Deklaracja amerykańskiego prezydenta jest bezpośrednim wynikiem wydarzeń z 12 lipca, kiedy do bazy lotniczej Mürted w pobliżu stolicy Turcji przyleciały rosyjskie samoloty transportowe, które dostarczyły pierwsze elementy systemu S-400 (szerzej w WiT 8/2019). Wielu komentatorów wskazywało, że tak długi okres pomiędzy wydarzeniami mógł wynikać z tarć w amerykańskiej administracji federalnej co do opcji „ukarania” Turków, dostępnych dzięki podpisanej w sierpniu 2017 r. ustawy CAATSA (Countering America’s Adversaries Through Sanctions Act). Obok embarga na dostawy F-35 Amerykanie mogą ograniczyć także wsparcie związane z innymi typami uzbrojenia eksploatowanymi przez Siły Zbrojne Turcji bądź aktualnie dostarczanymi (m.in. w obawie przed tym w ostatnich tygodniach odnotowano zwiększenie przez Turcję zakupów części zamiennych do F-16C/D, a z drugiej strony Boeing i Departament Obrony dostarczyli w komplecie śmigłowce CH-47F Chinook). Widać to także po wypowiedziach polityków znad Potomaku, w których zamiast słów „embargo” czy „wykluczenie” słychać jedynie „zawieszenie”. Zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami, turecki personel mający związek z programem F-35 miał czas na opuszczenie Stanów Zjednoczonych do końca lipca. Oczywiście, nikt z Amerykanów nie daje gwarancji, że tajemnice programu będące w posiadaniu Turcji nie zostaną – w ramach rewanżu – ujawnione Rosjanom czy też Chińczykom. Cztery już zmontowane i przekazane użytkownikowi egzemplarze F-35A znajdują się w bazie Luke w Arizonie, gdzie pozostaną i będą oczekiwać na decyzje o swym losie. Według pierwotnych planów pierwsze z nich miały przylecieć do bazy Malatya w listopadzie tego roku.
Co ciekawe, nie jest to pierwszy przypadek, kiedy Turcy mają problemy z zakupem amerykańskich samolotów bojowych. W latach 80. Ankara musiała przekonać Waszyngton, że „tajemnice” F-16C/D nie przenikną do Związku Sowieckiego i jego sojuszników. Z obawy przed wyciekiem informacji Amerykanie wstrzymywali zgodę na eksport maszyn do Turcji i Grecji – zgodnie z polityką utrzymania równowagi pomiędzy dwoma skłóconymi sojusznikami z NATO. Stany Zjednoczone zresztą długo prowadziły politykę sprzedaży tych samych typów uzbrojenia do obydwu tych państw.
Turecki udział w programie F-35 Lightning II datuje się jeszcze na początek bieżącego stulecia, kiedy Ankara stała się siódmym międzynarodowym partnerem przedsięwzięcia, zaliczonym do grupy państw III poziomu. Turcja zainwestowała w program 195 mln USD. W styczniu 2007 r. jej władze wstępnie zadeklarowały zamiar zakupu 116 maszyn w wersji F-35A, później ograniczono je do 100. Biorąc pod uwagę rosnący potencjał militarny Sił Zbrojnych Turcji nie można było wykluczyć rozdzielenia zamówienia na wersje F-35A i F-35B. Te ostatnie z myślą o śmigłowcowcu desantowym Anadolu, który ma wejść do służby w 2021 r. Dotychczas w ramach dwóch partii wstępnych (10. i 11.) Ankara zamówiła sześć F-35A.
Także w 2007 r. nawiązano kooperację przemysłową z podmiotami amerykańskimi dotyczącą ulokowania produkcji komponentów F-35 w Turcji. Obecnie w programie uczestniczą m.in.: Turkish Aerospace Industries, Kale Pratt & Whitney, Kale Aerospace, Alp Aviation i Ayesaş, które dostarczają ponad 900 elementów konstrukcyjnych do każdego F-35. Na ich liście są m.in.: centralna część kadłuba (zarówno części metalowe, jak i kompozytowe), wewnętrzne pokrycie wlotów powietrza, pylony do uzbrojenia „powietrze–ziemia”, elementy silnika F135, podwozie, układ hamowania, elementy układu zobrazowania danych w kabinie pilota czy zespoły systemu kierowania uzbrojeniem. Co więcej, około połowa z nich jest wytwarzana wyłącznie na terenie Turcji. Stąd Departament Obrony nakazał Lockheed Martinowi pilne znalezienie ich alternatywnych dostawców w Stanach Zjednoczonych, co może kosztować budżet obronny ok. 600 mln USD. Zakończenie produkcji komponentów do F-35 w Turcji przewidziano na marzec 2020 r. Zdaniem Pentagonu zmiana dostawców ma mieć minimalny wpływ na cały program, przynajmniej oficjalnie. Na terenie Turcji miało też powstać jedno z centrów obsługi silników F135. Według komunikatu Departamentu Obrony już prowadzone są rozmowy z jednym z państw europejskich w celu jego przeniesienia. W latach 2020–2021 planowanie jest uruchomienie dwóch tego typu ośrodków w Holandii i Norwegii. Ponadto w ramach rozwoju wersji Block 4, tureckie przedsiębiorstwa miały współuczestniczyć w programie integracji samolotów z typami uzbrojenia produkowanymi w Turcji.
Niemal od razu po decyzji amerykańskiego prezydenta, w Polsce pojawiło się wiele komentarzy sugerujących, że zarezerwowane dla tureckich maszyn miejsca na linii montażu ostatecznego w Fort Worth może przejąć Ministerstwo Obrony Narodowej deklarujące zakup przynajmniej 32 F-35A dla Sił Powietrznych. Wygląda na to, że kwestią kluczową jest czas, gdyż zamówienie kolejnych ośmiu–dziewięciu egzemplarzy deklaruje również Holandia, a drugą transzę planuje także Japonia (ze względów finansowych samoloty mają pochodzić z linii w Fort Worth) czy też Republika Korei.
Obecnie otwarte pozostaje pytanie, jaka będzie odpowiedź Turcji. Jedną z opcji może być zakup Suchojów Su-57, a także udział rosyjskich przedsiębiorstw w programie budowy samolotu 5. generacji TAI TF-X.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu