W ostatniej dekadzie przed wybuchem I wojny światowej doszło do wyścigu zbrojeń na niespotykaną dotąd skalę. Po zwodowaniu Dreadnoughta i deklasacji dotychczasowych okrętów liniowych pojawiła się szansa na zmianę układu sił na morzach i oceanach oraz odebrania prymatu Wielkiej Brytanii. Ochoczo przystąpili do tego zarówno jej niemieccy sąsiedzi, ale także Amerykanie i Japończycy, między którymi rozpoczął się ich własny, pacyficzny wyścig. Kolejny – między Francją, Włochami i Austro-Węgrami – zaszedł na Morzu Śródziemnym. Lata 1906-1918 były w związku z tym okresem ponoszenia przez te państwa ogromnych nakładów finansowych na rozbudowę floty wojennej i to takiej, która poza ewentualnym stoczeniem walnej bitwy z analogiczną formacją przeciwnika, nie służyła praktycznie żadnym innym celom, ewentualnie politycznym i propagandowym. Morski wyścig zbrojeń trwał także po zakończeniu Wielkiej Wojny, kiedy to Amerykanie i Japończycy wprowadzali do służby pancerniki z armatami kal. 406 i 410 mm, nad analogicznymi projektami pracowali Brytyjczycy, a na deskach kreślarskich pojawiały się coraz to ambitniejsze, bardziej monstrualne jednostki.
Aby zahamować ten wyniszczający gospodarczo wyścig rozpoczęte zostały rokowania zakończone podpisaniem 6 lutego 1922 r. traktatu waszyngtońskiego. Było to pierwsze z serii porozumień, które limitowały możliwość budowy floty liniowej. Szczegółowo określono przy tym klasy okrętów oraz limity co do ich tonażu. Zgodnie z tymi postanowieniami najpotężniejsze floty liniowe na świecie miały utrzymywać państwa anglosaskie – Stany Zjednoczone i Wielka Brytania – każde po 525 000 t. Japonia uplasowała się na miejscu trzecim z dopuszczalnym limitem 315 000 t (60% tonażu amerykańskiego), wyprzedzając Włochy i Francję (po 175 000 t). Ograniczono także dopuszczalny całkowity tonaż lotniskowców (Japonia otrzymała znów 60% przydziału brytyjskiego i amerykańskiego, czyli 81 000 t), zabroniono budowy przez 10 lat nowych pancerników, z wyjątkiem tych budowanych jako następcy przestarzałych, ponad 20-letnich okrętów. Nakazano również wstrzymać rozwój wielkości kalibru dział okrętowych ponad 406 mm, czyli największego w tamtych czasach (to, że dwa pancerniki typu Nagato dysponowały kalibrem 410 mm było w tamtym czasie dobrze skrywaną tajemnicą). Aby uniknąć niemieckiej sztuczki sprzed Wielkiej Wojny, kiedy to pod pozorem budowy krążowników liniowych faktycznie powstawały dodatkowe szybkie pancerniki, zakazy objęły także kolejną klasę okrętów: krążowniki. Kaliber ich artylerii miał nie przekraczać 203 mm, a tonaż standardowy – 10 000 t. W zamyśle miało to sprawić, że jednostki tej klasy nie będą w stanie zachwiać równowagi między flotami liniowymi poprzez zagrożenie pancernikom.
W praktyce ograniczenia traktatu waszyngtońskiego oznaczały, że wszystkie państwa, które było na to stać, ochoczo zajęły się rozwijaniem krążowników w stronę jak najpotężniejszych jednostek, choć w majestacie prawa międzynarodowego. W ten sposób rozpowszechniła się nowa klasa okrętu (dokładniej podklasa) – krążownik ciężki. Za jego prekursora jest uważany dzisiaj brytyjski typ Hawkins, którego projektowanie rozpoczęto jeszcze w 1915 r. Okręt ten był uzbrojony w jednolitą artylerię główną 7xI kal. 190 mm w pojedynczych półwieżowych stanowiskach rozmieszczonych wzdłuż kadłuba. Tylko dwie armaty nie były położone w płaszczyźnie symetrii wzdłużnej, co oznaczało możliwość prowadzenia ognia burtowego niemal z całego posiadanego arsenału. Oznaczało to siłę ognia niemal dorównującą poprzednikom krążowników ciężkich, czyli krążownikom pancernym. Krążownik ciężki był też od swoich poprzedników średnio o niemal 10 w. szybszy, miał niecałe 2/3 masy, którą wypierały jednostkowo ostatnie pokolenia krążowników pancernych i wymagał mniejszej załogi (o około 100 osób). Nowe okręty były więc tańsze, mimo że ich wartość bojowa była co najmniej porównywalna.
Choć Japończycy zostali uznani praktycznie za trzecią potęgę morską świata, to nie zostało to uznane za sukces, raczej za policzek na arenie międzynarodowej, a nawet przejaw rasizmu. W Tokio szczególnie boleśnie odczuwano fakt, że większy tonaż przyznano USA, państwu już od dawna postrzeganemu jako rywal o dominację na Oceanie Spokojnym. Stało się tak, mimo że Japonia przystąpiła do wojny przeciwko Niemcom, poniosła pewne ofiary (choć w porównaniu z innymi wręcz symboliczne) i znalazła się wśród zwycięzców. Nabytki terytorialne otrzymane w wyniku zwycięstwa także uznawano za niewystarczające. Frustracje spowodowane tymi „niepowodzeniami” były dobrym paliwem dla radykalnych kół wojskowych, które wykorzystały trudną sytuację społeczną Japonii i przejęły władzę w latach 20., a z czasem doprowadziły do radykalizacji nastrojów w kraju i przeprowadzenia ambitnego programu zbrojeń.
Przez kilkanaście lat Japonia respektowała postanowienia traktatu waszyngtońskiego, mimo że planów stworzenia floty zdolnej do pokonania Amerykanów nie zarzucono. Postanowiono dokonać tego nowatorskimi, legalnymi w świetle prawa międzynarodowego środkami. Chodziło właśnie o krążowniki ciężkie, największe okręty, które można było budować bez limitów traktatowych ich liczby. Uznano, że pomimo swoich ograniczeń, dzięki zastosowaniu nowych rodzajów uzbrojenia (nie objętych ograniczeniami) będą one mogły prowadzić walkę przeciwko pancernikom. Japończycy zdawali sobie sprawę z faktu, że Stany Zjednoczone dysponują większym potencjałem przemysłowym, z tego też powodu planowali stworzyć flotę liniową dysponującą około 70% potencjału amerykańskiego, za to obsadzoną maksymalnie dobrze wyszkolonymi załogami. Przed główną bitwą nieprzyjaciel miał zostać „wykrwawiony” poprzez ataki różnej klasy okrętów nie należących do floty liniowej, w tym właśnie krążowników ciężkich. Według pierwotnej doktryny miały one wspierać pancerniki w walnej bitwie, zaś zgodnie z taktyką opracowaną w 1934 r. – uderzać w niespodziewanych rajdach nocnych i używać uzbrojenia torpedowego. Miało to osłabić amerykańską flotę liniową zanim dojdzie do starcia między pancernikami.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu