Obecnie, w dobie bardzo szerokiego i powszechnego dostępu do wiedzy wydawałoby się, że wskazanie poszczególnych typów broni, jakie konstruowano (i jednocześnie kamuflowano) w III Rzeszy pod złowrogim określeniem „broń odwetowa” nie powinno stanowić najmniejszego problemu. Tymczasem korzystając w pierwszej kolejności z zasobów pewnej wirtualnej i niezwykle popularnej encyklopedii, w tym w językach niemieckim i angielskim, otrzymamy wprawdzie pewien zasób wiadomości o broniach V, jednakże po weryfikacji szybko okaże się, że część z nich jest nieprecyzyjna lub niezgoda z aktualnym stanem wiedzy, a nierzadko zgoła fantastyczna.
Dyskusje o tym, jakie konkretnie rodzaje uzbrojenia miały stanowić desygnaty broni odwetowych rozpoczęły się zaraz po zakończeniu wojny i wśród kolejnych pokoleń trwają tak naprawdę do dzisiaj. Na przestrzeni dziesięcioleci do ich kręgu zaliczano najróżniejsze typy uzbrojenia, począwszy od czołgów Pz.Kpfw. VI Tiger, Pz.Kpfw. VI Tiger II, Pz.Kpfw.
Maus, poprzez myśliwce odrzutowe Me 262 czy okręty podwodne typu XXI a skończywszy na mitycznych latających statkach w kształcie dysku oznaczonych kryptonimem V-7. Taki stan rzeczy może nieco dziwić z tego powodu, że już w latach 70. i 80. ub. wieku w Republice Federalnej Niemiec pojawiły się publikacje, które w sposób zadowalający rozwiewały wiele narosłych do tamtego czasu nieporozumień w aspekcie broni V.
W latach 90. do obiegu księgarskiego trafiły kolejne pozycje książkowe dające potencjalnemu czytelnikowi możliwość wyczerpującego zapoznania się z tematem Vergeltungswaffe i to nie tylko od strony technicznej, lecz także socjologicznej i psychologicznej. Aby nie być gołosłownym wystarczy w tym miejscu wspomnieć o ich autorach, którymi byli (są) uznane autorytety z dziedziny historii lub uzbrojenia: Heinrich Klein, Karsten Porezag, Ralf Schabel, Uli Jungbluth, Dieter Hölsken oraz Fritz Hahn.
Termin Vergeltungswaffe funkcjonował w III Rzeszy w dwóch znaczeniach tj.:
1) jako wspólne określenie kilku projektów zbrojeniowych mających na celu opracowanie i wdrożenie do służby systemów uzbrojenia, które miały pozwolić Niemcom – najoględniej to określając – uzyskać przewagę na polu walki z aliantami zachodnimi za sprawą przeniesienia części działań wojennych na terytorium Wielkiej Brytanii i pomóc im przez to rozstrzygnąć losy wojny na ich korzyść oraz
2) jako wyrażenie posiadające ściśle propagandowy charakter, mające za zadanie przede wszystkim wytworzyć i podtrzymać wśród niemieckiego narodu przeświadczenie, że pomimo – począwszy od 1943 r. – szeregu klęsk na frontach, a także w obliczu nasilającej się alianckiej ofensywy bombowej, niemieckie siły zbrojne wkrótce otrzymają broń, która odwróci niekorzystną dla Niemiec sytuację strategiczną, a w każdym razie umożliwi co najmniej wzięcie „odwetu” za dzienno-nocne naloty amerykańskich i brytyjskich bombowców.
Jeżeli chodzi o rozumienie terminu Vergeltungswaffe zaprezentowane w pkt. 1, to takową jego wykładnię zaprezentował w 1976 r. w książce „Der grosse Umbruch in der Waffen entwicklung 1914-1945” Heinrich Klein, jeden z czołowych, choć paradoksalnie mało znanych, niemieckich konstruktorów uzbrojenia.
Klein urodził się 2 czerwca 1901 r. w Bonn w wielodzietnej rodzinie i już od najmłodszych lat przejawiał wielkie zamiłowanie do sportu, zwłaszcza lekkoatletyki, a jego specjalnością były biegi na 100 i 200 m. Szkołę średnią ukończył w 1920 r. a następnie dostał się na studia techniczne prowadzone na jednej z uczelni wyższych w Akwizganie, które ukończył na wiosnę 1925 roku. Ze względu na zawirowania gospodarcze panujące wówczas w Republice Weimarskiej i związane z nimi wysokie bezrobocie, Klein miał duży kłopot ze znalezieniem zatrudnienia.
Z pomocą przyszedł mu jeden ze znajomych nazwiskiem Piehl, za wstawiennictwem którego otrzymał on pracę w firmie Rheinmetall. Początkowo zajmował się projektowaniem instalacji zraszających służących do melioracji, jednak krótko potem skierowano go do działu zajmującego się konstruowaniem broni morskiej, głównie artyleryjskiej. Do jego obowiązków należało m.in. prowadzenie badań nad zwiększeniem żywotności luf oraz lufami z wymiennymi rurami rdzeniowymi.
Klein doskonale sprawdził się w podwójnej roli naukowca-teoretyka oraz inżyniera-konstruktora i rozpoczął pisanie doktoratu, który dotyczył badań nad technologią wytwarzania grubościennych rur rdzeniowych rozciąganych na zimno przy uwzględnieniu zmian właściwości fizyko-chemicznych materiałów, z jakich były one wykonywane.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że jego prace w znaczącym stopniu przyczyniły się do zaprojektowania lufy rdzeniowej dla armaty przeciwlotniczej 12,8 cm Flak 40. Okazała się na tyle interesującą konstrukcją, że jej opis trafił m.in. do powojennych radzieckich podręczników akademickich dotyczących projektowania sprzętu artyleryjskiego, przeznaczonych dla studentów i pracowników naukowych uczelni wyższych. Jak zbudowana była ta lufa i jakie korzyści płynęły z takiej a nie innej jej budowy? Element ten w przypadku armaty 12,8 cm Flak 40 posiadał wewnętrzną rurę, która składała się z trzech części: tylnej, środkowej oraz wylotowej.
Miejsce, w którym dochodziło do połączenia się części tylnej i środkowej zakrywała łuska. Sfera styku części środkowej i wylotowej podlegała, po wystrzale, działaniu gazów prochowych. Wszystkie części rury zostały włożone do cylindra i zabezpieczone klinami uniemożliwiającymi ich obrót, natomiast jeden z nich zapewniał dodatkowo sprzężenie ze sobą gwintów części środkowej oraz wylotowej. Wylotowy fragment cylindra został zabezpieczony nakrętką oporową.
W procesie fabrykacji, dociśnięcie poszczególnych części rury rdzeniowej odbywało się w momencie składania ich w całość za pomocą prasy hydraulicznej, a następnie w cylinder wkręcano pierścień, który miał za zadanie ich właściwe umocowanie, po czym wstawiano go do płaszcza i blokowano za pomocą nakrętki. Następnie montowano nasadę zamkową. Od strony balistycznej, w chwili oddania strzału lufa armaty 12,8 cm Flak 40 funkcjonowała tak, jak lufa z wymienną rurą, jakkolwiek wytrzymałościowo pracowały wyłącznie rura oraz cylinder.
Płaszcz w tym przypadku służył jedynie do zwiększenia ciężaru lufy i skonsolidowania wszystkich elementów w jedną całość. Zaletami takiej konstrukcji opisywanego elementu były: łatwość eksploatacji, nieskomplikowany proces produkcyjny oraz możliwość dokonywania napraw od razu na stanowiskach polowych lub w warsztatach znajdujących się w niewielkiej odległości od linii frontu, bez potrzeby odsyłania armat bezpośrednio do fabryk, co znacznie wydłużało w czasie ich powrót do służby.
O osiągnięciach Kleina i jego karierze zawodowej można byłoby jeszcze długo pisać; z naszej perspektywy istotna na tym etapie jest informacja, że na początku lat 40. stał się on jedną z kluczowych osób związanych z budową tajnego poligonu rakietowego w Łebie (wraz z ośrodkiem badawczym), na terenie którego prowadził prace nad jedną z Vergeltungswaffe – rakietą V-4. Co natomiast wiedział o samym programie?
We wspomnianym wcześniej tytule jego autorstwa możemy przeczytać, że: Program broni V wyglądał następująco: [1] Broń V1 Kirschkern2, samolot bezzałogowy [2] Broń V2 – urządzenie A-4, zdalnie kierowana broń rakietowa [3] Broń V3 Tausendfüßler3 – wysokociśnieniowe działo dalekiego zasięgu [4] Broń V4 – pocisk balistyczny dalekiego zasięgu [5] Broń V5 – pocisk Peenemünder Pfeilgeschoß lub działo K 5 z gładką lufą [6] V6 – Langer schwerer Gustav – działo kolejowe, zmodyfikowane Doragerät.
Przeprowadzając analizę powyższych informacji można stwierdzić, że nie wszystko, co podaje Klein, jest do końca precyzyjne – na przykład, V-1 raczej trudno zaklasyfikować jako stricte samolot bezzałogowy, gdyż w istocie była to latająca bomba, ewentualnie samolot-pocisk. Broń V-3 obecnie jest kategoryzowana nie tyle jako działo wysokociśnieniowe co wielokomorowe, które to określenie ma swą genezę w jego konstrukcji.
Pod kryptonimem V-5 Niemcy ukrywali działo kolejowe 31 cm K 5 Glatt zdolne do wystrzeliwania pocisków PPG (Peenemünder Pfeilgeschoß), z kolei pod V-6 – również działo kolejowe, z tą różnicą, że było to 80 cm K Dora, także mające strzelać amunicją PPG (prawdopodobnie występujące także pod nazwą R-Pfeil-Geschoß 80 cm5). Te niewielkie potknięcia lub niedopowiedzenia nie odbierają informacjom podawanym przez Kleina doniosłej wartości historycznej.
Jakie charakterystyki taktyczno-techniczne były wspólne dla wszystkich broni V? Przede wszystkim był to duży zasięg działania, mieszczący się w przedziale od ok. 150 km (V-5, V-6) do ok. 300 km (V-2). Wielka donośność była potrzebna głównie po to, aby z terenów okupowanych państw Europy Zachodniej razić cele znajdujące się na obszarze Wielkiej Brytanii, ponieważ Niemcy planowali powrócić do strategicznej koncepcji ponownego przeniesienia działań wojennych na terytorium wroga, gdyż działania samolotów Luftwaffe po przegranej bitwie o Anglię wskutek silnej obrony przeciwlotniczej i aktywności nieprzyjacielskiego lotnictwa myśliwskiego były wysoce nieskuteczne, a przeprowadzanie samych rajdów nad Wyspy wiązało się zazwyczaj z dużymi i trudnymi do odrobienia stratami.
W dalszej, propagandowej i pozbawionej już chłodnej, wojskowej kalkulacji perspektywie, chodziło po prostu o wzięcie „odwetu” za coraz częstsze i zazwyczaj niszczycielskie naloty bombowe na niemieckie miasta, a w jego następstwie liczenie na to, że sterroryzowane brytyjskie społeczeństwo zacznie wywierać na rodzimy rząd naciski zmierzające do szukania jakieś formy porozumienia z III Rzeszą, co pozwoli zatrzymać ataki RAF i USAAF. Vergeltungswaffe w rozumieniu ww. katalogu broni nie miała być użyta na froncie wschodnim, a przynajmniej dotychczas nie znaleziono na to przekonującego dowodu.
Pierwsze wielkie niepowodzenia armii niemieckiej na frontach II wojny światowej z przełomu lat 1942 i 1943 w połączeniu z przybierającą na sile aliancką ofensywą bombową wyraźnie nadszarpnęły wiarę niemieckiego narodu w sens prowadzenia wojny oraz w odniesienie ostatecznego zwycięstwa nad państwami koalicji antyhitlerowskiej.
Luftwaffe w oczach społeczeństwa stała się przedmiotem drwin i zaczęła mienić się jako ta część sił zbrojnych III Rzeszy, która okazywała się być niezdolna do wykonania fundamentalnego obowiązku nań nałożonego, czyli do zapewnienia skutecznej ochrony niemieckiego nieba. Dlaczego to właśnie na siły powietrzne spadł w pierwszej kolejności gniew niemieckiego ludu?
Odpowiedź wydaje się być raczej niezawiła – walki prowadzone na wielu kierunkach II wojny światowej (głównie wschodnim) przez wojska lądowe III Rzeszy do pewnego momentu nie zdawały się oddziaływać nad wyraz negatywnie na szeroko pojęte morale niemieckiego społeczeństwa.
Mogło ono co prawda odczuwać (i oczywiście odczuwało) gospodarcze, demograficzne i ekonomiczne trudy prowadzenia tego konfliktu, ale nawet pomimo napływu napawających przygnębieniem wieści z frontu (np. o klęsce pod Moskwą) stosunkowo dobrze wydawało się egzystować przeświadczenie, że przecież Vaterlandowi ostateczny upadek nie grozi, gdyż wróg jest jeszcze daleko od jego granic, a predykcja co do samego wyniku wojny nie była na tamten czas pesymistyczna.
Inaczej jednak prezentowała się sprawa w odniesieniu do tego, jak niemiecki naród postrzegał to, co działo się na rodzimym niebie. A działo się sporo, jako że wraz z nadejściem 1942 r. na dobre rozkręciła się aliancka ofensywa bombowa, która dosłownie spędzała sen z powiek Niemcom podczas nocnych nalotów prowadzonych przez RAF.
Wyprawy alianckich bombowców nad miasta III Rzeszy dezorganizowały życie publiczne, siały panikę, powodowały mnóstwo zniszczeń materialnych i coraz bardziej ugruntowywały naród w przekonaniu, że Luftwaffe oraz naziemna obrona przeciwlotnicza nie potrafiły poradzić sobie z problemem i skutecznie wymieść Lancaster’y, Halifax’y czy Boeingi B-17 z niemieckiej przestrzeni powietrznej.
Dość szybko sytuacja stała się na tyle groźna, że wśród ludności zaczęły pojawiać się opinie, że bezsilność formacji dowodzonej przez Göringa stała się nieodwracalna, a swe podłoże miała m.in. w przestarzałym sprzęcie jakim dysponowali piloci. Destrukcyjnie na kondycję psychiczną coraz większej liczby Niemców wpływała także świadomość, że siły zbrojnie ich państwa nie potrafiły w sposób symetryczny odpowiedzieć na lotnicze działania aliantów, które – w ich subiektywnym odczuciu – były w zasadzie bezkarne.
Zobacz więcej materiałów w pełnym wydaniu artykułu w wersji elektronicznej >>
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu