Vickers zbudował 153 pojazdy tego typu, z których najwięcej kupiła Polska – aż 50 szt., z których do służby wcielono 38, pozostałe wykorzystując jako źródło części zamiennych. W Polsce stały się one punktem wyjścia do opracowania jeszcze bardziej udanego pojazdu, czołgu 7TP. Zbudowano ich 25 szt. w wersji dwuwieżowej i 112 w jednowieżowej, a zatem wielkość produkcji zbliżyła się do brytyjskiej. Tajlandia kupiła 30 wozów jednowieżowych, po czym pomyślnie walczyła na nich z Francuzami w Indochinach. Finlandia użyła w wojnie zimowej z ZSRR 33 swoich wozów i także okazały się one bardzo pomocne. Związek Radziecki kupił co prawda tylko 15 wozów dwuwieżowych, ale też i licencję na ich wytwarzanie. No i z właściwym sobie rozmachem zbudował niewiarygodną liczbę 11 252 T-26, dla których punktem wyjścia był brytyjski Vickers E. Tworząc kolejne, coraz bardziej ulepszone wozy rodziny T-26 w ZSRR pokazano, jaki wielki potencjał modernizacyjny tkwił w brytyjskim czołgu.
Ale ile tych świetnych czołgów kupili sami Brytyjczycy? Cztery. Tak, cztery sztuki. W Wielkiej Brytanii Vickers E większego zainteresowania nie wzbudził. Dlaczego?
W 1914 r. wielkie europejskie mocarstwa starły się w śmiertelnym zwarciu. Karabiny maszynowe oraz szybkostrzelna artyleria zaczęły zbierać nieprawdopodobnie krwawe żniwo. Wojska „zatrzymały się” w okopach, zaczęto ustawiać zasieki z drutu kolczastego, umacniać się. Budowano schrony i ziemianki, umocnione stanowiska ogniowe a przede wszystkim kolejne linie transzei, następne pozycje obronne, na które w razie konieczności można się było wycofać i znów stawić opór. Z tego powodu każda próba przełamania obrony kończyła się masakrą atakujących. Nie pomagały kilkudniowe, intensywne ostrzały artyleryjskie. Obrona była nie do pokonania, a siła ognia porażająca.
Odpowiedzią na to wyzwanie stał się czołg. Co ciekawe, pomysłodawcą lądowych pancerników był nie kto inny, jak Winston S. Churchill, wówczas I Lord Admiralicji, który postanowił wykorzystać doświadczenia z wojen morskich. A gdyby tak po lądzie pełzał opancerzony pancernik, nie bojąc się ognia wroga, a zwłaszcza potwornych karabinów maszynowych? To właśnie od owego pełzania czyli czołgania pochodzi polska nazwa czołg. Angielska nazwa wzięła się od kodowej nazwy pojazdu „tank”, czyli zbiornik. A Niemcy nazwali te wozy „panzer”, czyli opancerzone. Po francusku char d’assaut, czyli wóz szturmowy, a po włosku – carro armato, czyli pojazd pancerny. Ale niezależnie od nazwy i jej pochodzenia, pierwsza i najważniejsza cecha była oczywista – pancerz chroniący przed ogniem, co najmniej przed kulami karabinów maszynowych i odłamkami pocisków artyleryjskich. Broniący się przeciwnik prowadzi ogień ze wszystkiego, co ma, a czołgi niestrudzenie idą do przodu, same strzelając. Aż w końcu pokonują okopy i robią wyłom. A za nimi wkracza do akcji piechota, oczyszczająca okopy z tych, którzy nie uciekli.
Pierwszą linię obrony można było teraz przełamać. Po przygotowaniu artyleryjskim czołgi szły do przodu, miażdżyły przeciwnika, rozstrzeliwały go swoim uzbrojeniem. Za nimi kroczyła piechota i robiła swoje, zajmując teren. Ten walec toczył się jednak w tempie idącego żołnierza, a często nawet wolniej. W tym czasie na przygotowane kolejne linie obrony ściągano świeże siły, pchano odwody i rezerwy, na oś natarcia kierowano silny ogień artylerii. I wkrótce natarcie natrafiało na mur nie do przebicia. Nawet z czołgami. Anglicy zrozumieli: potrzebny jest jeszcze jeden czołg. I tak powstał Whippet.
Whippet to rasa psa. A dokładnie – Chart wyścigowy. Ten czołg nazwano tak nie bez przyczyny. Wóz znany oficjalnie jako Medium Mark A Whippet rozwijał prędkość 14 km/h. Może nie było to dużo, ale zdecydowanie więcej niż w godzinę mógł pokonać piechur. Po przełamaniu obrony, planowano w wyłom wprowadzić „charty”, które miały popędzić ku ważnym obiektom terenowym. Miały zajmować dogodne do zorganizowania obrony punkty i rubieże, skrzyżowania dróg, blokując podejście i rozwinięcie odwodów wroga, miały oczyścić korytarz, by się nim wlała piechota wraz z wolniejszymi czołgami wsparcia. Dzięki Whippetom można też było zaryzykować i w wyłom wprowadzić kawalerię – niech buszuje na tyłach wroga, niszczy sztaby, składy i tabory, rozprasza wojska.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu