się w stronę macierzystego lotniska. Zaczęła się normalna zabawa: My pędziliśmy na czele kierując się w lekkim nurkowaniu w stronę bazy, a za nami gonił rój trzmieli, który z każdą chwilą stawał się mniejszy i mniejszy. Dzielny Ju 88, fantastyczna maszyna!
Pomimo nie najlepszych osiągów myśliwce I-16 w rękach doświadczonych pilotów stanowiły duże zagrożenie dla bombowców Luftwaffe. Dowódca II./KG 30, Hptm. Eberhard Roeger, zestrzelony został przez I-16 w pobliżu lotniska Wajenga 3 lipca 1941 r. Nie miało to jednak wpływu na natężenie działań powietrznych przeciwko Murmańskowi.
20 lipca samoloty należące do 5./KG 30 skutecznie zaatakowały niszczyciel Stremitelny (2039 t), który zatonął w ciągu 20 minut pociągając na dno 111 marynarzy.
Na początku sierpnia na lotnisko Banak przebazowany został I./KG 30, natomiast II./KG 30 przeniesiono wkrótce do bazy Stavanger w południowej Norwegii, a następnie do Gilze-Rijen w Holandii, gdzie przezbrojony został w najnowsze Ju 88 A-4. Dywizjon pod koniec grudnia wrócił do Rosji, ale na centralny odcinek frontu wschodniego.
W tym czasie II./KG 30 musiał oswoić się z trudnymi warunkami na Dalekiej Północy. Już 9 sierpnia jednostka poniosła nad Murmańskiem ciężkie straty, cztery Ju 88 nie wróciły do bazy. Jeden z zestrzelonych bombowców należących do 3./KG 30 padł ofiarą radzieckiego asa, Borisa Safonowa, dla którego było to ósme zwycięstwo powietrzne.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu