Za przygotowanie całej operacji odpowiadał dowódca komponentu lotniczego wraz z żołnierzami z Powidza, którzy własnymi siłami zaplanowali to ekstremalne przedsięwzięcie. Licząca 8000 km podróż i bardzo trudne warunki na miejscu potwierdziły możliwości jakie oferuje M-28B/PT, doskonałe wyszkolenie załóg i personelu obsługi oraz przydatność tej platformy dla operacji sił specjalnych. Poza 11 dniami operowania w rejonie ćwiczeń samoloty i załogi zaliczyły po 5 dni lotu w każdą stronę. Te niewielkie maszyny kojarzone w Polsce głównie z realizowaniem zadań transportowo-łącznikowych oraz z akcją „Serce” zyskały wielkie uznanie wśród biorących udział w manewrach przedstawicieli jednostek specjalnych przebijając niezawodnością i możliwościami inny przybyły na miejsce sprzęt.
Ćwiczenia realizowane są w obrębie Sahelu, czyli rejonu geograficznego Afryki rozciągającego się od Senegalu po Sudan i zlokalizowanego wzdłuż południowych obrzeży Sahary. Rejon ten charakteryzuje się dużym deficytem wody i bardzo wysokim temperaturami. Celem ćwiczeń jest wypracowanie modelu kooperacji pozwalającego siłom lokalnym utrzymywać stabilność państw regionu, z jednoczesnym uniemożliwieniem wykorzystania ich terytorium jako miejsce schronienia dla ekstremistów podpalających co jakiś czas różne miejsca na świecie.
Tegoroczna edycja trwała od 9 do 20 kwietnia i wzięło w niej udział około 1500 żołnierzy z 20 państw. Zadania były realizowane w wielu miejscach na terenie Nigru, Burkina Faso i Senegalu. Do tej pory w ćwiczeniu wzięły udział takie kraje jak Burkina Faso, Kamerun, Czad, Mali, Mauretania, Niger, Nigeria i Senegal. Z państw zachodnich zaś swoje komponenty zdecydowały się wysłać Austria, Belgia, Kanada, Dania, Niemcy, Włochy, Holandia, Norwegia, Polska, Hiszpania, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone.
Koncepcja użycia samolotów M-28B/PT do wsparcia Wojsk Specjalnych nie jest nowa. Wykuwała się ona od 2013 r., kiedy to rozpoczęło się przeszkalanie polskich załóg do wykonywania nowych z polskiego punktu widzenia misji. W ramach wykonywanych z załogami C-130 ćwiczeń Aviation Detachment w Powidzu pojawiali się instruktorzy z Mobile Training Team (MTT), którzy później przeszli na samoloty C-145A, czyli amerykańską wersję maszyn z rodziny Bryza/M28/Skytruck. Dodatkowo amerykańskie dowództwo sił specjalnych zlokalizowane w Stuttgarcie (Special Operations Command Europe) uznało, że warto na Starym Kontynencie mieć sojuszniczy pododdział o podobnych możliwościach jakie oferują załogi z 6th Special Operations Squadron latające na C-145A. Doprowadziło to do nawiązania współpracy i rozpoczęcia intensywnego przygotowania polskich załóg do zadań, których do tej pory nie realizowano w kraju.
W 2013 r. przyleciał pierwszy instruktor w ramach Joint Combat Training. Oba programy szkoleniowe (MTT i JTC) mają oczywiście swoje ograniczenia, ale są bardzo cennym dodatkiem do szkoleń realizowanych własnymi siłami. Początkowo instruktorzy ze Stanów Zjednoczonych przeprowadzili lot zapoznawczy oraz ustalili zakres operacji jakie w naszej armii były realizowane przez załogi M-28B/PT. Gdy ustalono obszar niezbędny do przećwiczenia i wdrożenia rozpoczęło się planowanie poszczególnych etapów poszerzania kwalifikacji naszych załóg. Pierwszym etapem było wdrożenie lądowań na trawie, które obok C-130E Hercules zaczęły również z sukcesem realizować M-28B/PT. Wymagało to przygotowania pełnej dokumentacji i zasad bezpieczeństwa związanych z takim manewrem. Od tego czasu w Powidzu pojawiają się amerykańscy instruktorzy, którzy latają z naszymi załogami przez jeden-dwa miesiące.
Kolejnym etapem było przygotowanie załóg do lotów w goglach noktowizyjnych, które zrealizowane zostało własnymi siłami z pomocą specjalistów z Mielca. Gdy w Powidzu przeszkolono pierwszego instruktora do lotów nocnych szkolenie mogło nabrać tempa i być realizowane siłami wojska. Gdy po raz kolejny pojawił się amerykański zespół szkoleniowy instruktorzy uznali, że możliwe jest już rozpoczęcie pełnego programu lotów taktycznych, co wiązało się choćby ze zmianą myślenia czy też tak prozaicznymi sprawami jak zupełnie inne check listy wymagane przy tego typu lotach. Samo szkolenie było realizowane w bardzo ciekawy sposób. Otóż jeden z instruktorów latał z polskim dowódcą załogi, natomiast drugi z drugim pilotem. Gdy obaj zostali wyszkoleni oddzielnie musieli wykonać wspólny lot nie realizując wcześniej misji tego typu wspólnie.
Był to doskonały sprawdzian przyswojenia procedur i wymaganej standaryzacji. Próba obejmowała lot po trasie z wyjściem na cel w nakazanym czasie, zrzut z wysokości 60 m i lądowanie w wyznaczonym boxie w landing zone, przy czym trzeba pamiętać, że nie jest to duży obszar. W przypadku operacji specjalnych jest to rozpiętość skrzydeł maszyny z odpowiednim marginesem bezpieczeństwa. Tu warto nadmienić, że amerykański system szkolenia obejmuje instruktorów nad którymi znajdują się tzw. ewaluatorzy, którzy przyznają certyfikację. W trakcie szkolenia działają oni niczym cienie monitorując całą procedurę przygotowania do lotu i sam lot. Oczywiście w związku z realizowanymi zadaniami całość odbywała się w języku angielskim.
Po poprawnym wykonaniu postawionego zadania następowało jego omówienie w którym brał udział ewaluator. Procedura ta jest bardzo szczegółowa i dokładna i dla misji, która np. ukończyła się o pierwszej w nocy jej omówienie kończyło się o czwartej nad ranem. Po pozytywnej certyfikacji rozpoczął się proces przygotowywania polskiej dokumentacji taktycznej pozwalającej na lokalne szkolenie naszych załóg. W kolejnych latach mając już przeszkolone załogi i stale rosnącą bazę personelu budowaną siłami naszych Sił Powietrznych było możliwe rozpoczęcie lotów skupiających się mniej na szkoleniu, a bardziej na wykorzystywaniu nabytych umiejętności. Wraz z rozwojem kompetencji konieczne okazało się również doposażenie samolotów tak, by umożliwić skuteczne współdziałanie z jednostkami specjalnymi.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu