W środę 30 sierpnia 1939 r. płk dypl. Stefan Rowecki przeprowadzał przeglądy skompletowanych już, według etatu 75%, organicznych jednostek swojej brygady. Przyjmując, że stan wyjściowy brygady wynosić miał 952 pojazdy silnikowe, to przy ww. poziomie ukompletowania park maszyn Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej (WBP-M) nie przekraczał 700-720 pojazdów (bez rowerów i przyczep). W rzeczywistości było ich jednak znacznie mniej (około 480-490), gdyż w przywołanej powyżej liczbie wliczone się już wozy wszystkich jednostek przydzielonych, m.in.: dywizjonu artylerii motorowej, obu kompanii czołgów, motorowego batalionu saperów, kolumn transportowych itd. Oceniany jako pierwszy Batalion Przeciwpancerny mjr. Michała Bilika uzyskał ogólnie pozytywną notę (wygląda nieźle). Najwięcej trudności sprawiło batalionowi wykonanie pokazowego przemarszu, co jest zrozumiałe jeśli uwzględni się krótki okres formowania oraz nadal istotne braki sprzętowe i personalne. W 1. Pułku Strzelców Konnych sytuacja prezentowała się gorzej i to pod względem liczby pojazdów (jednostka nie otrzymała wymaganego dla pokrycia etatu kompletu motocykli i samochodów ciężarowych) jak i wyszkolenia. Poszczególne szwadrony miały jeszcze zdaniem płk. Roweckiego sporo do nadrobienia, przy czym największa krytyka spotkała por. Schoeneicha (dowódca 3. szwadronu). Zadaniem nowego dowódcy pułku, ppłk. Lewickiego, miała być przede wszystkim szybka poprawa stanu wyszkolenia i wyposażenia jednostki. W trakcie wizytowania pułku, około południa, otrzymano informacje o ogłoszeniu
mobilizacji powszechnej.
Najlepszą ocenę w ramach przeglądu sił brygady zdobył Pułk Strzelców Pieszych ppłk. dypl. Zenona Wzacnego, o którym powściągliwy na ogół dowódca WBP-M pisał, że wyglądał imponująco. Dodatnią ocenę podczas prezentacji wyposażenia i uzbrojenia zyskał również Dywizjon Rozpoznawczy mjr. Konstantego Kułagowskiego. W tym przypadku przełożony miał pewne uwagi, przy czym dotyczyły one raczej wybranych oficerów np. dowódcy szwadronu rozpoznawczego rtm. Kłopotowskiego. Wszystkie wizytowane oddziały miały jeszcze wyraźne problemy z „ruszeniem z miejsca”, czyli zorganizowanym rozpoczęciem i przeprowadzeniem marszu. Konieczne były dalsze ćwiczenia zgrywające z zakresu dyscypliny marszowej, wykorzystania przydatniejszych w huku motorów i na większych odległościach sygnałów optycznych (gesty rękoma, chorągiewki) lub głosowych (trąbka, klakson) itd. Dodajmy, że wykonanie kompletów chorągiewek/tarcz sygnalizacyjnych oraz oznaczeń pojazdów 1. psk oraz psp otrzymały już 21 sierpnia.
WBP-M odnotował, że ogólnie oddziały prezentują się pod względem ukompletowania nieźle, przy czym nadal mowa była o 75% wymaganego etatem wojennym stanu. Uzupełnienie brakującego sprzętu motorowego, uzbrojenia, wyposażenia, amunicji, umundurowania itd. miało zdaniem płk. Roweckiego nastąpić około 15 września. Główną przeszkodą, podkreślaną przez przywołanego oficera były trudności natury biurokratycznej oraz, jak sam sugerował w swoich pamiętnikach dowódca WBP-M, brak zrozumienia potrzeb formowanej wyraźnie ad hoc wielkiej jednostki pancerno-motorowej. Największy atut brygady, czyli jej mobilność, okazywała się w przeddzień wybuchu wojny jej największą słabością, o czym płk Rowecki pisał:
Rozpaczliwie przedstawia się stan ruchliwości brygady, a właściwie w ogóle zdolności poruszania się. Dotychczas jedynie w zespołach plutonowych i szwadronach i to jedynie w dzień, opanowano jako tako poruszanie się na motorach. Zgranie tych jednostek w ruchu, w ramach dywizjonów (batalionów) i pułków jest dopiero w zamierzeniu. Doszkalanie szoferów trwa. Przypuszczam, że z racji tego, jak również konieczności uzupełnienia braków do etatu 25% wcześniejsze ruszenie na koncentrację jak około 15 IX nie byłoby wskazane.
Z kolei kpt. dypl. Marian Kowalczyk, oficer operacyjny WBP-M, w swojej relacji sporządzonej pod koniec 1945 r. stwierdzał, że przed ogłoszeniem mobilizacji powszechnej stany oddziałów należących organizacyjnie do brygady wynosiły 65-90%. Podobnie prezentował się w jego ocenie stan ukompletowania wyposażenia i uzbrojenia. Tutaj dodajmy, że według pierwotnych zamierzeń WBP-M miała przejść w drugiej połowie września w rejon Końskich w celu koncentracji całości sił i kontynuowania szkolenia na szczeblu pułku-brygady. Sytuację zmieniła ogłoszona mobilizacja powszechna. W nowej sytuacji gen. bryg. Bronisław Regulski zaakceptował zaproponowaną zmianę rejonu koncentracji. Nowy, położony na głębszym zapleczu frontu, obszar zgrywania wielkiej jednostki znajdował się w liczącym około 60 km pasie Łuków – Radzyń – Lubartów.
Ostatniego dnia pokoju wyróżniający się na tle pozostałych jednostek WBP-M Pułk Strzelców Pieszych (psp) wizytował minister spraw wojskowych gen. dyw. Tadeusz Kasprzycki. Pułk potwierdził oceny uzyskane dzień wcześniej, co znalazło wyraźne odzwierciedlenie w pamiętnikach płk. Roweckiego:
Dziś 31 VIII w południe minister Kasprzycki zrobił przegląd mego pułku strzelców pieszych i znalazł wszystko w bardzo dobrym porządku. Podobało mu się to moje wojsko na motorach.
Między 31 sierpnia, a 1 września pułk otrzymał ostatnią dostawę samochodów, w tym duże ciężarówki Chevrolet o ładowności 5 t. W przygotowanym w maju 1940 r. sprawozdaniu z okresu kampanii w Polsce ppłk Wzacny tak podsumowywał wyposażenie swojej jednostki w środki motorowe:
Ostatecznie pułk miał więc z wybuchem wojny prawie komplet środków przewozowych. Brak było tylko motocykli dla dowódców plutonów strzeleckich, zastępców dowódców plutonów ckm i solówek dla gońców. Zamiast około 30 motocykli solówek otrzymałem bodaj 3. Pułk był zdolny do ruchu i walki. Brak było tylko czasu na należyte zgranie i doszkolenie go.
Tego samego dnia, w myśl rozkazu DepDowOgn. (L.dz.1502/MOB.), zarządzono przejście z dniem 1 września WBP-M na etat wojenny. Zgodnie z wcześniejszymi rozkazami w mocy utrzymano polecenie utworzenia etatu zastępcy dowódcy brygady. Wszelkie szczegółowe wytyczne mieli wydać Dowódca Broni Pancernych (sprzęt motorowy), Biuro Personalne MSWojsk. (kadry) oraz II wiceminister spraw wojskowych (sprawy administracyjno-gospodarcze). Powyższa decyzja oznaczała, że na nowo należało rozpocząć żmudną procedurę kompletowania całości wyposażenia należnego oddziałom.
Wybuch wojny zastał formującą się Warszawską Brygadę Pancerno-Motorową w jej garnizonach. Z racji prowadzonych przez Luftwaffe nalotów najbardziej narażone okazały się jednostki oraz dowództwo stacjonujące w Warszawie i jej okolicach. W tym czasie kwatera główna brygady mieściła się już na terenie koszar 1. dak przy ulicy 29 listopada, skąd została przeniesiona kilka dni wcześniej z gmachu MSWojsk. przy ul. 6 sierpnia. Wszystkie oddziały znajdowały się w trakcie szkolenia, kompletowania wyposażenia oraz uzupełniania etatów personalnych. Napływających w ramach mobilizacji rezerwistów, którzy zgodnie z kartami powołania mieli się stawić w Rembertowie (pułk strzelców i dywizjon rozpoznawczy), kierowano do Garwolina, gdzie 1. psk sformował zalążek ośrodka zapasowego. Dalej, w zależności od specjalizacji i potrzeb, rezerwistów przewożono do właściwych im jednostek. Również kadra zawodowa uzupełniała jeszcze istniejące vacaty w oddziałach. Warto podkreślić, że dowódca nie dysponował ani dywizjonem artylerii motorowej, ani motorowym batalionem saperów. Dwie kompanie czołgów (lekkich i rozpoznawczych) przybyły do brygady w ostatnich dniach sierpnia. Dla usprawnienia pracy służb plutony gospodarcze obu kompanii połączono tworząc kompanię techniczno-gospodarczą.
W momencie agresji niemieckiej znajdująca się na głębokich tyłach brygada nie dysponowała przypisanym jej zapasem amunicji (6 zamiast 8 docelowych jednostek ognia) oraz środków do przewozu i magazynowania paliwa. Największą troską płk. Stefana Roweckiego byli kierowcy, których liczba nadal pozostawała zbyt niska, a poziom wyszkolenia niewystarczający. Mimo to, I zastępca I wiceministra spraw wojskowych, gen. bryg. Bronisław Regulski, w piśmie z 1 września uznał WBP-M za jednostkę zmobilizowaną, zaznaczając że fakt ten podawany jest dla celów organizacyjnych i gospodarczych.
Chcąc zabezpieczyć nowoutworzoną wielką jednostkę przez działaniem nieprzyjacielskiego lotnictwa jeszcze 1 września otrzymano z Warszawy rozkaz wymarszu oddziałów z pokojowych garnizonów i rozlokowania ich w wyznaczonych wcześniej miejscach zapasowych. Przesunięcie miało nastąpić nocą, ze skutkiem na 2 września rano. Jeszcze wieczorem motorowy psp wyruszył na wschód oraz południowy wschód w kierunku na Dęblin – Ryki zatrzymując się we wsiach oddalonych o 20-30 km od Garwolina (szczegóły zawiera tabela). Pułk strzelców konnych, batalion przeciwpancerny, dywizjon rozpoznawczy oraz batalion czołgów ruszyły dopiero rankiem 2 września. Swój pokojowy garnizon w Puławach opuścił również motorowy batalion saperów dowodzony przez mjr. Adama Golcza. Dowództwo brygady pozostawało jeszcze w tym czasie w Warszawie, co wymagało utworzenia sprawnej sieci łączności. Dla 1. psk wykonanie tego rozkazu nie sprawiało większej trudności, pułk pozostawał w dobrze sobie znanym rejonie. Inaczej sytuacja wyglądała w przypadku chwalonego kilka dni wcześniej psp, który nocą musiał całością sił wykonać liczący około 80 km przemarsz. Dowódca brygady o pierwszym tego typu przedsięwzięciu pisał:
Postanowiłem, zresztą zgodnie z decyzją ministra, moje oddziały odsunąć od Warszawy, aby nie były narażone na ewentualne naloty lotnicze. Marszem nocnym, w kilku rzutach pułk strzelców pieszych ruszył w rejon na południe od Garwolina. Ten pierwszy występ marszu nocnego zakończył się rozbiciem szeregu maszyn z racji słabych kierowców. Było kilku rannych, parę nóg złamanych. Po prostu aż strach, jak jechać kolumną bez świateł w nocy, gdy kierowcy nawet w dzień nie umieją maszyn prowadzić. Inne oddziały (dywizjon rozpoznawczy oraz 1 pułk strzelców konnych) przeszły bez większych trudności, z resztą trasy miały mniejsze i przechodziły za dnia.
Po zajęciu nowych kwater i zabezpieczeniu sprzętu przez obserwacją lotniczą wśród zabudowań i drzew przystąpiono do dalszego szkolenia i zgrywania pododdziałów. Według obowiązujących jeszcze wtedy planów od 6 września zamierzano rozpocząć strzelania bojowe na położonej około 20 km na południowy zachód od Gończyc strzelnicy w Maciejowicach. Dowódca brygady odnotowywał, że gotowość do działań podległe mu jednostki osiągną najprędzej
10-15 października. Następnie przygotowana i ostrzelana już WBP-M miała „odbić sobie” późne wejście do walki.
W związku z pękaniem polskiej obrony w pasie granicznym już 3 września około południa dowódca WBP-M otrzymał podczas wizyty w MSWojsk. rozkaz postawienia swoich oddziałów w stan pogotowia, wydania ostrej amunicji i organizacji obrony wyznaczonego odcinka linii Wisły. Zważywszy na przywołany powyżej, spodziewany przez płk. Roweckiego, termin osiągnięcia gotowości brygady wydanie jej rozkazu bojowego już trzeciego dnia wojny było z pewnością zaskoczeniem. Obrotu spraw nie mogły zmienić ani intensywne szkolenie, ani determinacja oficerów i żołnierzy. Bilans przygotowania na 3 września brzmiał wyraźnie niekorzystnie:
Rozkaz wejścia na odcinek, wprawdzie jak przypuszczałem o charakterze na razie pracy etapowej, zastał nas jeszcze gruntownie nieprzygotowanymi. Sprzęt brakujący do etatu 75% około 200 maszyn i cały do etatu wojennego – nie pobrany (nie ma go jeszcze). Ludzi do etatu wojennego dostaliśmy, lecz połowa z nich nie jest umundurowana. Uzbrojenia do etatu wojennego nie dostaliśmy. Tyłów ani kolumn taborowych brygada nie dostała. Brak nam 2 jednostek ognia, brak nam benzyny (mamy najwyżej na plus minus 200 km), oraz w ogóle brak beczek na jej pobranie. Z całych oddziałów brak jest zupełnie artylerii (dywizjon a 2 baterie 75 mm na podobno przybyć dopiero 5 IX w Garwolinie). Zamiast batalionu pancernego dostałem 2 kompanie (jedną Vickersów, jedną TK). O wyszkoleniu brygady nie mówię już, bo w ogóle jeszcze się ono nie zaczęło. Nawet szkolnie szoferów było dopiero w toku.
Trudno jest odnieść się dziś do liczby 200 wozów brakujących brygadzie na początku września do etatu 75%. Jeśli uwzględnimy tylko jednostki stanowiące trzon WBP-M11, to wynikało by z tego, że brygada dysponowała około 280-290 pojazdami mechanicznymi. Przyjmując jednak, że obowiązywał już w pełni etat wojenny, w ramach którego płk Rowecki rozporządzał, przynajmniej w teorii, całością podległych mu sił to rzeczywisty stan brygady oscylował w granicach 510-550 wozów silnikowych. Poza brakami w pojazdach wspomniany oficer z dużym sceptycyzmem odnosił się do możliwości skrócenia terminu gotowości WBP-M. Ruszająca de facto na front brygada nie była w żadnej mierze przygotowana do podjęcia jakichkolwiek działań poza kontynuacją szkolenia.
Zobacz więcej materiałów w pełnym wydaniu artykułu w wersji elektronicznej >>
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu