22 marca dowódca Korpusu Piechoty Morskiej USA gen. David H. Berger poinformował na łamach dziennika „Wall Street Journal” o rozpoczęciu transformacji, jakiej ma być poddana dowodzona przez niego formacja. Jej podstawą – nie pierwszy raz w historii legendarnej Korpusu – mają być redukcje, z których najgłośniejszą jest całkowita likwidacja pododdziałów pancernych.
Gdy gen. Berger został w marcu 2019 r. dowódcą USMC, od początku było wiadomo, że musi się on skoncentrować na dostosowaniu Korpusu do warunków Operacji Wieloaspektowej (Multi-Domain Operation) w rejonie Pacyfiku. Potencjalnym przeciwnikiem jest tam Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza, siły zbrojne nowego supermocarstwa, które bardzo intensywnie rozwija nowoczesne systemy uzbrojenia wojsk lądowych i lotnictwa, ale też flotę oraz piechotę morską (w ciągu najbliższych lat jej liczebność ma być zwiększona do 100 tysięcy żołnierzy). Do tej pory USMC wciąż tkwił w epoce wojen ekspedycyjnych ostatniego ćwierćwiecza (np. zdobycie i okupacja Iraku), gdzie niezbędne były ciężkie siły. Obecnie nadszedł czas na powrót do tradycyjnych dla tej formacji zadań, a pomóc ma w tym przyjęty 13 marca plan.
Reforma
Zmiany mają potrwać dekadę, Korpus ma być w pełni gotowy do nowych zadań w 2030 r. Głównym celem w skali operacyjnej ma być zwiększenie mobilności formacji, m.in. przez jej „odchudzenie”. MEF (Marine Expeditionary Force, odpowiednik dywizji) mają operować na Pacyfiku w mniejszych, bardziej rozproszonych ugrupowaniach zadaniowych, które mają być bardziej adekwatne do warunków geograficznych dalekowschodniego teatru działań wojennych, na którym dominują rozsiane na ogromnych przestrzeniach mniejsze i większe wyspy. Kluczem do utrzymania amerykańskiej dominacji na Pacyfiku mają być I i III MEF, stacjonujące odpowiednio w Kalifornii i na Okinawie. Zacieśniona ma być współpraca między poszczególnymi oddziałami, ale także z US Navy. Ta ostatnia ma ulec poprawie dzięki przydzieleniu do centrów dowodzenia floty dodatkowych oficerów Korpusów. Ważną rolę mają odgrywać systemy bezzałogowe. USMC ma dysponować szeroką gamą maszyn bezzałogowych, zarówno powietrznych (liczba dywizjonów ma zostać podwojona ‒ z trzech do sześciu, mają one zostać wyposażone w bojowe bezzałogowe statki powietrzne klasy MALE MQ-9 Reaper i duże bojowe bezzałogowe statki powietrzne pionowego startu i lądowania pozyskane w ramach programu MAGTF MUX), jak i naziemnych, pełniących zadania: rozpoznawcze, bojowe oraz transportowe. Plan dowódcy USMC obejmuje także zwiększenie możliwości artylerii rakietowej o „300%”, a niebagatelną rolę w zwiększeniu możliwości USMC ma odgrywać wyposażenie go w przeciwokrętowe pociski kierowane, odpalane z wyrzutni lądowych. Nowe możliwości mają zapewniać pociski NSM, odpalane z wyrzutni M142 systemu HIMARS i wchodzące w skład systemu NMESIS (Navy Marine Expeditionary Ship Interdiction System), a także pociski manewrujące Tomahawk w wersji Maritime Strike, także odpalane z mobilnych wyrzutni lądowych. Liczba baterii HIMARS wzrosnąć miałaby z 7 do 21. Na wzrost mobilności ma przełożyć się powołanie dodatkowego – czwartego – dywizjonu wyposażonego w samoloty C-130 Hercules. Przewiduje się także inwestycje w: nowe okręty desantowe, nowoczesną amunicję (w tym kierowaną), systemy oparte o energię skierowaną (np. laserowe), nowe systemy dowodzenia, systemy walki radioelektronicznej itd.
Cena nowoczesności
Oczywiście, wzrost jednych możliwości musi się odbyć kosztem innych, tym bardziej w obecnej trudnej sytuacji finansowej. Wydaje się bowiem, że nadchodzące redukcje są wynikiem w większym stopniu kłopotów budżetowych USMC (tym bardziej, że jest to stan raczej permanentny od ponad dekady), aniżeli analiz dowództwa Korpusu. Oficjalnie jednak uzasadnienie jest inne – jak wskazano wyżej, formacja ma być lżejsza, a więc bardziej mobilna, bo przygotowana do działania na innym teatrze działań wojennych niż Bliski Wschód. Co zatem Korpus straci?
Można powiedzieć, że niemal wszystko poza tym co zostało wspomniane wyżej. Spadnie liczba batalionów piechoty. Zredukowane zostaną trzy z nich (z 24 do 21), a pozostałe będą miały mniejszą liczebność (z ok. 850 do ok. 720 żołnierzy). Wzrost siły ognia, uzyskany poprzez zwiększenie liczby i większą uniwersalność artylerii rakietowej, będzie wyraźnie mniejszy, niż mógłby być. Aż 16 z 21 baterii ciągnionych 155 mm haubicoarmat M777 zostanie rozformowanych. Ich potencjał miałby w innym przypadku pozostać niewykorzystany ze względu na to, że większość wysp na Oceanie Spokojnym ma zbyt mały obszar by prowadzić skuteczny i bezpieczny dla sił własnych ostrzał artyleryjski (ale czy nie tyczy się to HIMARS-ów o znacznie większym zasięgu?). Cięcia obejmą również komponent śmigłowcowy: zlikwidowane zostaną dwa dywizjony wiropłatów bojowych Bell AH-1Z (z 7 do 5) i trzy ciężkich śmigłowców transportowych Sikorsky CH-53E/K (z 8 do 5). Wraz z redukcją liczebności dywizjonów samolotów pionowego startu i lądowania Bell/Boeing MV-22 Osprey (rozwiązane zostaną 3 z 1) oraz likwidacją trzech kompanii inżynieryjnych (mostowych z systemami przeprawowymi LVS i LVSR) stawia to pod znakiem zapytania tezę o wzroście mobilności formacji… Dywizjony samolotów wielozadaniowych wprawdzie zostaną zachowane (18) i otrzymają samoloty Lockheed Martin F-35 w wersjach B oraz C, ale liczba maszyn w dywizjonie zmniejszy się z 16 do zaledwie 10. Najwięcej kontrowersji budzi jednak zupełna likwidacja ciężkiego komponentu pancernego, istniejącego w ramach USCM nieprzerwanie od momentu, kiedy 97 lat temu Korpus Piechoty Morskiej otrzymał pierwsze czołgi M1917 (czyli licencyjne francuskie Renault FT). Już obecnie jest on raczej symboliczny (7 aktywnych kompanii z jedynie 98, niezbyt nowoczesnymi, M1A1FEP Abrams plus mniej więcej drugie tyle sprzętu w rezerwie), ale stanowi ważne wsparcie nie tylko ogniowe, ale i psychologiczne. Niejednokrotnie czołgi samą swoją obecnością na polu walki zmuszały wroga do ucieczki czy poddania się. Wraz z nimi odejdą ze służby wozy zabezpieczenia technicznego M88A2. Trudno przewidzieć skutki tej decyzji. Podobnie jak w przypadku haubic M777, także dla Abramsów wyspy Pacyfiku mają być zbyt małe, aby można było wykorzystać ich potencjał. Czyż jednak Tajwan i Okinawa, potencjalnie zagrożone przez Chińczyków z kontynentu, nie leżą na Pacyfiku? Ile razu USMC wygrywał podczas II wojny światowej starcia na Pacyfiku dzięki wsparciu Shermanów? Tymczasem za 10 lat jedynym wsparciem bezpośrednim dla żołnierzy Korpusu będą 25 mm armaty szybkostrzelne kołowych wozów rozpoznawczych LAV-25 i 30 mm transporterów (właściwie kołowych bwp) ACV oraz lżejsze uzbrojenie. Co prawda jeszcze parę lat temu spekulowano w USA na temat możliwego zamówienia przez USMC czołgów lekkich, zapewne tożsamego z US Army typu, wybranego w ramach programu Mobile Protected Firepower (MPF), ale najwyraźniej były to co najwyżej luźne rozmyślania. Skutki tej zapewne trudnej decyzji niesposób dziś przewidzieć.
Ogółem liczebność USMC ma spaść o 12 000 żołnierzy ‒ ze 182 tysięcy do 170 tysięcy. Czy w świetle nadchodzącego kryzysu są to ostatnie redukcje, tego dziś nie sposób określić. Nie można również wykluczyć, że w ślad za piechotą morską nie pójdą pozostałe rodzaje Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych. Jedynym pocieszeniem dla Pentagonu może być to, że nie tylko Stany Zjednoczone zostaną dotknięte kryzysem gospodarczym, więc nie tylko ich wojsko będzie „mniejsze, więc lepsze”. Pamiętać jednak wypada, że w historii po wielkich kryzysach przychodziły wielkie konflikty…
(BK) | Foto: USMC |
Podobne z tej kategorii:
Podobne słowa kluczowe:
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu