Wspominane fortyfikacje to najbardziej wysunięte na wschód obiekty tego typu wybudowane przez Czechosłowację w 1936 roku. Ich cel główny to zabezpieczenie granic ČSR od zagrożenia niemieckiego z rejonu leżącego na Śląsku Raciborza oraz osłona kluczowego węzła kolejowego pod miastem. W czechosłowackich planach obronnych pododcinek „Bohumin” stanowił silny rejon oporu przed zagrożeniem z Niemiec. Zlokalizowane tam obiekty broniły dostępu do trzech istotnych dróg oraz linii kolejowej. Poza czterema przejętymi obiektami w obrębie miasta (MO S-2 „U školy”, MO S-3 „U mlýna”, MO S-4 „U šedé vily” i MO S-5 „Na trati”) powstać miał również piąty, największy schron bojowy z obrotową wieżą z ciężkim karabinem maszynowym (MO S-1).
Warto zwrócić uwagę, że kolejne, położone dalej na wschód, odcinki graniczne wzdłuż granicy polsko-czechosłowackiej zabudowywano już tylko schronami typu lekkiego zgrupowanymi w jednej, dwóch lub trzech liniach. Brak umocnień ciężkich na granicy z Polską nie był dziełem przypadku. Jeszcze we wrześniu 1936 r. przebywający we Francji marsz. Edward Śmigły-Rydz zapytany przez gen. Maurice Gamelina, czy Czesi powinni rozbudowywać linię obronne na granicy z Polską dał odpowiedź odmowną. Tego typu ostrożność i związane z nią wydatki były zdaniem marsz. Śmigłego zbędne, a środki nasz południowy sąsiad powinien przeznaczyć na inne, ważniejsze dla ČSR cele.
Na obszarze jaki jesienią 1938 r. przejęła strona polska znajdowały się ostatecznie cztery ciężkie obiekty, które z racji swoich rozmiarów oraz rozwiązań konstrukcyjnych szybko stały się przedmiotem zainteresowania Wojska Polskiego. Obsadzone w kolejnych dniach przez 75. pułk piechoty obiekty wizytował m.in. marsz. Edward Śmigły-Rydz wraz z szefem SG gen. bryg. Wacławem Stachiewiczem (na marginesie dodajmy, że 75. pp formował załogi schronów bojowych dla Obszaru Warownego „Śląsk”). W ich obrębie prowadzono również ćwiczenia doświadczalne z udziałem czołgów 7TP.
Sprawa ewentualnego natarcia na schrony bogumińskie okazała się, na tle ukierunkowanej przede wszystkim na działania obronne polskiej doktryny wojennej, swego rodzaju atrakcją. Wszelkie działania zaczepne lub ograniczony co do skali manewr poza granice państwa stanowiły już w tym czasie zagadnienie drugoplanowe. Działanie ofensywne interpretowano jako ruchy wojsk szybkich (kawaleria, broń pancerna), a nie forsowanie rejonów umocnionych. Samo WP nie posiadało żadnych poważniejszych doświadczeń związanych ze zdobywaniem umocnionych ośrodków miejskich, a tym bardziej pozycji ufortyfikowanych. Względem schronów bojowych nad Wisłą rozwijano przede wszystkim założenia dotyczące ich skutecznej i długotrwałej obrony, a nie zasad zdobywania i przełamywania. Poza ogólnymi wytycznymi zawartymi w regulaminach opierano się na doświadczeniach z walk piechoty japońskiej na terenie fortów w Port Artur, czy wcześniejszych szturmów pod Liège i Verdun.
Miejscem, w ramach którego trwała często zażarta dyskusja dotycząca nowych trendów w wojskowości i ich zastosowania na polskim gruncie była przede wszystkim prasa fachowa oraz publikacje zwarte, np. „Fortyfikacja stała” (K. Kleczne, W. Wyszyński). Zagadnienie ofensywnego wykorzystania piechoty ustępowało jednak wyraźnie problemom bieżącym – obrony przeciwpancernej, przeciwlotniczej, czy motoryzacji. Jako jeden z nielicznych przykładów rozważań nad przełamującym zastosowaniem piechoty wymienić można tekst mjr. dypl. Jana Rzepeckiego, pt. „Natarcie oddziałów piechoty” z 1936 roku. Autor koncentrował się jednak na przedstawieniu natarcia piechoty
w walce ruchowej.
Zanim jednak omówiona zostanie kwestia bogumińska warto spojrzeć na mapę II Rzeczpospolitej i rysujący się na niej znacznie poważniejszy problem. Wrzynające się od północy w terytorium państwa Prusy Wschodnie były doskonałą pozycją wyjściową do ewentualnego niemieckiego ataku nie tylko na Warszawę (odległość od granicy w linii prostej wynosiła około 120 km) ale również do akcji przeciwko Wybrzeżu Morskiemu czy Wileńszczyźnie.
W ostatnim przypadku zakładano możliwość wystąpienia współpracy niemiecko-litewskiej, co dodatkowo komplikowało zagadnienie. Dlatego też pierwsze polskie założenie ofensywne opracowane na krótko po nastaniu pokoju dotyczyło właśnie zajęcia Prus Wschodnich. Przywołane studium powstało wiosną 1921 r., a jego autorem był płk Jan Thullie. Fundament planu to szybkie zajęcie opisywanego obszaru, a tym samym wyeliminowanie zagrożenia dla Warszawy.
W praktyce plan ograniczał się raczej do izolowania Prus Wschodnich i osłony stolicy, niż do akcji ofensywnej na pełną skalę. Było to o tyle dziwne, że nominalnie w enklawie stacjonowała wtedy tylko jedna dywizja piechoty Reichswehry (1. DP gen. Johannesa von Dassel). W tym samym roku Warszawa i Paryż zawarły konwencję wojskową w myśl której, strona polska zobowiązywała się do utrzymania znacznych sił wojskowych w gotowości do ewentualnej akcji przeciwko Niemcom.
Francja poza działaniami na ziemi oczekiwała również akcji lotniczej, stąd w rozmowach sztabowych uzyskano zobowiązanie strony polskiej do podjęcia działań bombowych na kierunku Prus Wschodnich, Pomorza i Berlina przy użyciu własnych eskadr lub wspierając jednostki francuskie przebazowane nad Wisłę. Ponieważ w kraju nie dysponowano bombowcami ciężkimi, a znaczna część niemieckiego przemysłu zbrojeniowego leżała poza zasięgiem maszyn będących w posiadaniu strony polskiej uwagę należało skoncentrować na niszczeniu sieci transportowej.
Powyższe zagadnienie dyskutowano również w latach 1922-1924, przy czym występowała tutaj pewna niezgodność. Paryż naciskał aby pierwszeństwo nadać ewentualnej operacji na Berlin. Warszawa natomiast stale wskazywała na konieczność wyeliminowania zagrożenia z północy jako warunek sine qua non dla ryzykownego skąd inąd marszu na zachód. Stanowisko takie strona polska sformułowała i podtrzymywała niezmiennie od 1920 roku.
Konferencja lokarneńska oraz przejęcie sterów władzy nad Wisłą przez obóz marsz. Józefa Piłsudskiego ponownie ożywiły polskie prace sztabowe w omawianym zakresie. Ich wyrazem było szerokie studium „Mława” przygotowane przez gen. Gustawa Orlicz-Dreszera skoncentrowane wokół rozbicia wojsk Reichswehry w Prusach. W tym czasie strona polska posiadała wyraźną przewagę stąd w szesnastym dniu mobilizacji gros sił polskich powinno odizolować opisywany obszar i zniszczyć funkcjonujące tam ugrupowanie niemieckie zajmując wszystkie ośrodki miejskie włącznie z Królewcem. W kolejnych latach powstały odrębne i ogólne w brzmieniu opracowania autorstwa gen. Juliusza Rómmla oraz gen. Aleksandra Osińskiego.
Datą przełomową dla planowania akcji wymierzonej w Prusy Wschodnie jest wiosna 1933 r., kiedy do władzy w Niemczech doszedł Adolf Hitler. W tym momencie rozpoczynają się mniej lub bardziej jawne, prace fortyfikacyjne na rozpatrywanym obszarze. W kolejnych latach Niemcy odstąpiły od obowiązujących je ograniczeń zbrojeniowych i przywróciły powszechny obowiązek służby wojskowej.
Tym samym liczba czynnych jednostek wojskowych na terenie Prus Wschodnich uległa do 1936 r. wyraźnemu zwiększeniu (trzy DP i jedna BK). W polskim planowaniu wojennym zaczęła dominować doktryna defensywna. Jej zasadność względem Prus Wschodnich potwierdzać miały studia prowadzone pod kierownictwem gen. Władysława Bortnowskiego, który w październiku 1935 r. objął Inspektorat Toruński. O wspomnianych wyżej projektach wspominał mjr Jerzy Kirchmayer:
…było w naszym wojsku ugruntowane przekonanie, że w razie wojny z Niemcami uderzymy na Pojezierze Mazurskie. Z takim poglądem spotykałem się ogólnie jeszcze w 1936 roku, kiedy to sytuacja polityczna i wojskowa Niemiec była zupełnie inna. Taki pogląd błąkał się także w głowie gen. Bortnowskiego po jego przyjeździe do Torunia.
Już na tym etapie mjr Kirchmayer uznawał przedmiotowe studia za stratę pieniędzy i czasu. W krótkim czasie siły polskie utraciły przewagę i okazywały się zbyt szczupłe, aby jednocześnie nacierać na Prusy Wschodnie i osłaniać całą granicę zachodnią. Rewizja założeń miała miejsce w momencie kiedy nowe schrony bojowe istniały przede wszystkim w obrębie tzw. trójkąta lidzbarskiego osłaniając Królewiec, a nie nad samą granicą.
Prace nad rozbudową dotychczasowego pierścienia rozpoczęto w latach 1936-1937 rozmieszczając drugą linię nowszych, żelbetowych schronów bojowych o odporności B1 ze stanowiskami ckm chronionymi 100 mm płytami pancernymi oraz obiektami dedykowanymi armatom przeciwpancernym. Zakończenie modernizacji trójkąta lidzbarskiego wyraziło się liczbą ponad 900 schronów z czego blisko 70% stanowiły obiekty bojowe. Dla ich pełnej obsady należało przeznaczyć sześć dywizji piechoty.
Zobacz pełny artykuł w nowym wydaniu czasopisma Wojsko i Technika Historia>>
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu