Uznaje się powszechnie, że czołgi zadebiutowały na polu bitwy w 1916 r. Sprawa jest jednak wątpliwa: pojazdy, które uczestniczyły w bitwie pod Flers-Courcelette we wrześniu 1916 r., w niewielkim stopniu przypominały to, co dziś nazywamy czołgami. Ani wizualnie, ani technicznie, ani taktycznie, ani organizacyjnie – przede wszystkim brakowało im ruchomej wieży, używano ich wyłącznie do wsparcia piechoty, a podlegały dowództwu karabinów maszynowych lub artylerii. O ile Francuzi swoje gąsienicowe pojazdy bojowe nazywali wprost artylerią szturmową, to Brytyjczycy ukryli je pod kryptonimem „tank” (czyli „zbiornik”). W 1916 r. na polu bitwy debiutowała jedynie nowa nazwa...
Rzeczywisty debiut pancernych wozów bojowych o napędzie silnikowym nastąpił kilka lat wcześniej. W początkach pierwszej wojny światowej samochody pancerne – o nich tu mowa – pojawiły się na froncie w dużych liczbach. Czy samochód pancerny można uznać za czołg? Ależ oczywiście: obecne prawo międzynarodowe za czołg uznaje opancerzony wóz bojowy wyposażony w obrotową wieżę, niezależnie od podwozia, na jakim została ona zabudowana. Kołowy Austin z 1914 r. spełnia te kryteria o wiele lepiej niż gąsienicowy Mark I czy St. Chamond.
Czym jest zresztą podwozie kołowe? Samochody pancerne – takie jak choćby wspomniany Austin – zaczęto coraz częściej wyposażać w podwozie gąsienicowe. Było to rozwiązanie dosłownie połowiczne, ale po zakończeniu Wielkiej Wojny znalazło ono wielu naśladowców. Opracowywano coraz więcej tego rodzaju hybrydowych napędów, a największe znaczenie miało podwozie półgąsienicowe Johna Waltera Christiego. O ile w klasycznym podwoziu półgąsienicowym, opracowanym przez Adolphe’a Kégresse’a, „połowiczność” polegała na jednoczesnym korzystaniu zarówno z kół, jak i gąsienic, to w podwoziu Christiego można było korzystać albo z kół, albo z gąsienic. Pomysł ten stał się bazą dla zbudowania nowoczesnych czołgów szybkich – także będących bohaterami tego artykułu Cromwella, Cometa i Challengera – gdy jeździły na gąsienicach, nikt nie myślał o tym, że są to tak naprawdę samochody pancerne...
Pojawienie się pancernych wozów bojowych jest bezpośrednio związane z zastosowaniem karabinów maszynowych. To właśnie one zadecydowały o pozycyjnym charakterze I wojny światowej. Żeby przebić się przez umocnienia wroga naszpikowane stanowiskami cekaemów, wymyślono artylerię szturmową (która zadebiutowała – jako „czołgi” – w 1916 r.), a w celu dostarczenia własnych cekaemów w głąb przestrzeni operacyjnej przeciwnika wymyślono samochody pancerne (których masowo używa się od sierpnia 1914 r.). Artyleria szturmowa (czołgi, czołgi piechoty) muszą mieć doskonałą zdolność pokonywania terenu oraz wytrzymały pancerz. Samochody pancerne (czołgi szybkie, czołgi krążownicze) muszą mieć dużą prędkość i duży zasięg. W warunkach I wojny światowej i dwudziestolecia międzywojennego były to warunki nie do pogodzenia w jednym pojeździe.
Największy chyba problem stanowiło podwozie gąsienicowe. Choć od czasu rewolucji przemysłowej co i rusz pojawiały się różne patenty i pomysły (autorem jednego z nich był polski matematyk, Józef Maria Hoene-Wroński), to jednak urządzenia te nie chciały działać w praktyce: gąsienice wciąż spadały z kół. Dopiero w 1905 r. w angielskiej firmie Hornsby zbudowano podwozie gąsienicowe, które naprawdę jeździło. Brytyjska Armia dokładnie zbadała wynalazek, nadała mu przezwisko „caterpillar” (czyli „gąsienica”) i... odrzuciła go. Firma Hornsby sprzedała zatem prawa patentowe Amerykaninowi Benjaminowi Holtowi, który po wybuchu I wojny światowej w 1914 r. zbił majątek, dostarczając podwozia gąsienicowe Armii Brytyjskiej oraz Armii Francuskiej.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu