Na początku 1943 r. oprócz zniszczenia 6. Armee w Stalingradzie Armia Czerwona przeprowadziła kilka innych udanych operacji zaczepnych na Północnym Kaukazie, Górnym Donie, w rejonie Leningradu i Wielkich Łuków. Były to jednak sukcesy tylko o zasięgu lokalnym, których realizacja była możliwa przede wszystkim z powodu ostrej zimy. Rosjanie odepchnęli niemieckie wojska o setki kilometrów do tyłu. 29 stycznia wojska Frontu Południowo-Zachodniego i Frontu Woroneskiego uderzyły na Grupę Armii „Don” chcąc odbić Zagłębie Donieckie. Początkowo przełamano niemieckie linie obronne wyzwalając miasta Charków, Kursk, Biełgorod, Woroszyłowgrad oraz Izium. Jednak oddziały Wehrmachtu pod dowództwem feldmarszałka Ericha von Mainsteina odpowiedziały im bardzo szybko. Wykorzystując błędy Najwyższego Naczelnego Dowództwa (Stawki), Sztabu Generalnego Armii Czerwonej oraz dowódców frontów, wykonały one potężne kontrnatarcie z rejonu Lubotynia i 16 marca odbiły Charków, a dwa dni później Biełgorod. Tak ukształtowało się południowe skrzydło Łuku Kurskiego.
Do końca marca Wehrmachtowi udało się ustabilizować sytuację i wokół Kurska powstało wybrzuszenie, które idealnie nadawało się do wzorcowego manewru odcinającego czyli dwukierunkowego, zbieżnego uderzenia w celu zamknięcia w okrążeniu i zniszczenia wojsk sowieckich. Teraz, gdy sytuacja w rejonie Kurska się ustabilizowała, obie strony zaczęły przygotowywać swoje wojska do decydującego starcia.
Planując kolejne działania na froncie wschodnim Adolf Hitler i jego generałowie stali przed trudnym zadaniem. Nie tylko chcieli wziąć rewanż za klęskę w Stalingradzie, odrodzić zachwiane morale wojska i ludności Niemiec, ale również podnieść nadwyrężony prestiż III Rzeszy w oczach swoich sojuszników.
Niemcy sądzili, że straty poniesione przez Armię Czerwoną w poprzednich bitwach trudno będzie Rosjanom uzupełnić, więc niemieckie dowództwo nakazało przygotowania do letniej ofensywy. Planowana operacja zaczepna, z którą wiązano tak duże nadzieje i od której zależały daleko idące plany, otrzymała kodową nazwę „Cytadela”. Po Moskwie i Stalingradzie miała to być kolejna rozstrzygająca bitwa
frontu wschodniego.
Od czasu ustabilizowania się frontu w lutym 1943 r. Niemcy zastanawiali się jakie podjąć kolejne kroki na froncie wschodnim, Co jakiś czas zwoływano narady na najwyższym szczeblu, ale kluczowa narada wojenna odbyła się w Monachium 3 i 4 maja, gdy wiadomo już było, że front w północnej Afryce jest stracony. Naradzie przewodniczył Adolf Hitler, a jej głównymi uczestnikami byli: szef Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych Gen. Kurt Zeitzler, dowódca Grupy Armii „Süd” feldmarszałek Erich von Manstein, dowódca Grupy Armii „Mitte” feldmarszałek Günther von Kluge, dowódca 9. Armee Gen.Obst Walther Model, minister uzbrojenia Albert Speer i inni. Najważniejszą kwestią było: czy Wehrmacht powinien w lecie 1943 r. przejść do działań zaczepnych?
Zagadnie to zostało wywołane przez propozycję szefa Sztabu Generalnego Wojsk Ladowych, Gen. Zeitzlera, aby przez kleszczowe oskrzydlenie pozycji nieprzyjacielskich pod Kurskiem zniszczyć zgromadzone tam sowieckie dywizje. Zeitzler dowodził, że rozbicie w powstałym kotle wielkiej liczby wojsk Armii Czerwonej znacząco osłabi jej siłę zaczepną, a to z kolei stworzy niemieckiemu dowództwu korzystniejsze warunki do kontynuowania działań na froncie wschodnim. Przeciwko propozycji Gen. Zeitzlera wystąpił dowódca 9. Armee Gen.Obst Walther Model, który przekonywał, że na podstawie danych rozpoznania lotniczego na odcinkach, gdzie obie grupy armii miały uderzyć, Rosjanie przygotowali głębokie pasy obrony, która była dobrze zorganizowana, wzmocniona przez artylerię i środki przeciwpancerne. Model próbował przekonać Hitlera, że Rosjanie liczą się z niemieckim natarciem i dobrze się do niego przygotowali, a natarcie przy przełamywaniu sowieckiej obrony napotka na znaczne trudności przede wszystkim z powodu braku czołgów, zwłaszcza ciężkich. Pojawiały się także znaczne braki w oddziałach piechoty. Jego opinię popierali Gen. Heinz Guderian i feldmarszałek von Kluge, ale mimo to Hitler postanowił nacierać.
Jedynym sukcesem Modela było nakłonienie Führera do uzupełnienia stanów jednostek piechoty i zaczekania na nowe czołgi Tygrys oraz Pantera, a także działa pancerne Ferdinand. Wzmocnienie sił pancernych miało pomóc w przełamywaniu sowieckich linii obronnych. Oprócz tego planowano też dwukrotnie zwiększyć ilość czołgów średnich Pzkpfw III i PzKpfw IV. Z tego powodu operację „Cytadela” odłożono z 10 czerwca na połowę miesiąca, a potem na początek lipca.
Do tego czasu Niemcy skoncentrowali na bardzo wąskich odcinkach frontu ogromne siły. W skład północnego zgrupowania uderzeniowego 9. Armee Gen.Obst Modela wchodziły trzy korpusy pancerne (41., 46. i 47.) i jeden armijny (23.), które liczyły prawie 750 czołgów i dział szturmowych oraz drugie tyle dział artyleryjskich. Jeszcze lepiej wyglądały siły Grupy Armii „Süd”, obejmujące 4. Panzerarmee Gen. Hotha i Grupę Armijną „Kempf”. W składzie: 2. SS, 3. i 48. Panzerkorps oraz Grupy Korpuśnej „Raus”, było ponad 1500 czołgów i dział szturmowych oraz ponad 800 dział polowych. Oprócz tego w rezerwie Mansteina znajdował się 24. Panzerkorps, liczący 150 czołgów.
Planowano działać według sprawdzonych już wcześniej schematów. Najpierw linie przeciwnika miały zaatakować bombowce nurkujące, następnie ocalałe punkty oporu miały stać się celem krótkiej, intensywnej nawały artyleryjskiej, a potem miał nastąpić zmasowany atak czołgów wspartych piechotą. Kiedy szef Sztabu Generalnego Luftwaffe Gen.Obst Hans Jeschonnek dowiedział się o ponownym wykorzystaniu przestarzałych Junkersów Ju 87 nie krył zaskoczenia i bezskutecznie próbował interweniować u Hermanna Göringa.
Osławione Sztukasy były co prawda bardzo skuteczne w czasach Blitzkriegu, ale teraz była to już inna wojna. Latem 1943 r. były już przestarzałe, powolne i mało zwrotne, a silnie opancerzone Hs 129 dopiero wchodziły na uzbrojenie i jak miało się okazać, zawsze było ich zbyt mało. Pospiesznie adaptowane do roli szturmowców Messerschmitty Bf 109E nie sprawdzały się w warunkach frontu wschodniego. Idealnym rozwiązaniem był pomysł użycia w roli samolotu szturmowego myśliwców Focke-Wulf Fw 190. Silnik gwiazdowy gwarantował większe bezpieczeństwo pilotom i co najważniejsze nie zamarzał w nim glikol. Dzięki temu samolot był mniej podatny na uszkodzenia, a poza tym doskonale sprawował się na małych wysokościach. Teraz miała nastąpić jego próba generalna, ale na razie samolotów tych było zaledwie 70, podczas gdy Ju 87 wciąż stanowiły główną siłę niemieckich jednostek bombowców nurkujących.
Niemcy niezbyt wysoko oceniali zdolność bojową Armii Czerwonej, gdyż brakowało im danych o operacyjnych planach sowieckiego dowództwa. Dzięki tytanicznej pracy załóg samolotów rozpoznawczych w niemieckich sztabach wiedziano o koncentracji dużych rezerw przeciwnika na obszarze Łuku Kurskiego, ale trudno było ustalić ich przeznaczenie.
Przede wszystkim Rosjanie byli bardzo zmotywowani. Swoimi krwawymi działaniami na terenach opanowanych przez Wehrmacht Niemcy w krótkim czasie roztrwonili entuzjazm i zaufanie jakimi obdarowywali ich mieszkańcy wielu miast i wsi zajmowanych w marszu na wschód. Egzekucje ludności cywilnej, wywożenie ludzi na roboty do Niemiec, terror, grabieże i przymusowe kontyngenty spowodowały, że na zapleczu frontu pojawił się ruch partyzancki. W miarę jak przybierał na sile do jego zwalczania Niemcy musieli wydzielać kolejne jednostki osłabiając w ten sposób linię styczności bojowej wojsk. Akcje przeciwpartyzanckie zawsze kończyły się śmiercią tysięcy cywili, co znowu wzmacniało ruch oporu, a takie argumenty dawały w ręce Stalina potężny atut propagandowy, który ten umiejętnie wykorzystywał w motywowaniu do walki ludzi, których wcześniej sam mordował.
Także w Moskwie odbywały się narady wojenne, aby zaplanować kolejne kroki na froncie o długości 4400 km. Zwycięstwo w Stalingradzie dało sygnał do tego, że Niemców można pokonać, tylko trzeba analizować zarówno taktykę przeciwnika, jak i własne błędy. Dzięki temu udało się opracować bardzo realistyczną ocenę sił i potencjalnych możliwości obu stron. Początkowo planowano, że latem Armia Czerwona sama rozpocznie ofensywę w kierunku południowo-zachodnim, za czym szczególnie obstawał dowódca Frontu Woroneskiego generał Nikołaj F. Watutin. Okazało się, że niemiecka armia wciąż jest bardzo silna, więc Stawka i Sztab Generalny Armii Czerwonej zaplanowały obronę przed spodziewaną niemiecką letnią ofensywą. Marszałek Georgij K. Żukow uznał, że o wiele korzystniejsze będzie wyczerpanie impetu niemieckiego uderzenia na głębokiej obronie, wybicie jego broni pancernej, a następnie, wprowadzając do walki odwody, przejście do ogólnego kontrnatarcia i ostateczne rozbicie sił niemieckich.
Do realizacji tego zamierzenia Żukow i Wasilewski 12 kwietnia przedłożyli projekt dyrektywy Stawki o koncentracji na przewidywanych najbardziej zagrożonych kierunkach silnych rezerw i utworzeniu Frontu Stepowego. Józef Stalin zaaprobował ten projekt, który stał się podstawą do rozpoczęcia budowy pasów obrony na kilka kolejnych miesięcy. Plan ten nie wykluczał także takiego scenariusza, że jeżeli Niemcy przez dłuższy czas nie podejmą swojego uderzenia to wówczas wojska sowieckie same mogą przejść do natarcia. Zgodnie z planami Stawki, na obszarze Łuku Kurskiego powstawało silne zgrupowanie wojsk sowieckich. Do pierwszych dni lipca na froncie o długości 550 km (13% łącznej długości frontu) z uwzględnieniem rezerw strategicznych skoncentrowano 28% piechoty, 24% dział i moździerzy, ponad 33% lotnictwa oraz ponad 46% czołgów. Przy czym wysłano tam większość rezerw, jakimi dysponowała Stawka.
Przez całą wiosnę na odcinkach Frontu Centralnego i Frontu Woroneskiego trwały prace nad wzmacnianiem obrony i gromadzenie rezerw. Oba fronty otrzymały wzmocnienia w postaci wojsk pancernych oraz zmechanizowanych i jednocześnie gromadzono zapasy amunicji i paliwa. Z powodu opóźnień niemieckiego natarcia z każdym tygodniem stosunek wzajemnych stanów i środków bojowych na obszarze Łuku Kurskiego coraz bardziej zmieniał się na korzyść Armii Czerwonej tak, że w przededniu niemieckiego natarcia przewyższała ona Wehrmacht w liczbie wojsk i czołgów niemal dwukrotnie, a działach i moździerzach trzykrotnie1. Bitwa pod Kurskiem musiała oznaczać niezwykłą zaciętość i w swojej skali pozostaje nieporównywalną do dzisiaj.
Po dziś dzień Rosjanie na każdym kroku podkreślają, że ich sojusznicy nie spieszyli się z otwarciem drugiego frontu w Europie. Otóż Niemcy już od 1941 r. walczyli na dwóch frontach – jednym w Rosji i drugim w północnej Afryce. Na początku 1943 r. na afrykańskim froncie znalazły się nawet ich najnowsze czołgi – sławne Tygrysy. Front ten angażował setki tysięcy żołnierzy i dywizje pancerne, których nie można było użyć w Rosji. Działały tam myśliwskie JG 53 i 77, część JG 2, 27 i 51, bombowe KG 54 i 77, część KG 26, 30 i 60, jednostki szturmowe jak III./ZG 2 i II./StG 3 oraz wiele jednostek rozpoznawczych i transportowych. Tych sił nie sposób lekceważyć, tym bardziej, że wcześniej były zaangażowane w działania na froncie wschodnim odnosząc tam błyskotliwe sukcesy.
Wielu asów JG 53 i 77 właśnie w Rosji odniosło dziesiątki swoich zwycięstw i sytuacja była wręcz odwrotna od tej przedstawianej przez Rosjan, ponieważ jednostki te zostały ściągnięte z Rosji, aby zabezpieczyć pogarszającą się sytuację w północnej Afryce. Jeśli dodamy do tego tysiące ton zaopatrzenia, amunicji, paliwa i wszelkiego wyposażenia wysyłanego każdego dnia do północnej Afryki zamiast na front wschodni łatwiej będzie zrozumieć skalę zaangażowania Niemców na tamtym terenie. Nie był to nic nie znaczący epizod, ale wielkie przedsięwzięcie, które angażowało setki tysięcy żołnierzy wraz z całym wyposażeniem którego zabrakło w Rosji. Wystarczy wyobrazić sobie, że wszystkie te jednostki zamiast walczyć nad piaskami pustyni znalazłyby się znowu nad stepami Rosji.
Niemcy doskonale rozumieli na co się porywają. Luftwaffe musiała zaspokoić potrzeby swoich trzech głównych frontów – wschodniego, zachodniego i północnoafrykańskiego. Dzięki sprawnej organizacji produkcji pod koniec marca Niemcy dysponowali 6434 samolotami różnych typów, a w końcu czerwca już 7089 pomimo ponoszonych strat. Po raz pierwszy od początku wojny udało się uzyskać liczbę 7000 samolotów bojowych w składzie Luftwaffe, ale ilość samolotów działających w Rosji praktycznie się nie zamieniała. Wszelkie nadwyżki trafiały do rozbudowywanego lotnictwa Obrony Rzeszy, powstałego do walki z bombowcami amerykańskiej 8. AF. Sztab generalny Luftwaffe faktycznie nie posiadał rezerw, które mógłby przerzucić na front wschodni i musiał rozporządzać tylko tamtejszymi siłami. Tak wyglądał realny wpływ działań angloamerykańskich na sytuację Armii Czerwonej, który nigdy nie został doceniony przez Rosjan.
Po ciężkich zimowych miesiącach wiosną 1943 r. Luftwaffe odzyskiwała siły i w maju każdego dnia na całym froncie wschodnim niemieckie lotnictwo wykonywało już po około 2500 lotów. Było to możliwe dzięki temu, że na front wróciły jednostki wcześniej odesłane na odpoczynek i uzupełnienie, a często także na wymianę sprzętu. Jednak i te posunięcia nie mogły zaspokoić potrzeb tak rozległego frontu. Aby zapewnić należyte wsparcie z powietrza dla planowanej ofensywy pod Kurskiem Luftwaffe musiała skupić tam aż 80% swoich jednostek stacjonujących w Rosji czyli ogołocić oba skrzydła frontu wschodniego. Innego wyjścia po prostu nie było z braku dostępnych jednostek, wszak niemal 1500 samolotów i ich doświadczonych załóg stacjonowało na lotniskach zachodniej Europy, Włoch i północnej Afryki.
Widząc coraz bardziej dramatyczną sytuację w Rosji Niemcy postanowili wyposażyć jednostki swoich sojuszników we własny sprzęt. Chorwaci, Finowie, Hiszpanie, Rumuni, Słowacy i Węgrzy otrzymali myśliwce Messerschmitt Bf 109 i Focke-Wulf Fw 190, bombowce Heinkel He 111 i Junkers Ju 88, bombowce nurkujące Junkers Ju 87 oraz szturmowce Henschel Hs 129. Na północy do obrony rejonu Leningradu pozostała jedynie II./JG 54 oraz jednostki fińskie, a na południu nad półwyspem Tamańskim działała II./JG 52 wspierana przez Słowaków i Chorwatów.
Wszystkie te zabiegi i przemieszczenia jednostek pozwoliły zgromadzić w rejonie Łuku Kurskiego znaczne siły. Działania 9. Armee na północnym odcinku Łuku miało wspierać 730 samolotów z Luftflotte 6, a na południowym odcinku natarcie oddziałów 4. Panzerarmee i Grupy Armijnej „Kempf” zabezpieczało 1100 samolotów z Luftflotte 42. Do tego trzeba doliczyć samoloty dalekiego rozpoznania, lekkie nocne bombowce i nocne myśliwce, 167 transportowych Ju 52 oraz samoloty pomocnicze. Łącznie Niemcy zgromadzili około 2100 samolotów plus 80 z jednostek węgierskich.
Z drugiej strony Rosjanie zgromadzili ogromne ilości samolotów bojowych w rejonie Łuku Kurskiego. Do początku lipca 2., 16. i 17. WA, a także lotnictwo PWO3 odpowiedzialne za obronę zaplecza frontów: Centralnego, Woroneskiego i Południowo-Zachodniego oraz przedzielonych im jednostek bombowych dalekiego zasięgu liczyło aż 3900 samolotów. Po raz pierwszy w tej wojnie Rosjanom udało się niemal dwukrotnie przewyższyć siły lotnicze przeciwnika. Do tego pospiesznie przygotowywano do bitwy jednostki 15. WA Frontu Briańskiego oraz 5. WA Frontu Stepowego, które dysponowały własnymi oddziałami.
Bezsprzecznie tak wielka liczba gotowych do walki samolotów była efektem wzrostu produkcji w fabrykach lotniczych. W drugim kwartale 1943 r. dostarczono 8637 samolotów, w tym 7333 bojowych (3394 myśliwców, 2838 szturmowców i 1001 bombowców). Co nie mniej ważne były to wyłącznie samoloty nowoczesne (myśliwce Jak-7 i Jak-9 oraz Ła-5, dwumiejscowe szturmowce Ił-2 i bombowce Pe-2) napędzane przez niezawodne silniki.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu