Jaka jest dziś sytuacja PZL-Świdnik S.A.?
Dobra, a to szczególnie cieszy biorąc pod uwagę, że PZL-Świdnik to jedyny polski producent śmigłowców, rozwijający technologię i budujący te maszyny od projektu do pełnej produkcji, a potem wspierający produkt w całym cyklu jego życia. Nasze przychody w ubiegłym roku wyniosły prawie miliard złotych. Znów najważniejszą ich częścią jest eksport, przede wszystkim struktur kompozytowych, ponieważ jesteśmy centrum doskonałości w zakresie produkcji kompozytów dla całej grupy Leonardo Helicopters. Ponownie przychody z samego eksportu będą oscylowały w granicach 700 mln zł, tak jak w 2015 roku. Ciekawostką jest, że nie tylko produkujemy te struktury i kadłuby, które już wcześniej stanowiły naszą ofertę, czyli śmigłowce AW139, AW189 i AW109. Teraz dołączyły do naszej produkcji także kadłuby AW169, czyli najnowszego śmigłowca grupy Leonardo Helicopters, certyfikowanego zaledwie w 2015 roku.
Podobno jesteście jedynymi producentami tych struktur na świecie?
Kadłuby AW169 powstają też we Włoszech, w Brindisi. To nowy śmigłowiec, ale mamy na niego już ponad 160 zamówień i opcji. Fakt budowy struktur AW169 w Świdniku, oznacza zaufanie grupy Leonardo do naszej firmy, podkreśla nasze kompetencje. To dobrze rokuje na przyszłość.
A jak ocenia Pan rok ubiegły?
2016 był to przede wszystkim rok dobrej współpracy z Ministerstwem Obrony Narodowej. To mnie bardzo cieszy. Zakończyliśmy dostawy śmigłowców W3-PL Głuszec po dokonanej modernizacji, zrealizowaliśmy plan dostaw części zamiennych i podzespołów, realizowaliśmy modernizację śmigłowców Anakonda dla Marynarki Wojennej RP i przede wszystkim uruchomiliśmy nowe centrum remontowe, nastawione głównie na obsługę potrzeb Polskiej Armii.
Pewnym cieniem na dobrym roku kładą się nasze opóźnienia modernizacji Anakond, mówię o tym bo jest to ważne zobowiązanie naszej firmy wobec Marynarki Wojennej i MON. Przyczyny tego są bardzo różne. Upatrywałbym ich w tym, że to nie były proste remonty, a raczej skomplikowane modernizacje. Dostaliśmy śmigłowce stare, a zwracaliśmy maszyny z nowymi funkcjami, podsystemami i elementami. Zmodyfikowaliśmy też łopaty wirników, aby poprawić ich parametry. Zawsze dodawanie nowych elementów powoduje, że mamy do czynienia z produkcją niemal prototypową i to jest największe ryzyko w całym przedsięwzięciu. My zresztą nie opóźniliśmy się w samej modernizacji, ale w procesie odbioru czyli prób gotowych śmigłowców. Nie jest tajemnicą, że przedmiotem poprawek były kwestie dotyczące drgań. Ale jeśli mamy nowe podzespoły, łopaty i tłumiki drgań, to wpływa to na cały układ, wobec czego jedynym sposobem sprawdzenia czy to działa, oprócz obliczeń symulacyjnych, jest właśnie latanie. Podobnie było w programie Głuszec, gdzie musieliśmy integrować maszyny z dwoma rodzajami oprogramowania robionego przez ITWL. Niesprawiedliwe jest zrównywanie takich prac ze zwykłymi remontami i porównywanie czasu ich trwania.
Ile Anakond zostało już przekazanych?
Przekazaliśmy trzy z pięciu maszyn. Dwie ostatnie są w trakcie odbiorów, i liczę na to, że do czerwca zostaną dostarczone.
To wyzerowanie waszych zaległości?
Tak. A teraz już wzięliśmy kolejną, szóstą Anakondę z następnej serii, bo użytkownikowi zależy na unifikacji wszystkich śmigłowców tego typu. Będzie prościej, bo ona ma już część wyposażenia, które na pierwszych egzemplarzach musieliśmy dołożyć.
Czy szykuje się jakaś kontynuacja programu Głuszec?
Uważałbym za rzecz wysoce sensowną żeby ten program kontynuować. Z tego powodu, że mamy dziś w Siłach Zbrojnych RP wiele Sokołów, które i tak wymagają remontu, unifikacji i modernizacji. Skoro one trafią do zakładu, to byłoby mądrym działaniem aby wykorzystać okazję i zmodernizować je do najwyższego istniejącego standardu, czyli W-3PL Głuszec. Po pierwsze dlatego, że obecnie Głuszec jest w SZ RP jedynym faktycznie gotowym śmigłowcem wielozadaniowym, który ma zintegrowany system awioniki, uzbrojenia i łączności. Po drugie jest to najnowocześniejszy śmigłowiec obecnie na wyposażeniu polskiego wojska. On pod względem kształtu kadłuba czy układu napędowego nie należy do najnowocześniejszych na świecie. Jeśli jednak popatrzymy na jego parametry, to w porównaniu z niektórymi lekkimi śmigłowcami uderzeniowymi, osiągi Głuszca nie są aż tak bardzo różne. Uważam, że W-3PL powinien zostać doposażony w przeciwpancerne pociski kierowane – to najszybszy i najprostszy sposób wzmocnienia możliwości SZ RP w zakresie zwalczania pojazdów pancernych. Naprawdę nie ma równie szybkiej do zrealizowania alternatywy. Jeśli dodamy, że to 4-5 krotnie tańszy śmigłowiec niż wyspecjalizowane maszyny uderzeniowe, na które trzeba czekać wiele lat, to powiem, że to najlepsze rozwiązanie. Zobaczymy oczywiście czy takie wnioski zostaną zawarte w przeprowadzonym obecnie strategicznym przeglądzie obronnym.
Dotychczas Głuszce nie powstawały zbyt szybko...
Zdaję sobie sprawę, że opóźnienia z drugą czwórką kładą się cieniem na W-3PL, ale głównie z punktu widzenia wizerunkowego. Ale jeśli odłożymy na bok te kwestie, a wrócimy do trzeźwej kalkulacji, to dojdziemy do wniosku, że nie ma możliwości żeby Głuszce teraz jako ustabilizowany system były opóźnione w dostawach – one swoje problemy wieku dziecięcego już pokonały. Armia może pozyskać nowe zdolności szybko, tanio i mamy śmigłowiec sprawny, który jest w stanie wybudować nam pomost do spokojnego oczekiwania na docelowy śmigłowiec uderzeniowy. Wiem, że piloci lubią latać Sokołami, to śmigłowiec świetnie znany polskiemu wojsku. Istnieje duża liczba tych maszyn i baza logistyczna i system wsparcia eksploatacji. Powinniśmy więc to zrobić zwłaszcza, że program pozyskania wyspecjalizowanych śmigłowców uderzeniowych został opóźniony.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu