Nie ulega wątpliwości, że inwazja na Belgię i Luksemburg była częścią planu ataku na Francję, bardziej samodzielna była operacja jednoczesnego zajęcia Holandii, która została przeprowadzona równolegle. Niemcy nie oceniali potencjału wojskowego Belgii, Holandii zbyt wysoko, Luksemburg można było pominąć. Armia tego państwa składała się z 13 oficerów i 425 żołnierzy, do tego 255 uzbrojonych żandarmów. Nie było się czego bać. Zajęcie Holandii miało dać Niemcom pełne panowanie nad Europą zachodnią, łącznie z dostępem do holenderskich portów.
Ponadto dawało ono więcej przestrzeni operacyjnej do odpierania brytyjskich nalotów bombowych na rejony przemysłowe Niemiec, co było bardzo ważne. Niemcy byli bowiem świadomi tego, że Wielka Brytania będzie wykorzystywać swoje strategiczne lotnictwo bombowe do redukowania potencjału przemysłu zbrojeniowego, a niedaleko od holenderskiej granicy leżało Zagłębie Ruhry, bardzo ważne dla niemieckiej gospodarki i wysiłku wojennego. Gdyby bombowce brytyjskie naruszając przestrzeń powietrzną Holandii uderzały na zagłębie z tego kierunku, to Luftwaffe miałaby niewiele czasu na ich zwalczanie.
9 października 1939 r. Hitler podpisał Dyrektywę nr 6 (Führer-Anweisung N°6) w sprawie prowadzenia działań wojennych na zachodzie Europy. Początkowo nie planowano wtargnięcia do Francji z wyjątkiem rejonów przygranicznych. Zgodnie z dyrektywą, dla poprawienia swojej sytuacji w razie wojny na wschodzie, planowano zajęcie państw Beneluksu (wszystkich trzech) oraz przygranicznych terenów francuskich.
W ten sposób spodziewano się odsunąć niebezpieczeństwo od Zagłębia Ruhry i przewidywano zajęcie dogodnych pozycji do ewentualnej długotrwałej wojny z państwami zachodnimi. Dzień później Wielka Brytania odrzuciła ofertę pokoju ze strony Niemiec, a 12 października to samo zrobiła Francja. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, państwa te nie mogły już więcej tolerować kolejnych podbojów Hitlera, pozostawiając je bez reakcji.
19 października generał pułkownik Franz Halder, szef Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych, przedstawił pierwszą wersję planu ataku na Belgię i zepchnięcia sił alianckich na linię rzeki Mozy, o kryptonimie Aufmarschanweisung N°1, Fall Gelb – schemat manewru Nr 1, Plan Żółty. Przewidywano, że może zginąć nawet pół miliona niemieckich żołnierzy, choć w tej wersji planu nie było mowy o uderzeniu na Holandię. Zakładano, że takie położenie zostanie osiągnięte w 1940 r. i że do inwazji całej Francji niemieckie wojsko będzie gotowe dopiero w 1942 r., kiedy zakończą się programy modernizacji i rozbudowy Wehrmachtu.
Hitler nie był zadowolony, chciał kolejnego Blitzkriegu. Nalegał na pancerne przełamanie, tak by wtargnąć w głąb obrony nieprzyjaciela i pokonać go śmiałym, zdecydowanym manewrem. Zarówno gen. płk Walther von Brauchitsch, naczelny dowódca Wojsk Lądowych, jak i szef ich Sztabu Generalnego, gen. płk Franz Halder, przekonywali, że przy tak silnym przeciwniku jak Francja i Wielka Brytania, taki sposób nie zadziała.
Mimo to Hitler nalegał, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że w październiku 1939 r. do ataku jeszcze nie dojdzie. Listopad zaś to okres niesprzyjających warunków atmosferycznych, deszcze i podmokła ziemia oraz duże zachmurzenie i obniżona widzialność, co mocno ogranicza działania lotnictwa, które było głównym atutem Niemiec.
29 października 1939 r. zaprezentowano kolejną wersję planu, znaną jako Aufmarschanweisung N°2, Fall Gelb, w którym dodano inwazję na Holandię, by poprawić sytuację niemieckiej obrony powietrznej na wypadek bombardowań strategicznych. Hitler niecierpliwił się i chciał rozpocząć realizację tego planu już 12 listopada. Oczywiście niemieckie dowództwo zaprotestowało, bowiem wciąż realizowano uzupełnienia strat i zapasów oraz naprawy uszkodzonego sprzętu po kampanii polskiej.
W Wehrmachcie plan ten nie za bardzo się podobał. Gen. płk Gerd von Rundstedt krytykował go za brak polotu, niezgodnie z założeniami koncepcji Bewegungskrieg, czyli wojny manewrowej. Tak właśnie Niemcy nazywali to, co później na zachodzie ochrzczono Blitzkriegiem – wojną błyskawiczną. Chodziło o manewr, w wyniku którego doszłoby do okrążenia wojsk nieprzyjaciela, obie zaś pierwotne wersje niemieckiego planu zakładały frontalny atak na siły brytyjsko-francuskie, które jak się spodziewano, wejdą do Belgii jednocześnie z atakiem Niemiec na to państwo.
Gerd von Rundstedt, dowódca Grupy Armii „A”, do przygotowania propozycji zaangażował swojego zdolnego szefa sztabu, gen. por. Ericha von Mansteina. Ten z kolei zaproponował przejście przez Mozelę pod Sedanem i szybkie natarcie na północ, by następnie przystąpić do likwidacji kotła, co w Niemczech określano jako Kesselschlacht. Zakładano, że niemieckie wojska stoczą krwawą walkę likwidując próby wydostania się z „kotła”, a następnie coraz bardziej zaciskając swój pierścień wokół alianckich wojsk. Taką wersję planu zaproponowano w końcu listopada. Manstein pracujący w Koblencji, postanowił się jednak skonsultować ze znanym sobie dowódcą XIX Korpusu Pancernego, gen. por. Heinzem Guderianem, który akurat przebywał w pobliskim hotelu.
Guderian zaproponował pewną modyfikację: spod Sedanu nie atakować na północ, lecz na północny zachód, szeroko obchodząc wojska alianckie, a dla uzyskania dużej prędkości pozwolić wojskom pancernym na oderwanie się od podążającej za nimi piechoty. Wsparcia miało udzielić lotnictwo. W tej wersji planu uderzenie miało nastąpić przez Ardeny i być skierowane przez głębokie tyły wojsk, które jak się spodziewano, wejdą w głąb Belgii, tym samym zagłębiając się całkowicie w zastawioną na nie pułapkę.
Niestety, aż do stycznia 1940 r. Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych (OKH – Oberkommando der Heer) nie chciało tego planu zatwierdzić. Hitlera w ogóle nie powiadomiono. Tymczasem problematyczne w tym pierwotnym planie było to, że mniej więcej powielał on schemat ataku Niemiec na Francję z I wojny światowej, który z kolei był wzorowany na tzw. Planie Schlieffena, który został opracowany przez szefa Sztabu Generalnego wojsk niemieckich feldmarszałka Alfreda von Schlieffena jeszcze w 1905 r.
Plan ten zakładał wtargnięcie do Francji przez Belgię, co miało zaskoczyć Francuzów. Zakładano, że Francja rozmieści swoje wojska na granicy z Niemcami, a nie z Belgią. Dalej pierwotny plan zakładał wtargnięcie szerokim łukiem na zachód od Paryża, co miało spowodować oskrzydlenie, a docelowo okrążenie francuskiej stolicy. Jednakże pod kierunkiem ówczesnego szefa Sztabu Generalnego wojsk niemieckich, gen. płk. Helmutha Johannesa Ludwiga von Moltke (młodszego), plan ten został spłycony.
Podajemy jego pełne dane, by odróżnić go od jego stryja, feldmarszałka Helmuth Karl Bernhard von Moltke, również szefa Sztabu Generalnego Królestwa Prus, a później zjednoczonego Cesarstwa Niemiec. Powszechnie uważa się, że bratanek von Moltke młodszy, nie był tak utalentowany jak jego stryj von Moltke starszy, dlatego we wrześniu 1914 r. został on zdymisjonowany. Plan w okrojonej formie, nie uwzględniającej oskrzydlenia Paryża od zachodu, nie doprowadził do pokonania Francji.
Największym problemem było to, że plan ten był dobrze aliantom znany. Właśnie takiej wojny się oni spodziewali. Na to się szykowali. Z tego powodu zbudowano Linię Maginota wzdłuż granicy z Niemcami, tak by większość sił mogła zostać skoncentrowana tam, gdzie umocnień nie było, choć planowano budowę umocnień także na granicy z Belgią, choć to była sprawa delikatna, chodziło o to by nie drażnić potencjalnego sojusznika. Jednak dopóki to nie zostało zrealizowane, planowano obronę przed Niemcami już na terenie Belgii.
Rzecz w tym, że Belgia nie zezwalała Francuzom na prewencyjne rozmieszczenie wojsk i uzgodnienia między oboma państwami mówiły o rozmieszczeniu wojsk francuskich w Belgii dopiero w momencie niemieckiego wtargnięcia. W każdym razie, niezależnie od szczegółów, francuskie plany obronne przewidywały taki wariant obrony przed Niemcami, który był w zasadzie dostosowany do niemieckich planów, obowiązujących jeszcze w styczniu 1940 r. Dlatego nie mogło być mowy o jakimkolwiek zaskoczeniu.
10 stycznia 1940 r. niemiecki samolot łącznikowy Messerschmitt Bf 108 Taifun pilotowany przez 52-letniego mjr. Ericha Hönmannsa w czasie przelotu treningowego z bazy Loddenheide pod Münster do Kolonii stracił orientację geograficzną i rozbił się w rejonie Maasmechelen (Mechelen) w Belgii. Pilot ocalał nie odnosząc obrażeń, nic się też nie stało pasażerowi, mjr. Helmuthowi Reinbergerowi ze sztabu 7. Dywizji Lotniczej (spadochronowej), który leciał na odprawę do Kolonii. Był przyjacielem Hönmannsa i skorzystał z okazji przelotu do Kolonii, ale pilot nie wiedział, że jego kolega ma przy sobie pakiet z tajnym planem ataku na Belgię i Holandię, czyli ostatnią obowiązującą wersję planu Fall Gelb. Mjr Reinberger usiłował spalić te plany, ale schwytali go dwaj belgijscy strażnicy graniczni, którzy przybyli na miejsce katastrofy na rowerach. Plany te poznało oczywiście dowództwo belgijskie, 12 stycznia zaś także francuskie.
Obie strony początkowo wątpiły w prawdziwość tych planów, ale ostatecznie wyrażono spore zaniepokojenie, informując też o nich stronę holenderską. Efekt tego incydentu był taki, że początkowo Belgowie zgodzili się na prewencyjne rozmieszczenie wojsk francuskich na swoim terytorium, ale kiedy ich rząd nie był się w stanie porozumieć w tej sprawie, zgodę wycofali. 14 stycznia 1940 r., kiedy miała nastąpić niemiecka inwazja, nic się stało. Niemcy postanowili bowiem przełożyć atak na kolejny dzień, ale silne opady śniegu powstrzymały ich przed uderzeniem także 15 stycznia. Ostatecznie po analizie wydarzeń doszli do wniosku, że element zaskoczenia mógł zostać stracony i 16 stycznia atak odłożono na razie bezterminowo.
Pod koniec stycznia 1940 r. gen. płk Halder który nie przepadał za Mansteinem, mianował go dowódcą XXXVIII Korpusu Armijnego we wschodnich Niemczech, by dać mu swoistego „kopa w górę” i odsunąć od głównych wydarzeń związanych z przyszłą kampanią wojenną na zachodzie. Jego plan prawdopodobnie by upadł, gdyby nie oficerowie jego sztabu, obaj przyszli generałowie, ppłk Günther Blumentritt i mjr Henning von Tresckow. Wykorzystując znajomość tego ostatniego z płk. Rudolfem Schmundtem, adiutantem Hitlera z ramienia Wojsk Lądowych, postanowili oni zainteresować planem Mansteina samego Führera. Płk Schmundt przedstawił zarys planu Hitlerowi, któremu od początku nie podobała się pierwotna wersja opracowana pod kierunkiem Haldera. 13 lutego nakazał on zmianę planu, a 17 lutego spotkał się z Mansteinem w obecności gen. por. Alfreda Jodla i gen. mjr. Erwina Rommla w Kancelarii Rzeszy. I choć Manstein nie przypadł Hitlerowi do gustu, to jednak jego plan bardzo mu się spodobał.
Mansteina odesłano do jego korpusu, ale na bazie jego koncepcji w sztabie OKH przygotowano nowy plan, Aufmarschanweisung N°4, Fall Gelb, zgodnie z którym Grupa Armii „A” (gen. płk Gerd von Rundstedt) miała przekroczyć Ardeny i południową Belgię, a następnie sforsować Mozę między Namur a Sedanem, po czym na głębokich tyłach wojsk alianckich przejść do natarcia w kierunku północno-zachodnim, do wybrzeża Kanału La Manche. Z kolei Grupa Armii „B” (gen. płk Fedor von Bock) miała dokonać inwazji na Holandię i Belgię, a jednocześnie wciągnąć wojska francuskie i brytyjski Korpus Ekspedycyjny w głąb Belgii, tak by łatwiej było te wojska odciąć natarciem najsilniejszej Grupy Armii „A”. Natomiast Grupa Armii „C” (gen. płk Wilhelm Ritter von Leeb) miała wiązać francuskie wojska na granicy z Niemcami, wzdłuż Linii Maginota.
Zobacz więcej materiałów w pełnym wydaniu artykułu w wersji elektronicznej >>
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu