O potrzebie fuzji morskiej części branży obronnej na wzór sektora lotniczo-rakietowego mówi się w Europie od lat, ale jedyne co do tej pory udało się zrobić to utworzyć kilka przedsiębiorstw będących narodowymi liderami plus nieudany eksperyment w postaci przejęcia stoczni Saab Kockums w Karlskronie przez niemiecką Howaldtswerke-Deutsche Werft z Kilonii (obecnie część thyssenkrupp Marine Systems, tkMS), która w 2014 r., po latach perturbacji, wróciła pod szwedzkie skrzydła. Zarazem jeszcze do niedawna spadające wydatki zbrojeniowe w Europie i rosnąca konkurencja na rynku globalnym ze strony firm z Republiki Korei, Japonii czy Chińskiej Republiki Ludowej powodowały, że jedyną długofalową strategią zachowania nad nimi przewagi jest konsolidacja na Starym Kontynencie. Wygląda na to, że przynajmniej część militarnego sektora stoczniowego dojrzała do decyzji o scaleniu. Informacja, że pierwszymi, które podejmują działania w tym względzie, są firmy mające za sobą dwie dekady współpracy przy projektowaniu i budowie okrętów – Naval Group i Fincantieri w zasadzie nie zaskakuje.
Proces przejęć i fuzji w sektorze stoczniowym, z którym mieliśmy do czynienia od początku lat 90., doprowadził do wykreowania sześciu dużych przedsiębiorstw realizujących ponad 90% wszystkich zamówień branży w Europie. Chodzi o: francuską Naval Group, hiszpańską Navantię, holenderskiego Damena, niemiecki tkMS, włoskie Fincantieri i brytyjskie BAE Systems. Są to skonsolidowani narodowi liderzy, zdolni do wyprodukowania dowolnego okrętu dla rodzimych marynarek wojennych i zagranicznych klientów – od niewielkich łodzi patrolowych począwszy, na okrętach podwodnych z napędem jądrowym i lotniskowcach floty kończąc (te największe i najbardziej zaawansowane systemy potrafią zbudować tylko francuskie i brytyjskie firmy). Każda z nich ma więcej niż jedną stocznię (łącznie 16 z 25 ważnych europejskich stoczni), natomiast poza tą grupą pozostają jeszcze liczne, mające znikomy udział w rynku, ośrodki stoczniowe w Szwecji, Polsce, Rumunii, Portugalii czy Grecji.
Stoczniowy segment europejskiej branży zbrojeniowej znajduje się w stosunkowo dobrej kondycji finansowej. Chociaż nie może pochwalić się takimi wynikami, jak częściowo skonsolidowany europejski przemysł lotniczo-rakietowy, to jest zdecydowanie rentowny. W zależności od szacunków zatrudnia od 60 000 do ponad 80 000 ludzi bezpośrednio, a kolejnych 120÷140 tys. pośrednich miejsc pracy zależy od kondycji stoczni produkujących na potrzeby marynarki. Owych sześciu liderów całkowicie dominuje na europejskim rynku producentów na rzecz marynarek wojennych, przy czym same różnią się między sobą. Trzech z nich (BAE Systems, tkMS i Damen) znajduje się w prywatnych rękach, dwóch (Naval Group i Fincantieri) jest częściowo pod kontrolą rządów, natomiast hiszpańska Navantia w całości jest w rękach państwa. Niektóre z tych przedsiębiorstw skupiają się głównie na produkcji wojskowej, jednak większość (Fincantieri, Naval Group, Navantia i Damen) produkuje również na potrzeby cywilne, zwłaszcza w sektorze dużych statków wycieczkowych i jednostek specjalnych.
Bodaj najbardziej istotną cechą europejskiego sektora stoczniowego produkującego na rzecz marynarki, jest dominująca globalnie pozycja eksportowa. Według szacunków, europejskie przedsiębiorstwa tej branży mają ok. 80% udziału w światowym eksporcie jednostek nawodnych i niemal 85% konwencjonalnych okrętów podwodnych. Europejskie stocznie mają w wielu przypadkach znaczącą przewagę techniczną i technologiczną nad konkurentami, czego przykładem jest produkowanie przez Naval Group, tkMS, Navantię i Kockumsa okrętów podwodnych z systemami napędowymi niezależnymi od powietrza (Air Independent Propulsion, AIP).
Jak wynika ze wspólnej informacji prasowej Naval Group i Fincantieri z września 2017 r. rządy Francji i Włoch rozpoczęły prace nad tzw. mapą drogową ze szczegółami tworzącego się sojuszu. Wstępem było podpisanie międzyrządowego porozumienia na temat struktury właścicielskiej francuskiej stoczni STX France w Saint-Nazaire, w którym ustalono, że Fincantieri odkupi (co nastąpiło w lutym br.) od francuskiego skarbu państwa 50% udziałów w stoczni, podczas gdy pozostała połowa zostanie w rękach państwa francuskiego (ponad 34%), Naval Group (10%) oraz pracowników STX France i lokalnych firm (ponad 5%). Co więcej, francuski skarb państwa pożyczy Fincantieri dodatkowy 1%, aby ta mogła sprawować skuteczną kontrolę nad spółką, przy czym z zachowaniem prawa do wycofania owej pożyczki w sytuacji niespełniania przez Włochów swoich zobowiązań względem STX France. Sprawa tej stoczni stanowi pierwszy, konkretny krok do utworzenia europejskiego lidera w sektorze morskim, z którym nawet pozostałe duże przedsiębiorstwa branży nie będą mogły się równać.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu