Kiedy i w czyjej głowie zrodził się taki pomysł?
Piotr Iwaszko: Pomysł stworzenia zespołu zrodził się w naszych głowach sześć lat temu, a jego autorami byliśmy wspólnie z Arturem, kpt. Adrianem Rojkiem i płk. Arturem Kałko. Był to okres, kiedy każdy z nas latał już od dłuższego czasu na pokazach jako solista, więc doszliśmy do wniosku, że dobrze by było móc zaprezentować się wspólnie. Droga, jaką musieliśmy przejść od pomysłu do realizacji nie była łatwa i wymagała mnóstwa „papierkowej roboty”. Trzeba było opracować sporo teorii, wykonać wiele różnego rodzaju obliczeń, zebrać razem wszystkie nasze pomysły, a przede wszystkim skonfrontować je z możliwościami. Musieliśmy wziąć pod uwagę m.in. kwestię zakresu możliwych prędkości zarówno MiG-a, jak i maszyny Artura, konfiguracje samolotów, kąty natarcia itd. Wiele czasu zajęło nam pogodzenie naszych pomysłów z możliwościami technicznymi płatowców, na których latamy, jak również zebranie wszystkiego w całość tak, by móc obie maszyny pokazać razem w powietrzu. Jak widać, to się nam udało, i mogę zapewnić, że nie jest to nasze ostatnie słowo i program pokazu będziemy dalej rozwijać. Po wykonaniu kilku treningów i dwóch prezentacjach przed publicznością jesteśmy bogatsi o pewne doświadczenia praktyczne i mamy kolejne pomysły na dalsze modyfikacje projektu.
Artur Kielak: Tak naprawdę pierwotna koncepcja pokazu była zupełnie inna. Wiele rzeczy, które początkowo przygotowaliśmy na papierze, zostało zrewidowanych już na pierwszym wspólnym treningu. Pozwoliło nam to poukładać takie elementy pokazu, jak na przykład momenty schodzenia się, czy rozejścia. Dla mnie największym niebezpieczeństwem były głównie strugi pozostawione przez MiG-a. Treningi dały odpowiedź na pytanie jak wykonać start, którą stroną lotniska mam przelecieć, żeby nie wpaść w strugę, kiedy Piotr jest na dużych kątach natarcia i zostawia bardzo duży ślad, a także zaobserwować gdzie i jak opadają. Była to kwestia, nad którą naprawdę bardzo dużo pracowaliśmy.
PI: Pierwotnie, jeszcze na etapie planowania zakładaliśmy, że to Artur będzie dochodził do MiG-a. W trakcie treningu doszliśmy jednak do wniosku, że obecność strug ogranicza znacznie obszar, w którym może się znaleźć Artur, a to nam psuło pewną koncepcję, więc zdecydowaliśmy się na zamianę i to MiG jest samolotem dochodzącym.
AK: Przystępując do realizacji projektu miałem już pewne doświadczenia związane z lataniem w parze z odrzutowcem, które zdobyłem latając z samolotem L-29 Delfin oraz TS-11 Iskra, pilotowanym przez Jerzego Lenia, byłego dowódcę zespołu „Biało-Czerwone Iskry”. Tych samolotów nie można jednak porównywać do MiG-a. Gdy podleciałem do skrzydła MiG-a na odległość dwóch, trzech metrów i przyjrzałem się generowanym przez niego wirom za skrzydłem, zdałem sobie sprawę jak duże jest dla mnie ryzyko zassania pomimo posiadania przez mój samolot dużych powierzchni sterowych. Z tym faktem wiąże się bezpośrednio kwestia ilości figur prezentowanych przez nas w trakcie pokazu. Oczywiście możemy zrobić ich o wiele więcej, ale nie to jest w chwili obecnej naszym priorytetem. Faktem jest, że jesteśmy pionierami i nie musimy niczego udowadniać, bo już udowodniliśmy, że taki pomysł da się zrealizować. Naszym celem na początek jest wykonać spokojny i dość statyczny pokaz, ale z dynamicznym rozejściem i następnie pilotażem indywidualnym po to, żeby zaszczepić nasz pomysł zarówno dowództwu, jak i oglądającej nas publiczności. Dopiero w następnej kolejności będziemy go rozwijać, bo pomysłów na dalsze figury jest o wiele więcej. Chcemy skumulować w pokazie jak najwięcej dynamiki, gdyż jest to coś, czego szuka się w takich pokazach. Wszystko rodzi się w naszych głowach, ale wszelkie nasze działania podporządkowane są bezpieczeństwu, zarówno naszemu, jak i publiczności, bo to w pokazie jest najważniejsze.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu