Ponieważ sztuczne satelity były i są obiektami delikatnymi oraz wrażliwymi, ich uszkodzenie lub wręcz zniszczenie nie jest trudne. Najprościej doprowadzić do zderzenia satelity i pocisku, ale wystarcza spowodowanie wybuchu niewielkiej nawet głowicy odłamkowej, której fragmenty nie tracą w próżni energii wraz z odległością. Konstruktorzy satelitów podejmowali próby uczynienia ich bardziej odpornymi na uszkodzenie, ale – jeśli wierzyć dostępnym informacjom – nie udało się w tej dziedzinie osiągnąć zbyt wiele bez nieakceptowalnego wzrostu rozmiarów i masy.
Klasyczny sposób niszczenia satelitów ma jednak wady, z których bodaj najważniejszą jest długotrwałość procesu. Najpierw należy wykryć i zidentyfikować satelitę-cel, potem określić jego parametry lotu, przygotować do startu i wystrzelić rakietę-nosiciel pocisku, a następnie doprowadzić do zbliżenia obu obiektów na orbicie. Ten ostatni etap wymaga zwykle nawet kilku okrążeń Ziemi, gdyż zazwyczaj pocisk „dogania” cel lecąc w tym samym kierunku. Przyczyna jest prosta: większość sztucznych satelitów wystrzeliwuje się w tym samym kierunku (na wschód), aby wykorzystać dodatkową energię, zapewnianą przez ruch obrotowy Ziemi. Relatywnie długi czas lotu pocisku daje przeciwnikowi szansę wykrycia zagrożenia i podjęcia prób przeciwdziałania. Można obrócić w przestrzeni satelitę-cel w taki sposób, aby osłonić najwrażliwsze jego zespoły, a nawet zaopatrzyć satelitę w rodzaj tarczy, chroniącej przed odłamkami, którą będzie kierował w stronę nadlatującego pocisku. Można złożyć baterie słoneczne, zwinąć niektóre anteny, zamknąć osłony obiektywów aparatury rozpoznania obrazowego itd. Najbardziej radykalne sposoby przeciwdziałania to nagła zmiana orbity, albo wystrzelenie na spotkanie przeciwnika przeciwpocisku.
Dla skrócenia procedury można zastosować inny wariant przechwycenia – na kursach kolizyjnych. Pocisk wystrzeliwuje się w przeciwnym kierunku niż satelita. Prędkość zbliżania pocisku i celu jest wtedy ogromna i wprowadzanie poprawek trajektorii pocisku musi być niemal tak szybkie, jak w rakietach antybalistycznych. Na dodatek trzeba zastosować potężniejszą rakietę--nosiciel. Kolejny problem to lokalizacja pozycji startowej pocisku. Nie wszystkie orbity są bowiem osiągalne w przypadku startu z dowolnego kosmodromu. Można ten problem wyeliminować stosując forsowne manewry na orbicie i silniejsze rakiety-nosiciele, ale to bardzo komplikuje i podraża ich konstrukcję. Dlatego wskazane jest, by sieć pozycji startowych rakiet-nosicieli przeciwpocisków była stosunkowo gęsta i żeby na każdej pozycji były gotowe do użycia rakiety-nosiciele.
Bardzo prostym rozwiązaniem tego ostatniego problemu jest umieszczenie wyrzutni na nośnikach mobilnych, np. na okrętach poruszających się po oceanie, a najlepiej na samolotach. To ostatnie rozwiązanie ma jeszcze jedną zaletę – samolot może pełnić funkcję stopnia startowego dla pocisku i nadawać mu wstępnie optymalny kierunek lotu. Zalety tego rozwiązania pierwsi docenili Amerykanie i już w 1958 r. firma Martin Aircraft otrzymała rządowe zamówienie, dotyczące budowy odpalanej z samolotu rakiety antysatelitarnej Bold Orion w ramach szerzej zakrojonego programu Weapon System-199. Pierwsza wersja rakiety była jednostopniowa i napędzał ją silnik na paliwo stałe Thiokol TX-20, zapożyczony z rakiety taktycznej „ziemia–ziemia” Sergeant. Pierwsze odpalenie z bombowca B-47 nastąpiło już 26 maja 1958 r. Po nim dokonano kolejnych siedmiu, po czym uznano, że potrzebny jest pocisk o wydajniejszym napędzie. Dodano wobec tego drugi stopień z silnikiem ABL X-248 rakiety Altair. Powstała w ten sposób rakieta WS-199B. Wypróbowano ją czterokrotnie, a ostatnia próba, przeprowadzona 13 października 1959 r. była jedyną, w której celem był realny cywilny satelita badawczy Explorer 6 na orbicie o apogeum 41 900 km i perygeum 237 km. Pocisk przeleciał podobno w odległości ok. 6,5 km od niego, gdy znajdował się 252 km nad powierzchnią Ziemi, co należy uznać za sukces. Niezależnie jednak od tego powodzenia, dalsze próby wstrzymano, a na bazie Bold Oriona skonstruowano pocisk balistyczny „powietrze–ziemia” GAM-87 Skybolt, który mimo pomyślnych testów w 1962 r. też nie trafił do produkcji seryjnej. Do tematu wrócono w Stanach Zjednoczonych w 1975 r., konstruując w ramach programu Air-Launched Miniature Vehicle znacznie mniejszy, ale też dwustopniowy pocisk LTV Aerospace ASM-135A ASAT. Nosicielem był specjalnie dostosowany myśliwiec F-15A Eagle. Pocisk przenosił MHV – Miniature Homing Vehicle – stabilizowany obrotowo i sterowany za pomocą 63 miniaturowych silniczków podpocisk, naprowadzany za pomocą głowicy termoczułej i rażący cel energią kinetyczną. W latach 1984–1986 przeprowadzono pięć testów i w jednym przypadku – 13 września 1985 r. doszło do zniszczenia celu – niesprawnego satelity Solwind P-78-1, znajdującego się na orbicie polarnej na wysokości 550 km. Planowano rozmieszczenie samolotów-nosicieli w dwóch bazach lotniczych i w tym celu przebudowano 10 myśliwców, a do prób wyprodukowano co najmniej 15 rakiet. W 1988 r. program jednak wstrzymano i dotąd do niego nie powrócono.
W ZSRR często stosowano „politykę lustrzaną” w sferze uzbrojenia: gdy u przeciwnika pojawiała się istotna nowość, zarządzano pilne skonstruowanie broni podobnej, a najlepiej identycznej. Gdy więc wywiad doniósł o pracach nad Bold Orionem, zarządzono budowę jego odpowiednika. Wcześniej jednak, z inicjatywy Artioma Mikojana, w 1961 r. rozpoczęto prace nad systemem złożonym z rakiety i nosiciela, którym miał być odpowiednio zmodyfikowany myśliwiec Je-155 – późniejszy MiG-25, którego konstruowanie rozpoczęto zaledwie rok wcześniej. Dla biura konstrukcyjnego MiG nie był to pierwszy kontakt z tematyką antysatelitarną, gdyż już w 1960 r. stworzyło ono wstępny projekt satelity-pocisku, który miał być wynoszony na orbitę z użyciem rakiety R-7. Był to konkurent, opracowywanego od 1959 r. w ówczesnym OKB-52 Władimira Czełomieja, satelity IS (Istriebitiel Sputnikow – łowca satelitów). Nie wiadomo, czy biuro MiG planowało samodzielne opracowanie pocisku do proponowanego systemu, nie wiadomo też, kiedy prace nad tym tematem przerwano. W każdym razie niemal na pewno nie doszło nawet do budowy prototypu rakiety.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu