Każdy w RAF wiedział, że jednostki AASF (osiem dywizjonów Battle i dwa Blenheim – dodane później) posiadają najgorsze i nienadające się do działań strategicznych bombowce i nie zostaną tak wykorzystane, ponieważ rząd nie wyrażał ciągle zgody na bombardowania strategiczne. Był to swoisty „oddział straceńców” RAF-u, który pierwszy miał zostać rzucony w ogień walk powietrznych na naprawdę dużą skalę. Reszta Bomber Command spokojnie przysposabiała się do nocnych lotów i stała w gotowości do rozpoczęcia strategicznych działań przeciwko niemieckiemu przemysłowi. To również była tylko teoria, bo raz, że siły te nie miały po prostu takich zdolności, ale tego jeszcze ich dowódcy nie wiedzieli, albo nie chcieli wiedzieć, a dwa, wymogi na dobre rozprzestrzeniającej się wojny miały stale odciągać bombowce strategiczne od pełnego zaangażowania w ich główne zadania.
Gdy siły Bomber Command stacjonujące na Wyspach Brytyjskich, palące się do działań strategicznych, zostały najpierw wciągnięte w działania wspierające front (atak na transport), AASF atakując niemieckie wojska i mosty na Mozie wykrwawiały się i malały dosłownie z dnia na dzień: już 12 maja z wyjściowej siły 135 maszyn pozostało im ich 72, 14 maja zaś, w dniu najintensywniejszych działań, z 71 samolotów wysłanych do walki powróciło tyko 31… Podobno AM Arthur Barrat, głównodowodzący BAFF, na wieść o tym zalał się łzami (co nie dziwi) – kolejni wyżsi oficerzy RAF-u poznawali twarde realia nowoczesnej wojny powietrznej, w której w walce z dobrze dowodzonym i zdeterminowanym przeciwnikiem można było bardzo szybko wytracić całe swoje siły.
Prawie równocześnie z rozpoczęciem wielkiej niemieckiej ofensywy w Europie rozpoczęły się również brytyjskie strategiczne bombardowania nieprzyjacielskich miast prowadzone w ramach tzw. nalotów precyzyjnych. Bomber Command nocą z 11 na 12 maja wysłało nad München Gladbach (obecnie: Münchengladbach) 37 lekkich i średnich bombowców, które miały zaatakować cele przemysłowe i transportowe; w nalotach tych śmierć poniosły cztery osoby, w tym jedna Angielka1. Teraz pozbyły się skrupułów już obie strony – Luftwaffe miała uprzednio na sumieniu strzelanie do spadochroniarzy oraz zbombardowanie Wielunia, Frampola i Warszawy (by wymienić tylko te najlepiej znane przykłady), choć względem państw zachodnich utrzymywała ciągle „dżentelmeńską” postawę. Co zaś się tyczy Bomber Command, na przejście do tych działań, które jeszcze tak niedawno uważano za nielegalne, złożyło się kilka czynników.
Najważniejszym była zmiana rządu w Wielkiej Brytanii, która przypadkowo zgrała się z niemiecką ofensywą na kontynencie. Nowy premier, Winston Churchill, już w czasie I wojny światowej opowiadał się za atakowaniem celów przemysłowych położonych w miastach. Już 12 maja 1940 r. nowy Gabinet zaczął rozpatrywać zalety rozpoczynania „nieograniczonej wojny powietrznej” i ostatecznie 15 maja upoważnił sir Charlesa Portala do prowadzenia działań strategicznych przeciwko niemieckim celom militarnym, a ten zatwierdził planowane w dyrektywie ataki na cele paliwowe i kolejowe. Miano również nadzieję, że naloty te sprowokują niemiecki odwet, który ściągnie Luftwaffe znad linii frontu we Francji i Holandii nad Wielką Brytanię – tak więc za decyzją o rozpoczęciu nalotów stało również pragnienie wpłynięcia na sytuację we Francji, która z dnia na dzień stawała się coraz tragiczniejsza. Poza tym Churchill uważał, że wojenne działania Niemców już dały aliantom „wystarczające uzasadnienie”2 do odwetu i choć przez cały późniejszy okres strona brytyjska usilnie starała się wmówić wszystkim, że rozpoczęcie przez nią nalotów było odpowiedzią na kontrowersyjny niemiecki atak na Rotterdam z 14 maja, historia pokazuje, że to właśnie ona pierwsza rozpoczęła na zachodzie działania bombowe przeciwko miastom.
W rzeczywistości straty ludności cywilnej w nalocie na Rotterdam sięgnęły około 850-1000 osób, nie zaś 30 000, jak głoszono na całym świecie3; podanie bardzo wysokiej liczby ofiar nalotu było niewątpliwe elementem wojny propagandowej, ale pokazuje, jak podchodzono do tej kwestii, pobudzając wyobraźnię i niepokojąc społeczeństwo.
Tak czy inaczej nalot ten był dogodnym usprawiedliwieniem dla rozpoczęcia ataków strategicznych przeciwko celom położonym na wschód od Renu i w nocy z 15 na 16 maja przeciwko nim ruszyło 90 bombowców4 – strategiczna ofensywa powietrzna przeciwko Niemcom rozpoczęła się na dobre.
Bomber Command nie ograniczało się jednak wyłącznie do tego kraju; w nocy z 11 na 12 czerwca, w dzień po tym, jak Włochy wypowiedziały wojnę Wielkiej Brytanii, Bomber Command wysłało 36 Whitley’ów nad Turyn z zadaniem zbombardowania tamtejszych fabryk. Z powodu trudnych warunków atmosferycznych nad Alpami 23 załogi musiały zawrócić; dziewięć, które dotarło nad Turyn i dwie, które zapuściły się nad Genuę, zobaczyły te miasta całkowicie oświetlone, jak w czasie pokoju5. Od czasu tego nalotu aż do jesieni 1942 r. Bomber Command prowadziło jedynie bardzo ograniczone działania powietrzne przeciwko włoskim celom; na nieco większą skalę operowały przeciwko Włochom siły stacjonujące na Malcie, jednak i te działania miały charakter nękający.
Podczas Bitwy o Francję Bomber Command, jak jeszcze wiele razy w przyszłości, musiało rozdzielić swój wysiłek między atak strategiczny na Niemcy i wsparcie udzielane armiom walczącym na szybko przemieszczającym się froncie. Rozbite oddziały Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego (BKE) wycofujące się w stronę Dunkierki oraz prześladowane przez Luftwaffe i niemieckie czołówki nie mogły zrozumieć gdzie podział się RAF; nie wiedziały, że AASF już praktycznie nie istniały, a bombowce startujące z Wysp Brytyjskich, poza stosunkowo niegroźnymi Blenheimami 2. Grupy, przeznaczono wyłącznie do działań nocnych. Rozgoryczenie żołnierzy zmniejszyło się nieco, gdy zobaczyli metropolitalne dywizjony Fighter Command ofiarnie zaangażowane nad Dunkierką w walki z niemieckimi bombowcami. Te mieszane uczucia miały w kilka miesięcy potem przerodzić się w bezgraniczną wdzięczność do tzw. nielicznych – „the Few”. Równocześnie Bomber Command, po ewakuacji BKE z Dunkierki i klęsce francuskiego sojusznika, miało się stać na kilka najbliższych lat jedyną brytyjską formacją ofensywną zdolną do uderzania w samo serce nieprzyjacielskiego kraju.
Po upadku Francji sytuacja przedstawiała się dla Wielkiej Brytanii naprawdę groźnie i Bomber Command, ku rozczarowaniu jego głównodowodzącego, nie mogło liczyć na to, że będzie się mogło skupić na swoim głównym zadaniu. W okresie Bitwy o Anglię dowództwo otrzymało aż sześć dyrektyw, co ukazuje, jak gorączkowy był to okres.
Początkowo głównym celem ciągle pozostawał przemysł paliwowy, z mniejszym udziałem transportu (stacje rozrządowe) i nieco naiwnymi próbami spopielenia niemieckich lasów (jakby brakowało poważniejszych celów). Jednak gdy bitwa przybierała na intensywności, kolejne dyrektywy zaczęły kłaść coraz mocniejszy nacisk na cele związane z niemieckim przemysłem lotniczym i to nawet pomimo tego, że już przed wojną wiedziano, że są one trudne do efektywnego zaatakowania – samoloty były na lotniskach dobrze rozproszone i często otoczone wałami a fabryki wytwórni lotniczych ulokowano daleko w głębi Niemiec, stąd trudno je było odnaleźć; ponadto przezorni Niemcy już przed wojną każdy zakład produkcji lotniczej projektowali tak, by jego budynki były rozproszone i tym samym niej wrażliwe na atak.
Najcenniejszym wkładem dowództwa, którego rola w tych zmaganiach była zdecydowanie pomocnicza, były niewątpliwie działania prowadzone przeciwko koncentracji barek desantowych grupowanych w portach kanału La Manche. Tutaj z racji charakterystyki celów, które były nieodległe i położone przy linii brzegowej, odnoszono największe sukcesy – nie były to operacje o charakterze strategicznym, ale zniszczenie 10 proc. tonażu przygotowywanych do desantu jednostek6 już samo w sobie nie jest wcale taką niezauważalną wielkością, a byłoby jeszcze istotniejsze w razie inwazji, kiedy liczyłby się każdy przewieziony oddział i dostarczona na brzeg tona zaopatrzenia. Margines zwycięstwa Fighter Command był niewielki i może właśnie takiego marginesu pozbawiono by Wehrmacht przez te działania? Wówczas przez swój efekt działania te zyskałyby strategiczny charakter, jest to jednak tylko hipoteza.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu