Żołnierze Wehrmachtu, niezależnie od rangi, szybko lecz w różnoraki sposób zareagowali na pojawienie się pierwszych T-34 na froncie wschodnim. Z wojennych relacji wynika na przykład, że niektórzy niemieccy najwyżsi dowódcy, jak chociażby szef Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych (OKH), generał pułkownik Franz Halder, początkowo… w zasadzie w ogóle nie skupili na nim swojej uwagi, lecz skoncentrowali ją przede wszystkim na czołgu ciężkim KW-2. Generał Halder w swym „Dzienniku wojennym” pod datą 25 czerwca 1941 r. zapisał:
Nadchodzą pojedyncze informacje o nowych czołgach rosyjskich: Waga – 52 tony; opancerzenie czołowe – 37 cm (?); opancerzenie boczne – 8 cm; uzbrojenie – działo kalibru 152 mm i 3 karabiny maszynowe; załoga – 5 ludzi; prędkość – 30 km/h; promień działania – 100 km. Możliwości obronne – działa przeciwpancerne kal. 50 mm przebijają pancerz pod wieżą czołgową. Działa przeciwlotnicze 88 mm przebijają prawdopodobnie także pancerz boczny (jeszcze niepewne). Nadchodzą meldunki o dalszym nowym typie czołgu posiadającym działo kal. 75 mm i trzy karabiny maszynowe.
Tylko ostatnie zdanie z przytoczonych wspomnień, choć zawierające nieścisłości wynikłe ze słabej jak na tamten czas znajomości nowego sowieckiego wozu, dotyczyło prawdopodobnie tytułowego pojazdu. Brak przywołania szerszych informacji taktyczno-technicznych w odniesieniu do T-34 może świadczyć o tym, że kilka dni po rozpoczęciu agresji na ZSRS niemieccy żołnierze lub oficerowi raportujący sytuację frontową nie poświęcili mu zbytniego zainteresowania, a zagrożenie identyfikowali przede wszystkim w odniesieniu do rzeczywiście monstrualnego pod względem wymiarów, a przez to budzącego respekt, czołgu ciężkiego KW-2, stąd też starali się możliwie prędko poznać jego dane taktyczno-techniczne.
Inny niemiecki zasłużony dowódca wojsk pancernych, pułkownik Hans von Luck, tak wspominał i jednocześnie pokrótce charakteryzował T-34:
Nasz korpus pancerny uderzył najpierw na północny wschód. Jego celem było Wilno na terytorium dawnej Litwy. Napotkany opór był dość słaby, ale pojawiały się już pierwsze czołgi T-34, które potem stały się sławne, stanowiąc kręgosłup rosyjskich wojsk pancernych. T-34 był nieskomplikowaną konstrukcją. Jego płyty pancerne były zespawane topornie, skrzynia biegów prosta, a mechanizmy pozbawione zbędnych detali i finezji. Łatwo było naprawiać uszkodzenia. Dodatkowo Rosjanie byli mistrzami improwizacji. W fabrykach leżących poza zasięgiem naszej Luftwaffe wyprodukowano wiele tysięcy T-342.
Mimo że zacytowane fragmenty wspomnień pułkownika Hansa von Lucka dotyczyły wczesnego okresu wojny pomiędzy III Rzeszą a ZSRS i być może było jeszcze zbyt wcześnie na formułowanie bardziej kategorycznych opinii, to jednak wynika z nich, że już wtedy T-34 nie zaskoczył tego oficera żadnymi szczególnymi przymiotami. To spowodowało, że obecność tej maszyny w oddziałach Armii Czerwonej z pewnością – przynajmniej w tamtym okresie – nie stała się dla niego obiektem trosk lub zmartwień. Można nawet napisać, że jego odczucia względem „trzydziestki czwórki” wydawały się być obojętne.
Natomiast zgoła odmienne doświadczenia ze spotkań z czołgiem T-34 wynosili żołnierze walczący na pierwszej linii frontu. I tak dla przykładu – 24 lipca 1941 r. czołgiści służący w II. batalionie 21. pułku pancernego wchodzącego w skład 20. Dywizji Pancernej mieli okazję zetknąć się z nowymi pojazdami przeciwnika nieopodal Michałowszczyzny. Jeden z nich tak wspomina to, co się wtedy działo:
Mieliśmy przewagę liczebną nad Rosjanami, lecz oni dysponowali lepiej opancerzonymi i uzbrojonymi czołgami. Jedna z naszych kompanii nadal była wyposażona w czołgi Panzerkampfwagen II uzbrojone w malutkie 20-mm działko, natomiast tylko 5-ta i 6-ta kompanie zostały wyekwipowane w czołgi Panzerkampfwagen III z 37-mm armatami. Tego dnia 8-kompania dysponowała zaledwie jednym sprawnym Panzerkampfwagen IV. W sumie mieliśmy ok. 30 czołgów. Rosjanie posiadali ok. 20 T-34 i KW-1. [...] Straty jakie ponieśliśmy w starciu były bardzo ciężkie i musieliśmy chwilowo wstrzymać dalszy marsz.
Przytoczona relacja zdaje się mieć jedną kluczową wadę – choć niemiecka jednostka rzeczywiście odniosła we wspomnianej walce znaczący ubytek w posiadanym sprzęcie, trudno jest jednoznacznie stwierdzić, w jakich proporcjach konkretne typy sowieckich wozów przyczyniły się do jego powstania. Nie ma bowiem rozróżnienia co do tego, ile czołgów dywizji zostało wyeliminowanych przez KW-1, a ile przez T-34. Ciężko zatem na jej podstawie formułować obiektywne sądy co do skuteczności tego ostatniego. Co warto zauważyć, zacytowany żołnierski przekaz wolny jest od nacechowania emocjonalnego – nie ma tu przede wszystkim mowy o aktach paniki spowodowanej obecnością T-34 na polu walki i jego cięższego brata.
Ciekawy obraz T-34 wyłania się ze wspomnień bardzo utalentowanego niemieckiego dowódcy, generała pułkownika Heinza Guderiana. Z odpowiedniego fragmentu tekstu znajdującego się we „Wspomnieniach żołnierza” można się dowiedzieć, że jego wojska po raz pierwszy zetknęły się z T-34 w lipcu 1941 r. Guderian nie zamieścił jednak żadnego dodatkowego komentarza dotyczącego charakterystyk tego wozu lub innych wzmianek, które pozwalałyby skonstatować, że w tym okresie czasowym upatrywał w nim jakiekolwiek, nawet hipotetyczne zagrożenie dla Wehrmachtu. Nie jest jednakże wykluczone, że już wtedy nie miał podstaw do artykułowania obaw. Trudno bowiem przyjąć, aby nie docierały do niego niepokojące sygnały o spotkaniach z nowymi sowieckimi maszynami płynące ze sztabów dywizji pancernych wchodzących w skład 2. Grupy Pancernej, którą od początku operacji „Barbarossa” dowodził.
Rzeczywiście już na początku lipca 1941 r. przynależna do wspomnianego związku 18. Dywizja Pancerna operująca w rejonie Borysowa – Tołoczyna na Białorusi zetknęła się z dużą liczbą T-34. Tak starcie to opisywał porucznik Pohl z 18. pułku pancernego:
Godzina 07:00 – rejon pomiędzy Borysowem a Tołoczynem – alarm. Z prawej strony na pełnej prędkości naciera na nas sowiecka jednostka pancerna. Kapitan Kirn strzela szaleńczo w jej kierunku wraz z całym batalionem. Obserwujemy, jak wszystkie pociski ześlizgują się z celów [czołgów]. To pierwsze T-34. Ogarnia nas ogromna panika. Nasz oddział od Rosjan dzieli tylko podmokły teren. [Rosjanie] Wjeżdżają z pełną prędkością w bagno, przez co jedenaście T-34 grzęźnie. Pozostałe czołgi wycofują się. Wykorzystujemy okazję i ostrzeliwujemy ich.
Nawet jeśli przyjąć, że informacja o tej walce istotnie dotarła do uszu Guderiana, stosunkowo szybkie „uporanie się” (choć przy udziale wielkiego szczęścia) z rosyjskim natarciem przeprowadzonym z użyciem T-34 i tak mogłoby doprowadzić do jej zignorowania. W tym przypadku jak na dłoni widać jednak, że pojawienie się tych wozów wywołało przynajmniej u części czołgistów psychozę strachu, spowodowaną najprawdopodobniej obserwacją pocisków rykoszetujących od ich pancerzy, która przyczyniła się do powstania subiektywnego przeświadczenia o „niezniszczalności” atakujących maszyn wroga.
Inne zdarzenie z udziałem T-34, które również dotyczyło jednostek wchodzących w skład 2. Grupy Pancernej, a konkretnie 6. pułku pancernego 3. Dywizji Pancernej, miało miejsce 19 sierpnia 1941 r., gdy zgrupowanie rosyjskich czołgów zaatakowało niemieckie siły w Unieczy:
19 sierpnia 1941 r., godz. 05:30. Silne zgrupowanie Rosjan zaatakowało Unieczę od północnego-zachodu i próbowało przekroczyć most a następnie wjechać do miasta siłami sześciu ciężkich czołgów T-34. Kilka [naszych] czołgów oczekiwało [wtedy] na naprawę w kompanii warsztatowej. Porucznik Bűschen [wraz z towarzyszem broni] pojechali dwoma Pz.Kpfw. III o numerach taktycznych 101 i 731 na północno-zachodni kraniec miasta, aby odeprzeć sowiecki atak jeszcze przed mostem. [Nasz] Pz.Kpfw. IV o numerze taktycznym 412 znajdował się już tam na pozycji ogniowej i unieruchomił jeden sowiecki czołg przez trafienie w koło jezdne. Jego załoga wyskoczyła z wozu i uciekła. Pz.Kpfw IV otrzymał trafienie od innego atakującego rosyjskiego czołgu. Dwa z nich zostały unieruchomione ok. 70 m przed mostem przez Pz.Kpfw. III o numerze taktycznym 101. Ich załogi również opuściły pojazdy. Mimo silnego ognia zaporowego, jeden z rosyjskich czołgów zdołał wedrzeć się na most, a potem wjechać do miasta. W pościg za nim ruszył Pz.Kpfw. III z numerem taktycznym 731 porucznika Störka. [Rosyjski] Czołg został dogoniony na nasypie kolejowym, unieruchomiony a następnie zniszczony poprzez wrzucenie ładunków wybuchowych do przedziału silnikowego. [Jego] Załoga, w tym dowódca, trafiła do niewoli. Po schwytaniu dowódca powiedział, że w natarciu brało udział piętnaście T-34. Oddział zadaniowy dowodzony przez porucznika Störka i załoga Pz.Kpfw. III z numerem taktycznym 731 mieli się zameldować u głównodowodzącego i zostać pochwaleni.
Jeśliby założyć, że głównodowodzącym o którym mowa w poprzednim zdaniu był Heinz Guderian, informacja o przebytej walce – podobnie, jak miało to miejsce w odniesieniu do opisanych wcześniej wydarzeń z lipca 1941 r. – nie musiała zadziałać na niego alarmująco, ponieważ niemieckie siły – z pewnymi trudnościami, ale jednak – uporały się z zagrożeniem. Skoro i tym razem sowieckie uderzenie załamało się, a co więcej nie stało się to przy udziale czynników naturalnych, Guderian mógł tendencyjnie przyjąć, że nic nie zdawało się zwiastować potencjalnego niebezpieczeństwa ze strony T-34, które trzeba byłoby szerzej eskalować.
Dalsza lektura „Wspomnień żołnierza” pozwala w końcu na poznanie wyraźnego stanowiska tego oficera w odniesieniu do nowego, 26-tonowego rosyjskiego wozu bojowego. Co interesujące, można przypuszczać, że określone postrzeganie przez niego T-34 miało bezpośredni związek z zarysowującą się, niekorzystną dla wojsk III Rzeszy sytuacją frontową. Przypomnijmy – 30 września 1941 r. 2. Grupa Pancerna rozpoczyna operację „Tajfun”, której celem było zdobycie Moskwy. Początkowo przebieg działań był pomyślny dla Niemców, którzy już 1 października zajęli Siewsk, dzień później Kromy a kolejnego dnia Orzeł. 4. Dywizja Pancerna szybkim marszem doszła do rzeki Zusza, ale musiała przejść do obrony i – na nieszczęście dla siebie – dała się wplątać w ciężkie walki o Mceńsk, podczas których doszło do starć z sowieckimi jednostkami wyposażonymi m.in.: w T-34. Guderian zapisał:
W dniu 6 października nasze stanowisko dowodzenia przeniesione zostało do Siewska. 4 dywizja pancerna została na południe od Mceńska zaatakowana przez rosyjskie czołgi i przeżyła krytyczne chwile. Po raz pierwszy w jaskrawy sposób uwydatniła się wyższość rosyjskiego czołgu T-346. Dywizja poniosła ciężkie straty. Od zamiaru szybkiego natarcia na Tułę musiano na razie odstąpić.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu