Artykuł ma na celu wyjaśnienie przynajmniej kilku takich, dotąd szerzej nieznanych spotkań. Niektóre mogły przy odrobinie szczęścia przynieść poważne sukcesy polskim marynarzom, w innych to Niemcom się nie powiodło przy próbach ataków na jednostki polskie i towarzyszące im okręty sojusznicze.
Opublikowany w lutowym „Morzu” artykuł wyjaśniał kulisy śmierci kmdr. ppor. Bogusława Krawczyka. Jego autor podkreślał, że Krawczyk do ostatka liczył na odniesienie na swoim okręcie jakiegoś spektakularnego sukcesu. Okazało się niedawno, że komandor nie miał świadomości, jak bardzo niego był bliski podczas jednego z ostatnich patroli bojowych Wilka.
Mowa tu o patrolu bojowym rozpoczętym 17 listopada 1940 r.. W tym okresie stan techniczny podwodnego stawiacza min był już bardzo zły, o czym świadczyły wydarzenia z całego tego patrolu – od samego początku aż do jego końca. To było też powodem coraz większych „rozdźwięków” między dowódcą a jego załogą. Większość marynarzy chciała służyć już na okręcie nowym, sprawniejszym i gwarantującym większe szanse na sukces, a nie na takiej jednostce, która stwarzała niebezpieczeństwo dla samej załogi, bo i bez kontaktów bojowych na Wilku często coś zawodziło.
W przypadku solidnego i długotrwałego bombardowania przez ewentualnie napotkane jednostki nawodne przeciwnika nie wiadomo było, czy tak podatny na uszkodzenia okręt będzie w stanie wrócić do bazy. Krawczyk jednak długo nie chciał ulec sile takich argumentów.
Wilka wysłano do sektora na zachód od Bergen, ale gdy wyruszył o 14:30 z miejsca zaliczył „falstart”. Awaria telegrafu maszynowego i radionadajnika zmusiła go do powrotu już trzy godziny później. Rejs ponowiono po naprawach 18 listopada. Od południa przez kolejne 6 godzin okręt poruszał się w zanurzeniu. Stwierdzono przedostawanie się wody przez nieszczelny tłumik do prawego diesla. Zwarcie w instalacji spowodowało samoczynne włączenie się klaksonu alarmowego wieczorem.
Następnego dnia, gdy Wilk zmierzał do swojego sektora na powierzchni, o godz. 06:12 wykrył go niemiecki samolot, ostrzelał z dystansu 200 m z karabinów maszynowych i zmusił do zanurzenia alarmowego. Przeczekano na głębokości 20 m jeszcze 40 minut, zanim okręt wynurzono ponownie i kontynuowano rejs. Oprócz odkrytych licznych trafień od kaemów, odnotowano już nieszczelność obu tłumików, wysoki poziom wody w zęzach i jej przedostawanie się do przedziału diesli. Stwierdzono przy tym poważne zużycie baterii akumulatorów i ich zły stan. Wyzbycie się wody (pomieszanej z olejem napędowym z przedziału silników wysokoprężnych powodowało, że okręt pozostawiał za sobą ślad na powierzchni. O godzinie 18:00 niemiecki samolot rzucił znienacka bombę, która wywołała silny wstrząs kadłuba. Gdy Wilk wynurzył się, cały czas dokonywano napraw (popękanych śrub na głowicach obu diesli, w nieszczelnych tłumikach i szwankujących pompach odprowadzających wodę). Sztorm i deszcz utrudniały działania okrętu, zwłaszcza prowadzenie nawigacji.
Awarie nadal się powtarzały, np. następnego dnia wystąpiły kłopoty z silnikami. Krawczyk jednak zamierzał kontynuować działania, zwłaszcza gdy okręt otrzymał informacje radiowe o ruchach U-Bootów zbliżających się do rejonu działania Wilka (na zachód i nieco poniżej Bergen). Taki komunikat odebrano rankiem 22 listopada o 09:40. Wkrótce wykryto odgłosy śrub okrętowych niedużej jednostki z lewej burty. Na Wilku zatrzymano silniki i wzmożono obserwację. Przeciwnik miał przepływać od polskiego okrętu w odległości zaledwie kilkuset metrów, ale przez peryskop, przy bardzo złym stanie morza – w ogóle nie było go widać. Namiary na obserwowany cel (który śledzono podsłuchem) zmieniały się bardzo szybko i wkrótce Wilk miał przeciwnika po prawej burcie. Nie było pewności, czy to U-Boot, czy patrolująca ten akwen niewielka wroga jednostka nawodna. Na to drugie wskazywałby fakt, że kręciła się ona w rejonie bytności Wilka dość długo i słyszano ją jeszcze o godz. 15:10. Do walki jednak nie doszło.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu