Wszystko wskazuje na to, że za kilkanaście lat wojenną biało-czerwoną banderę będą reprezentować nieliczne jednostki pływające zbliżające się do kresu swojej służby. Winni temu są rządzący tym państwem, i to wszyscy jak leci od – lewej do prawej strony politycznej. Kraj z kilkusetkilometrowym dostępem do morza, ambicjami sprowadzania przezeń coraz większych ilości towarów o znaczeniu strategicznym dla jego funkcjonowania, nie potrafi od czasu zmian ustrojowych w 1989 r. ustanowić i zrealizować sensownego programu budowy skrojonej na nasze potrzeby floty. Wstyd i żenada. Trzeba jednak przyznać, że politykom trochę pomagają sami marynarze. W corocznych sprawozdaniach do ministra, mimo wskazywanych trudności, zawsze meldują gotowość do wykonania stawianych zadań, a gdy już raz zdarzył się wyjątek od tej reguły, zabrakło determinacji w dalszym postępowaniu.
Marynarka Wojenna końca XX w. pod względem wyposażenia była zlepkiem sprzętu z czasów Układu Warszawskiego z nielicznymi elementami zachodniej i nowej polskiej myśli technicznej. Na papierze wyglądało to nawet nieźle, gorzej było z realną siłą bojową posiadanych okrętów i statków powietrznych. Niszczyciel ORP Warszawa proj. 61MP pogardliwie był nazywany okrętem-celem, okręty rakietowe przenosiły archaiczne pociski, a siły przeciwpodwodne uzbrojone były przede wszystkim w, pamiętające II wojnę światową, bomby głębinowe. Względnie nowe były siły przeciwminowe, jednostki transportowo-minowe, lotnictwo rozpoznawcze i śmigłowce ratownicze.
Część okrętów nie była już w stanie nawet wychodzić z portu, a trzymano je w służbie tylko dla zachowania etatów pod cały czas planowane w przyszłości nowe jednostki. Jesienią 1997 r. rząd przyjął wstępny program rozwoju sił zbrojnych aż do 2012 r. Dla morskiego rodzaju sił zbrojnych założono budowę 7 korwet wielozadaniowych i zakup 3 nowoczesnych okrętów podwodnych. W Dowództwie Marynarki Wojennej (DMW) rozpoczęto studia koncepcyjne nad niszczycielem min i nowoczesnym okrętem patrolowym, w tym celu odkurzono zamrożone na początku ostatniej dekady XX w. programy jednostek przeciwminowych (proj. 255 Lodówka i 257 Kormoran) oraz dużego okrętu ZOP proj. 924 Pstrokosz (więcej w „Morzu” 6/2017). Zakładano także dozbrojenie w rakiety przeciwokrętowe trójki Orkanów. Wizje wcielenia tych nowych okrętów były jednak dość odległe. Uruchomiono więc jako tematy zastępcze koncepcje pozyskania innych, którymi można byłoby w krótkim czasie zastąpić relikty z czasów Układu Warszawskiego. Rozpoczęto co prawda kilka programów badawczo-rozwojowych, które zaowocowały wdrożeniem ciekawych systemów uzbrojenia i specjalistycznego wyposażenia, jednakże nie mogły one zmienić oblicza nowoczesności morskiego rodzaju sił zbrojnych.
Przyjęcie Polski do NATO 12 marca 1999 r. nałożyło na MW oprócz starych zadań również szereg nowych, wynikających m.in. z konieczności przygotowania sił zdolnych do operowania w międzynarodowych zespołach, na akwenach często odległych od Bałtyku. W tym czasie jednak morski rodzaj sił zbrojnych z trudem mógłby wywiązać się z roli jaką miał odegrać w obronie naszego wybrzeża, wód terytorialnych, strefy ekonomicznej i szlaków komunikacyjnych, do operowania na zachód od Cieśnin Duńskich nie był w żaden sposób przygotowany. Ani na morzu, ani w powietrzu, ani na brzegu.
W kwestii wzmocnienia floty dość szybko znaleziono rozwiązania tymczasowe. Uznano je za właściwe w sferze „public relations”, uwypuklając rozpoczęcie procesu przechodzenia na uzbrojenie zachodniej proweniencji, czy nabycie zdolności do wypełniania zadań w ramach zobowiązań sojuszniczych, także poza Morzem Bałtyckim.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu