Dowództwo Grupy Armii „Północ” podjęło wysiłki mające na celu odblokowanie Królewca i przywrócenie połączenia lądowego ze wszystkimi zgrupowaniami wojsk. Na południowy zachód od miasta, w rejonie Brandenburga (ros. Uszakowo), skoncentrowano 548. Dywizję Grenadierów Ludowych i Dywizję Grenadierów Pancernych „Grossdeutschland”,
które wykorzystano 30 stycznia do uderzenia wzdłuż Zalewu Wiślanego na północ. Z naprzeciwka uderzały niemieckie 5. Dywizja Pancerna i 56. Dywizja Piechoty. Udało im się zmusić do wycofania jednostki 11. Gwardyjskiej Armii i przebić do Królewca korytarz o szerokości około półtora kilometra, znajdujący się pod ostrzałem sowieckiej artylerii.
31 stycznia generał Iwan D. Czerniachowski doszedł do wniosku, że zdobyć Królewca z marszu się nie da: Stało się jasne, że nieskoordynowane i słabo przygotowane uderzenia na Królewiec (głównie pod względem zabezpieczenia materiałowo-technicznego) nie doprowadzą do sukcesu, a odwrotnie – dadzą Niemcom czas na udoskonalenie obrony. Przede wszystkim należało zburzyć fortyfikacje twierdzy (forty, schrony bojowe, punkty umocnione), obezwładnić ich system ognia. A do tego była potrzebna odpowiednia ilość artylerii – ciężkiej, dużej i wielkiej mocy, czołgów oraz dział samobieżnych i, oczywiście, dużo amunicji. Staranne przygotowanie wojsk do szturmu nie było możliwe bez przerwy operacyjnej.
W następnym tygodniu dywizje 11. Gwardyjskiej Armii, „odpierając wściekłe ataki faszystów”, umacniały się na zajętych pozycjach i same codziennie ruszały do ataków, starając się dotrzeć do brzegu Zalewu Wiślanego. 6 lutego ponownie przecięły one autostradę, zdecydowanie blokując Królewiec od południa – co prawda po tym w kompaniach piechoty pozostało po 20-30 żołnierzy. Wojska 39. i 43. Armii w zaciętych walkach zepchnęły dywizje wroga w głąb Półwyspu Sambijskiego, tworząc zewnętrzny front okrążenia.
9 lutego dowódca 3. Frontu Białoruskiego rozkazał wojskom przejść do zdecydowanej obrony i przygotować się do metodycznego szturmu.
W centrum 5. i 28. Armia nacierały w pasie Kreuzburg (ros. Sławskoje) – Preussisch Eylau (Iława Pruska, ros. Bagrationowsk); na lewym skrzydle 2. Gwardyjska Armia i 31. Armia, po sforsowaniu Łyny, przesunęły się do przodu i opanowały punkty oporu Legden (ros. Dobroje), Bandels i duży węzeł drogowy Landsberg (Górowo Iławeckie). Z południa i zachodu na Niemców naciskały armie marszałka Konstantego K. Rokossowskiego. Odcięte od lądu lidzbarsko-warmińskie zgrupowanie przeciwnika mogło komunikować się z Niemcami tylko po lodzie zalewu i dalej po Mierzei Wiślanej do Gdańska. Drewniane pokrycie „drogi życia” pozwalało na ruch samochodów. Kolumną bez końca ciągnęły w stronę zalewu masy uchodźców.
Niemiecka marynarka wojenna prowadziła bezprecedensową operację ratowniczą, wykorzystując wszystko, co tylko mogło się utrzymać na wodzie. Do połowy lutego z Prus Wschodnich ewakuowano 1,3 miliona ludzi z 2,5 miliona mieszkańców. Jednocześnie Kriegsmarine udzielała wsparcia artyleryjskiego siłom lądowym znajdującym się na kierunku nadmorskim i intensywnie zajmowała się przewozem wojsk. Flota Bałtycka nie była w stanie przerwać ani nawet poważnie naruszyć wrogich szlaków komunikacyjnych.
W ciągu czterech tygodni duża część terytorium Prus Wschodnich i północnej Polski została oczyszczona z wojsk niemieckich. Podczas prowadzonych walk tylko do niewoli trafiło około 52 tys. oficerów i żołnierzy. Wojska sowieckie zdobyły ponad 4,3 tys. dział i moździerzy, 569 czołgów i dział szturmowych.
Wojska niemieckie w Prusach Wschodnich zostały odcięte od pozostałych sił Wehrmachtu i podzielone na trzy odizolowane od siebie zgrupowania. Pierwsze, w składzie czterech dywizji, przyciśnięto do Morza Bałtyckiego na Półwyspie Sambijskim; drugie, liczące ponad pięć dywizji oraz jednostki z twierdzy i wiele samodzielnych oddziałów, okrążono w Królewcu; trzecie, obejmujące około dwadzieścia dywizji 4. Armii i 3. Armii Pancernej, znajdowało się w Lidzbarsko-Warmińskim Rejonie Umocnionym, leżącym na południe i południowy zachód od Królewca, zajmując obszar o szerokości około 180 km wzdłuż linii frontu i 50 km w głąb.
Na ewakuację tych wojsk do osłony Berlina nie pozwalał Hitler, który twierdził, że tylko w oparciu o zaopatrywane od strony morza i uporczywie się broniące rejony umocnione oraz porozrzucane zgrupowania wojsk niemieckich będzie możliwe związanie na długi czas bardzo dużych sił Armii Czerwonej, co uniemożliwi ich przerzut na kierunek berliński. Sowieckie Najwyższe Naczelne Dowództwo z kolei oceniało, że zwolnienie do innych zadań armii 1. Frontu Nadbałtyckiego i 3. Frontu Białoruskiego będzie możliwe tylko w wyniku szybkiej i zdecydowanej likwidacji tych zgrupowań.
Większość niemieckich generałów nie mogło pojąć tej logiki Hitlera. Marszałek Konstanty K. Rokossowski nie widział natomiast sensu w żądaniach Stalina: W mojej opinii kiedy Prusy Wschodnie zostały ostatecznie odizolowane od zachodu, można było zaczekać z likwidacją okrążonego tam zgrupowania wojsk niemieckich, a poprzez wzmocnienie osłabionego 2. Frontu Białoruskiego przyspieszyć rozstrzygnięcie na kierunku berlińskim. Do upadku Berlina doszłoby znacznie wcześniej. A stało się tak, że dziesięć armii w decydującym momencie było zajętych zgrupowaniem wschodniopruskim (…) Wykorzystanie takiej masy wojsk przeciwko wrogowi (…) oddalonemu od miejsca, gdzie rozgrywały się rozstrzygające wydarzenia, w powstałej wówczas sytuacji na kierunku berlińskim mijało się z celem.
Ostatecznie to Hitler miał rację: z osiemnastu sowieckich armii zajętych likwidacją niemieckich nadmorskich przyczółków w „głównych bitwach” wiosny 1945 r. zdążyły wziąć udział jedynie trzy.
Decyzją Najwyższego Naczelnego Dowództwa z 6 lutego wojska 1. i 2. Frontu Nadbałtyckiego, blokujące Grupę Armii „Kurlandia”, podporządkowano 2. Frontowi Nadbałtyckiemu pod dowództwem marszałka Leonida A. Goworowa. Zadanie opanowania Królewca i pełnego oczyszczenia Półwyspu Sambijskiego z wroga otrzymał zaś sztab 1. Frontu Nadbałtyckiego, dowodzonego przez generała armii Iwana Ch. Bagramiana, któremu z 3. Frontu Białoruskiego przekazano trzy armie: 11. Gwardyjską, 39. i 43. oraz 1. Korpus Pancerny. Z kolei marszałek Konstanty K. Rokossowski 9 lutego otrzymał dyrektywę w sprawie przekazania generałowi armii Iwanowi D. Czerniachowskiemu czterech armii: 50., 3., 48. oraz 5. Gwardyjskiej Pancernej. Tego samego dnia generałowi I. D. Czerniachowskiemu rozkazano, nie dając Niemcom ani własnym wojskom wytchnienia, by nie później niż 20-25 lutego zakończyć rozbicie 4. Armii generała piechoty Wilhelma Müllera.
W wyniku krwawych, bezkompromisowych i nieprzerwanych walk – wspomina lejtnant Leonid N. Rabiczew – zarówno nasze, jak i niemieckie oddziały straciły ponad połowę swego stanu osobowego i z powodu skrajnego wyczerpania zaczęły tracić zdolność bojową. Czernichowski rozkazał nacierać, generałowie – dowódcy armii, korpusów i dywizji – też rozkazali, Stawka szalała, a wszystkie pułki, samodzielne brygady, bataliony i kompanie dreptały w miejscu. I wówczas, żeby zmusić wymęczone walkami oddziały do przesuwania się do przodu, sztab frontu zbliżył się do linii styczności bojowej wojsk niebywale blisko, sztaby armii rozwinęły się niemal razem ze sztabami korpusów, a sztaby dywizji zbliżyły się do pułków. Generałowie starali się poderwać do walki bataliony i kompanie, ale nic z tego nie wychodziło, aż nadszedł moment, kiedy zarówno naszych, jak i niemieckich żołnierzy ogarnęła nie do opanowania apatia. Niemcy cofnęli się o trzy kilometry, a my zatrzymaliśmy się.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu