Kamieniem węgielnym nowoczesnego świata jest Wielka Rewolucja Francuska. Sformowano wówczas – i zaczęto przestrzegać – dwóch zasad, mających największy wpływ na nasze życie społeczne i gospodarcze. Prawo do wolności ukształtowało społeczeństwo, a prawo do własności – porządek gospodarczy. Państwa, które nie przestrzegają tych dwóch praw, nie mają szansy na sprawne funkcjonowanie: motorem rozwoju jest wolność oraz własność.
Wielka Rewolucja Francuska zmieniła także wojnę. Nastąpiły zmiany w taktyce, strategii, organizacji, uzbrojeniu, wyposażeniu, logistyce. U ich podstaw leżały zresztą dwa wspomniane już prawa: do wolności i własności. To stwierdzenie może wydawać się paradoksem, skoro wojna polega na pogwałceniu tych praw – wojna to nic więcej, jak siłowe ograniczenie wolności przeciwnika i wymuszenie na nim własnej woli. Paradoks jest jednak pozorny: wojna to zjawisko chwilowe, a wojsko jest odbiciem życia cywilnego.
Wojny XVIII wieku zdominował muszkiet wyposażony w bagnet. Komplet ten miał swoje ograniczenia zarówno jako broń palna – niewielki zasięg, słaba celność – jak i broń biała – był jedynie namiastką piki. Starcia zbrojne polegały przede wszystkim na prowadzeniu niezbyt skutecznego ognia oraz – również niezbyt skutecznego – szturmu na bagnety. Stosowaną wówczas taktykę nazywano – od szyków wojsk – linearną. W takich warunkach osiągnięcie zwycięstwa w walnej bitwie było dość trudne, jeszcze trudniejsze było doprowadzenie do takiej bitwy.
Armie maszerowały od twierdzy do twierdzy, od magazynu do magazynu, starając się nie tyle zadać przeciwnikowi straty, co uniknąć strat. Żołnierze byli bowiem cennymi profesjonalistami, długo szkolonymi zarówno w sztuce prowadzenia ognia, jak i w wykonywaniu skomplikowanych manewrów. Żołnierze walczyli wyłącznie za pieniądze, pojęcia takie jak „ojczyzna”, „patriotyzm”, „naród”, „interes narodowy” nie istniały. Gdy król był niewypłacalny – żołnierze dezerterowali.
Podobne były początki wojen w obronie Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Zaczęła się ona dość ospale w 1789, ale w 1792 r. nabrała tempa, a europejskie monarchie zaczęły grozić Paryżowi wojną. Francuzi uprzedzili przeciwników i wtargnęli do Niderlandów Austriackich. Wyprawa okazał się fiaskiem. Austriaccy i pruscy zawodowcy prowadzili tak intensywny ogień palny, że francuscy rekruci masowo uciekali z pola bitew. Gdy jednak Prusacy i Austriacy dokonali inwazji Republiki, nastąpiła radykalna zmiana sytuacji. Francuzi – pomimo że szeregowi byli niewyszkoleni, a ich oficerowie zdezerterowali – wykazywali odwagę i nie lękali się nieprzyjacielskich kul.
Determinacja francuskich rekrutów – sankiulotów, jak ich nazwano – wynikała z tych samych pobudek, co żołnierzy zawodowych. Chodziło o pieniądze. Ale o inne pieniądze: nie te płacone przez króla, tylko te zyskane po jego obaleniu. Nie tyle o „sprywatyzowane” w dobie rewolucji majątki kościelne, arystokratyczne i królewskie, co o przywileje podatkowe, produkcyjne i handlowe.
Pruscy i austriaccy żołnierze walczyli za żołd, francuscy – o możliwość uczciwego i godnego zarabiania pieniędzy. Jednak szkatuła królewska była ograniczona, więc armie były nieliczne. Natomiast możliwość zarabiania pieniędzy w państwie, w którym przestrzegano prawa do wolności i własności – nieograniczona. Co więcej: żołnierz zawodowy nie chciał ryzykować życia, martwemu trudno wydać zarobione pieniądze. Francuski żołnierz walczył natomiast nie tylko za siebie, ale i za swoich bliskich, wiedział, że ryzykując własne życie w obronie „Praw Człowieka i Obywatela”, tak naprawdę ryzykuje w imieniu lepszej przyszłości gospodarczej swojej rodziny.
Samotna Francja musiała odpierać ataki Wielkiej Brytanii, Austrii, Prus, Hiszpanii, Holandii, Portugalii, Turcji, Sardynii, Neapolu i Sycylii, a także Rosji, Szwecji i większości państw niemieckich. A jednak Francuzi nie tylko zdołali się obronić, ale również podbić całą niemal Europę. Klucz do zwycięstwa leżał zarówno w rozwiązaniach politycznych, jak również organizacyjnych oraz taktycznych.
Francuzi byli w stanie prowadzić bitwy nie licząc się za stratami. Mieli bowiem do dyspozycji społeczeństwo gotowe zaakceptować krwawe straty ponoszone w imię wyższego celu oraz wielu rekrutów. Ustawiali swoje wojska nie w cienką linię, ale w głębokie i pękate kolumny. Szyk kolumnowy jest fatalny dla walki ogniowej – strzelać może jedynie pierwszy szereg.
Kolumna doskonale nadaje się natomiast do szturmu: stanowi co prawda większy cel dla artylerii, ale gdy już dojdzie do cienkiej linii przeciwnika, przebija ją z łatwością. Straty Francuzów – choć gotowych je ponosić – z reguły były niewielkie: bardzo często obronne linie wroga pierzchały na sam widok idącej do szturmu najeżonej bagnetami kolumny.
Zanim jeszcze doszło do szturmu francuskiej kolumny na pruskie czy austriackie linie, były one osłabiane ogniem tyraliery strzeleckiej. Tyraliera była swego rodzaju linią, ale odległości pomiędzy strzelcami sięgały kilku metrów stanowiła więc cel niewarty ognia salwowego. Kolejną różnicą pomiędzy linią a tyralierą było to, że w linii żołnierze strzelali salwą, na rozkaz, w tyralierze zaś – indywidualnie, według własnej woli.
Taktyka kolumnowo-tyralierska stanowiła klucz do zwycięstw armii rewolucyjnej Francji. Nie oznacza to jednak, że armie starych reżimów jej nie znały i nie stosowały. Stosowały – ale rzadko. Żołnierze walczący za króla (i dla jego żołdu) byli w procesie szkolenia pozbawiani indywidualności – mieli działać jak jeden olbrzymi mechanizm, a oficerowie i podoficerowie byli potrzebni zarówno do utrzymywania szyku, wydawania komend ogniowych, jak i decydowania niemal o wszelkich aspektach życia żołnierskiego.
W armii rewolucyjnej Francji oficerów i podoficerów było względnie mało – z jednej strony dlatego, że żołnierze-obywatele byli dużo bardziej samodzielni, z drugiej strony dlatego, że armia była bardzo liczna. Strzelec w tyralierze poruszał się i strzelał samodzielnie – nadzór zwierzchnika nie był mu więc potrzebny. Również do prowadzenia kolumny, potrzebnych jest mniej oficerów, niż do utrzymywania linii. Francuzi z wad swojej armii – niewielkiej liczby oficerów – uczynili więc cnotę.
Osiągnęli również sukces organizacyjny. Jego ojcem był Lazare Carnot, zwany Organizatorem Zwycięstwa” lub po prostu „Wielkim Carnotem” („L’Organisateur de la Victorie”, „Le Grand Carnot”). Był matematykiem i fizykiem, który dał się wybrać do parlamentu i został w nim ministrem wojny. Zorganizował 14 armii – większość z nich na przełomie lat 1793/94, kiedy to podniósł liczebność wojska francuskiego z 600 000 do 1 500 000.
Stworzenie sprawnego systemu administracyjnego pozwalającego na pobór olbrzymiej liczby rekrutów było jego pierwszym sukcesem, drugim było zaopatrzenie armii. Korzystał ze wszelkich metod: rekwirował kościelne dzwony, wprowadzał zastępcze materiały w miejsce deficytowych, dzięki masowym zamówieniom obniżał ceny. To właśnie rozwojowi ekonomii i Carnotowi zawdzięczamy wygląd i krój współczesnych mundurów: obcisły uniform XVIII-wiecznego żołnierza to nie była kwestia mody, tylko oszczędności na tkaninach.
Carnotowi zawdzięczamy również nowoczesny system dowodzenia. Armie starych reżimów maszerowały jako jedność. Mogły tak czynić, bo były niezbyt duże, musiały tak czynić, bo były zbyt powolne. Dla skupionych armii łatwiej było zapewnić zaopatrzenie, ale najważniejsza przyczyna było dość przyziemna – trzymając żołnierzy w jednym miejscu zapobiegano dezercjom. W armiach XVIII wieku były one masowym zjawiskiem.
Natomiast żołnierze armii republikańskiej wiedzieli, że walczą dla siebie, swoich rodzin i przyjaciół, więc nie dezerterowali (a przynajmniej zjawisko było o rząd wielkości mniejsze niż w XVIII wieku). Nawet jeśli podczas marszu odłączyli się od swojego pułku, to z reguły trafiali do niego jeszcze przed bitwą. Armie stworzone przez Carnota były duże, podczas marszu zajmowały duży obszar, co praktycznie uniemożliwiało dowiezienie im zaopatrzenia. Nie miało to większego znaczenia: wojsko miało wyżywić się samodzielnie, korzystając z miejscowych zasobów.
Armia Republiki Francuskiej była więc niepokonana, dlatego, że była... Armią Republiki. Francja narzuciła Europie rewolucyjne porządki, niektórym państwom wprost nakazując przyjęcie francuskich rozwiązań prawnych (jak chociażby Polakom), innym pokazując właściwą drogę reform. Europa zmieniła się politycznie i gospodarczo i Francja ostatecznie przegrała wojny „rewolucyjne i napoleońskie”. Okazało się bowiem, że motywacja, która w 1793 r. zamieniała francuskich rekrutów w super żołnierzy, dwadzieścia lat później stała się motywacją Prusaków walczących o niepodległość kraju, czy Hiszpanów walczących o wyrzucenie agresorów z ojczyzny.
Kolejny milowy krok uczynili Prusacy. Po katastrofalnej wojnie przeciwko Francji w latach 1806-1807 przystąpili do reformy państwa, co ciekawe, w dużym stopniu wymuszonej przez Napoleona, który chciał zaszczepić w podbitych państwach idee Rewolucji. Reformy społeczne i polityczne firmowało swoimi nazwiskami dwóch arystokratów: Stein oraz Hardenberg.
Mieszczanom umożliwiono robienie kariery politycznej i wojskowej (niegdyś zarezerwowane wyłącznie dla szlachty), a szlachcie zezwolono na zajęcie się handlem i produkcją (za co niegdyś pozbawiano szlachectwa). Zniesiono poddaństwo chłopów, umożliwiając im również zrezygnowanie z pańszczyzny – jeśli oddadzą połowę swojej ziemi panom. Odszkodowania zapłacono dzięki przejęciu majątków kościelnych. Najważniejszą zmianą było jednak wprowadzenie obowiązkowej i jednolitej edukacji dla wszystkich obywateli państwa.
Twarzą reformy szkolnictwa pruskiego został Wilhelm von Humboldt – filozof i językoznawca, a zarazem dyplomata i polityk (dużo sławniejszym uczonym był jego brat, Aleksander, przyrodnik). Wprowadzono szkolnictwo trzystopniowe: szkoły elementarne były obowiązkowe dla wszystkich, w szkołach średnich kształcono kandydatów na urzędników i oficerów, otworzono też w Berlinie uniwersytet państwowy. Nauczanie zostało upaństwowione, a szkoły prywatne działały za zgodą i pod ścisłym nadzorem państwa.
Zobacz pełny artykuł w nowym wydaniu czasopisma Wojsko i Technika Historia>>
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu