Lutowa zapowiedź ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka o realizacji programu pozyskania okrętu obrony wybrzeża – obecnie wiadomo, że chodzi o fregaty – pod kryptonimem Miecznik wzbudziła entuzjazm wśród sympatyków Marynarki Wojennej. W ślad za nią w przestrzeni medialnej pojawiły się jednak niepokojące informacje o trybie i tempie wyłonienia zagranicznego partnera przemysłowego oraz samej budowy fregat, co wzbudziło zaniepokojenie m.in. Komisji Obrony Narodowej Sejmu RP.
Marynarka Wojenna nie ma już czasu do stracenia, to pewne. W tej sytuacji zapowiedź rychłego przekucia słów w metal wraz z zapewnieniem finansowania to dobre informacje. Jeszcze w lutym w publicznych wypowiedziach minister Mariusz Błaszczak zapowiadał, że umowa na budowę okrętów zostanie podpisana do połowy tego roku. Doświadczenie liderów wśród morskich państw NATO pokazuje jednak, że kilka miesięcy to okres niewystarczający na przeprowadzenie konkurencyjnej selekcji wśród dostawców technologii okrętowych. W odpowiedzi na pytania portalu zbiam.pl służby prasowe Ministerstwa Obrony Narodowej napisały, że pozyskanie okrętów Miecznik jest priorytetowym zadaniem resortu obrony do realizacji w 2021 r., „a podpisanie umowy nastąpi w możliwie najszybszym terminie”.
Nie jest więc pewne, kiedy kontrakt zostanie podpisany. Zaniepokojenie mogą budzić też inne deklaracje ministra, w tym dotyczące trybu budowy „1+2”, czyli podobnie jak w przypadku niszczycieli min typu Kormoran II, produkcji prototypu, jego testowanie, a dopiero później kontynuacji zakupu jednostek seryjnych, prawdopodobnie różniących się od pierwszej jednostki. Taki sposób budowy okrętów wojennych w oparciu o gotowy projekt jest w zasadzie nieznany na świecie. Jeżeli faktycznie MON zastosuje tryb „1+2”, to większość zalet związanych z budową seryjną okrętów, takich jak obniżony koszt wynikający z ekonomii skali, stałe usprawnianie procesu produkcji, czy wreszcie sprawdzony i możliwie bezproblemowy transfer technologii do polskich stoczni, zostaną w całości zaprzepaszczone. Pozostaje mieć nadzieję, że resort obrony przemyśli jeszcze tę sprawę i pójdzie sprawdzoną na całym świecie drogą budowy okrętów w serii.
Nadzór ministra i zaniepokojenie posłów
Do powyższych dołączyły wiadomości medialne o niejasnym wyborze konkretnego zagranicznego partnera biznesowego do budowy fregat w ramach programu Miecznik czy postawienie zarzutów byłym oficerom Inspektoratu Uzbrojenia w związku z innym programem zakupu okrętów dla Marynarki Wojennej. Otuchą ma być zapewnienie ministra Błaszczaka, że będzie on osobiście nadzorował przebieg procesu pozyskiwania fregat, aby nie powtórzyły się błędy z przeszłości.
Problem w tym, że nie wiadomo, co dokładnie oznacza, że minister będzie osobiście nadzorował to przedsięwzięcie. Zapytaliśmy o to resort obrony, ale służby prasowe w przesłanej odpowiedzi nie odniosły się do tego zagadnienia. Cała sprawa wzbudziła zresztą zaniepokojenie posłów z Komisji Obrony Narodowej Sejmu RP. Członek SKON, poseł Koalicji Obywatelskiej Paweł Poncyljusz w rozmowie z agencją informacyjną Newseria zaznacza, że przetarg dotyczący tak dużego programu modernizacji technicznej Sił Zbrojnych RP powinien mieć przejrzysty i otwarty charakter.
– Kto by nie był wykonawcą tego programu po polskiej stronie, będzie musiał posiłkować się partnerami zagranicznymi. Dostawca technologii nie jest jednak wyłaniany na zasadzie przetargu na poziomie ministerstwa czy Polskiej Grupy Zbrojeniowej, tylko w dość mętnym systemie dobierania partnerów na zasadzie widzimisię czy prywatnych kontaktów – zaznacza Poncyljusz. – Podstawowym zarzutem, jaki dziś stawiamy Ministerstwu Obrony Narodowej jest nietransparentny wybór partnera, o ile ten partner jest. Skoro minister Błaszczak podpisuje decyzję o uruchomieniu po raz kolejny programu Miecznik, i to praktycznie z dnia na dzień, to oznaczałoby, że jakiś partner został wybrany. Nie wiemy jednak, w jakim trybie, czy dokonano wcześniej jakichkolwiek analiz albo porównania ofert, aby z jednej strony zoptymalizować cenę, a z drugiej zagwarantować polskim przedsiębiorstwom odpowiedni transfer technologii – dodaje.
Najdroższy program w najkrótszym terminie
Miecznik będzie najdroższym programem związanym z modernizacją Marynarki Wojennej. Ze względu na stan naszych sił morskich jest on pilny, ale nie jest to powód do zaprzepaszczania szansy na wybór optymalnej drogi do pozyskania okrętów i reanimacji oraz unowocześnienia przemysłu stoczniowego, szczególnie w sektorze państwowym.
Podmiotem wiodącym, czyli wykonawcą, w programie Miecznik będzie PGZ Stocznia Wojenna. 15 kwietnia MON wysłał zaproszenie do negocjacji w sprawie pozyskania fregat dla Marynarki Wojennej RP. Jak poinformowało zbiam.pl Ministerstwo Obrony Narodowej, zgodnie z nim, za określenie sposobu realizacji zamówienia i spełnienia postawionych wymagań odpowiedzialny jest wykonawca. Z nieoficjalnych doniesień prasowych wynika, że PGZ SW rozesłała do kilku doświadczonych stoczni zachodnich zaproszenia do składania ofert technicznych i finansowych, dając im jednocześnie zaledwie kilka tygodni na ich przygotowanie. Jest to zapewne efekt nacisków MON na szybkie załatwienie sprawy i podpisanie umów, lub, co sugerują media, możliwej preselekcji zagranicznego partnera stoczniowego – dostawcy projektu i technologii budowy fregat. Oznaczałoby to, że MON ma już gotowe rozwiązanie w tym zakresie. O ile to prawda, nie są to bynajmniej dobre informacje.
Praktyka innych państw wskazuje, że to właśnie konkurencyjna i transparentna procedura wyłonienia zagranicznego dostawcy fregat pozwoli zamawiającemu na uzyskanie najniższej ceny za okręty oraz najkorzystniejszych warunków współpracy dla polskiego przemysłu stoczniowego zarówno prywatnego, jak i będącego częścią Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Musi on potrwać tyle, aby przemysł mógł się do niej przygotować, a zamawiający miał czas na rzeczową ocenę otrzymanych propozycji i późniejsze równoległe negocjacje z wieloma oferentami, tak by uzyskać od nich najlepsze dla polskiego przemysłu warunki, np. dotyczące budowy kolejnych okrętów lub innych zleceń dla stoczni po zakończeniu programu Miecznik. W każdym z tych przypadków zakres współpracy może przekraczać kompetencje PGZ Stoczni Wojennej, odpowiedzialnej dziś za selekcję zagranicznych dostawców fregat. Tymczasem wygląda na to, że wybrany przez resort obrony podmiot ‒ PGZ SW ‒ ma samodzielnie wyłonić partnera i to w czasie utrudniającym, a być może nawet uniemożliwiającym niektórym potencjalnym oferentom przygotowanie i złożenie propozycji w tym zakresie. Ograniczając liczbę podmiotów oraz czas oceny ich ofert stawiamy się na straconej pozycji negocjacyjnej i będzie nam trudno uzyskać optymalny wynik w relacji koszt-efekt.
Należy podkreślić, że wybór zagranicznego partnera przemysłowego w oparciu o zasady konkurencyjności i transparentności, które są ściśle związane z odpowiednio skrupulatną oceną całościowych, dobrze przygotowanych ofert, pozwoli w możliwie najszerszym stopniu na wejście w posiadanie przez Marynarkę Wojenną okrętów faktycznie spełniających jej potrzeby bez konieczności przepłacania, przy jednoczesnym ograniczaniu ryzyka dla PGZ i zapewnieniu odpowiedniego zwrotu technologiczno-przemysłowego dla polskiej gospodarki.
Czy czeka nas powtórka z projektu Gawron/Ślązak?
Co gorsza, MON planuje powtórzyć zabieg znany z programu Kormoran II, czyli budowy w systemie „1+2”. Zdaniem resortu obrony „przyjęty sposób pozyskania okrętów pozwoli na optymalne pozyskanie pierwszego okrętu w konfiguracji dostosowanej do potrzeb Marynarki Wojennej RP oraz skuteczną implementację posiadanych, narodowych zdolności w budowie okrętów. Pozwoli to również na zbudowanie potencjału wiedzy, umiejętności i technologii w krajowych podmiotach przemysłowych i badawczo-naukowych, a także sprawną budowę kolejnych jednostek z uwzględnieniem ewentualnych uwag użytkownika”. Przypomnijmy więc, o co chodziło w programie Kormoran II. W 2013 r. zawarto umowę ramową na pracę badawczo-rozwojową dotyczącą produkcji i prób prototypu z opcją na dwie jednostki seryjne, których konstrukcja oraz wyposażenie zostaną skorygowane w wyniku doświadczeń użytkownika z pierwszym okrętem. Cztery lata później ORP Kormoran podniósł banderę, ale nie oznaczało to bynajmniej, że został przyjęty do służby w Marynarce Wojennej. Rozpoczęto wówczas badania eksploatacyjno-wojskowe, które prawdopodobnie trwają do dziś (ewentualnie zakończyły się niedawno)! Jakby tego było mało, seryjne Albatros i Mewa będą w sporej mierze innymi okrętami, co jest efektem wymagań użytkownika, który doszedł do wniosku, że wiele rozwiązań prototypu nie spełnia jego oczekiwań. Doprowadziło to do opóźnienia ich budowy oraz eskalacji kosztów programu. Od chwili podpisania umowy MW RP otrzymała okręt prototypowy, a kolejne dwa ma dostać w przyszłym roku, osiem lat później. A mówimy o okrętach klasy niszczyciel min. Teraz czeka nas powtórka, ale o skali złożoności fregaty. Prototyp będzie więc kolejnym po ORP Kaszub, Ślązak i Kormoran jedynakiem, zaś para seryjna, jeśli powstanie, stanowić będzie inny standard, zapewne głównie w obszarach systemu walki, nawigacji i łączności.
Poza tym zaprzepaszczamy możliwość jednorazowego zakupu najdroższych mechanizmów, urządzeń i elementów systemu walki. Będziemy musieli osobno zakontraktować je do prototypu, potem zaś do fregat seryjnych. Rzecz jasna nie działa tu hipermarketowa zasada „kup dwa, a trzeci dostaniesz gratis”, ale łatwo sobie wyobrazić, że przy cenach uzbrojenia, radarów, sonarów itp., ich zakup jednorazowy da istotne z punktu widzenia budżetu programu oszczędności.
Argumentacja MON o potrzebie rozwoju „potencjału wiedzy, umiejętności i technologii w krajowych podmiotach przemysłowych i badawczo-naukowych” może przekonywać, ale tu trzeba zadać pytanie, czy program budowy fregat jest do tego dobrym „poligonem”? Czy stać nas na wieloletnie dopracowywanie fregaty przeciwlotniczej wyposażonej np. w system zarządzania walką opracowany przez polski przemysł, który nie posiada większych doświadczeń w tym zakresie? Może odpowiedniejszym czasem na „trenowanie” będą remonty główne połączone z modernizacjami będących już w służbie okrętów, w których udział polskich podmiotów byłby możliwie duży?
Podobne z tej kategorii:
Podobne słowa kluczowe:
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Pełna wersja artykułu
Artykuł dotyka sedna.. z punktu widzenia nas osób nie znających szczegółów wcześniej negocjowanych mieczników i czapl.. zgadam się, że formuła 1+2 to OBŁĘD.. i wielka strata finansowa.. chyba, że zakładamy sztywno wykorzystanie konkretnego kadłuba i znamy wymiary siłowni, zgrubne potrzeby różnego rodzaju zbiorników na paliwo dla okrętu i śmigłowców, oczyszczalni/odsalarni.. wtedy można zakupić te elementy od razu.. przy założeniu wdrożenia fregaty w ciągu 24 mcy i 12 mcy testów podczas których budowane będą już kadłuby i montowana siłownia oraz ww. i inne elementy..
co do uzbrojenia też można tak zrobić .. zatem efekt skali zostanie utrzymany.. I TU JEST HACZYK - to wszystko musi zostać zapisane w umowach bez możliwości odstępstwa od nich.. bo 2023 Błaszczak zniknie.. a z nim pozostałe fregaty..
Formuła 2+1 jest droga i nielogiczna, poza tym jestem spokojny o Miecznika, chyba że wybory wyniosą do władzy ludzi którzy nic nie potrafią.
Obecny szef MON jest skuteczny chociaż cele osiąga czasem w katastrofalny sposób, F-35 będą ale bez offsetu, HIMARS i Javelin to samo, Merlin fajnie że kupione z serwisem w Łodzi ale cena... Wisła rozbita na dwa etapy jak chcieli Amerykanie, Raytheon do dziś offesetu nie podpisał, sprzęt kupuje fakt, ale sposób w jaki to robi, głowa boli...
Jeśli zakup to od razu 3 fregaty a nie jakieś formuły 1+2 które mogą skończyć się klęską. Pierwszą fregatę powinien wykonać w całości zagraniczny producent przy udziale polskich kadr, które powinny się szkolić w tym czasie i nabywać nowe kompetencje w pierwotnym miejscu produkcji. Druga z kolei jednostkę można częściowo wykonać już w Polsce a trzecią w całości przy dalszym wsparciu kooperanta i tak stopniowo i płynnie możemy nabywać doświadczenie pozyskując z mniejszym ryzykiem te cenne jednostki morskie angażując wielu krajowych poddostawców w ich budowęn. Trzy fregaty powinny być obowiązkowo uzupełnione kilkoma korwetami rakietowymi z funkcją ZOP oparte nawet na zakupionej już licencji Meko-A100 z odpowiednimi modyfikacjami plus kompatybilne dozbrojenie obecnego ORP- Ślązak. Wtedy będzie niezły potencjał MW w połączeniu z kontynuacją innych ważnych programów morskich.
Internetowe domysły i ploteczki 🙂 Trochę dezinformacji 🙂 Jak to w mediach społecznościowych. Jakie są fakty? Podejrzewam, że ze względu na koszty i wyśrubowane wymagania chce się zastosować formulę 1+2. Polski "Miecznik" będzie w ten sposób odpowiednikiem francuskich niszczycieli rakietowych typu "Cassard", czy włoskich krążowników śmigłowcowych typu "Andrea Doria". W rzeczywistości analizowane są propozycje kilku (czterech?) stoczni mających swoje siedziby w państwach europejskich. Nie ma wśród nich podobno stoczni naszego zachodniego sąsiada (dziwne, prawda?). Być może ze względu na fakt, że do spełnienia wszystkich wymagań wypracowanych w programie "Miecznik" potrzebna będzie duża-o wyporności rzędu 4000-6000t-platforma. Chyba, że mocno ograniczy się zadania z zakresu obrony przeciwlotniczej (najdroższa i faktycznie zagrażająca powodzeniu budowy część ewentualnego kontraktu).