Decyzje podjęte pod koniec września 1938 r. na konferencji monachijskiej zakończyły pewien etap w historii Europy. Było oczywiste, że Niemcy stały się równoprawnym partnerem innych mocarstw europejskich, a duża część ustaleń pokojowych kończących Wielką Wojnę została zanegowana. Przyszłość miała dać odpowiedź, czy utrzyma się cały system wersalski – nie w odniesieniu do Niemiec, ale do całej Europy.
III Rzesza zjednoczyła w swoich granicach niemal wszystkich Niemców i znacznie powiększyła swoje terytorium. Sukces nie był jednak całkowity: nie osiągnięto granic z 1914 roku, a u sąsiadów pozostały całkiem liczne mniejszości. Liczone w setkach tysięcy grupy mieszkały we Francji, w Polsce, we Włoszech oraz w Protektoracie Czech i Moraw. Nieco mniejsze – w Danii, Belgii, państwach bałtyckich, a także innych krajach. Rozwiązaniem mogło być albo „powiększenie niemieckiej przestrzeni życiowej” – czyli podboje, albo „powrót do ojczyzny”, czyli – mniej lub bardziej dobrowolna – wymiana ludności. Jak się zdaje niemieckie władze państwowe skłaniały się raczej ku tej drugiej możliwości.
Niemiecki sukces zaniepokoił pozostałe państwa europejskie, szczególnie Francję, Polskę i Wielką Brytanię. III Rzesza mogła zagrozić francuskiemu systemowi bezpieczeństwa opartemu na sojuszach, mogła zagrozić zachodnim granicom Rzeczypospolitej, a także naruszyć europejską równowagę w czasie, gdy Londyn martwił się o sytuację na Dalekim Wschodzie: w Indiach i Chinach. Także rządy innych państw poczuły się zaniepokojone – a raczej: utraciły bezpieczny komfort – byli to zarówno sojusznicy Francji (chociażby Rumunia i Jugosławia), jak i jej oponenci (m.in. Włochy, Węgry).
Najprawdopodobniej dałoby się uniknąć wojny, gdyby Adolf Hitler wybrał politykę obłaskawienia swoich sąsiadów zaniepokojonych nadmiernym wzrostem potęgi III Rzeszy. Można byłoby ją nazwać – w opozycji do „appeasementu” – Beschwichtigungspolitik. Francja i Wielka Brytania nie były aż tak zainteresowane ani obroną status quo – o wojnie prewencyjnej nie wspominając – żeby zdecydować się na agresję przeciwko Niemcom. Polska była zadowolona z pokojowych stosunków z Rzeszą, poza tym dbała o zachowanie równowagi w stosunkach ze wschodnim i zachodnim sąsiadem. Państwa europejskie właśnie wychodziły z kryzysu i wolały się skupić na rozwoju gospodarczym, a nie militarnym. Ekonomia wskazywała zresztą na sukces aliantów – Niemcy w pewnym momencie musiałyby spłacać kredyty zaciągnięte na rozbudowę Wehrmachtu. Swego czasu propagowany był nawet pogląd, że III Rzesza weszła na ścieżkę wojenną w chwili rozpoczęcia zbrojeń. Nikomu chyba nie przyszło do głowy, że koszty wojny byłyby najprawdopodobniej większe niż koszty kryzysu gospodarczego wywołanego brakiem wojny.
Hitler wybrał drogę konfrontacji, czy też – jak rozumowano w Berlinie – zabezpieczenia sobie tyłów. W niespełna miesiąc po konferencji monachijskiej – 24 października 1938 r. Joachim von Ribbentrop – nowy minister spraw zagranicznych Rzeszy – przedstawił ambasadorowi Polski w Berlinie Józefowi Lipskiemu propozycję uporządkowania istniejących między obydwoma krajami punktów spornych. Chodziło przede wszystkim o przystąpienie Polski do paktu antykominternowskiego. Był to dziwny sojuszu podpisany przez Niemcy i Japonię 25 listopada 1936 r. w Tokio, do którego 6 listopada 1937 r. dołączyły Włochy. Sojusz był dziwny dlatego, że choć nominalnie wymierzony przeciwko Kominternowi – a więc Związkowi Sowieckiemu – faktycznie grupował państwa wrogie Wielkiej Brytanii i Francji. Oprócz zerwania z Francją, Warszawa miała wykonać gesty dobrej woli wobec Berlina – przedłużyć polsko-niemiecką deklarację o niestosowaniu przemocy na 25 lat, wyrazić zgodę na przyłączenie Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy oraz na przeprowadzenie eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej przez polskie Pomorze do Prus Wschodnich.
Czy Polska mogła zaakceptować takie rozwiązania? Kwestie, na które przez długi czas historycy, publicyści – a przede wszystkim propagandziści – zwracali uwagę, czyli „oddanie Gdańska i budowa eksterytorialnej autostrady”, były w gruncie rzeczy zmianami kosmetycznymi. Gdańsk nie był częścią terytorium Rzeczypospolitej, tylko państwem pod protektoratem Ligi Narodów. W drugiej połowie lat 30. – po wybudowaniu portu w Gdyni – miasto to nie miało dla Rzeczpospolitej większego znaczenia gospodarczego (zresztą Berlin gwarantował utrzymanie polskich przywilejów). Miało jednak znaczenie propagandowe – i to przede wszystkim na scenie międzynarodowej. Polska zgoda na jego połączenie z Rzeszą byłaby ciosem dla Ligi Narodów, a przede wszystkim – publicznym upokorzeniem Francji.
Eksterytorialna autostrada i linia kolejowa miała również symboliczne znaczenie, tym razem jednak pozytywne. Czemu zaprzyjaźnione państwo miałoby utrudniać kontakty pomiędzy poszczególnymi częściami Niemiec? Poza tym rozwiązanie takie było proponowane już od lat 20. i to nie przez kręgi niemieckie – ponieważ było symbolem porzucenia przez Berlin planów inkorporacji całego polskiego Pomorza – a przez środowiska związane z Ligą Narodów. Wydaje się, że przyjęcie takich rozwiązań terytorialnych rzeczywiście zakończyłoby spory terytorialne pomiędzy Berlinem a Warszawą.
Najważniejszym postulatem było jednak przyłączenie się Polski do paktu antykominternowskiego, a więc zerwanie sojuszu z Francją. Byłby to na pewno wielki dyplomatyczny sukces Berlina, bowiem za Rzeczpospolitą swój akces do bloku niemieckiego ogłosiłyby zapewne państwa bałtyckie, a przede wszystkim Rumunia. Królestwo to było związane dość ogólnikowym sojuszem z Francją oraz sojuszem z Jugosławią i Czechosłowacją wymierzonym w państwa „reakcyjne”: Węgry, Bułgarię i Austrię (w rozumieniu „habsburskim”). Po konferencji monachijskiej Mała Ententa – tak nazywano związek Rumunii, Jugosławii, Czechosłowacji – przestała istnieć. Mała Ententa była sojuszem podwójnie, a nawet potrójnie egzotycznym – czyli takim, w których jedna ze stron nie ma interesu wspierać drugiej. Każdy kraj miał bowiem wrogiego sobie sąsiada, z którym jego alianci mieli bardzo dobre stosunki.
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu