Lądowisko wśród pięknych wiejskich pejzaży północnego Mazowsza jest własnością prywatną dwóch pasjonatów latania: Waldemara Ratyńskiego – byłego kapitana PLL LOT i Adama Zmysłowskiego – swego czasu znanego zawodnika sportów siłowych, obecnie biznesmena. Pan Adam upodobał sobie śmigłowce i kilka lat temu wpadł na pomysł zorganizowania zlotu kolegów o podobnych zainteresowaniach. Pomysł zadziałał i tegoroczna edycja zlotu była już trzecią z kolei.
W tym roku zaproszenie na „śmigłowcowego grilla” powędrowało nie tylko do prywatnych właścicieli i pilotów. Tych było oczywiście najwięcej, jednak po raz pierwszy lista gości objęła załogi reprezentujące Siły Zbrojne RP oraz Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Widok dwóch „Sokołów” – oliwkowego PZL W-3W z 25. BKPow oraz biało-czerwonego VIP-owskiego PZL-W-3WA z Okęcia zaskakiwał i zachwycał nie tylko widzów za płotem. Z kolei w żółto-czerwonych barwach LPR wystąpił Robinson R-44, służący do szkolenia i treningu pilotów śmigłowców ratowniczych. Ten typ w ogóle zdominował zlot – do Kępy przyleciało ich aż 21, plus pięć mniejszych R-22 lub ich ultralekkich „bliźniaków” YoYo. Można było też spotkać ukraińskiego Aerokoptera AK1-3 i dwumiejscowego „maluszka” CH-7 Kompress. Z kolei miłośników większych i bardziej komfortowych maszyn mogły zadowolić Airbus Helicopters (Eurocopter) EC.120, Leonardo AW.119 Koala (najprawdopodobniej jedynaczka w polskim rejestrze) czy dwa Belle 407. Dobrze znany z pokazów MBB Bo-105 budził emocje bojowym malowaniem i dynamiką lotu. Przybyły także cztery wirowce (wiatrakowce)1: Xenon IV, AAT Zen, Tercel i Calidus.
Zlot był imprezą prywatną, dostępną jedynie za zaproszeniami, a goście zobowiązywali się do przestrzegania zasad bezpieczeństwa epidemiologicznego. Żartobliwie traktowano go jako koleżeńskie spotkanie przy grillu, jednak smaczny poczęstunek był jedynie dodatkiem. Faktycznie zlot łączył w sobie elementy forum wymiany doświadczeń, miejsca nawiązywania kontaktów, a nawet treningu w korzystaniu z miejsc o większym niż zazwyczaj natężeniu ruchu lotniczego. Organizatorzy zadbali zarówno o zabezpieczenie ratownicze z gminy Sochocin, jak i o rezerwację przestrzeni powietrznej. Lotniczą część wzięli na siebie dyrektor Zlotu Arkadiusz Choiński (obecnie pilot Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, wcześniej w Lotnictwie Wojsk Lądowych, znany też jako organizator pokazów lotniczych) oraz kontroler lotów Zbigniew Dymek, na co dzień informator FIS Warszawa.
Nie było przypadkiem, że zaproszeni piloci różnili się i to bardzo poziomem doświadczenia. Obok takich, co dopiero niedawno odkryli uroki latania pod wirnikiem i jeszcze niezbyt pewnie czują się daleko od własnego lądowiska byli prawdziwi zawodowcy, a wśród nich kilku prawdziwych mistrzów, którzy zaczynali swoją karierę dekady temu. Korzystali wszyscy, bo przecież loty w miejscu, gdzie jednocześnie startują i lądują więcej niż dwa śmigłowce nawet w wojsku nie zdarzają się codziennie. Najbardziej jednak chodziło o oswojenie z taką sytuacją tych najmniej doświadczonych, dla których większy ruch tak w słuchawkach radia, jak i w rejonie lądowiska na pewno był czynnikiem stresującym. Udał się nawet zaplanowany „nalot dywanowy” na Płońsk – parada z udziałem około dziesięciu załóg, zachowujących swobodny i bezpieczny luźny „szyk torowy”.
W zlocie uczestniczyli nie tylko piloci i właściciele śmigłowców. Spora ich część przybyła w towarzystwie pań, a nawet dzieci, pokazując, że wiropłat może być pojazdem rodzinnym. Być może w kolejnych edycjach trzeba będzie pomyśleć o specjalnych punktach programu dla latających rodzin?
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu