Jak wkrótce miało się okazać, ryzyko związane ze stworzeniem zupełnie nowych, armat 15-calowych opłaciło się. Nowa artyleria okazała się niezwykle niezawodna i celna. Osiągnięto to dzięki zastosowaniu sprawdzonych rozwiązań i rezygnacji z superosiągów. Lufa miała stosunkowo dużą masę, mimo względnie niewielkiej długości 42 kalibrów.
Konstrukcja armat jest czasami krytykowana z racji ich „konserwatywności”. Wewnętrzna część lufy była dodatkowo owinięta warstwą drutu. Praktykę tę na masową skalę stosowali jedynie Brytyjczycy, oraz ci, którzy się od nich uczyli. Ponoć ta cecha miała być dowodem na przestarzałość. Działa składane z kilku warstw rur, bez dodatkowego drutu miały być nowocześniejsze.
W rzeczywistości jest to taka sama prawda, jak „wymyślenie” schematu opancerzenia „wszystko albo nic” na przełomie pierwszej i drugiej dekady XX stulecia w USA, podczas gdy na świecie stosowano go prawie pół wieku wcześniej.
W czasach średniowiecznych działa były odlewane jako jeden kawałek metalu. Wraz z rozwojem metalurgii, w pewnym momencie możliwe stało się precyzyjne wykonywanie grubościennych rur o dużej średnicy. Zauważono wówczas, że ciasne złożenie kilku rur jedna na drugiej, powoduje powstanie konstrukcji o znacznie większej wytrzymałości na rozrywanie niż w przypadku pojedynczego odlewu o takim samym kształcie i masie. Czym prędzej zaadaptowano tę technikę do produkcji luf. Jakiś czas później, a więc po wynalezieniu składania dział z kilku warstw, ktoś wpadł na pomysł owinięcia wewnętrznej rury dodatkową warstwą silnie naprężonego drutu. Drut wykonany ze stali o dużej wytrzymałości na rozciąganie, ściskał rurę wewnętrzną. Podczas wystrzału ciśnienie gazów wyrzucających pocisk, działało w dokładnie przeciwnym kierunku. Naciągnięty drut równoważył tę siłę, przejmując na siebie część energii. Lufy pozbawione tego wzmocnienia musiały opierać się wyłącznie na wytrzymałości kolejnych warstw.
Początkowo zastosowanie drutu umożliwiało produkcję lżejszych armat. Z czasem sprawa przestała być taka oczywista. Drut zwiększał odporność konstrukcji na rozerwanie, ale nie poprawiał wytrzymałości wzdłużnej. Lufa,
z konieczności podparta w jednym miejscu blisko zamka, wyginała się pod własnym ciężarem, w rezultacie czego jej wylot nie był w jednej linii z zamkiem. Im wygięcie większe, tym większa szansa na powstanie wibracji podczas wystrzału, co przekłada się na różne, kompletnie losowe wartości podniesienie wylotu działa względem powierzchni Ziemi, co z kolei przekładało się na celność. Większe różnice w kącie podniesienia, to większe różnice w odległości na jakie niosą pociski. Z punktu widzenia zmniejszania opadania lufy i związanych z nią wibracji, warstwa drutu tak jakby nie istniała. Był to jeden z argumentów za odrzuceniem tego zbędnego elementu zwiększającego masę z konstrukcji działa. Lepiej było zastosować kolejną rurę nakładaną na zewnątrz, która nie tylko zwiększała wytrzymałość na rozrywanie, ale również zmniejszała wygięcie. Zgodnie z filozofią części flot, była to prawda. Brytyjczycy mieli jednak swoje specyficzne wymagania.
Ciężka artyleria Royal Navy miała mieć możliwość strzelania nawet w przypadku pęknięcia wewnętrznej warstwy, czy wyrwania części gwintu. Z punktu widzenia wytrzymałości całej lufy, nawet usunięcie całej wewnętrznej części niewiele zmieniało. Lufa miała mieć możliwość strzelania bez zagrożenia jej rozerwaniem. Właśnie na tę wewnętrzną warstwę nawijano drut. W tym przypadku brak zwiększania wytrzymałości wzdłużnej nic nie znaczył, gdyż tak czy inaczej całość była skonstruowana tak, by wewnętrzna warstwa na nią nie wpływała! Dodatkowo w porównaniu z innymi nacjami, Brytyjczycy mieli o wiele ostrzejsze wymagania dotyczące bezpieczeństwa. Armaty projektowano z większym jego zapasem niż gdzie indziej. Wszystko to wpływało na zwiększenie ich masy. Przy zachowaniu tych samych wymagań, usunięcie (tj. rezygnacja – przyp. red.) nawijanego drutu wcale nie oznaczało oszczędności ciężarowych. Prawdopodobnie wręcz przeciwnie.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu