20 lipca szefowie sztabów poszczególnych francuskich rodzajów sił zbrojnych wygłaszali przed Komisją Obrony francuskiego Zgromadzenia Narodowego swoje sprawozdania dotyczące obecnego stanu Sił Zbrojnych Republiki Francuskiej. Wniosek ogólny jest pesymistyczny – lata oszczędności i neokolonialnych interwencji doprowadził do sytuacji, w której francuskie wojsko nie byłoby w stanie prowadzić pełnoskalowego konwencjonalnego konfliktu.
Wystąpienia poszczególnych francuskich dowódców, którym przewodził obecny szef SG SZ Francji (Chef d'État-Major des armées – CEMA) gen. armii Thierry Burkhard, były tajne. Niemniej wybrane ujawnione fragmenty wystąpień przekazano mediom, stąd francuska i zagraniczna prasa w minionym tygodniu relacjonowała ten temat, m.in. dziennik „Le Monde” 13 sierpnia. W medialnych relacjach używany jest termin wojna wysokiej intensywności (guerre de haute intensité), ale bez względu na semantykę, wnioski są te same. Generał Burkhard oznajmił parlamentarzystom, że zdolność francuskiego wojska do prowadzania działań ekspedycyjnych nie przekłada się na zdolności do toczenia wojny dużej intensywności, jaką jest starcie z licznym i silnie uzbrojonym nieprzyjacielem, które wymaga prowadzenia działań manewrowych na dużą skalę. Francuskie wojsko skupiło się przez ostatnie 20 lat na walczeniu z „nieistotnym” militarnie przeciwnikiem, którego oddziały dysponowały przede wszystkim terenowymi półciężarówkami, którymi „jeździł po pustyniach Sahelu”. Generał Burkhard wskazał też na pozytywne przykłady zmian i modernizacji SZ Francji, w tym kontekście wymienił program SCORPION (Synergie du contact renforcée par la polyvalence et l’infovalorisation) francuskich Wojsk Lądowych (Armée de Terre) czy wprowadzanie do uzbrojenia francuskiej Marynarki Wojennej nowej generacji wielozadaniowych okrętów podwodnych typu Suffren o napędzie jądrowym. Niemniej, jest to zbyt mało w stosunku do potrzeb wg Burkharda, który dlatego postulował zwiększenie finansowania wojska w obecnej perspektywie budżetowej 2019–2025 (tzw. LPM – Loi de programmation militaire).
Dowodzący Armée de Terre gen. armii Pierre Schill stwierdził, że armii brakuje zarówno uzbrojenia, jak i amunicji do jakiejkolwiek konwencjonalnej wojny. Przykładem są 155 mm armatohaubice CAESAr, których było 76, ale 18 podarowano Ukrainie. Teraz ich liczba nie zapewnia nawet potrzeb szkoleniowych. Co prawda, zamówiono kolejne 32 sztuki, ale wyprodukowanie jednej armatohaubicy trwa rok (głównie z powodu niskiej wydajności zbrojeniówki, problem dotyczy całego kolektywnego Zachodu). Braki w zaspach amunicji to typowy symptom cięć w budżetach obronnych – w pierwszej kolejności ogranicza się aktywność szkoleniową, a jednocześnie zużywa zapasy amunicji na czas wojny, które nie są odnawiane kolejnymi zamówieniami. Ten sam problem dotyczy braku zapasów części zamiennych (do tego dochodzi zjawisko tzw. kanibalizacji – przekładania sprawnych części między egzemplarzami sprzętu, aby przynajmniej jego część była na chodzie). Schill powiedział, że obecnie Armée de Terre brakuje obrony przeciwlotniczej, bezzałogowych systemów powietrznych, artylerii (zwłaszcza rażącej „głęboko” za linią frontu), systemów łączności i dowodzenia, systemów rozpoznania i środków przeprawowych (sprzętu saperskiego/inżynieryjnego). Wiceszef Sztabu Sił Powietrzno-Kosmicznych (Armée de l'Air et de l'Espace) gen. płk. Frédéric Parisot przypomniał, że kadry tego rodzaju sił zbrojnych skurczyły się o 30% w latach 2014–2019. Od 1996 r. była zamykana średnio jedna baza lotnicza rocznie. Obecnie Armée de l'Air et de l'Espace ma tylko 195 samolotów myśliwskich, natomiast 36 lat temu było ich 750. Parisot wezwał do „przywrócenia równowagi”, czyli sytuacji, w której będzie co najmniej 225 sprawnych myśliwców wielozadaniowych w linii. Dowodzący Marynarką Wojenną (Marine nationale) adm. Pierre Vandier stwierdził, że francuska flota nie ma „masy”. Liczba okrętów jest najniższa od 1945 r., jest ich dwa razy mniej niż w latach 90., i co grosza będzie nadal maleć przez kolejne dwa lata. Według Vandiera kluczem do siły floty jest lotnictwo morskie. Jak to ujął, lepiej (łatwiej) zaryzykować utratę samolotu niż „krążownika”. Admirał powiedział, że znacznie skutecznej jest wysłać do walki z nieprzyjacielską flotą myśliwce pokładowe Rafale M o zasięgu 1000 mil morskich, niż fregaty rakietowe, walka którymi przypomina szermierkę – wygrywa ten, który ma szybsze, lepiej wyposażone i uzbrojone takie okręty, i ma ich więcej.
Wszyscy dowódcy zaapelowali, żeby zwiększyć finansowanie sił zbrojnych, albo aby chociaż go nie ograniczać. Francuskie media przypominają, że od 2017 r. budżet obronny „zmierza” w kierunku osiągnięcia poziomu 2%. W latach 80. wynosił 3% (swoja drogą bardzo mało, jak na zimnowojenne standardy lat 80. zachodniej Europy). Oficjalnie francuski budżet obrony będzie utrzymany na dotychczasowym poziomie do 2023 r., w którym wzrośnie o 3 mld EUR i osiągnie poziom 44 mld. Jednak z uwzględnieniem inflacji i konieczności trzymania w ryzach deficytu budżetowego takie nakłady realnie oznaczają spadek finansowania. Do tego dochodzi widmo głębokiego kryzysu gospodarczego we Francji i całej Unii Europejskiej w wyniku nieudanej wojny gospodarczej, jaką UE wypowiedziała Rosji. Powyższe relacje zbiegły się w czasie z zakończeniem wycofywania francuskiego kontyngentu z Mali, co francuskie media także komentują w gorzkim tonie, jako przejaw tracenia wpływów przez Francję w Afryce.
15 sierpnia ogłoszono, że ostatni francuscy żołnierze tzw. Plateforme opérationnelle désert (PfOD), dotąd stacjonujący w malijskim Gao, opuścili terytorium Mali, przekraczając granicę z leżącym na wschód Nigrem – jak podkreślono – pod (zapewne huraganowym) ogniem dezinformacyjnych ataków. Na szczęście obyło się bez strat w ludziach i sprzęcie. W ten sposób zakończyła się francuska operacja Barkhane, rozpoczęta 11 stycznia 2013 r. Przy czym zakończyła się wyłącznie na terytorium Mali, natomiast będzie kontynuowana poza nim, jak to ujął francuski Sztab Generalny (głównie w Nigrze i Czadzie, które pozostają enklawami względnych francuskich wpływów w Afryce). W oficjalnym komunikacie francuskiego Sztabu Generalnego podkreślono, że w ten sposób wypełniono polecenie prezydenta Francji Emmanuela Macrona z 17 lutego br. o opuszczeniu Mali w ciągu sześciu miesięcy. W rzeczywistości ta decyzja wynikała z wypowiedzenia gościny przez obecne władze Mali, na czele których stoi p.o. prezydenta płk Assimi Goïta. Żeby było zabawniej, Goïta był szkolony przez siły specjalne US Army (tzw. zielone berety), razem z płk. Mamadym Doumbouyą z sąsiedniej Gwinei. Obu pułkowników łączy także to, że w 2021 r. przeprowadzili w swoich ojczyznach wojskowe zamachy stanu i obalili profrancuskich poprzedników (do tej listy pasuje też ppłk Paul-Henri Sandaogo Damiba, który w analogicznych okolicznościach przejął władzę w sąsiednim Burkina Faso w 2022 r.). Francuska propaganda próbuje w jakiś sposób winić za to Rosję, a czyni to tak skutecznie, że ulice Bamako są pełne plakatów z podobiznami Richarda Wagnera (nie mylić z Jewgienijem Prigożynem) i rosyjskiego prezydenta Władimira Putina.
Podobne z tej kategorii:
Podobne słowa kluczowe:
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu