Na początku warto spojrzeć na mapę operacyjną w skali 1:300 000, a każdy dostrzeże, że północna część korytarza pomorskiego pozostała praktycznie niebroniona, pomiędzy Kościerzyną a Czerskiem zaś nie ma dosłownie żadnej jednostki polskiej. Podobnie jest na obszarze na zachód od granicy niemieckiej, aż po linię Jezior Koronowskich (głębokość do 40 km), gdzie wszystkie oddziały polskiego 22. pułku piechoty (pp) wycofały się na pozycję główną.
2 września 1939 r. w rękach Polaków pozostawały dwa, wzajemnie nie współdziałające obszary: trójkąt zamykający się miejscowościami Dębowiec-Bysław-Bramka (długość 20 km i szerokość około 10 km) oraz Bydgoszcz i tereny położone na północ od niej.
Wojska skupione na północy składały się z oddziałów 9. i 27. Dywizji Piechoty (DP) oraz Pomorskiej Brygady Kawalerii (BK). Wszystkie bez wyjątków miały jeden cel – przedostanie się do zbawiennego przedmościa Bydgoszcz. Jeżeli zdamy sobie sprawę z tego, że oddziały 27. DP przemaszerowały poprzedniego dnia od 35 do 50 km i w nocy pułki tej dywizji, bez kontaktu ze sobą, odpoczywały w lasach, wniosek co do szans walk przebojowych nasuwa się już na początku. Troszkę inna sytuacja była w 9. DP. Jednostka ta, a w zasadzie jej 34. pp i 35. pp, zeszła z pozycji obronnych pod Tucholą i wykonała manewr na południe, koncentrując się w lasach na zachód od Lubiewa. Poszczególne bataliony spływały do miejsc koncentracji przez całą noc, nie niepokojone przez nieprzyjaciela.
Od świtu czołowe kompanie polskie rozpoczęły rozpoznawanie linii niemieckich. Jak się miało wkrótce okazać, na ich drodze znajdowała się dobrze przygotowana pozycja niemiecka, wsparta bardzo dużą liczbą czołgów. Wszelkie próby znalezienia luk okazywały się bezskuteczne. Jedynie wysłana w kierunku Świecia Pomorska BK zameldowała, że obszar położony nad samą Wisłą jest jeszcze wolny od nieprzyjaciela i można tamtędy próbować się przebijać na południe. Tam też został skierowany 23. pułk piechoty, 1. batalion 24. pp, 2. dywizjon 27. pułku artylerii lekkiej (pal) i 27. dywizjon artylerii ciężkiej (dac) oraz część Pomorskiej BK.
O godzinie 9:30 dowódca Armii „Pomorze” wysłał za pośrednictwem pilota rozkaz do dowódcy 27. DP gen. Juliusza Drapelli, by ten objął dowództwo grupy i wykonał skoordynowane uderzenia na południe. Rozkaz ten nie dotarł, gdyż skuteczna polska obrona przeciwlotnicza strzelała do każdego samolotu, uznając go za wrogi. Wysyłani kolejni piloci także nie powracali, aż w końcu ppor. pil. Sobolewski zameldował się w sztabie 27. DP, przywożąc rozkazy. Była już wtedy godzina 14:00. Zmieniało to poprzednie rozkazy, otrzymane przez dywizję około godz. 10:00 (relacja szefa sztabu 27. DP), w których to nakazywano przegrupowanie na południe w rejon Łowinek, Pruszcz. Poprzedni rozkaz był i tak nieaktualny, gdyż Niemcy opanowali ten teren i by go osiągnąć, Polacy musieliby wywalczyć sobie drogę bojem, a po opanowaniu Łowinka znaleźliby się wewnątrz ugrupowania niemieckiej 3. Dywizji Pancernej (DPanc). Taki manewr byłby niejako dobrowolnym wejściem do niewoli. Co istotne, gen. J. Drapella uznał, że przekazane mu rozkazy odejścia na Fordon i przejścia do odwodu armii niejako zwalniają go z konieczności współpracy ze sztabem 9. DP – i od tego momentu aż do końca walk w korytarzu pomorskim łączność pomiędzy 9. a 27. DP praktycznie zamarła.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu