W edle litewskiego generała, państwa bałtyckie zawrzeć miały sojusz wojskowo-polityczny z Polską z nieodzowną gwarancją tego porozumienia przez mocarstwa zachodnie i Rosję Sowiecką. Wszakże, pomijając wszelkie kwestie sentymentalne należy też zgodzić się z opinią Mitkiewicza, że rząd litewski, a za nim litewski głównodowodzący uczynił to dopiero wobec wyraźnego zagrożenia Kłajpedy. Polski attache zdecydowanie staje po stronie inicjatywy litewskiej czyni jednak przy tym znamienną uwagę. Wyraża wątpliwość (lecz nie przed Rasztikisem) co do tego, czy strona polska ocenia podobnie sytuację polityczną w Europie, a tym samym, czego Mitkiewicz nie chce jakby dopowiedzieć, czy przystąpi ona do ewentualnych rokowań polsko-litewskich z takim samym zaangażowaniem.
Nie komentuje też faktu, że propozycja Rasztikisa jest złożona właściwie nie tyle w ostatnim momencie, lecz w dniu kiedy dochodzi do raptownego zwrotu w strategii ZSRR. Właśnie 10 marca 1939 r. podczas obrad XVIII Zjazdu Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) (od 1952 r. – Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego) Józef Stalin wygłosił swą sławetną, transmitowaną przez radio, „mowę kasztanową”, w której oficjalnie, lecz w sposób wyrafinowany i sprytny zarazem odwrócił się od koncepcji (polityki) wrogości do III Rzeszy, przypisując państwom Zachodu złe zamiary. Jaką od tego momentu wartość mogą mieć propozycje z grudnia 1938 r. mjr. Korotkicha albo propozycja gen. Rasztikisa?
Wkrótce potem, po zajęciu Czech i Moraw 15 marca 1939 r., a dzień wcześniej po ogłoszeniu przez Słowację niepodległości, a więc pogorszeniu sytuacji geopolitycznej Rzeczypospolitej zrozumiałe staje się, że wydarzenia te wpłynęły hamująco na zamiary zbrojne naszych sąsiadów północnych: państw bałtyckich, a Litwy z pewnością. Czy za dostatecznie uzasadniony uznać wolno pogląd, że od tego momentu, a jeśli chodzi o dokładną datę – od 23 marca 1939 r., kiedy Niemcy bez walki odbierają Litwie Kłajpedę – nie będzie już mowy o żadnym realnie wyglądającym porozumieniu wojskowym pomiędzy Litwą i Polską? Niemcy narzucają Litwie pakt o nieagresji, wykluczający związania się jakimikolwiek klauzulami wojskowymi. Co gorzej, jak wynika z zapisów naszego attache, Sztab Główny nie tylko nie informuje o panującej sytuacji politycznej jego, ani posła RP w Kownie Franciszka Charwata, który ponadto twierdzi stanowczo, że to Sztab Główny wpływa w Polsce na politykę zagraniczną i pcha do naprężenia sytuacji, co może nam grozić wojną z Niemcami.
Bieg wypadków na linii Polska-Litwa pokazywał, że oba państwa idąc wciąż osobno nie są w stanie radykalnie odmienić swego położenia na forum międzynarodowym. Wykonywane są wprawdzie widoczne dla opinii publicznej posunięcia, ale nie mogą mieć one znaczenia na skalę strategiczną. Co więcej, z wręcz widocznym przerażeniem litewski minister spraw zagranicznych Urbszys przyjmuje deklarację min. J. Becka 17 kwietnia 1939 r., że Litwa w wypadku zbrojnego napadu niemieckiego (...) otrzyma (...) pomoc ze strony Polski. Dochodzi też do niesłychanej jednak sytuacji, że prezydent Litwy nie chce nawet przyjąć u siebie posła polskiego ażeby wysłuchać polskiej propozycji. Z kolei gen. Rasztakis będąc świeżo po wizycie w Niemczech z okazji 50-lecia urodzin Adolfa Hitlera w czasie której zapoznał się ze stanem daleko zawansowanej motoryzacji wojsk III Rzeszy, licznych jednostek pancernych itd. w rozmowie z polskim attache nie daje żadnych złudzeń co do tego, że litewska koncepcja z 10 marca 1939 r. może być utrzymana. Zbyt wiele, daje wprost do zrozumienia, zmieniło się od tego czasu.
Kiedy przychodzi czas przygotowania wizyty gen. Rasztikisa w Polsce, w maju 1939 r., płk Mitkiewicz ma raz jeszcze okazję przeprowadzenia rozmów ze swymi najwyższymi przełożonymi. Przychodzi mu wówczas z zaskoczeniem konstatować, że gen. Wacław Stachiewicz, szef Sztabu Głównego, sceptycznie zapatruje się na skuteczność niemieckiej broni pancernej. Wyraża to przy tym w dość złośliwy sposób gdy dziwi się, że Litwini (Rasztikis) tak wierzą w potęgę niemieckiej broni. Mitkiewicz konstatuje przy tym, że zagadnienia poruszone przezeń w raportach do Sztabu Głównego w grudniu 1938 r. w sprawie koalicji antyniemieckiej wedle koncepcji rosyjskiej zostały zlekceważone. Komentując taki stan rzeczy napisze: Zdaje się, że prowadzona jest polityka opierania się na Zachodzie i wiary w nasze własne siły...
Opis przebiegu wizyty gen. Rasztikisa w Polsce brzmi miejscami tak niebywale, że aż niełatwo dać temu wiarę. Przywitanie Rasztikisa na dworcu Wschodnim w Warszawie odbyło się z pompą właściwą dla głowy państwa. Gościa witał marszałek Edward Śmigły-Rydz wraz z licznymi generałami i ministrem spraw wojskowych, gen. dyw. Tadeuszem Kasprzyckim. Po raz pierwszy w Polsce orkiestra zagrała litewski hymn narodowy. Dobry początek został znakomicie zrobiony. L. Mitkiewicz odnotowuje jednak zepsucie ewentualnych owoców w wyniku wizyty S. Rasztikisa u J. Becka. Około dwuminutowy pobyt w jego gabinecie litewskiego gościa, po którym nasz minister nie odprowadził go do drzwi zapewne był wynikiem jakiejś trudnej tajemnicy, ale nie możemy tu zgadywać dlaczego.
Wydarzenia z wojny? Inne elementy pobytu Rasztikisa w Polsce wypadły dużo lepiej, lecz z tego co przekazał L. Mitkiewicz wynika, że bardziej przełożyły się na zewnętrzną oprawę niźli konkretne efekty. Bardzo dobrze zachował się premier Felicjan Sławoj-Składkowski okazując szacunek i dobre maniery, jeszcze piękniejsze było przyjęcie na Zamku Królewskim, jednakże wizyta litewskiego generała była spóźniona. Szansa na liczącą się dwustronną współpracę w zakresie obrony i sojuszu przepadła, także z powodu postawy władz polskich. Generał Wacław Stachiewicz przysiadając się na śniadaniu na Zamku do pułkowników Mitkiewicza i Dulksnysa i po uzyskaniu od litewskiego gościa bardzo szczerego, jasnego i prawdziwego zobrazowania sytuacji w państwach bałtyckich nie podjął w ogóle tematu i zmienił temat rozmowy. Podczas wieczornego obiadu u Edwarda Śmigłego-Rydza, marszałek nie najlepiej wypadł w roli gospodarza. Popadł w zadumę, zmienił się na twarzy i jakby postarzał; było to zaledwie parę dni po mowie Józefa Becka, kiedy ujawnione ostatecznie już zostały zamiary III Rzeszy wobec Polski.
Wieczorem na obiedzie wydanym przez posła Litwy, w Sali Malinowej hotelu Bristol, nie było żadnych mów przy stole. Mitkiewiczowi wypadło siedzieć przy dyr. Tadeuszu Kobylańskim, uznawanym za prawą rękę J. Becka. Według zapisu poczynionego we „Wspomnieniach kowieńskich” wszechwładny dyrektor przedstawiał obraz całkowicie załamanego człowieka, nie mogącego utrzymać noża i widelca. Kobylański miał dywagować na temat utraconych szans w związku z biernością Polski okazanej przed zajęciem Austrii, zamiast wspólnie z Czechosłowacją przeciwstawić się III Rzeszy. Bez względu jednak jak ocenimy te wypowiedzi, można stwierdzić jedno: refleksje Kobylańskiego były spóźnione, a co gorzej, dalszy bieg wypadków pokazał, że zabrakło właściwej koncepcji co czynić dalej. Nadzwyczajna w swym brzmieniu mowa J. Becka 5 maja 1939 r., zaostrzająca jednak konflikt zamiast udawanej (co powinno być oczywiste) woli kontynuowania kursu jakiejś współpracy z III Rzeszą, jeszcze mocniej uśmierzała obawy Zachodu (i ZSRR), że Polska podąży kursem Czechosłowacji lub ugnie się przez Hitlerem. Czy warto było dawać komukolwiek tego rodzaju pewność?
Czy ISTOTNIE trzeba było przyjąć choćby wstępnie sowieckie propozycje? Doświadczenie jakie zgromadziliśmy na wschodzie mówiło, że nie należało im ufać. Ale jednocześnie nie wolno było odwracać się plecami do propozycji obronnych ze strony ZSRR. Braterstwo broni jest jednak najsilniejszym uczuciem wiążących ludzi bez względu na ideologię. Tego też nie należało pomijać. Istniał wszakże jeszcze ważniejszy powód wszczęcia rozmów. Szło o to, ażeby na naszą miarę uczynić wszystko, by przeszkodzić zmowie wielkich sąsiadów przeciw nam, której zawsze się obawiano i na temat której otrzymywano niepokojące informacje.
Jak wynika z opublikowanych przez prof. Marka Kornata zachowanych dokumentów, z wielu stron przychodziły do Polski wiadomości dające podstawy do tego, by utracić wszelkie złudzenia co do szans na uniknięcie utraty niepodległości w wypadku kontynuowania dotychczasowej polityki zagranicznej.2 Zauważmy także, że już w 1959 r. polski attache wojskowy z Berlina płk Antoni Symański w wydanej przez Veritas książce przytoczył skierowaną doń wypowiedź byłego adiutanta asa myśliwskiego z I wojny światowej, Manfreda von Richthofena, gen. Karla Bodenschatza, z początku 1939 r. Niemiecki wojskowy głęboko przejęty wagą wykonywanej wówczas misji wprost przestrzegał polskiego attache przed nieuchronnym sojuszem Hitlera ze Stalinem, jeśli Polska nie przyjmie niemieckich propozycji.3 Ta wstrząsająca informacja nie przyniosła po stronie polskich czynników państwowych odpowiednich decyzji.
Płk Leon Mitkiewicz podał, z kolei, że czechosłowacki attache wojskowy płk. Halle (z Moskwy) w końcu lutego 1939 r. przestrzegał o planach niemieckich napaści na Czechy i Polskę w 1939 r., a węgierski attache wojskowy Desoe (także z Moskwy) w marcu 1939 r. ostrzegał o spisku sowiecko-niemieckim.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu