25 stycznia minister obrony Australii poinformowała, że rząd tego kraju przeznaczy 1 mld AUD na rozwój i zakupy zaawansowanych systemów uzbrojenia, które mają zwiększyć potencjał sił zbrojnych tego państwa.
Wśród głównych projektów wymienia się rozbudowę możliwości zwalczania celów nawodnych i naziemnych. Nowe uzbrojenie ma trafić na okręty Royal Australian Navy zarówno znajdujące się już w służbie, jak i perspektywiczne (najprawdopodobniej mowa o fregatach typu Hunter). Deklaracja nie wskazuje szczegółów, jednak biorąc pod uwagę czynniki polityczne, Australijczycy będą dążyć do zakupu systemów uzbrojenia produkcji amerykańskiej. W lutym 2020 r. amerykański Departament Stanu poinformował o autoryzowaniu sprzedaży 200 pocisków przeciwokrętowych Lockheed Martin AGM-158C LRASM (mogą być zintegrowane z uniwersalnymi wyrzutniami pionowymi Mk 41 tego samego producenta zamontowanymi na niszczycielach typu Hobart i planowanymi do Hunterów). Ta partia jest przewidziana jako uzbrojenie wielozadaniowych samolotów bojowych Boeing F/A-18F Super Hornet, jednak nic nie wyklucza kontynuacji zakupów dla Royal Australian Navy.
W przypadku projektu zwiększenia możliwości zwalczania celów naziemnych mowa o potrzebie zakupu pocisków manewrujących o zasięgu około 1500 km. Powyższa deklaracja może oznaczać, że Australia ,wzorem Kanady, będzie się ubiegać o możliwość zakupu w Stanach Zjednoczonych pocisków Raytheon RGM-109 Tomahawk. W opinii rządu australijskiego nowe, ofensywne systemy uzbrojenia mają zapewnić bezpieczeństwo tego kraju i stanowić element odstraszania potencjalnych przeciwników.
Obok obu systemów ofensywnych, rząd Australii planuje także realizacje programów zakupów lekkich torped ZOP (w ostatnich latach zakupy obejmował przede wszystkim amerykańskie Raytheon Mk 54), a także współpracę międzynarodową w zakresie rozwoju systemów przeciwlotniczych przeznaczonych do jednostek pływających. W tym drugim przypadku mowa o dalszym rozwoju systemu Raytheon RIM-162 ESSM Block 2, a także dołączeniu do programów rozwoju pocisków RIM-67D Standard 2 Block IIIC i RIM-174 Standard 6 Block I tego samego producenta.
Podobne z tej kategorii:
Podobne słowa kluczowe:
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Tomahawk to też od lat nasz cichy cel, od czasu pojawienia się pomysłu polskie kły i Orki z pociskami manewrującymi, bo tylko Francuzi mają własne, opcja niemiecka i szwedzka to Tomahawk, fregata Miecznik to też bez AEGIS i pocisków manewrujących raczej strata pieniądzy Kanadyjczycy i Australijczycy zresztą myślą tak samo.
Jeszcze, by ci co mają mokre sny o tych pazurach wiedzieli, po co, gdzie, i jak ich użyć. To tak jak gdyby ślepemu głupkowi dać "bejsbola" bo mu się marzy. Taki pocisk służy do punktowych uderzeń, szczególnie na ośrodki dowodzenia i łączności na dalekim zapleczu przeciwnika, to w przypadku głowicy konwencjonalnej. By wykorzystać potencjał takiego uzbrojenia ( nie taniego przecież ) trzeba mieć możliwość rozpoznania w promieniu tysięcy km, a my nie mamy nawet na 100km. W naszym wypadku tego typu rakiety jak najbardziej miały by sens gdyby były rozmieszczone w mobilnych naziemnych kontenerach morskich 40ft, a rakiety uzbrojone w głowice jądrowe. Paroma rakietami uzbrojonymi w konwencjonalny ładunek to nikomu krzywdy nie zrobimy ( przynajmniej nie potencjalnemu agresorowi ) a wydamy jedynie mld$. A instalowanie ich na okrętach tym bardziej podwodnych, to musiał wymyślić chory człowiek. Ponieważ nie ma racjonalnych argumentów by coś takiego zlecić.