W pierwszych dniach października 1943 r. zakończyła się operacja „Avalanche”, czyli desant pod Salerno, której zwieńczeniem było zdobycie Neapolu1. Chociaż doprowadziła ona do kapitulacji Włoch, nie odcięła Niemcom drogi odwrotu w górę Półwyspu Apenińskiego. W istocie, przez całą kampanię włoską, począwszy od lądowania aliantów na Sycylii, mizerne tempo ich postępów dyktował przeciwnik. Niemcy w połowie października, zgodnie z założonym harmonogramem, cofnęli się z linii rzeki Volturno ok. 30 km dalej na północ, na Linię Gustawa – solidny pas fortyfikacji oparty na masywie Monte Cassino oraz płynących u jego podnóża rzekach Rapido i Garigliano. Teraz jeszcze bardziej sprzyjała im aura, ukształtowanie terenu i ogólna sytuacja strategiczna.
Środkowa część Półwyspu Apenińskiego to labirynt górskich grzbietów i głębokich dolin, dnem których o tej porze roku, aż do wiosny, płyną rwące rzeki. Brak pola manewru ograniczał możliwość użycia czołgów, natomiast niska podstawa chmur i częste opady odbierały aliantom przewagę, jaką zwykle dawało im lotnictwo. Na domiar złego, w ramach przygotowań do inwazji na Francję front włoski został ogołocony m.in. z większości środków przeprawowych. Właśnie niedostatek okrętów desantowych spowodował kryzys na przyczółku pod Salerno, gdyż wysadzony tam pierwszy rzut był po prostu za słaby. Teraz miało być jeszcze gorzej. Większość okrętów typu LST (Landing Ship, Tank), które były dostępne w basenie Morza Śródziemnego, miała wkrótce
odpłynąć do Anglii.
Dla alianckich wojsk we Włoszech taki stan rzeczy był wyjątkowo niefortunny. Szybko okazało się, że o tej porze roku Linia Gustawa jest barierą nie do sforsowania w ataku czołowym. Jedynym logicznym sposobem na przełamanie impasu był kolejny desant na tyłach wroga. Tym bardziej, że alianci mieli już spore doświadczenie w tego typu operacjach. Ponadto całkowicie dominowali na morzu. To m.in. oznaczało, że ich liczna flota pancerników, krążowników i niszczycieli mogła odpierać ogniem artylerii kontrataki na przyczółek, jak podczas lądowania na Sycylii i pod Salerno. Teraz jednak nie mogli w pełni wykorzystać tych atutów, ponieważ brakowało im okrętów desantowych.
Głównodowodzącym aliantów we Włoszech był Brytyjczyk, gen. Harold Alexander. Ten dżentelmen o nienagannej aparycji robił dobre wrażenie, ale niewiele ponadto. Nieskory do wydawania rozkazów, zwykle ograniczał się do przekazywania woli Churchilla. Z tego względu miał znikomy wpływ na to, co robili jego podwładni – zwłaszcza tacy, jak dowódca amerykańskiej 5. Armii, Lt.Gen. Mark Clark, który był obsesyjnie podejrzliwy o to, że Brytyjczycy umniejszają zasługi jego rodaków. O szczebel niżej w tej hierarchii problem był podobny. Desant pod Anzio miał przeprowadzić VI Korpus. Jego dowódca, Amerykanin Maj.Gen. John Lucas, nie przepadał za Brytyjczykami i słabo ich rozumiał; również – jeśli wierzyć jego własnym słowom – w sensie dosłownym. Niezależnie od tych narodowych animozji, żaden z wymienionych nie był wybitnym dowódcą na miarę Montgomery’ego, Pattona czy Bradleya.
U przeciwnika sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Feldmarszałek Albert Kesselring, który miał pod komendą wszystkie niemieckie wojska we Włoszech (w tym Luftwaffe i Kriegsmarine), był jednym z najbardziej utalentowanych dowódców III Rzeszy i weteranem śródziemnomorskiego teatru działań jeszcze z czasów kampanii w Afryce Północnej. Z dwóch armii pod jego komendą – 10. i 14. – tworzących razem Grupę Armii C, z desantem pod Anzio miała walczyć ta druga. Dowodzący nią gen. Eberhard von Mackensen był oficerem dwukrotnie odznaczonym za męstwo na polu walki jeszcze podczas I wojny światowej. W latach 1942-1943 dowodził 1. Armią Pancerną na froncie wschodnim. Także dowódcy obu korpusów 14. Armii – gen. Alfred Schlemm (I Korpus Spadochronowy) i gen. Traugott Herr (LXXVI Korpus Pancerny) – byli weteranami walk w Rosji.
Pierwsze przymiarki do operacji „Shingle” poczyniono na początku listopada. W pierwotnej wersji planu, desant pod Anzio miał nastąpić dopiero, gdy trzon 5. Armii Clarka przełamie Linię Gustawa i wedrze się w głąb doliny Liri, w rejon Frosinone, niecałe 100 km od Rzymu. Wówczas jedna z dywizji VI Korpusu Lucasa – tylko jedna, ponieważ na więcej brakowało środków przeprawowych – miała wesprzeć to natarcie, lądując na wybrzeżu Morza Tyrreńskiego. Plan zakładał, że z przyczółka przemieści się nieco ponad 30 km na północ i zajmie wzgórza Colli Laziali, położone między drogami nr 6 i 7, by zablokować oba te główne szlaki komunikacyjne między Rzymem a Linią Gustawa. Właśnie to strategiczne położenie Colli Laziali było powodem, dla którego desant miał się odbyć aż pod Anzio, a nie bliżej linii frontu, w rejonie Gaety czy Terraciny.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu