Droga ewolucyjna polegała na stopniowym doskonaleniu już istniejących pojazdów. W przypadku czołgów średnich podstawę stanowił T-44, którego głównym wyróżnikiem było poprzeczne ustawienie silnika w kadłubie. Dzięki temu przedział napędowy był krótki, co przy zachowaniu niewielkich rozmiarów kadłuba umożliwiło stworzenie przestronnego przedziału bojowego. Wynikiem ewolucyjnego rozwoju T-44 były: T-54, T-55, T-62 i w znacznej mierze również T-72 oraz T-90. W przypadku czołgów ciężkich bazą do ewolucyjnego rozwoju były JS-2 i JS-3 z udanym układem jezdnym, silnym opancerzeniem i opcją w postaci odlewanej, niemal półsferycznej wieży. Droga ewolucyjna miała oczywiste zalety w postaci niewielkiego ryzyka technicznego (zmianom poddawano poszczególne elementy konstrukcji, nie zmieniając pozostałych, sprawdzonych w produkcji i eksploatacji) i krótkiego czasu od projektu do wdrożenia. Istniała także zwykle możliwość modernizacji wcześniej wyprodukowanych czołgów z wykorzystaniem rozwiązań, opracowanych dla nowszej generacji. Wadami podejścia ewolucyjnego były: relatywnie niewielka poprawa osiągów w porównaniu z poprzednim pokoleniem oraz stopniowe wyczerpywanie się potencjału modernizacyjnego konstrukcji bazowej (np. większość zmian prowadziła do wzrostu masy konstrukcji i z czasem oryginalny układ jezdny i napęd były coraz bardziej przeciążone).
Alternatywnym rozwiązaniem był sposób rewolucyjny, czyli tworzenie pojazdów kolejnej generacji niemal od podstaw, z maksymalnym wykorzystaniem nowych rozwiązań i technologii. Zaletą takiego podejścia był możliwy do osiągnięcia skokowy wzrost osiągów nowego sprzętu oraz możliwość stworzenia podstawy do późniejszego długoletniego ewolucyjnego doskonalenia konstrukcji. Wad podejścia rewolucyjnego było jednak sporo. Po pierwsze, potrzebni byli kreatywni konstruktorzy, po drugie, ryzyko techniczne było bardzo wysokie, gdyż nawet w przypadku niesprawdzenia się jednego komponentu nowej konstrukcji, całość mogła nie zostać zrealizowana. Po trzecie, cykl rozwojowy był długi, wymagał synchronizacji prac wielu branż, a liczne problemy w początkowej fazie produkcji i eksploatacji, nazywane chorobami wieku niemowlęcego, były nieuchronne.
Związek Radziecki był przy tym w szczególnej sytuacji. Z jednej strony istniały relatywnie liczne biura konstrukcji czołgów, dzięki czemu można było równolegle realizować prace ewolucyjne i rewolucyjne. Podobna sytuacja dotyczyła twórców i producentów uzbrojenia czołgowego. Znacznie gorzej było natomiast z opracowaniem i produkcją silników. Wprawdzie fabryk i biur konstrukcyjnych było niemało, ale musiały one zaspokajać potrzeby nie tylko przemysłu obronnego, ale i sektora cywilnego. Jeszcze gorzej było w sektorze, odpowiedzialnym za aparaturę obserwacyjno-celowniczą. Biura konstrukcyjne i fabryki były mniej liczne, podporządkowane różnym ministerstwom i przeciążone specjalistycznymi zamówieniami od marynarki wojennej, lotnictwa i wojsk lądowych (z czasem także sektora rakietowo-kosmicznego). Wskutek tego w najlepszym przypadku prace się przeciągały, a w najgorszym – nie realizowano ich w ogóle. Wobec braku podzespołów liczne projekty wozów bojowych pozostawały „na papierze”, a pozostałe realizowano w wariantach okrojonych. Problemy te w nieco mniejszym stopniu dotyczyły konstrukcji ewolucyjnych, gdyż wdrażano w nich selektywnie te rozwiązania, które były dostępne, nie ingerując w to, czego nie dało się wymienić na podzespoły nowego pokolenia.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu