Pod koniec XIX w. Royal Navy była bezdyskusyjnie najsilniejszą flotą świata. Brytyjczycy mieli do dyspozycji więcej pancerników niż dwie kolejne floty razem wzięte, a dużych krążowników ponad dwa razy więcej. Za punkt odniesienia brano wówczas floty Francji
i Rosji. Sytuacja Brytyjczyków wyglądała wówczas o tyle dobrze, że poza tymi dwoma potencjalnymi przeciwnikami nikim więcej w zasadzie nie trzeba się było przejmować, ewentualnie w pewnym stopniu powoli rosnącą flotą japońską, która była budowana w lwiej części w… brytyjskich stoczniach, za japońskie pieniądze. Reszta świata niemal się nie liczyła. By Albionowi było jeszcze łatwiej, czas budowy ciężkich okrętów w Rosji, a zwłaszcza Francji był niezmiernie długi. Zdarzało się, że gdy francuski okręt wchodził do służby, Brytyjczycy mieli już pod parą odpowiedź na jego unowocześnionego następcę.
Na początku XX w. sytuacja zaczęła się zmieniać. Co prawda brytyjski przemysł zbrojeniowy i stoczniowy był wciąż najsilniejszy na świecie i ciągle się rozwijał, ale do grona państw mogących tworzyć silne marynarki zaczęli dołączać nowi gracze. Utrzymanie pozycji hegemona było coraz trudniejsze, zwłaszcza, że brytyjscy rządzący zaczęli coraz bardziej interesować się sprawami socjalnymi obywateli, którzy mieli wpływ na wynik wyborów. Najzwyczajniej w świecie brakowało pieniędzy na wszystkie zachcianki. Warto oczywiście pamiętać o kontekście „braku pieniędzy”. Mówimy wciąż o flocie budującej na własne potrzeby mniej więcej tyle, co cała reszta świata razem wzięta, przy czym znacząca część tej „reszty świata” powstawała w zakładach brytyjskich lub z ich znaczącym udziałem, choć już za pieniądze zamawiającego.
W 1904 r. nastała „era Fishera”. Admirał John Fisher, Pierwszy Lord Morski Admiralicji, był nietuzinkową i bardzo kontrowersyjną postacią. Bez wątpienia miał wspaniały talent organizacyjny i potrafił bezwzględnie dążyć do wyznaczonego celu. W razie potrzeby mógł kłamać, mataczyć, na jednym spotkaniu sam sobie przeczyć, w zależności od tego z kim rozmawiał, byle tylko dostać to czego chciał. Po objęciu „rządów” energicznie zabrał się za reformowanie Royal Navy, dążąc do zwiększenia efektywności floty przy jednoczesnym zmniejszeniu kosztów ponoszonych na jej budowę i utrzymanie. Wprowadzane reformy były wielopoziomowe i zasługują na oddzielne opracowanie. Jednym z elementów było stworzenie serii największych i najpotężniejszych okrętów liniowych na świecie. Przy okazji droższych niż cokolwiek wcześniej w Royal Navy widziano.
Większy koszt jednostkowy tylko pozornie kłócił się z cięciami finansowymi. Pancerniki miały być proporcjonalnie o wiele bardziej wartościowe niż drogie. W skrócie – jakość miała rosnąć szybciej niż koszt, a więc do wykonania danego zadania potrzeba było znacznie mniej okrętów. Mimo większych kosztów jednostkowych całość miała być tańsza.
Zgodnie z tymi założeniami powstał HMS Dreadnought. Z jego zakontraktowaniem i budową Fisher był nieodłącznie związany. Czy chciał on stworzenia tego pancernika, czy też „nie chciał, ale musiał” nie ma większego znaczenia. Bezsporne jest, że bez niego, okręt ten nie powstałby w tym czasie, nie byłby budowany tak szybko i nie byłby aż tak rewolucyjny.
Równolegle z nowym superpancernikiem, opracowano plany superkrążownika, który zaowocował powstaniem liczącego trzy okręty typu Invincible.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu