Wspomniane wielkie poruszenie wywołało wykorzystanie przez Rosję do ataku na ukraińskie cele północnokoreańskich pocisków balistycznych klasy „ziemia-ziemia”, uważanych początkowo przez wielu zachodnich analityków za klony rosyjskich rakiet do systemu Iskander. Jest to wydarzenie o tyle zastanawiające, że Rosja jest rakietową potęgą, jej aerobalistyczne pociski 9M723 systemu Iskander/-M są powszechnie uważane za wzór do naśladowania, są poza tym nadal udoskonalane i produkowane. Użycie broni tej samej klasy, ale wyprodukowanej poza Rosją, jest więc zaskakujące.
Pierwsze informacje o wykorzystaniu przez Rosję pocisków balistycznych produkcji północnokoreańskiej podał John Kirby, rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych, na konferencji w Białym Domu 4 stycznia br. Według przekazanych przez niego informacji po raz pierwszy Rosja użyła koreańskich rakiet 30 grudnia 2023 r. Co najmniej jeden pocisk został wtedy odpalony, a jego detonacja nastąpiła w „szczerym polu” gdzieś w obwodzie zaporoskim. Kilka kolejnych miało zostać odpalonych 2 stycznia w ramach kolejnego zmasowanego ataku rakietowego. Tego właśnie dnia duże szczątki takiego pocisku znaleziono w Charkowie.
Początkowo zidentyfikowano je jako resztki pocisku 9M723 systemu Iskander-M, lecz drobne szczegóły konstrukcji zachowanych elementów wskazywały, że mogą to być szczątki rakiety produkcji północnokoreańskiej – KN-23/KN-23B lub KN-24 (oznaczenia zachodnie) bądź Hwasong-11.
Dokładniejsza identyfikacja typu pocisku jest w zasadzie niemożliwa ze względu na brak wiarygodnych informacji o północnokoreańskich rakietach, w tym tak podstawowych, jak masy i wymiary konkretnych typów. Ba, nawet ich lokalne oznaczenia budzą wątpliwości. Nie podano ich w żaden, mniej czy bardziej oficjalny sposób np. w komunikacie telewizyjnym, lecz są „uzyskiwane” z opisów, czy tablic na oficjalnie publikowanych zdjęciach lub filmach. Po drugie, oznaczenie Hwasong-11 (화성-11) odnosi się do pięciu lub nawet sześciu różnych pocisków i systemów w zależności od literowego sufiksu, występującego po liczbie 11 lub jego braku: Hwasong-11\ -11Ga\ -11Da\ -11Na\ -11Ra\ -11S.
Informacje o osiągach pocisków rodziny Hwasong-11 funkcjonujące w przestrzeni medialnej (zasięg maksymalny, apogeum trajektorii) są oparte głównie na analizach torów lotu, zarejestrowanego przez japońskie i południowokoreańskie radary, śledzące północnokoreańskie pociski podczas prób, przy czym dane podawane przez media obydwu państw niekiedy różnią się dość znacznie od siebie. Dane gabarytowo-masowe bazują z kolei na ocenach oraz szacunkach dokonanych na podstawie dostępnych fotografii i również są rozbieżne.
Dla przykładu, opierając się na danych dostępnych w Internecie, pocisk Hwasong-11Ga (oznaczenie zachodnie KN-23), potocznie zwany „Kimskanderem”, z racji dużego podobieństwa pocisku i wyrzutni do tych z rosyjskiego systemu 9K720 Iskander, należałoby uznać za konstrukcję znacznie lepszą niż pierwowzór, ponieważ przy masie startowej 3415 kg, z półtonową głowicą bojową, osiąga on cele oddalone nawet o 600 km, podczas gdy rosyjski pocisk 9M723 przy masie startowej większej o 400 kg (3800 kg), z głowicą o podobnej masie, może dolecieć zaledwie na 280 km (wersja eksportowa) lub ok. 500 km wersja dla Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Jest to oczywiście mało prawdopodobne, a więc albo pocisk jest większy i cięższy niż Iskander, albo ma znacznie lżejszą głowicę.
Szczątki z Charkowa, to pierwsza okazja do fizycznego zbadania i zapoznania się z rozwiązaniami i technologiami, wykorzystanymi w północnokoreańskich pociskach. Do tej pory (artykuł powstał w pierwszej połowie kwietnia br.) z upublicznionych wyników badań zachowanych szczątków wiadomo jedynie, że większość komponentów elektronicznych pochodzi od czołowych producentów ze Stanów Zjednoczonych, Europy i państw azjatyckich. Zmierzono też i pokazano średnicę obu zakończeń silnika rakietowego na stały materiał pędny – pokrywy górnej z gniazdem zapłonnika i dna z resztkami dyszy.
Dno ma średnicę większą niż pokrywa górna – 110 cm w stosunku do ok. 95 cm, ale to nie wynik błędów pomiaru, a specyficznej konstrukcji silników rakietowych północnokoreańskich pocisków (mają one część cylindryczną, jak znakomita większość znanych rakiet oraz dodatkową sekcję o kształcie ściętego stożka w przedniej części). Ponadto, wśród zbadanych szczątków, znaleziono tylko jeden element, w którego oznaczeniu znajdowała się litera koreańskiego alfabetu. Sytuacja jest taka sama, jak w przypadku bezzałogowców uderzeniowych Shahed-131/136, sprzedawanych Rosji przez Iran – brak wyraźnych oznak identyfikujących kraj pochodzenia.
Nie upubliczniono, jak dotąd, innych informacji o użytych w północnokoreańskiej rakiecie rozwiązaniach – np. materiałach, z których wykonano korpus silnika, czujnikach systemu kierowania itp., które mogłyby powiedzieć więcej o zaawansowaniu konstrukcji czy źródłach pochodzenia technologii. Badania trwają.
Efekty użycia „Kimskanderów” przeciwko Ukrainie, ich jakość i skuteczność budzą pewne wątpliwości. Wspomniane wyżej pierwsze użycie takiego pocisku skończyło się upadkiem i wybuchem daleko od jakiegokolwiek potencjalnego celu. Szczątki innej rakiety tego typu znalezione w Charkowie, na co dotąd nie zwracano uwagi, a są to duże części korpusu silnika rakietowego, wskazują na to, że był to pocisk z kasetową głowicą bojową, ewentualnie unitarną, która nie eksplodowała, jednak nie znaleziono jej szczątków lub nie ujawniono ich zdjęć.
O ataku bronią kasetową na Charków 2 stycznia służby nie raportowały, zatem głowicę kasetową wykluczamy, a w miejscu upadku resztek silnika i w pobliżu nie było zniszczeń po eksplozji.
Detonacja unitarnej głowicy bojowej rozerwałaby w „drobny mak” elektronikę, pokrywy silnika, zwłaszcza górną, a najwyżej znaleziono by tylko drobne części korpusu silnika i niewielkie elementy ostatniego przedziału – sterowania, w wielkim leju i pośród gruzów w pobliżu miejsca upadku. Albo więc głowica unitarna (tj. odłamkowo-burząca lub burząca) nie zdetonowała i rozbiła się przy uderzeniu, albo pocisk rozpadł się w powietrzu – być może po trafieniu przez pocisk przechwytujący, gdy przelatywał nad Charkowem, zmierzając do innego celu. Przy okazji ataku na Charków nasuwa się inne, szalenie istotne pytanie, pozostające na razie bez odpowiedzi – po co ostrzeliwać rakietami o zasięgu kilkuset kilometrów cele w mieście, oddalonym od granicy z Rosją o niespełna 30 km?
Po koniec marca 2024 r. informowano już o co najmniej 20 pociskach produkcji KRLD użytych przez Rosję, aczkolwiek czyniono to bez konkretyzowania dat i celów uderzeń, poza jednym, szczególnym przypadkiem. To kolejna detonacja pocisku z dala od celu, tym razem w lesie pod miejscowością Buda-Babieniecka koło Buczy, na północny zachód od Kijowa.
Zdarzenie miało miejsce 15 lutego. W miejscu uderzenia powstał krater o średnicy 14 i głębokości 6 metrów, a fala uderzeniowa i podmuch powaliły młode drzewa w promieniu około 40–50 m. Miejsce wybuchu jest położone 8,5 km na zachód od lotniska, wykorzystywanego m.in. przez biuro konstrukcyjne Przedsiębiorstwa Państwowego Antonow, co może sugerować, że to ono było celem ataku.
„Kimskanderowi” przypisuje się też uderzenie w budynki cywilne w Zaporożu 22 marca, w wyniku czego kilka zostało całkowicie zburzonych, a ok. 40 innych było ciężko uszkodzonych. Taki stopień zniszczeń może spowodować tylko detonacja naprawdę ciężkiej głowicy bojowej, a taką prawdopodobnie ma północnokoreański KN-23B, zwany potocznie „SuperKimskanderem” (oznaczony prawdopodobnie Hwasong-11Da lub -11Ma). Zgodnie z oficjalnym komunikatem, przekazanym po pierwszej jego udanej próbie, pocisk ma przenosić głowicę o masie 2,5 tony.
Z pozyskaniem przez Rosję północnokoreańskich rakiet wiąże się wiele innych niewiadomych, poza liczbą zakupionych pocisków oraz wyrzutni, to np. kwestie eksploatacyjne, szkoleniowe i zaopatrzeniowe. KRLD nie eksportowała do tej pory tego typu uzbrojenia, więc raczej nie dysponuje przetłumaczoną dokumentacją eksploatacyjną, liczącą na pewno tysiące stron, czy instrukcją sprzętu z opisami innymi niż koreańskie. W przypadku tak skomplikowanych urządzeń nie wchodzi raczej w rachubę naklejanie karteczek z tłumaczeniami. Konieczne byłoby też zastosowanie języka rosyjskiego w systemach informatycznych, diagnostycznych itd.
Według większości zagranicznych analityków powodem, dla którego Rosja kupiła północnokoreańskie pociski, miałby być niedobór własnej broni tej klasy w arsenale. Jak informowały ukraińskie i zachodnie media, według różnych szacunków, od 24 lutego 2022 r. tj. rozpoczęcia rosyjskiej agresji, do końca 2022 r. siły rosyjskie wystrzeliły ok. 750 pocisków aerobalistycznych 9M723 systemu Iskander/-M. Później liczba odpalanych rakiet znacząco zmalała i na przestrzeni 2023 r. zanotowano ich już tylko nieco ponad 100. Malejąca skala użycia tych pocisków dała nawet asumpt do gorącej dyskusji oraz założeń, czy i kiedy Rosji skończą się te rakiety. Spekulując, możemy przyjąć, że do kwietnia 2024 r. Rosjanie odpalili ich w sumie ok. 900.
Jednostka ognia jednej brygady rakietowej to 24 pociski na 12 wyrzutniach 9P78-1 i 24 kolejne, na tzw. drugie załadowanie, przewożone na 12 pojazdach transportowo-załadowczych 9T250, w sumie 48 pocisków. Dodatkowe rakiety, na trzecie i kolejne załadowania, są zwykle składowane w arsenałach okręgowych (bazach). Trzeba pamiętać, że oprócz pocisków aerobalistycznych 9M723, system Iskander-M może też odpalać pociski manewrujące 9M727/9M728 i 9M729. Nie wiadomo, jaki jest ustanowiony („regulaminowy”) podział pocisków w jednostce ognia brygady, ale na pewno nie wszystkie są jednego typu.
Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej mają obecnie 14 brygad rakietowych z systemami Iskander/-M, w każdej po 12 wyrzutni (w sumie 168 wyrzutni), do których potrzeba 672 rakiet na pierwsze i drugie załadowanie.
Jeśli przyjmiemy dane ukraińskie/zachodnie jako wiarygodne, to liczba pocisków aerobalistycznych wystrzelonych do tej pory przeciwko Ukrainie przekracza 1,3–1,4 raza liczbę potrzebną na pełne załadowanie wszystkich wyrzutni i wozów transportowo-załadowczych, jakie są w uzbrojeniu Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej!
Rosyjski przemysł oczywiście produkuje nowe pociski, ale najprawdopodobniej robi to w znacznie wolniejszym tempie, niż te są zużywane. Według zachodnich ocen, Zakłady Wotkińskie, jedyny producent pocisków 9M723, przed wojną wypuszczały pięć–sześć egzemplarzy miesięcznie (od 2006 r. do 2021 r. przekazano SZ FR 14 zestawów brygadowych systemów Iskander/-M, prawdopodobnie z zapasem po ok. 50 rakiet – średnio jeden zestaw rocznie). Nawet, jeśli produkcję na potrzeby wojny z Ukrainą potrojono, to na wyprodukowanie jednostki ognia jednej tylko brygady (48 pocisków) potrzeba trzech miesięcy.
Ponieważ nie wiadomo, ile pocisków Rosja faktycznie miała w magazynach przed wojną, ani też ile ich naprawdę zużyła, powyższe rozważania należy traktować z dużą ostrożnością, gdyż informacje podawane przez obydwie strony z pewnością stanowią element gry informacyjnej.
Zobacz więcej materiałów w pełnym wydaniu artykułu w wersji elektronicznej >>
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu