W tym okresie do polskiego słownika weszło nowe, zaczerpnięte z zachodu określenie „piechota powietrzna” stanowiące alternatywę dla sowieckich wojsk powietrzno-desantowych. To właśnie tym terminem posługiwano się w latach 1938-1939 nad Wisłą coraz częściej. Liczba odniesień do piechoty powietrznej w szeregu tytułów cywilnych i wojskowych była na tyle duża, że mogła budzić zazdrość innych, znacznie bardziej ugruntowanych broni.
Aby móc w sposób możliwie pełny przedstawić historię polskiego ruchu spadochronowego należy uzupełnić chronologię wydarzeń omówionych już w ww. publikacjach o kilka dodatkowych informacji. Mianowicie 6 maja 1936 r. DDOgn. informował Departament Aeronautyki MSWojsk. (L.dz. 2207/Tj.Wyszk), że 15 czerwca planowane jest oddanie do użytkowania dwóch wież spadochronowych konstrukcji żelaznej o wysokości 38 m. Były to więc konstrukcje o 10 m wyższe niż te zaprojektowane przez inż. Jerzego Kociołka i sukcesywnie wznoszone przez LOPP. Pierwsza z nich powstała w Szkole Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej, druga w Szkole Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu. W obu przypadkach konstrukcje wzniesiono z wykorzystaniem materiałów produkcji „Królewskiej Huty” oraz według planów zatwierdzonych przez DepBud. MSWojsk. Równocześnie wydano zarządzenie dotyczące opracowania instrukcji spadochronowej, której zapisy należało ująć tak, by przewidywała ona skoki wykonywane w ramach dwóch klas: I – dla początkujących oraz II – dla zaawansowanych. Dokument powinien obejmować również, poza czynnościami natury technicznej, sprawy kultury fizycznej i całkowicie wyczerpywać całokształt ogólnych zagadnień z dziedziny skoków spadochronowych.
13 maja Departament Aeronautyki, w oparciu o zarządzenie I wiceministra MSWojsk., polecił mjr. pil. bal. Stanisławowi Mazurkowi komisyjne przygotowanie instrukcji wykonywania skoków z wieży spadochronowej według wytycznych przygotowanych kilka dni wcześniej przez Departament Dowodzenia Ogólnego. W skład organu mającego przygotować to opracowanie weszli poza mjr. Mazurkiem przedstawiciele Instytutu Badań Technicznych Lotnictwa (IBTL) oraz Centrum Badań Lotniczo-Lekarskich (CBLL), z Sztabu Głównego oddelegowani zostali natomiast kpt. dypl. Chojnacki oraz oficer do zleceń I wiceministra MSWojsk. mjr dypl. Kempiński. Pierwsze posiedzenie komisji zaplanowano na 18 maja.
O ile na w pierwszym okresie wspomniana grudziądzka wieża wykorzystywana była ściśle przez wojsko, to z czasem udostępniano ją również organizacjom paramilitarnym. 10 lipca 1937 r. w „Straży nad Wisłą” informowano, że w Grudziądzu zakończyły się już dwa kursy spadochronowe Związku Strzeleckiego. Oczywiście całość szkolenia prowadzono na obiekcie wzniesionym w Szkole Podchorążych Kawalerii. Przedsięwzięcie stanowić miało pierwszy w Polsce krok Ligii Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej w dziedzinie propagowania sportu spadochronowego wśród członków organizacji paramilitarnych oraz szerzej, całego społeczeństwa. Kiedy ukazała się wspomniana wzmianka prasowa nad dolną Wisłą trwała już trzecia edycja kursu, a autor notatki prasowej pisał wprost:
Szkolenie członków Związku Strzeleckiego i ochotników w skokach, jest pierwszym etapem przeszkolenia oddziału piechoty powietrznej. Będzie to pierwszy pluton piechoty powietrznej Rzeczypospolitej Polskiej! W najbliższym czasie zostaną zorganizowane następne kursy spadochronowe Związku Strzeleckiego, celem zwiększenia liczebnego oddziałów powietrznych.
Za bezpośrednie prowadzenie szkolenia odpowiedzialny był Bernard Garstecki, jeden z czołowych polskich instruktorów spadochronowych w tym czasie. Informacja o niemal dokładnie takiej samej treści ukazała się równolegle w organizacyjnym tygodniku „Strzelec”. 20 lipca w kolejnym numerze „Straży nad Wisłą” informowano o uroczystym wręczeniu dyplomów ukończenia kursu „spadochronistom Związku Strzeleckiego”. Z notatki prasowej wiemy, że w ramach przedsięwzięcia odbywającego się między 25 czerwca a 5 lipca oddano łącznie 270 skoków z wieży. Kurs ukończyło ostatecznie 24 adeptów, w tym kilka kobiet.
Motywowany m.in. wydawanymi w latach 1936-1937 opracowaniami mjr. dypl. Włodzimierza Mizgier-Chojnackiego sierż. pchor. Jerzy Siegenfeld w październiku 1937 r. opublikował w „Przeglądzie wojskowo-technicznym” swoje studium, pt.: „Saperski desant spadochronowy”. Wykazywał, że optymalną formą działania jest realizacja desantów spadochronowych, a nie lotniczych, gdyż są one prostsze technicznie, pozwalają na uzyskanie zaskoczenia i nawet realizowane w nocy nie nastręczają trudności względem zebrania niewielkiego oddziału po wylądowaniu w terenie nieprzyjacielskim. Sedno pracy por. Sigenfelda stanowiła jednak specjalność zrzucanych z samolotów żołnierzy. Jednoznacznie stwierdzał on, że trzon każdego zespołu skoczków stanowić muszą saperzy, gdyż do nich należą najważniejsze zadania jakie grupa dywersyjno-sabotażowa winna wykonać na wrogim terytorium – przede wszystkim szybkie i skuteczne uzbrajanie ładunków wraz z wysadzaniem obiektów.
Jako nadrzędną traktował on zasadę, że łatwiej było wyszkolić w skokach spadochronowych saperów, niż przysposabiać do saperskiego rzemiosła już obeznanych ze spadochronami żołnierzy innych broni czy specjalności. Idąc dalej proponował organizację plutonu spadochronowego liczącego cztery drużyny i będącego odpowiednikiem klasycznego plutonu saperskiego. Jako że pododdział rzadko kiedy miały występować całością sił, a raczej dzielić się na mniejsze patrole liczące pół lub całą drużynę, powinien on posiadać przynajmniej czterech oficerów, względnie doświadczonych podoficerów. Aby nie przeciążać skoczków materiałem saperskim, co mogło doprowadzić do urazu w trakcie lądowania, większość środków wybuchowych, narzędzi, zapalarek itd. należało transportować w zasobnikach zrzucanych z samolotów wraz ze skoczkami.
Ogólna ilość materiałów wybuchowych i sprzętu nie powinna być większa od możliwości jego transportu na barkach sapera. Tym samym, określając zdolność przenoszenia sprzętu przez jednego sapera na 30 kg, otrzymywał on na całą drużynę wartość 360 kg. Uwzględniając wagę sprzętu minerskiego i straty w ludziach podczas lądowania kalkulowane przeciętnie na 10% ogólną ilość przenoszonej amunicji wybuchowej można było ustalić na około 200 kg. Zdaniem Siegenfelda była to wartość wystarczająca dla chociażby częściowego, jeżeli nie całkowitego, zniszczenia poważnego obiektu. Zgodnie z publikacją z końca 1937 r. desant powinien odbywać się w nocy, z wysokości nie większej niż 600 m i przy zachowaniu odległości 10-15 km od celu. W ten sposób zyskiwano czas na skryte podejście do przedmiotu zniszczenia, rozpoznanie i wyczekiwanie do rozpoczęcia akcji.
Co ciekawe, autor tekstu stwierdzał, że po wykonaniu zadania oddział spadochroniarzy-dywersantów powinien oddalić się z miejsca akcji i szybko osiągnąć rejon, w który mógłby ich podebrać samolot transportowy. Jak wiemy w praktyce było to działanie bardzo trudne i możliwe tylko w nielicznych sytuacjach względem niewielkich oddziałów dywersyjnych. Z nieskrywanym optymizmem mianowany 1 października 1937 r. na stopień podporucznika Jerzy Siegenfeld uznawał jednak, że drogi powrotu spadochroniarzy nie regulowały żadne regulaminy
i instrukcje. Wszystko zależało od „głowy i energii” dowódcy. Wyrazem niestandardowego działania spadochroniarzy był zorganizowany niespełna rok później zrzut skoczków na Wołyniu, w którym ppor. Siegenfeld dowodził drużyną saperską.
Od połowy lat 30. polski ruch spadochronowy wzorowano częściowo na rozwiązaniach przyjętych w ZSRR. Utworzoną przez LOPP nową gałąź sportowej działalności dla młodzieży miała cechować szeroka dostępność dla obywateli, wprowadzenie pewnych elementów wojskowej wiedzy i dyscypliny, praca nad sobą oraz przygotowanie młodzieży do zadań związanych z obronnością kraju. Model ten z powodzeniem wykorzystywali Sowieci w ramach Osoawiachimu, potężnej jak na owe czasy organizacji paramilitarnej działającej w ZSRR od 1927 r. W oparciu o publikacje sowieckie powstało nad Wisłą kilka wartych wspomnienia opracowań, np. „Desant lotniczy i użycie lotnictwa jako środka zaopatrywania i ewakuacji”. Tłumaczono i streszczano opracowania sowieckie, których liczba wyraźnie wskazywała na dużą intensywność prac dotyczących funkcjonowania jednostek powietrzno-desantowych. Informacje napływające ze wschodu miały charakter stały, ale ogólny.
Jako przykład podać można polską relację z międzynarodowej wystawy lotniczej w Mediolanie z 1935 r. Odnotowywano, że ładnie urządzone i nastawione wybitnie propagandowo stoisko sowieckie zajmowało bardzo dużo miejsca. O lotnictwie wojskowym Sowieci nie prezentowali prawie żadnych informacji. Natomiast chętnie rozmawiali i prezentowali dane o szybownictwie, spadochroniarstwie, modelarstwie, tępieniu szkodników leśnych itd. Wyglądało tak, jak gdyby w Kraju Rad potężne przecież lotnictwo służyło tylko celom sportowym, wychowawczym i humanitarnym, a nie wojskowym. Nie bez przekory polscy obserwatorzy stwierdzali, że: Każdy wie, że jest przeciwnie i że tam wszystko jest nagięte do wymagań lotnictwa wojskowego, ale ci znani mistrzowie propagandy nie chcą odsłonić przyłbicy swego lotnictwa wojskowego.
W toku przeprowadzonych rozmów z sowieckimi przedstawicielami-propagandystami uzyskano natomiast informacje o wzroście liczby przeszkolonych spadochroniarzy samolotowych. Jeśli wartości z roku 1932 r. stanowiły 100 %, to w 1933 r. było to już 600 %, a rok późnej 1800 %. Przy braku istotnych danych na temat spadochroniarstwa wojskowego w Sowietach kierunek ten zdeprecjonował się. W drugiej połowie lat 30. strona polska szukała już coraz bardziej potrzebnych, precyzyjniejszych źródeł informacji.
W grudniu 1936 r. „Nowy dziennik” za dziennikiem „Le Figaro” podawał oficjalny komunikat mówiący, że we Francji trwa organizacja nowej broni, tzw. piechoty powietrznej wzorowanej na jednostkach znanych już z Sowietów. Nowa formacja miała zostać powołana decyzją ministrów lotnictwa oraz obrony, a jej zasadniczymi elementami były eskadry samolotów transportowych oraz piechota spadochronowa dysponująca bronią automatyczną i przeciwpancerną. W tym samym komunikacie podano, że przewidziane jest utworzenie dwóch ośrodków wyszkoleniowych – w Reims oraz w Algierze. Dotychczasowy napływ ochotników, na których oparto formację uznawano za poważny, mimo surowej selekcji. Z opublikowanego później i odnotowanego również w polskiej prasie fachowej sprawozdania L’Arme de L’Air za rok 1937 wynikało, że w okresie 12 miesięcy wykonano nad Sekwaną 1946 skoków z wieży i 1380 skoki z samolotu. W podanej ilości skoków z samolotu mieściły się skoki szkolne, zaprawowe i pokazowe oraz skoki zrealizowane w czasie manewrów. Tych ostatnich wykonano stosunkowo
niewiele, bo zaledwie 59.
Z kolei w styczniowym numerze „Przeglądu lotniczego” z 1938 r. informowano o francuskich manewrach lotniczych przeprowadzonych między 18 a 25 sierpnia 1937 r. na południe od ogólnej linii Bordeaux – Gap. W ramach nich, 21 sierpnia, pluton piechoty spadochronowej wylądował 150 km za linią frontu z zadaniem wysadzenia mostu. Cel działania francuskiej grupy desantowej był taki sam jak tej skaczącej kilka tygodni później z Fokkerów w ramach manewrów wołyńskich.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu